piątek, 25 września 2009

47. "Kodeks 46" (2003)






"Code 46", reż. Michael Winterbottom (Wlk. Brytania, 2003). W niedalekiej pzryszłości obywatele kontrolowani sa przez państwo, aż po regulacje urodzin oraz intymne stosunki. Państwo dba, aby nie powstawały genetyczne mezalianse, co reguluje tytułowy kodeks nr 46. Obywatele lepsi genetycznie żyją w metropolii, zaś gorsi - bez prawa wstępu do niej - na otaczającej nertopolię pustyni. William udaje się do Szanghaju w celu zbadania sprawy przecieku przepustek w ręce osób nieuprawnionyhc. Na miejscu poznaje Marię i to spotkanie odmienia jego życie...
Film świetny. Klimat - bomba. Współtworzą go rewelacyjna muzyka i zdjęcia. Nie jest to klasyczne science-fiction, fani takiego mogą odczuć rozczarowanie; film raczej opowiada o uczuciu dwojga ludzi w zindustrializowanym świecie; ich związek zdaje się być tak samo odhumanizowany, jak otaczająca ich rzeczywostość. Są też w filmie aluzje społeczne (podział na posiadąjących i nie posiadających możliwość wstepu do pewnych stref). Miałem wrażenie, że ów filmowy Szanghaj to przede wszystkim miasto, poza nim (długie zdjęcia z lotu ptaka jak w "Rekolekcjach na temat ciemności" Herzoga) to raczej pejzaże Bliskiego Wschodu.
Sen Samanthy Morton według mnie jak najbardziej na miejscu, bo to jest sugestia jej przeznaczenia. Być może jest to tez aluzja do "Nieba nad Berlinem", w którym Marion śni Damiela, by później spotkać go na jawie.
Cały film jest raczej chłodny, żeby nie rzec, że wręcz zimny, w swojej atmosferze i to może odrzucać widza łaknącego gorącej rozrywki, utrudniać odbiór. Dla mnie jest to jednak zaleta. Film leciał ostatnio na TVP Kultura pod tytułem "Pafagraf 46".

46. "Kroki w chmurach" (2000)







"Dhaai akshar prem ke", reż. Raj Kanwar (Indie, 2000). W wyniku pomyłki Karan zostaje pzrez rodzinę Sahiby wzięty za jej męża Oboje nie potrafią się z tego wyplątać i brną w kłamstwo coraz dalej. Karan jest jednak związany z inną kobietą...
Jak to bywa w operze mydlanej, mamy do czynienie ze światem pozorów. Nic nie jest tu rzeczywiste i prawdziwe, wszystko pozorne i wystawne. Film indyjski nauczył się pokazywać pozory rzeczywistości w zachęcający, atrakcyjny sposób. Łączy w sobie wiele gatunków filmowych: melodramat, komedię, sensację, musical. Jak żadna chyba obecnie kinematografia na świecie, konematografia indyjska odwołuje sie do tradycji kina, tworząc pełne przepychu widowiska. W filmie na wszystko jest czas; prosta akcja jest opowiadana na różne, często wodewilowe sposoby, posuwa się do przodu, ale nie odczuwa przymusu jakichś rygorów, mamy więc sporo miłych dygresji, jak na przykład barwny korowód weselny na traktorach śpiewający chóralną miłosna piosenkę (jeśli ktoś myslał, że miłość może być wyznawana na traktorze jedynie w sowieckiej Rosji w latach 30-tych, ten tkwi w wielkim błędzie). Reżyser potrafi świetnie zbudować zarówno sytuacje melodramatyczne jak tez i dramatyczne. Pełnymi garściami czerpie się w tym filmie z istniejących w kulturze wzorców, archetypów, jest raz szekspirowsko, raz teledyskowo, innym razem egzystencjalnie, by za chwilę było kryminalnie. Wszystko to mieści się w jednej konwencji wodewilowego widowiska. Bardzo dobrze się to ogląda i jest mniej pretensjonalne od niektórych kultowych produkcji uesańskich, na pewno zaś mniej niesmaczne. Jesli ktoś ma pomylone pojęcie, co jest rozrywką lub zabawą, to powinien obejrzeć.
Muzyka to osobna sprawa. Film aż iskrzy się od piosenek. Muzyka jest wyśmienicie zaaranżowana i niezwykle różnorodna. Mamy więc współczesna muzyke indyjską, ale za chwilę pojawia się trąbka, gitara elektryczna, sitar, rzewna gitara akustyczna, saksofon. Kompozycje tworzą swoisty callage stylistyczny.

45. "Once" (2006)







"Once", reż. John Carney (Irlandia, 2006). Historia spotkania dwojga ludzi. On jest ulicznym grajkiem, ona emigrantką z Czech. Świetny film. Prosty, ludzki, bezpretensjonalny. Kręcony nieco pod Dogmę taką nerwową niestabilną kamerą, co daje spore wrażenie autentyczności. Kilka surrealistycznych scen, jak przechadzka zatłoczoną ulicą z odkurzaczem ciągnionym za rurę. Polonicum, czyli plakat Chopina na ścianie w irlandzkim sklepie z instrumentami, aż zrobiło mi się bardzo miło. Poza tym sporo świetnej muzyki (chociaż tu mały minus za zbytnią monotonię).

44. "Królowa Śniegu" (1957)







"Снежная королева", reż. Lew Atamanow (ZSRR, 1957). Film na podstawie jednaje z najbardziej znanych baśni Andersena. Kaj zostaje uprowadzony przez tytułowa Króloą Śniegu, Całując go mrożącym pocałunkiem, Królowa sprawia, że Kaj zapomniał o przeszłości. Zrozpaczona przyjaciółka Kaja, Gerda, wyruszsa na jego poszukiwanie.
Co tu sie rozpisywać, ten film jest kolejnym przykładem na to, że w cieniu Disneya powstawały wspaniałe animacje, wzruszające i piękne historie. Rysunek jest jak na lata 50-te niezwykle stranny, dojrzały rzekłbym i raczej nie przerysowany, jak to u Disneya powszechnie bywało. Poza tym film Atamanowa powstał dwa lata przed fantastyczną Disneyowską ekranizacją "Śpiącej królewny" i kto wie, czy pod względem rysunku, jego staranności i malarskości nie była to jedna z inspiracji dla Clyde'a Gieronimego? Historia jest w filmie przedstawiona bardzo wiernie w stosunku do literackiego pierwowzoru.

czwartek, 24 września 2009

43. "Jeśli dziś wtorek - jesteśmy w Belgii" (1969)





