poniedziałek, 24 października 2011

[*]

Najsmutniejsza z możliwych wiadomości... Beznadziejnie, bo dowiedziałem się o tym dopiero wczoraj, ponad 2 tygodnie po fakcie... Beznadziejnie, powtarzam, bo nawet gdybym wiedział, nie mógłbym temu zapobiec. Bert Jansch nie żyje. Będę zawsze tęsknił za twoim ciepłym śpiewnym głosem i fantastycznymi dźwiękami twojej gitary. Teraz grasz z aniołami, ty, który powiedziałeś o sobie, że gdybyś nie został muzykiem, chciałbyś być ogrodnikiem, a przecież całe swoje życie uprawiałeś cudowne ogrody Muzyki... Podróżniku przez nieprzebrane krainy uporządkowanych dźwięków, poprzez przestrzenie mierzone kilometrami, granicami miast, ludzkimi twarzami, rzekami, limitem horyzontu i przez atmosferyczne przestrzenie Brytyjskiego Królestwa Folku, poprzez czas, który nieubłaganie zmierza do wiekuistości, do bezczasowości, do zniesienia granic i poprzez czas, poprzez dni, które znaczyłeś jako milowe kamienie; to były dni, w których ukazywały się materialne płyt z twoją niematerialną Muzyką. Dziękuję za to wszystko, co pozostawiłeś. Stałeś się teraz równy Wielkim Nauczycielom Ludzkości, których krąg czekał na twe przyjście, który zgotował ci powitalna owację i którego niezliczone szeregi powiększyłeś, mnie pogrążając w rozpaczy. Zakończyłeś bezpowrotnie swoją służbę w Rosemary Lane... Wiem, że nie spoczniesz na wieki, bo właśnie stanąłeś twarzą w twarz z wiecznością Muzyki i oddasz się teraz temu, co kochałeś najbardziej, co robiłeś najlepiej, do czego zostałeś stworzony i w czym doskonale się zrealizowałeś.

Tęsknię... Płaczę... Wish you were here...

Dwie piąte zespołu Pentangle; nagranie pochodzi z filmu "Acoustic Routes" poświęconego Bertowi Janschowi oraz jego przyjaciołom z brytyjskiej sceny folkowej końca lat sześćdziesiątych.

>

środa, 6 lipca 2011

89. "Wielka droga" (1946)

"Wielka droga" reż. Michał Waszyński (1946). W każdym państwie totalitarnym można znaleźć wiele zakazanych filmów; w Czechosłowacji był to na przykład "Przypadek dla początkującego kata", w ZSRR "Strogij yunosha", w Polsce Ludowej zakazana była - pośród wielu innych filmów - "Wielka droga". Film został nakręcony we Włoszech przez najbardziej twórczego przedwojennego polskiego reżysera, muzykę napisał inny gigant przedwojennego kina - Henryk Wars. W Polsce jednak film nie został pokazany, a najbardziej znana jest wykorzystana w nim piosenka o czerwonych makach na Monte Cassino. Film pokazuje losy kochającej się pary od przedwojennego debiutu Ireny na deskach lwowskiej opery, przez napaść ZSRR 17 września, łagry, tworzenie się armii gen. Andersa (postać Ireny odtwarza żona Andersa), podróż przez Bliski Wschód aż po bitwę o Monte Cassino, zwycięstwo i happy end, czyli ślub pary bohaterów w zrujnowanym włoskim kościele. Ostania scena jest mocna i nie pozostawia złudzeń, że Polska nadal pozostaje w niewoli, mino zwycięstwa nad faszyzmem. Bardzo mocna strona filmu są umiejętnie wplecione materiały dokumentalne, co potęguje autentyczność filmu.

wtorek, 28 czerwca 2011

88. "Życie zaczyna się jutro" (1933)








"Morgen beginnt das Leben", reż. Werner Hochbaum (Niemcy, 1933). Można by rzec, że to ostatni taki niemiecki film, po nim nastał faszystowski mrok. Jego premiera miała miejsce 4 września 1933 roku, kilka miesięcy po "Testamencie doktora Mabuse" Jest w filmie Hochbauma wyraźnie wyczuwalna atmosfera Republiki Weimarskiej. Pod względem treści jest to kryminał i dramat, forma jest awangardowa. Bardzo mi odpowiada połączenie prostej w sumie treści z nowoczesną jak na owe lata formą nawiązującą do Ruttmanna, Eisensteina, Fritza Langa. Za mało wiem i zbyt nieporadnie posługuje się słowami, więc trudno mi to udowodnić, jednak mam takie przeczucie, porównawczą intuicję. Mogę wiele napisać o obrazie Hochbauma, jednak nie to, że jest to film konwencjonalny. "Życie zaczyna się jutro" bardziej przemawia obrazem, niż słowem; o dwa lata wcześniejszy "M" Langa jest o wiele bogatszy w słowa i dźwięki. Kamera jest u Hochbauma bardzo ruchliwa i obiera wiele nietypowych kątów do obserwacji. Narracja w lwiej części jest subiektywna. Oczami Roberta obserwujemy jego zazdrość o Marie i prześladujące go przypuszczenie, z wolna przeradzające się w pewność, że Stehgeiger jest jej kochankiem. Co ciekawe, reżyser oraz główni aktorzy filmu zasymilowali się po 1933 roku z hitlerowską kinematografią, w tym ostatnim filmie jednak mocnym głosem wyrażają mijającą epokę Alfreda Döblina, Phila Jutzi czy Bertholda Brechta.

