piątek, 17 lipca 2020

166. "Wir machen Musik" (1942)

Jak ja lubię to stare kino z okresu klasycznego, chyba coraz bardziej. Zawsze prosty i czytelny przekaz, fabuła uporządkowana w konwencję, ale nic z nudy, brak epatowania i szokowania (chociaż jest scena, w której żona wchodzi pod prysznic do męża i co z tego, ze pokazane są tylko drzwi łazienki, skoro każdy człowiek ma do dyspozycji wyobraźnie?). Jest to komedia muzyczna, więc mamy sporo piosenek i na końcu wystawną choreografię. Ambitny kompozytor próbuje napisać operę, podczas gdy jego żona jest wokalistką i pianistką w kobiecym jazz-bandzie Wróbelki. Nie trzeba dodawać, że opera przynosi klapę, za to Wróbelki mają się wyśmienicie. Film o miłości, radości, jaką niesie muzyka. Należy jeszcze dodać, że w filmie, który został nakręcony w czasie wojny w III Rzeszy pojawia się tylko raz w tramwaju umundurowany żołnierz i na sam koniec jest aluzja do zaciemnienia, to wszystko; film jest całkowicie apolityczny. Takie są zresztą z grubsza wszystkie filmy Helmuat Käutnera nakręcone w okresie wojny, które znam. Apogeum tego jest nakręcony w ostatnich dniach wojny w oblężonym i bombardowanym Berlinie film "Pod mostami", w którym trudno doszukiwać się jakichkolwiek oznak okoliczności, w których był kręcony...

"Wir machen Musik", reż Helmut 
Käutner (Niemcy, 1942)

niedziela, 5 lipca 2020

Diagnoza

Literatura współczesna upadła już tak nisko, że coś takiego jak "Małe życie" uważane jest za objawienie, większość czytelników nie jest obecnie w stanie - o czym dobitnie świadczą grupy książkowe - przeczytać ambitnej książki, wyłączone jest myślenie, no czyta się na akord, nie ma porównania do książek porządnie napisanych, bo te w komercyjnych kręgach prawie nie istnieją w świadomości czytelnika, blogerzy nie tkną książki z antykwariatu nawet palcem, większość czyta do znudzenia jedno i to samo, książki napisane kilka dekad temu, z wyjątkiem kilku nazwisk, są odrzucane na starcie, argument, że czytanie ma dawać przyjemność i drugi, że odprężać mają definitywnie zamykać usta tym, którzy uważają, że przy czytaniu trzeba myśleć. Jest źle, jest bardzo źle. I wcale nie jest prawdą, że w kraju, w którym prawie nikt nie czyta książek, dobrze jest już czytać cokolwiek. Lepiej już nie czytać wcale, niż czytać bzdury. A, i ludzką wrażliwość na przemoc też jest jakoś bardziej tolerancyjna, to znaczy przestaję być wrażliwością. Ewidentne bzdury nie wzbudzają protestu, a kiedy autor traktuje czytelnika jak idiotę, tłumacząc mu łopatologicznie uznane elementarne fakty znane każdemu wykształconemu człowiekowi, nie wzbudza to protestu, to znaczy że nie ma świadomości, że autor traktuje czytelnika niewłaściwie, czyli czytelnik sam siebie nie szanuje, więc powracamy do punktu wyjścia, do braku refleksji w trakcie lektury.

sobota, 4 lipca 2020

165. "Jo ieško" (1980)