"If It's Tuesday, This Must Be Belgium", reż. Mel Stewart (usa, 1969). Do Europy udaje się grupa uesańskich turystów, aby zwiedzić stary kontynent w osiemnaście dni. Przewodnikiem jest Charlie, wyznający coś w rodzaju zasady: w każdym mieście inna dziewczyna. Jednak jego wycieczka nr 225 jest całkiem inna od poprzednich, ponieważ pośród jej uczestników znajduje się powabna projektantka mody, Samantha...
Uesańskie oko przygląda się Europie... Ale też spoziera na kilku swoich obywateli, a przekrój ich jest dosyć spory: od hotelowego kleptomana, przez weterana II Wojny Światowej, playboya-mitomana, konserwatywnego ojca, wyzwoloną obyczajowo córkę, po projektantkę mody, która stoi przed ważnym wyborem życiowym, ale nie jest pewna, czy chce wyjść za mąż za George'a. Mamy w filmie charakterystyczne dla europejskich krajów obrazki (rynek serowy w Amsterdamie, jodłowanie w Szwajcarii itp.). Różnice kulturowe stanowią tu podstawę mniej lub bardziej udanych komediowych sytuacji, ale też śmiech wzbudzają charaktery poszczególnych bohatreów oraz zwykły komizm sytuacyjny (np. wejście do niewłaściwego autobusu Irmy, która od tej pory podróżuje przez Europę z wycieczką Japończyków itd.). W sumie fajny, stonowany humor, na poziomie, bo bez prostactwa i grubiaństwa. Sporą zaletą filmu są liczne epizodyczne role znanych ludzi: Donovan śpiewa własna piosenkę, Vittorio de Sica gra szewca, John Cassavetes pojawia się jako gracz, w filmie możemy też zobaczyć Anitę Ekberg i Joan Collins.




Odnośnie zarzutów, że humor nieco trąci myszką: humor rzeczywiście jest czasem nieco staroświecki, więc nie trafia obecnie do każdego, ale - mimo to - film da się bez propblemu oglądać. Jeśli nie jako komedię, to jako film obyczajowy, bo po prostu zrobiony jest dobrze.
I na koniec: oczywistą rzeczą jest, że najmagiczniejszym fragmentem filmu jest ten, gdy Donovan śpiewa "Lord of the Reedy River". Tu w wersji z dokręconym nie wiadomo skąd obrazem:



42. "Kapryśne lato" (1968)








"Rozmarné léto", reż. Jiři Menzel (Czechosłowacja, 1968). Genialny Jiři Menzel i jeden z jego wspaniałych filmów. Fantastyczne aktorstwo (powściągliwe, z dbałoscią o szczegóły i o gesty), piękne zdjęcia (to nie w "Piratach z Karaibów" po raz pierwszy nakręcono deszcz padający na stojące na stole naczynia, o nie) i humor raz gorzki, innym razem pogodny. Ludzkie problematy, namiętności, słabości, przyzwyczajenia, upodobania - to w skrócie streszczenie filmu...
Obejrzałem ostatnio po raz kolejny i ten film nic, absolutnie nic nie traci ze swojej spokojnej i opanowanej, a jednocześnie bezwzględnej siły wyrazu. Wymieszanie subtelnego humoru z gęstym filozofowaniem o życiu, to już jest mieszanka wybuchowa. A przeciez mamy jeszcze groteskowość ludzkiej natury, która bywa tak kapryśna, jak lato...

Nieme kino

Warto orozmawiać o niemym kinie. Kino to jest dziś niemal nieznane, czasem tylko ktoś zna jakiś głośny tytuł, a przecież już wówczas kładziono podwaliny pod współczesne kino, zajmowano się tematami, które teraz przemiela się po raz enty jak jakiś mielony kotlet, obmyślano fantastyczne pomysły, bez pomocy komputerów kręcono nieprawdopodobne sceny, bez udziału kaskaderów tworzono dech zapierające ujęcia... Posiadam wielki szacunek dla tamtych Artystów (inaczej nie mogę o nich mówić). Dzisiaj nieme filmy mogą być odbierane jako archaiczne, wszak mass media starają się wyrabiać nasze gusta, abyśmy bez popitki łykali wszelkie terrory i grindhousy, dla mnie jednak stare dobre nieme kino jest w porównaniu z dzisiejszym fantastyczne, niesamowite, frapujące, z innego świata...

Przede wszystkim nie można odbierać niemego kina przez pryzmat kina współczesnego. Nie wolno nigdy zapominać daty powstania dzieła. Podobnie twórczsość Horacego i Marcjalisa posiada niepodważalne miejsce w historii literatury i nikt nie śmie stwierdzić, że są to twórcy archaiczni bo powstały "Ulisses" i "Śmierć Wergilego"; to samo powinno mieć miejsce w przypadku kina niemego. To, że teraz powstają filmy lepsze technicznie, nie znaczy, że dawne filmy są gorsze. Jest odwrotnie: dzisiejsze filmy nakręcone 80 lat temu wygladałyby tak, jak znane nam filmy sprzed osiemdziesięciu lat. Być może pozornie wyglada to na tautologię, ale jest stwierdzeniem prawdziwym.

41. "Gosposia" (2002)








"Une femme de ménage", reż. Claude Berri (Francja, 2002). Jacquesa opuszcza żona, w jego mieszkaniu panuje chaos, więc postanawia zatrudnić gosposię. W kawiarence, gdzie zwyczajowo przesiaduje, czyta ogłoszenie, na które odpowiada. Poznaje Laurę, która wkracza do jego domu z miotła w ręce (albowiem nie znosi odkurzaczy)...
Spokojny i cichy film Berri'ego. Powoli poznajemy prawdę o historii żony Jacqueesa, obserwujemy, jak pod wpływem obecności młodej dziewczyny, utrata żony staje się nieważna i... doczekujemy się na końcu tego, co stać się musiało. Początkowo reżyser próbuje zmylić widza i póki nie poznajemy prawdyo głuchych telefonach, możemy przypuszczać, że film może być thrillerem (nie znamy przecież intencji gosposi). Berri snuje swoją opowieść w prosty, aczkolwiek nie pozbawiony powabu sposób. Jest to banalna historia, opowiedziana bez zbędnej w takim przypadku brawury, opowieść o ludziach, o ich rozstaniach, o tym jak sobie radzą z własną pustką. Otwarte zakończenie bardzo pasuje do całości. Przed Jacquesem stoją aż trzy drogi i wcale nie jest pewne, czy nie wkroczy na tę najmniej prawdopodobną (powrót do żony). Film nie powala może i po jednokrotnym obejrzeniu jakoś nie dręczy duszy, jednak myślę, że nie zmarnowałem półtorej godziny.