poniedziałek, 27 czerwca 2011

Requiescant in pace

Niedawno zmarł Peter Falk, którego główną rolą jest dla mnie ta z filmu Wima Wendersa "Niebo nad Berlinem", gdzie zagrał... siebie. Dziś zmarł Maciej Zembaty, który w czasach mojej młodości przybliżył mi piosenki Leonarda Cohena. Dziś - niczego nie przeczuwając - chciałem sięgnąć po Jego płytę, ale wybrałem jednak "Przypowieść błękitną" Romana Kołakowskiego. To był znak, zapowiedź. Nie ma co mówić, wielka strata... Parafrazując mistrza Stachurę: "Niech Wam tam ziemia lekka będzie, tu w tym Meksyku, Monterrey tęsknota mi za Wami wykrzywiła gębę..."

87. "Noc" (1961)

"La Notte", reż. Michelangelo Antonioni (Francja/Włochy, 1961). Wreszcie obejrzałem ten nagrany już ponad pół roku temu na TVP Kultura film. Rzecz jasna wa ramach nadrabiania filmografii mistrza Antonioniego, której znajomość jest u mnie nader mała, mimo estymy jaką darzę tego reżysera. Jak zwykle chłodna narracja, jak zwykle świetne zdjęcia, jak zwykle oszczędna muzyka, jak zwykle obcość, jak zwykle zagubienie, jak zwykle misunderstanding, jak zwykle zagubienie, jak zwykle industrializacja kontra człowiek, jak zwykle... Może przesadzam, lecz takie są moje uczucia po obejrzeniu "Nocy". Nie wiem czy film Antonioniego nie nawiązuje trochę do o rok wcześniejszego "Słodkiego życia" Felliniego, mam takie wrażenie oglądając societę ukazaną przez obu reżyserów. No i przyznam się bez bicia, że Antonioni połechtał mnie bardzo miło podsuwając Monice Vitti lekture "Lunatyków" Brocha.

sobota, 25 czerwca 2011

Bilet

Na 38-ej stronie "Śmierci na kredyt" Celine'a znalazłem zakładkę w postaci biletu na koncert The Rolling Stones z 1998 roku... Czyli że już 13 lat minęło od czasu, gdy zacząłem zmagania z tą powieścią i od tamtego czasu przeczytałem zaledwie kilkadziesiąt stron? Nie wiem, po co się tym chwalę...

sobota, 5 marca 2011

86. "Pod mostami" (1945)









"Unter den Brücken", reż. Helmut Käutner (Niemcy, 1945). Film kręcony w ostatnich miesiącach istnienia III Rzeszy, gdy niebo zasnuwały alianckie bombowce. Tego jednak nie widać w tym niemal całkowicie apolitycznym filmie. Co więcej, oglądając "Pod mostami" można odneiść wrażenie, że film jest literalnie spoza czasu, w którym powstał. Kamera nie pokazuje nawet śladu zniszczeń, nie rejestruje żadnej wojennej gorączki, na ekranie nie pojawia się nawet chyba ani razu niemiecki żołnierz. Otrzymujemy pięknie sfotografowany film o miłości, odpowiedzialności, przyjaźni, solidarności. Dwóch przyjaciół prowadzi samotne życie na rzece, sterując barką, do czasu, gdy poznają kobietę, która zdaje się ma zamiar skoczyć z mostu do rzeki. Nie wiadomo do końca, czy Anna, Ślązaczka z małej miejscowości nieopodal Zgorzelca, chce popełnić samobójstwo, czy tylko pragnie pozbyć się pieniędzy, które uważa za zdobyte w niegodziwy sposób i które obciążają jej sumienie, póki trzyma je w ręku; wiadomo natomiast, że pojawienie się Anny w życiu Hendrika i Willy'ego, całkowicie to życie odwróci do góry nogami.
Obraz Käutnera może nieco przywodzić na myśl "Atalantę" Jeana Vigo i "L'Hirondelle et la mésange" (1920) André Antoine'a, filmy również rozgrywające się na barkach i nakręcone w podobnie nostalgicznym i poetyckim klimacie. U Käutner mamy jednak jeszcze dawkę nieco gorzkiego humoru. Jedyna aluzja polityczna w tym filmie to odwiedziny w muzeum; reżyser próbuje tu wyszydzić monumentalny styl malarstwa i rzeźby III Rzeszy. Film miał swoja premierę w Sztokholmie w 1946 roku, która przeszła bez większego echa, i dopiero 30 lat później odkryto go - na nasze szczęście - na nowo.