Awangardowy film Artūrasa Barysysa, litewskiego filmowca i muzyka. Film jest na pewno niewygodny dla sowieckich władz, chociaż jest raczej apolityczny. W Internecie nie można za bardzo znaleźć informacji, czy film był wyświetlany gdziekolwiek, raczej chodzi o kina studyjne, bo w normalnych kinach raczej nie miał na to szans. Jednak czy to film całkowicie apolityczny? Na mieście pojawiają się listy gończe; poszukiwany jest mężczyzna z długimi kręconymi włosami, z wąsami, brodą, wysoki, szczupły. Nie ma jasnego wyjaśnienia, dlaczego jest ścigany. W każdym razie zgadzają się długie na 50 cm włosy i opis. Poszukiwaną postać gra Barysas. Po przeczytaniu listu gończego w męskiej toalecie miejskiej goli on wąsy i brodę oraz przebiera się za dziewczynę. Film jest groteską pozbawioną w dialogi, w zamian okraszoną wyśmienitą ścieżką dźwiękową, w której litewski outlaw w kobiecym przebraniu doznaje wielu przygód; jest podrywany, oskarżony o przywłaszczenie pieniędzy, uczestniczy w szalonej imprezie, zatrudnia się jako pomoc domowa, bije się w parku napastującym go seksualnie typem, wreszcie trafia na śmietnik jako śmieć, co ma na pewno symboliczną wymowę. "Jo ieško" obfituje w sporo wieloznaczności. Wiele w tym filmie jak na "kinematografię" sowiecką jest golizny, impreza z nagim torsem tańczącej kobiety (na stole polska Wódka Wyborowa), prostytutka obnaża pierś w parku, gospodyni zajmującą się szyciem (maszyna do szycia marki Radom) w trakcie przymiarki jest całkiem goła, nie wiedząc,ze za gospodynię ma przebranego mężczyznę. Film pokazuje też warstwy niezbyt mile widziane w ZSRR, obiboków, chuliganów, prostytutki, hipisów, leje się wódka, kradnie się pieniądze (i książki), zdarzają się pobicia. Nie jest to zatem idealny obraz kraju, w którym film został nakręcony. Sam film za to, ze posłużę się grą słowną, nakręcił mnie do poznania innych dokonań Artūrasa Barysasa. Jak wiadomo, czuję tożsamość z buntownikami i szanuję oryginalność oraz nonkonformizm. 


















Artūras Barysas za kamerą


Na jednej z nielicznych stron internetowych, na których można przeczytać jakiekolwiek informacje o  Barysasie znalazłam taką krótką notkę:

Artūras Barysas, lub Baras - kontrowersyjny twórca, buntownik, wizjoner, iluzjonista, skandalista, reżyser, muzyk, malarz, aktor… magik. Według Algimantasa Lyvy, postrzegającego świat w podobny sposób, kamera filmowa Artūrasa Barysasa zamieniła się w okno w nowy, spadzisty świat. Ale najbardziej paradoksalną rzeczą jest to, że Bar celowo nie oferując żadnego pozytywnego rozwiązania, stworzył nową banalność, bezsensowność, maskę i uśmiech. Bar zawsze lubił przeciwstawiać się wszystkim, nawet sobie. Szedł ciemnym korytarzem, każdą klatką filmu, jakby zamykał drzwi, aby nikt nie mógł wejść, wtargnąć do jego wewnętrznego świata. Ale dokładna kamera utorowała drogę nowym przestrzeniom wyrazu. Odkryj coś nowego, bez względu na wszystko, otwieraj drzwi, wybij słodkie, „fałszywe” witraże rzeczywistości, zerwij piękną maskę ułudy. 
(1)


Myślę, że powyższy cytat doskonale charakteryzuje sylwetkę reżysera, której cechy łatwo można odszukać się w filmie. Sam zresztą w udzielonym przez siebie wywiadzie (2), do którego także udało mi się dogrzebać, Barysas wyznaje, ze film "Jo ieško" jest mu najbliższy. Zachęcam do skopiowania tekstu wywiadu i przetłumaczenia go w Google Tłumaczu, co wychodzi w tym przypadku całkiem przyzwoicie. Zachęcam też do obejrzenia filmu, który znajduje się na serwisie YouTube. (3) Dziękuję za uwagę, jeżeli ktokolwiek przeczytał.



(1) Artūro Baryso antologija

(2) wywiad z A. Barysasem

(3) film

piątek, 3 lipca 2020

Dziś Franz Kafka miałby 137 lat. Szkoda, że żył tak krótko (mimo że oparł się hiszpance) i zostawił po sobie tak skromną spuściznę. Ale jaka to jest niesamowita twórczość! Zdania niczym labirynty, myśli wspomagane skrajnie precyzyjnymi określeniami, profetyczne wejrzenie w przyszłość, nowatorstwo formalne i fabularne. Tajemniczy świat, zarazem inspirujący i przerażający. Człowiek już nie otoczony, a osaczony światem zewnętrznym. Pasja pisania, niesamowita miłość do literatury. Pisanie to krew i życie, to powietrze, przestrzeń, świat, wreszcie przyjazny, w końcu okiełznany, twórczy, nieskończony.