40. "Do góry nogami" (1982)








"Do góry nogami", reż. Stanisław Jędryka (Polska, 1982). Szóstka karlusów (chłopaków) pasjonuje się fuzbalem (piłką nożną) i ugania po hałdach i placach (podwórkach) za szmacianką. Zapatrzenie są w piłkarzy najlepszego klubu w Polsce, Ruchu Wielkie Hajduki (obecnie Chorzów). Wokół nich biegnie normalna codzienność. Na wszelkie kłopoty chłopcy mają niezawodny sposób: stają na rękach. Obserwują bacznie toczące się wokoło dorosłe życie i... zaczynaja mieć na nie coraz większy , aczkkolwiek nieświadomy, wpływ.
Film Jędryki przypomina balladę ludową, bogato okraszoną rubasznym ploretariackim humorem. Początkowo historia oscyluje wokół obyczajowych obserwacji, aż niespodziewanie wykluwa się akcja. Pierwsza godzina filmu to jednak raczej próba rekonstrukcji życia śląskich rodzin w zamieszkujących familoki, wędrujących przez hałdy, pasjonujących się piłką nożną itd. Film zaczyna się w dniu otwarcia w Wielkich Hajdukach (dzisiejszy Chorzów Batory) stadionu Ruchu. Jest rok 1935. Mecz z Wartą Poznań przyciąga tłumy. Tuż obok wielkiego wydarzenia chłopcy kopią szmaciankę, wołając na siebie nazwiskami zawodników Ruchu (Wilim - skrót od Wilimowski, Peterek, Brom, Tatuś, Wodarz...). To ich cały świat. Dorosłe życie jednak wciąż zaczepia szóstkę bajtli (dzieciaków) na różne sposoby. Raz muszą Wilimowi i Peterkowi kupić wódkę, innym razem muszą zemścić się na lokaju zarządcy Huty Batory za przebicie szmacianki, stają się świadkami śmiertelnego postrzelenia sąsiada, musza przyprowadzać napranych (pijanych) ojców z szynku, pożyczając od sklepikarki 50 groszy dowiadują się, co znaczy słowo "gwarancja" i tak dalej i dalej. W końcu nastaje dzień 27 sierpnia 1939 roku i słynne zwycięstwo Polski nad Węgrami 4:2 (3 bramki Wilimowskiego); chłopcy słuchają realcji radiowej. To oczywisty znak, że dobiegł koniec wolnej Polski. Nastaje okupacja i teraz dopiero zaczyna się akcja filmu. Zbieg wydarzeń sprawia, że czynnie przyczyniają się do nieszczęścia. Więcej już nie zdradzę.
Prócz rozbawiania, film Jędryki potrafi też zamyślić albo zauroczyć (scena, gdy Edzio gra "Simpson" miłosną pieśń na puzonie). Pokazuje też, że dzieci potrafią być okrutne. Muzyka weterana polskiej kinematografii Korzyńskiego - w porządku. Realia przedstawione są bardzo starannie, z dbałością o reklamy Rodiona i Nivei. Czasem zdarzy się, że ulica przejedzie dwukrotnie ten sam czerwony samochód, jak gdyby w Hajdukach było tylko jedno auto. W scenach na stadionie Ruchu też można się czepiać, że w kadr wchodzą oświetleniowe słupy, zainstalowane 30 lat później i zegar Omega, który na stadionie pojawił się dopiero w 1939 roku. Ale tu chyba należy znać historię; dla laików to wszystko przejdzie bez zastrzeżeń. Ogromnym plusem filmu jest cudowna fotografia Jahody. Niczym zdjęcia, kadry są komponowane poprzez ekspozycję pierwszego planu z miękko fotografowanym tłem. Może jutro dorzucę kilka screenów jako przykłady. Cały film - to dla mnie zaleta - mówiony językiem śląskim, co prawda w nieco bardziej zrozumiałej formie, ale jednak nie tak literacko polskiej jak w na przykład w "Rodzinie Milcarków", gdzie gwary wcale nie da się usłyszeć.

39. "Cyrulik syberyjski" (1998)








"Сибирскiй цирюльникъ", reż. Nikita Michałkow (Rosja/Francja/Czechy/Włochy, 1998). Uesanka Jane Callahan jedzie do Rosji wezwana przez szalonego konstruktora McCrackena, by pomóc w zdobyciu finansowego wsparcia u Wielkiego Księcia. Na leśnej stacji do pociągu wchodzi rozbawiony oddział kadetów. Do przedziału Jane trafia kadet Andriej Tołstoj. Spotkanie to zmieni ich całe dotychczasowe zycie...
Trudno jednoznacznie sklasyfikować ten film. Jest to bowiem po części komedia, film przygodowy, romans, melodramat, obyczaj, film historyczny i dramat. Lekkość i wdzięk pierwszej części filmu i powaga oraz melodramatyczność drugiej połowy mnie przywodzi na myśl "Skrzypka na dachu", gdzie do momentu wesela film był błogi i wesoły, by od momentu zepsucia wesela przez żołnierzy stać się miejscami wręcz ponury. Wynalazek McCrackena - ogromna maszyna parowa do ścinania drzew - z jednej strony przywołuje mi na myśl latającą maszynę w "Arizona Dream", z drugiej szalone wynalazki z "80 dni dookoła świata". Michałkow pokazał Rosję w nieco meuropejski, a miejscami nawet uesański sposób. Akkcja filmu zresztą rozgryywa się w dwóch płaszczyznach czasowych na dwóch różnych kontynentach (spaja ją retrospektywa). Obyczajowe fragmenty z festynu są świetne: walka kilkuset mężczyzn na pięści z gołymi torsami na śniegu, picie wódki ze szklanek - jedną za drugą, szalona zabawa bez zahamowań, otrzeżwiające polewanie wodą prosto z przerębli - to wszystko jest jakby arcyrosyjskie. Ale mamy też dramaturgiczne zdarzenia (na przykład pożegnanie śpiewem na dworcu, czy kolacja w szpitalu), które pokazane są już w zachodni sposób. Szczególnie zaś uesańskie jest zakończenie (chociaż nie jest to happy end) oraz epizody rozgrywające się w usa. Sam Michałkow wyznaczył dla siebie małą, aczkolwiek eksponowana rolę, zagrał bowiem samego cara Aleksandra III. Małą rolę miał też w filmie Michałkowa Daniel Olbrychski.
Film zrobiony z rozmachem, akcja z dramatycznymi kuliminacjami, historia traktowana jako całość raczej niebanalna. Można zarzucić filmowi Michałkowa niespójność i zbyt duży rozmach stylistyczny - można jak najbardziej. Film jednak ogląda się dobrze i moge polecić go z czystym sumieniem.

38. "Kuszenie cichej Weroniki" (2000)








"Kuszenie cichej Weroniki", reż. Krystian Lupa (Polska, 2000). Weronika mieszka ze swoja podstarzałą ciotką w niszczejącym dworku. Posiadłość zamieszkuje jeszcze darzący Weronike platonicznym uczuciem Johannes oraz Demeter. Z tym drugim Weronika prowadzi swoistą grę przypominającą flirt; Johannes pociąga ją duchowo, Demeter fascynuje fizycznie...
Film Lupy to przeniesienie na ekran wyreżyserowanego przez niego samego spektaklu w 1997 na deskach Teatru Polskiego we Wrocławiu. Oparty jest na prozie Roberta Musila. Nakręcony w autentycznym dolnośląskim na wpół zruinowanym domostwie (co buduje niesamowita atmosferę) oraz w pięknych plenerach nad Bobrem, często z zastosowaniem kamery kręconej z ręki, film Lupy jest swoistym i jedynym w swoim rodzaju zapisem duchowego rozdarcia, tłumionej fascynacji oraz eksperymentów, jakich podejmuje się kobieta, by zrozumieć siebie. Oczywiście film jest par exellence artystyczny; język jest tu czysto Musilowski (kto czytał "Człowieka bez własciwości", wie, o czym piszę). Lupa jest reżyserem, którego na szczęście nie ogranicza żaden producent, powstało zatem dzieło bezkompromisowe, które zajmuje się wyłącznie tematem, nie schlebianiem gustów publiczności - nie jest więc łatwe w odbiorze.