poniedziałek, 28 lutego 2011

85. "Pocałunek Mary Pickford" (1927)










"Поцелуй Мэри Пикфорд", reż. Sergiej Komarow (ZSRR, 1927). Goga jest bileterem w kinie i podkochuje się w Daszy, która jednak daje mu do zrozumienia, że może się nim ewentualnie zainteresować wyłącznie wówczas, gdy stanie się sławny. Goga zaczyna pracę w kinie jako kaskader i dzięki szczęśliwym zbiegom okoliczności otrzymuje w policzek pocałunak od Mary Pickford, która w lecie 1927 roku wraz z Douglasem Fairbanksem odwiedziła Moskwę. Goga staje się obiektem pożądania fanek pani Pickford. "Sława" szybko zaczyna mu ciążyć. Tak w skrócie można opisać intrygę filmu Komarowa. Zaletą filmu jest jego apolityczność. Nie podobna znaleźć w nim nawet ideologii. Film skupia się wyłącznie na problemie radzenia sobie z nadmiarem popularności oraz na wątku miłosnym Gogi i Daszy. "Pocałunek Mary Pickford" możemy zaliczyć śmiało do filmów autotematycznych. Wpierw akcja rozgrywa się w budynku kina, w jego hollu oraz na sali, gdzie wyświetlany jest "Znak Zorro" z Fairbanksem w tytułowej roli. Następnie akcja rozgrywa się w studio filmowym (niezłe ujęcia kamery z góry). W intrygę filmowa zgrabnie wkomponowane zostały dokumentalne zdjęcia z wizyty Pickford i Fairbanksa w Moskwie (o co miała później pretensję obdarzona zmysłem do interesów Pickford). Na koniec warto dodać, że w filmie Komarowa wystąpił wyśmienity reżyser Abram Room (autor takich rewelacyjnych filmów jak "Miłość we troje", "Upiór, który nie powraca" czy "Silny młodzieniec"); nigdzie nie potrafiłem odszukać, w jaka rolę wcielił się Room, a chętnie bym się dowiedział. Przypuszczam, że gra on jednego ze statystów, którzy biegną w stronę kamery w scenie obwieszczenia przybycia uesańskich aktorów.

piątek, 25 lutego 2011

84. "Anna i wilki" (1973)