37. "M-morderca" (1931)











"M", reż. Fritz Lang (Niemcy, 1931). Berlińska policja gorączkowo poszukuje mordercy małych dzieci. Miasto żyje w permanentnej psychozie. Pierwszy dźwiękowy film Langa... a jaka maestria w zastosoawniu nowego przełomowego wynalazku dla kina. Pomiędzy ostatnim niemym filmem Langa "Kobieta na Księżycu", a pierwszym jego filmem dźwiękowym minęły dwa lata; reżyser nie spieszył się chyba, wolał poczekać i starannie przygotować się do nowej epoki.
Film jest zrealizowany w sposób staranny, drobiazgi odgrywają w nim ogromną rolę (od opakowania po cukierkach po koślawe litery w liście pisanym na drewnianym parapecie). Czasem w grze aktorskiej widać jeszcze pewne cechy znane z niemych filmów, ale odczuwalne jest to chyba w epizodach takich, jak nalot policji na spelunę czy kłótnię w piwiarnii.
Czy motyw zamknięcia Petere Lorre w opuszczonym budynku nie przypomina trochę tego z "Windą na szafot" Malle'a, gdzie Travernier zostaje zamknięty w windzie?
To nie jest tylko film Petera Lorre, jest to przecież pierwsza część dyptyku z Otto Wernickem grającym komisarza Kalra Lohmanna (drugą częścią jest oczywiście "Testament doktora Mabuse" z 1933 roku).
Film oparty jest na autentyczych wydarzeniach, które miały jednak miejsce w Düsseldorfie.
Z ksiażki ""Kino - wehikuł magiczny" dowiedziałem się, że film Langa miał nazywać się pierwotnie "Mordercy są wśród nas" ("Die Mörder sind unter uns"), ale tajemnicze naciski z zewnątrz sprawiły, że został zmieniony. Tytu wykorzystał w swoim rozrachunkowym z nazizmem filmie Wolfgang Staudte w 1946 roku.

"Chanson d'Armor" (1934) c.d.





36. "Chanson d'Armor" (1934)


"Chanson d'Armor", reż. Jean Epstein (Francja, 1934). Niewinny wyrusza w podróż, która jest metaforą życia i nieszczęśliwej miłości. Film rozgrywa się w przepięknych pejzażach Bretanii. Jest awangardową alegorią; posiada na wpół dokumentalny i na wpół fabularny charakter. Trwa zaledwie 43 minuty, ale w tym krótkim czasie reżyser stworzył piękne i poetyckie cudo. Dialogów w filmie prawie wcale nie ma - są za to pieśni. To one tworzą nieziemski klimat smutku i melancholii. Bohater filmu (Niewinny) opuszcza szkołę jako dorosły mężczyzna, idzie po błogosławieństwo do proboszcza, po czym pakuje manatki i wyrusza w podróż. W tym miejscu filmu pojawia się pierwsza pieśń (kompletne zaskoczenie), do której obraz stanowią kolejno: widok katedry, migawki z targu, chłopi przy pracy i wreszcie długi i powolny obrót kamery dookoła własnej osi ukazujący drzewa. W miasteczku wędrowiec poznaje kobietę (Jean-Marie), którą ratuje z rąk człowieka-psa, jednak ona należy do bogatego narzeczonego. Podczas festynu wygrywa walkę zapaśniczą i w nagrodę idzie z Jean-Marie na spacer, który jednak kończy się przejęciem dziewczyny przez narzeczonego. Bohater zaciąga się na statek i wypływa w morze. Film kończy jedna z najlepszych podwójnych ekspozycji z tych, które kiedykolwiek widziałem. Jean-Marie leży na plaży w białej sukni, u jej głowy siedzi Niewinny, kamera wędruje od jej nóg do jego głowy, a wszystko to przenika nieustannie poruszana falami morska woda...
---
Obsada:
Yvon Le Mar'hadour - Jean-Marie Maudez
François Viguier - Niewinny
Georges Prieur - narzeczony
i inni
Twórcy:
Reżyseria: Jean EpsteinScenariusz: Jean des Cognets
Zdjęcia: Georges Lucas i J. Lucas
Muzyka: Jacques Larmanjat

35. "Berlin. Symfonia wielkiego miasta" (1927)






"Berlin: Die Sinfonie der Großstadt", reż. Walther Ruttmann (Niemcy, 1927). Jeden dzień z życia Berlina w latach dwudziestych.
Film Ruttmanna zapoczątkował serę tak zwanych portretów miast - zainspirował Wiertowa do nakręcenia fantastycznego filmu "Człowiek z kamerą" oraz Kaufmana (brata Wiertowa) do zrealizowania "Moskwy". "Berlin..." to fotograficzna opowieść o życiu wielkiej metropolii od świtu po noc. Kamery wędrują ulicami miasta i rejestrują to, co ciekawego dzieje się dookoła. Fotografia i montaż (nie tak dynamiczny jak u Wiertowa) są wyśmienite. Gdyby nie jedyny w filmie wtręt fabularny (samobójca na moście), trudno byłoby uwierzyć, że mamy do czynienia z niemym kinem. Film nie posiada napisów - broni się wyłacznie obrazem.

34. "Turkszib" (1929)






"Турксиб", reż. Wiktor Turin (ZSRR, 1929). Dokumentalny film przedstawiający budowę kolei żelaznej z Syberii do Turkiestanu.
Film zaczyna się od sportretowania życia w Kazachstanie, następnie reżyser przedsatwia powód, dla którego należy zbudować kolej (transport bawełny), nastepnie na step ruszają geologowie i mierniczy, w końcu ruszają maszyny i robotnicy. Film jest narastaniem, od spokojnych i cichych widoków wyniosłych i osamotnionych gór, po zaludnienie i ożywienie bezludnych obszarów. Na pewno jest to film propagandowy, dziś jednak - skoro ta propaganda dawno już straciła swą aktualność - fajnie jest przyjrzeć się dobrze zrealizowanej całości, interesujacym zdjęciom, wartkiemu montażowi, a także krajobrazom oraz ludzkiemu trudowi, który jednak wart jest podziwu, ponieważ tory przetrwały imperium i służą po dzis dzień.
"Turksib" był kręcony w 1926 roku, zaś premiera odbyła się dopiero trzy lata później.

33. "Rekolekcje na temat mroku" (1992)





"Lektionen in Finsternis", reż. Werner Herzog (Francja/Niemcy/Hiszpania, 1992). Apokaliptyczna wizja przedstawiająca płonące szyby naftowe w Kuwejcie po I wojnie w zatoce (agresji Iraku na Kuwejt w 1990 r.). Film stylizowany na science-fiction, ponieważ nie ma w nim ani jednego ujęcia, na którym można by rozpoznać naszą planetę.
Jeśli miałbym okreslić styl filmu Herzoga, to rzekłbym, że jest to impresyjny dokument . Dawno już nie widziałem tak niesamowitego filmu. Niemal mpozbawiony komentarza, broni się obrazem. A zdjęcia są po prostu fantastyczne - dosłownie i w przenośni. Kuwejt przywodzi na myśl apokalipsę. Iście księżycowe krajobrazy. Zdjęcia kręcone z helikopteru zapierają dech w piersi - widzimy ogrom katastrofy, jeziora oleju bez końca, niezliczone słupy dymu aż po horyzont... Tak może wyglądać koniec świata. Obrazy jednocześnie przerażają i fascynują. Muzyka poteguje sugestywność zdjęć. Wciąż mam poczucie, że Herzog zagrał na wrażliwej strunie, że dotarł do rdzenia czegoś istotnego; katastrofa w Kuwejcie była przecież początkiem uesańskiego terroryzmu, który trwa do dziś - o tym nie można zapomnieć, oglądając "Rekolekcje..." Wpierw jest przyczyna, potem skutek, rzeczy i sprawy są ze soba powiazane.
Druga część filmu pokazuje, jak uesańscy strażacy gaszą szyby naftowe i naprawiają je. Narracja jest cały czas ta sama, a zdjęcia równie imponujące, tylko wymowa inna. Naprawa szybów symbolizuje powrót do życia, do normalności. Te sceny są też na pewno apoteozą ciężkiej i niebezpiecznej pracy.
Chciałem w tym filmie znaleźć dla siebie jakiś fragment potępiający wojnę i doczekałem się. Impresyjna cześć przedzielona jest dwoma krótkimi fragmentami: wystawą narzędzi tortur oraz lamentem matki, której żołnierze zamordowali męża na oczach syna... Jednak każde impresyjne ujęcie filmu też można interpretować jako antywojenny protest - przestroga poprzez pokazanie negatywnych konsekwencji.
----
PS. Kiedyś tam z całkowitych nudów rzuciłem sobie okiem na "Armageddon" (na którym nota bene zasnąłem). I przyszło mi do głowy takie porównanie z "Rekolekcjami...": mianowicie w filmie Herzoga dzielni uesańsci strażacy gaszą pożary szybów wiertniczych w Kuwejcie i naprawiają je (dla swoich partykularnych celów) i to samo w "Armageddonie" robią dzielni uesańscy "robole" (to słowo często padało z ekranu): niby ratują Ziemię, ale że tam Hong Kong zniszczony i Paryż, ganz egal, grunt żeby sweet home Alabama ocalał. Dlatego "Armageddon" posiada chyba propagandowe przesłanie: wstępujcie do marines i ratujcie w Azji amerykę, podczas gdy Herzog pokazał trud, wysiłek, niebezpieczeństwo i poświęcenie bez jakiegokolwiek patosu, fanfar, gwiaździstych sztandarów i prezdenta wychodzącego do ludu z wyciągniętą ręką.

32. "Aż na koniec świata" (1991)















"Until the End of the World", reż. Wim Wenders (Niemcy/Francja/Australia, 1991). Niegroźne zderzenie z samochodem rabusiów staje się przyczyną wielu perypetii i przygód Claire; ma ona pomóc przemycić torbę ze skradzionymi pieniędzmi do Paryża. Po drodze bierze jako autostopowicza Eugene'a, który w Paryżu znkia z torbą. Claire zaczyna szukać zguby...
Sensacyjny początek filmu nie powinien nikogo zmylić, szczególnie tych, którzy znaja i kochają kino Wendersa. Film jest złożony, skomplikowany, wielowatkowy i wieloznaczny. Nakręcony jest także w wielu konwencjach filmowych: sensacyjnej, fantastyczno-naukowej, kina drogi, filmu obyczajowego i familijnego, katastroficznego, przygody, romansu, dramatu i komedii. W sumie trudno go jednoznacznie sklasyfikować. Eugene kradnie pieniądze Claire w okreslonym celu - pragnie przywrócić swojej matce surogat wzroku, dlatego podróżuje po świecie, by filmować członków rodziny, których matka ma zobaczyć w specjalnie zbudowanym projektorze nakładanym na oczy tak jak robi się to z okularami. Wenders zadaje pytanie o to, jak daleko jest w stanie posunąć się nauka w sweym bezkompromisowym marszu, ile może zrobić dobrego, a ile wyrządzić złego. Dla mnie rewelacyjny film.
Oficjalna strona filmu

31. "Życie jest piękne" (1995)







"Lust och fägring stor", reż. Bo Widenberg (Dania/Nirewgia/Szwecja, 1995). Malmö, Szwecja podczas II Wojny Światowej - 1943 rok. Do męskiej szkoły, wypełnionej naelektryzowaną od seksualnych napięć atmosferą, przyjeżdża nowa nauczycielka, Viola. Między nią a jednym z uczniów, 15-letnim Stigiem, wybucha zakazany romans. On jest zafascynowany jej urodą i dojrzałością. Violę w chłopcu pociąga jego młodość i niewinność. Jednocześnie między 16-letnim chłopakiem a nieszczęśliwym, wiecznie pijanym mężem ponętnej pani profesor wywiązuje się autentyczna przyjaźń.
Film traktuje o dojrzewaniu, ale chyba też o tym, że w życiu nie jest łatwo, że na człowieka czyhają liczne zasadzki, na przykład wojna lub dwuznaczne sytuacje, z których nie jest łatwo się wyplatać. Stig wplątuje się w romans ze swoja nauczycielką i okazuje się to być bardzo niebezpieczne, ale nie ze względu na zazdrość męża... Widerberg chciał chyba powiedzieć, że źle dobrana kobieta może okazać sie gorszym kataklizmem od zazdrosnego mężczyzny. Mąż Violi jest zresztą niegroźnym, zapijaczonym i zamiłowanym w muzyce poważnej (potężna dawka w filmie) akwizytorem, którego wiecznie nie ma w domu. Reżyser pokazał chorą sytuację trójkąta, w którym mąż akceptuje kochanka (sic!), a nawet się z nim zaprzyjaźnia. Stig szybko dorośleje w tak ekstremalnej sytuacji. Tylko on wychodzi zwycięsko z tego dziwnego romansu, z którego zdołał się wyplątać - wynosi wiedzę, doświadczenie, pierwszy zyciowy bagaż.
Widerberg uniknął w swoim filmie taniego morallizatorstwa. Dramat też nie jest przygnębiajacy, chociaż raczej nie jest też zbyt lekki. Sytuacje dramatyczne przedzielane są czasem humorystycznymi, na prezykład ta z zegarem z kukułką serwującym alkohol czasem też pojawia się gorzka prawda o życiu, gdy na przykład na rynek wchodzą nylonowe pończochy i rajstopy, co rujnuje interes Kjella, który całą piwnicę zapchaną ma zapasem niechcianych już wyrobów z bawełny.
"Życie jest piękne" to ostatni film Widerberga. Rolę Stiga zagrał jego syn, Johan.