"Anna y los lobos", reż. Carlos Saura (Hiszpania, 1973). Film nawiązuje do „Braci Karamazow” Dostojewskiego, u Saury jednak wszystko jest inne, nienaturalne, aluzyjne, symboliczne – i przede wszystkim nie istnieje w nim, w przeciwieństwie do świata z powieści Dostojewskiego, pojęcie miłosierdzia. Podobnie jak u Dostojewskiego, na ekranie widzimy sportretowanych trzech braci dręczących siebie i otoczenie własnymi obsesjami; u Saury dotyczą one sfer seksualności, militaryzmu oraz religii. Na pozór wszystko zatem wydaje się zbliżone do rzeczywistości. Guwernantka Anna (Geraldine Chaplin) znajduje się w centrum zainteresowania każdego z braci. Każdy z nich usiłuje użyć jej do własnych celów, przeciągnąć na swoją stronę. Anna opiekuje się kolekcją mundurów José, którego gra José María Prada (charakterystyczna scena czyszczenia maski przeciwgazowej), igra z żądzami nadpobudliwego brata Juana (José Vivó) i paradoksalnie przecząc tym igraszkom (ponieważ ich nie zaprzestaje) stara wyrzec się dóbr doczesnych w „świątyni” brata-eremity Fernanda (Fernando Fernán Gómez), zamieszkującego skalną grotę nieopodal domostwa. Anna najbardziej zdaje się wierzyć w realność obsesji tego ostatniego. W świetnej scenie poprzedzonej monologiem argumentacyjnym Fernanda, kosmetyki Anny zostają strawione przez ogień. W tym akcie, oznaczającym oczyszczenie poprzez ogień i przywodzącym na myśl stos, Anna bierze dobrowolny i czynny udział. Oczy otwierają się dziewczynie dopiero wówczas, kiedy podczas snu Fernando, hiszpański „Alosza”, usiłuje obciąć jej włosy. W Annie budzi się po tym wydarzeniu zdrowy rozsądek. Niestety jest już stanowczo za późno.
Karykaturalne podejście reżysera do motywu trzech braci, którzy podobnie jak w powieści Dostojewskiego podążają w trzy przeciwne strony, bierze się stąd, że w filmie nie znajdziemy żadnej namiętności czy pasji, cech tak charakterystycznych dla bohaterów rosyjskiego pisarza. U Saury obcujemy raczej ze zniewoleniem ideologią. Saura jak zwykle rozlicza się z hiszpańskimi realiami państwa rządzonego przez generała Franco, czyni aluzje do wojny domowej, do dyktatury. Obok syntetyzującego spojrzenia na Hiszpanię, Saura w duszny, klaustrofobiczny sposób ukazuje sytuację jednostki zagrożonej, osaczonej, bezwolnej, owijanej według uznania wokół zachłannych palców, jednostki bezbronnej, choć na pozór niezależnej. Do samego końca Anna łudzi się, że kontroluje sytuację.
Państwo, naród, wojsko, religia i pożądanie to pojawiające się w dziele Saury czynniki, które ograniczają wolność jednostki. Reżyser zdaje się sugerować, że jeśli jednostka jest słaba i nie potrafi się bronić lub jest krótkowzroczna, może nawet całkowicie utracić swoją wolność. Problem ten dotyczy Hiszpanii lub jakiejkolwiek dyktatury, więc nosi znamiona uniwersalizmu. Anna wierzy, że jest wolna. Dziewczyna jest jednak zaledwie guwernantką i słabą kobietą otoczoną bezwzględnymi mężczyznami. To jej pracodawcy posiadają władzę. Korzystają z niej w sposób kapryśny, często arogancki. Anna, w której budzi się w końcu instynkt samozachowawczy zaczyna się bronić, lecz uwięziona na granicy trzech ścierających się wzajemnie sił, w nierównej walce z silniejszym przeciwnikiem skazana jest na nieuchronną porażkę. O tej porażce decyduje nie tylko sam stosunek sił. Dziewczyna przegrywa, ponieważ w chwili, gdy uświadamia sobie własną sytuację, zamiast przystosować się do niej, oswoić z warunkami, przeczekać, postąpić dyplomatycznie, Anna decyduje się dać wyraz swojej niezgodzie. W akcie rozpaczliwego buntu decyduje się odejść, co zostaje odebrane jako policzek wymierzony godności władzy. Anna zbyt długo żyła w konformizmie i nie pragnie już więcej układów. Ona zapragnęła prawdziwej wolności. Ta jednak jest iluzją, gdyż pazury żadnego drapieżnika nigdy nie wypuszczają swoich ofiar.

czwartek, 20 stycznia 2011

83. "This is Poland" (1941)








"This is Poland", reż. Eugeniusz Cękalski [Wielka Brytania 1941]. Obok czołowych przedstawicieli polskiej przedwojennej filmowej awangardy, czyli małżeństwa Franciszki i Stefana Themersonów, azyl w Wielkiej Brytanii znalazł inny jej reprezentant - Eugeniusz Cękalski. Na dwa lata przed "Calling mr. Smith" Themersonów, Cękalski tworzy w Anglii swój propagandowy film "This is Poland", w którym na zasadzie kontrastu przedstawia sielankę przedwojennego życia oraz napaść niemiecką, która to spokojne życie bezpowrotnie zburzyła.













Dziś po tylu latach ten film przekazuje nam bardzo ciekawą wiedzę na temat ówczesnej świadomości, bo oto film Cękalskiego składa się z wielu dziś powszechnie znanych nam materiałów o historycznej wartości, jak na przykład słynne ujęcie forsowania przez żołnierzy Wehrmachtu polskiej bariery granicznej czy zrywanie z fasady budynku polskiego godła i zrzucenie go na bruk. Otóż już w 1941 roku te, a także przedstawiające przedwojenną Polskę materiały znajdowały się w angielskich archiwach filmowych, bo trudno przypuszczać, że pan Eugeniusz wywiózł je wszystkie opuszczając Polskę. ZatemZachód musiał być na bieżąco z wydarzeniami, a jednak sojusznicy nam nie pomogli... Poza tym ciekawe co jeszcze zawierają zagraniczne archiwa? Odnalazł się już w Belgii "Mocny człowiek" Henryka Szaro z 1929 roku, w usa znajdują się filmy nakręcone w przedwojennej Polsce oraz w oblężonej warszawie przez Juliena Bryana. Może jeszcze będzie nam dane zobaczyć oryginalną wersję "Europy" Themersonów? Oby tak!