30. "Wyśnione życie aniołów" (1998)








"La vie rêvée des anges", reż. Erick Zonca (Francja, 1998). Historia przyjaźni dwóch dziewczyn, Isy i Marie. Dwie dziewczyny pomieszkują w Lille w mieszkaniu matki i córki, które uległy wypadkowi samochodowemu. Obie starają się za wszelką cenę utrzymać na powierzchni życia, chociaż nie jest to łatwe. Każda z nich prezentuje odmienną postawę życiową. Isa szuka pracy, przejmuje się przebywającą w śpiączce Sandrine, której pamiętnik znalazła w szufladzie. Marie jest słaba i łatwowierna, co kończy się dla niej tragicznie. W sumie historia jest banalna, ale mnie podoba się sposób jej opowiedzenia, krągła narracja, w której właściwei każda scena pełni istotną funkcję, konkretne sceny, przemyślane ujęcia, stonowana gra aktorów, wiarygodne dialogi, realizm filmu. Tytuł jest oczywiście ironiczny, chociaż dla mnie to mały rozdźwięk, ponieważ razcej tylko Marie jest śniacym o lepszym życiu aniołem, Isa raczej posiada więcej kontaktu z rzeczywistością, twardo stoi na ziemi i jeśli o czymś marzy, to nie jest to mgliste i chimeryczne, a raczej możliwe do zrealizowania.Minusem jest też dla mnie zakończenie, bo chociaż pomyliłem się co do sposobu, to bez trudu je odgadłem. Film solidny i normalny, chociaż nie dla każdego.

29. "Ceremonia" (1995)







"La cérémonie", reż. Claude Chabrol (Francja/Niemcy, 1995). Rodzina Lelievre przyjmuje do pracy jako pomoc domową młodziutką Sophie. Dziewczyna jest zamknięta w sobie i ukrywa z pietyzmem tajemnicę: jest analfabetką. Poznaje pracującą na poczcie postrzeloną Jeanne i zaprzyjaźnia się z nią. Obie kobiety zdają się być wyobcowane wi obie skrywają głeboko w sobie jakieś urazy bądź kompleksy.
Film opowiada na pozór banalną historię dwóch kobiet, których przyjaźń doprowadziła do tragicznego zakończenia. Chabrol pokazuje jak zwyczajne zdarzenia, przypadkowe spotkanie w życiu kogoś, kto posiada silniejszą osobowość, niuansowe przypadki mogą mieć kolosalne trudne do przewidzenia skutki. Świetna gra dwóch wspaniałych aktorek, Huppert i Bonnaire.

28. "Kolory kłamstwa" (1999)













"Au coeur du mensonge", reż. Claude Chabrol (Francja, 1999). Dramat kryminalny Claude'a Chabrola. Opowieść o małym, rybackim miasteczku, które zostaje porażone wiadomością o znalezieniu ciała dziesięcioletniej dziewczynki. Sprawą zajmuje się nowo mianowana pani inspektor Frederique. Jej uwagę zwraca przede wszystkim Rene. Ten, kiedyś dosyć znany, malarz przechodzi poważny kryzys - nie sprzedaje obrazów i żyje z udzielania dzieciom lekcji rysunku. To on ostatni widział dziewczynkę żywą. Jego żona, pielęgniarka Viviane, nie godzi się z podejrzeniami rzucanymi na Rene i stara się oczyścić z nich męża. Kolejna zbrodnia paraliżuje miasteczko. Pani inspektor jest dociekliwa. Pyta i uważnie słucha odpowiedzi, a ludzie są tu gadatliwi...
Kolejny intrygujacy i niepokojący film Chabrole'a. Pod płaszczykiem dramatu kryminalnego pokazany został ro rozpad więzi pomiędzy bliskimi sobie ludźmi. Chabrol - jak widomo - lubuje się w kobietach zepsutych. Vivianne właściwie taka nie jest, chociaż...
Film portretuje też małomiasteczkowość oraz kontrastuje z nią wielki świat reprezentowany przez postać medialnego pisarza.

Dziecięcy surrealizm

27. "Fantom" (1922)




"Phantom", reż. Friedrich Wilhelm Murnau (Niemcy, 1922). Lorenz Lubota spiesząc do pracy zostaje potrącony przez powóz, który prowadzi piękna nieznajoma. Stwierdziwszy, że potrąconemu przechodniowi nic się nie stało, piękna nieznajoma kobieta rusza w dalsza drogę. Jednak Lubota, mimo że kobietę widział krótko, zapałał to niej jakims niejasnym uczuciem: tęsknoty? pożądania? miłości? Biegnie za powozem i od tej chwili przestaje żyć w realnym świecie, bo zaczął pogoń za czymś, co jest wyłacznie tworem jego imaginacji.
Film widziałem w telewizji, dawali go na kanale Arte, więc miałem do wyboru język francuski lub niemiecki. Żadnego z nich nie znam, więc zastosowałem metodę: 1. przeczytaj o filmie, 2. obejrzyj film. No i metoda się sprawdziła doskonale.
Film został nakrecony w starym, pieknym miescie Breslau, zanim jeszcze zostało twierdzą i uległo spremu zniszczeniu. Reżyserem jest ujeden z największych twórców epoki kina niemego, Murnau. Po nakręceniu słynnego "Nosferatu", Murnau stworzył kilka bardzziej realistycznych filmów, jak "Der brenende Acker" i "Phantom" (między innymi). "Phantom" jest dramatem psychologicznym. Pokazuje człowieka, który zatraca wieź z rzeczywistością, pogrążajac się w świat swojej wyobraźni i rojeń. Tematem filmu nie są jednak wizje Luboty, ale alternatywna droga, na którą wkracza - droga do zatracenia. Murnau pokazuje, jak człowiek pochodzący z biednej rodziny (jego siostra postanawia zostać "damą" dotrzymującą towarzystwo niezbyt wyszukanym mężczyznom), zamiast piąć się w górę, lub chociaż starać się utrzymać to co muz ma, rzuca wszystko na jedną szalę, porzuca pracę, wykorzystuje kobietę, która go kocha, aby zdobyć pieniądze, wiąże się z kobietą łudząco przypominającą jego fantom, a która w swojej próżności - manipulując nim bez trudu - doprowadza go do stanu kompletnie pustych kieszeni, co zmusza biednego Lubotę do wejścia w konszachty z "opiekunem" jego siostry, wątpliwej reputacji typem Wigottschinskim, w celu obrabowania własnej ciotki. I tak skromny urzędnik, który miał literackie asporacje niemal został Verbrecherem. Niemal, ponieważ los nie był dla Luboty aż tak okrutny i oszczędził mu doli przestępcy.
Film jest według mnie rewelacyjny, starannie skadrowany, ze sprawną narracją, pobocznymi wątkami zręcznie wplecionymi w główną historię.

26. "Dr Mabuse" (1922)







"Dr. Mabuse, der Spieler - Ein Bild der Zeit", reż. Fritz Lang (Niemcy, 1922). Doktor Mabuse jest przebiegłym przestępcą. Perfekcyjnie posługuje się hipnozą. Jego gang skałada się z najbardziej zaufanych i bezwzglednych ludzi. Niestety dla sibie samego zakochuje się w hrabinie Told, uprowadza ją i więzi. Sprawę zaginięcia hrabiny w swoje ręce bierze prokurator van Wenk...

Film Langa składa się z dwóch części:
1. "Wielki gracz - portret naszych czasów" ("Teil 1: Der große Spieler, ein Bild unserer Zeit")
2. "Piekło - Gra naszych czasów" ("Teil 2: Inferno, ein Spiel von Menschen unserer Zeit")
Trwa 270 minut.

Nie wiem, czy wcześniej powstał taki film. Przestępcy (u nas apasze), zbrodniarze i tym podobni na pewno roili się we wczesnych filmach w okresie, kiedy producenci wychodzili na przeciw niskim gustom widowni. Ale czy powstał wcześniej film na takim poziomie? Lang wraz ze swoją żona Theą von Harbou stworzyli obraz opowiadający historię przestępcy niemal doskonałego. I uniknęli - czego obecnym twórcom jakoś nie udaje się uniknąć - pokazania go w sposób budzacy sympatię. Mabuse jest zły, wiadomo to od poczatku, nie wiadomo tylko, czy może być jeszcze gorzej, czy przebiegły Mabuse może cofnąć sie pzred czymś lub zawahać? Nie jest to jednak maszyna do zabijania i gromadzenia pieniędzy, Mabuse jest człowiekiem, targaja nim namiętności, gniew, a nawet uczucie miłości. Jednak jest to miłość absolutnie zaborcza, która... popycha go do jeszcze obrzydliwszych czynów.
Watków w filmie jest sporo. Wszystkie raczej służą fabule, która jest mocno rozbudowana, jednak nie jest aż tak poplątana, żeby nie można było jej streścić w kilku słowach. Mozna chyba powiedzieć o tym filmie, że traktuje on o ludzkich słabosciach. Kazdy z bohaterów posiada bowiem (chyba oprócz prokuratora) jakąś słabość, namiętność, nad którymi nie posiadaja, bądź posiadają bardzo niewielką władzę. Tymi słabościami są na przykład skłonność do hazardu lub nieodwzajemniona miłość.

środa, 23 września 2009

25. "Nibelungi. Część II: Zemsta Krymhildy" (1924)






"Die Nibelungen. Teil II: Kriemhilds Rache", reż. Fritz Lang (Niemcy, 1924). Po śmierci Zygfryda zrozpaczona Krymchilda decyduje się na małrzeństwo z królem Hunów Etzelem. Nie przestaje myśleć o zemście i to staje się jej obsesją.
Druga część filmu Langa zaczyna się jeszcze od harmonijnych symetrycznych ujeć, jednak świat Nibelungów zmierza ku nieuchronnej zagładzie, więc w narracji i w ujęciach pojawia się coraz więcej zamierzonego chaosu. Pojawiaja się stepy, plenery, jurty, dzicze. Krymhilda zamieszkuje w pałacu króla Etzela, który daleki jest od ideału zamku w Worms, siedziby Nibelungów. Druga część jest właściwie jedną wielką rozpętana przez zranioną do granic możliwości Krymhildę nawałnicą, która przestaje myśleć racjonalnie i staje się zimnym i bezwzględnym narzędziem wykonania wyroku na zabójcy swojego męża. Skutki zemsty przerastają jednak swoim ogromem jej osobisty ból. Nieszczęście zostaje niewyobrażalnie spotęgowane i po omacku dotyka wielu niewinnych. Akcja "Zemsty Krymhildy" jest wartka i pulsująca, rytm filmu rwany i burzliwy. W porównaniu z kameralnymi scenami wnętrza zamku w Worms z części pierwszej, mamy tu nakręcone z rozmachem zbiorowe sceny ataku na broniących się w sali tronowej Nibelungów. I klaustrofobiczne, gdy sala tronowa płonie.

24. "Nibelungi. Część I: Śmierć Zygfryda" (1924)






"Die Nibelungen. Teil I: Siegfried", reż. Fritz Lang (Niemcy, 1924). Zygfryd stara się o rękę Krymhildy, musi pozyskać dla króla Günthera łaskę amazonki Brunhildy, która wraz z Hagenem Tronje - już jako królowa - intryguje przeciw Zygfrydowi.
Oparty na średniowiecznym germańskim eposie o Nibelungach film Fritza Langa, nakręcony z wielkim rozmachem, chociaż w wielu miejscach świadomie powściągliwy, a nawet surowy. W tym filmie nie ma psychologizmu, postaciami rządzą namiętności i fatum, przed którym nie ma ucieczki. Urodzony w Chorzowie operator kamery tworzy symetryczne, wysmakowane kadry. Środek ekranu jest bardzo często osią obrazu. Cały film powstał w studio połączonych właśnie dwójch wielkich wytwórni (Dekla-Bioscop i UFA). Tam też stworzono wszystkie imponujące dekoracje: smoka, lasy, katakumby, okręty, zamki, katedrę... A większosć wcale nie sprawia wrażenia sztucznosci. Z Langiem współpracuje także awangardowy artysta Walther Ruttmann, tworząc na potrzeby filmu animowany sen Krymhildy. Obok Disneyowskiej Alicji i Kota Feliksa, jest to chyba jeden z wcześniejszych przykładów na połączenie filmu fabularnego z animacjaą. Sporo jest w filmie Langa sztuczek technicznych, na przykład wspomniany wyżej smok Fafner, ożywanie posągów itd. Lang zastosował też w "Nibelungach" podział kolorystyczny: jasna i dobra jest Krymhilda, jasny jest także Zygfryd, natomiast złe postaci obnoszą się na szaro i czarno.

23. "Żywot Mateusza" (1967)














"Żywot Mateusza", reż. Witold Leszczyński (Polska, 1967). Oderwany od rzeczywistości Matis mieszka z siostra Olgą w domku nad jeziorem. Olga utrzymuje ich ze sprzedaży swetrów, które robi. Matis żyje swoim wewnetrznym życiem w zgodzie z otaczającą go przyrodą. Jest niemal dziecinny. Pewnego dnia pojawia się w domu rodzeństwa Jan...
Poetycki film Leszczyńskiego oparty na książce "Ptaki" Tarjeiego Vesaasa. Malarskie kadry przypominające Breughla i Vermeera, a także przywodzące na myśl skandynawskie kino sprzed wielu wielu lat, gdzie przyroda była często jednym z bohaterów. Prosta fabuła, pełna jednak symboliki, w której właśnie przyroda odgrywa pierwszoplanowa rolę. Akcja rozgrywa się gdzieś nad jeziorem otoczonym lasami, czyli wszędzie i nigdzie. Rewelacyjna rola Pieczki, który wcielił się w postać Matisa, kogoś na wzór przybłędy bożego albo wiecznego dziecka . Jest dobrotliwy, naiwny, niezaradny, na wszystko ma czas, nie posiada poczucia obowiązku, żyje od tak sobie. Czyta znaki, które przesyła mu przyroda (ptak kołujący nad domem, drzewo zwalone piorunem). Kontakt ze światem zewnętrznym ma ograniczony. Odrzutowiec lecący wysoko na niebie symbolizuje jego oddalenie od wrzeczywistości. W ten świat wkracza człowiek (Jan), który burzy spokój i beztroskę Mastisa. Przybył ścinać drzewa, z którymi zżył się Matis, i przybył odebrać mu siostrę. Świat Matisa zawala się. Nadwrażliwy człowiek w filmie Leszczyńskiego nie potrafi uciec przed zmianami i nie potrafi co gorsza im sprostać.
Atmosferę filmu buduje świetnie dobrana muzyka - Concerto grosso op. 6 nr 8 Corelliego; jeden fragment jest dramatyczny, drugi przejmująco melancholijny.
-----
SPOILER odnośnie zakończenia filmu:
Moim zdaniem nie ma mowy o przypadku. Matis zrobił to świadomie, to było widocze już wtedy, gdy wyrzucił marynarkę do wody zanim wsaidł do łodzi. Potem na środku jeziora przebił dno łodzi kamieniem. Nie wydaje mi się, żeby chciał zrobić na złość Oldze i Janowi, już prędzej uwieżyłbym w to, że topi się nie wierząc, że skończy się to śmiercią (wnioskuję tak z jego podejścia do rzeczywistości).

22. "Kobieta na Księżycu" (1929)












"Frau im Mond", reż. Fritz Lang (Niemcy, 1929). Profesor Manfeldt planuje wyprawę na Księżyc w celu zbadania swojej hipotezy, że zalegają tam ogromne pokłady złota. W zrealizowaniu projektu pomaga mu uesański przemysłowiec Turner, który jednak ma własny, inny niż naukowiec, cel wyprawy.
Ostatni niemy film Langa. Film stanowi połączenie gatunków, które Lang obierał dla swoich wcześniejszych filmów: przygoda, science-fiction i sensacja. Mamy też wątek melodramatyczny. Widać w filmie ogromną fascynację techniką, ale w "Kobiecie na Księżycu" nie jest ona groźna i demoniczna jak w "Metropolis", ponieważ służy człowiekowi, a nie zniewala go. Zdjęcia i kadry na wysokim poziomie. Razić może nieco nienaukowe odkrycie, że na Księżycu człowiek oddycha z ta samą swobodą jak na Ziemi, ale ja przymknąłbym na to oko, bo nie jest to aż tak istotne (chociaż uczepić się tego jak najbardziej można). W "Kobiecie na Księżycu" pojawia się podobno po raz pierwszy na ekranie odliczanie do startu rakiety od dziesięciu do zera. Konsultantem filmu był jeden z pionierów kosmonautyki Hermann Obert (autor rozprawy "Die Rakete zu den Planetaraumen" z 1923 roku). Filmowa rakieta została ochrzczona imieniem głównej bohaterki, Friede (gra ją Gerda Maurus, która debiutowała na ekranie rok wcześniej w innym filmie Langa "Szpiedzy"). Pierwsza część filmu pokazuje rodzenie się idei wyprawy oraz jej realizację; bohaterowie schodzą na dalszy plan, ustępując miejsca technice. Jednak gdy dochodzi do pocałunku pomiedzy Friedą i Wolfem, środek ciężkości w filmie zmienia się. Druga część to lot na Księżyc, pobyt na nim oraz perypetie, jakie tam czekają na załogę rakiety.

21. "Portier z hotelu Atlantic" (1924)






"Der letzte Mann", reż. Friedrich Wilhelm Murnau (Niemcy, 1924). Starzejący sie hotelowy portier posiada prestiż i jest bardzo dumny z wykonywanej pracy. Symbolem tego prestiżu jest jego uniform. Praca ta przynosi mu również poważanie pośród mieszkańców kamienicy, w której mieszka. Pewnego deszczowego dnia na skutek niepomyslnego zbiegu okoliczności podpada dyrektorowi hotelu; ten podważa zasadność wykonywanej przez portiera funkcji, jako powód podając jego zaawansowany wiek. Ze względu na dłyugoletnia prace w hotelu, portier nie zostaje zwolniony, a tylko przeniesiony do obsługi toalety... Mężczyzna nie moż4e się z tym pogodzić...
Moiom skromnym zdaniem jest to wspaniały, piękny i wzruszający film. Ten film jest nie tylko niemy - nie ma w nim prawie napisów... Obraz, obraz i jeszcze raz obraz. Historia degradacji zawodowej starszego człowieka została pokazana w sposób mistrzowski. Kamera nie stoi w miejscu, lubi się kręcić, wyskoczyć z okna, by przyjrzeć się z bliska trąbce grajka. Nie na darmo film zaliczany jest do nurtu kammerspielfilm. Poza tym światło i cień buduja atmosferę filmu Murnaua wcale nie gorzej niż w słynnym "Nosferetu - symfonia grozy". Ciekawostką jest, iż film Murnaua posiada coś w rodzaju alternatywnego zakończenia (zostało ono wymuszone na reżyserze przez wytwórnię UFA, która uznała, że "Der letzte Mann" jest zbyt pesymistycznyy i przygnębiający) które jednak - moim zdaniem - nie psuje całości.

20. "Ludzie za mgłą" (1938)












"Le quai des brumes", reż. Marcel Carné (Francja, 1938). Dezerter Jean znajduje schronienie w knajpce Panamy, gdzie poznaje Nelly. Terroryzuje ją Zabel, którego Nelly podejrzewa o zabójstwo swego kochanka, Maurice'a. Jedno ze szczytowych osiągnięć francuskiego realizmu poetyckiego. Świetna (i tragiczna) rola Jeana Gabina. Film przepełniony mrokiem, nocą i mgłą. Gęsta atmosfera zagubienia, samotności, melancholii, beznadziei. Film odzwierciedlał nastrój niepokoju przed wybuchem wojny. Bohaterami są zwykli ludzie traktowani jako symbole. Tematem - zagmatwane losy.