poniedziałek, 9 sierpnia 2010

81. "The Doors - historia nieopowiedziana" (2009)















"When You're Strange", reż. Tom DiCillo (usa, 2009). Spieszę przestrzec przed tym pseudo-dokumentem prawdziwych fanów Doorsów! Nie mam pojęcia o co chodzi w polskim tytule, bo z filmu znałem absolutnie wszystkie fakty, ale o co chodziło reżyserowi, gdy kręcił film, tego nie rozumiem jeszcze bardziej. Film ma dwie zalety: świetny dźwięk ze zremasteryzowanych płyt (moja wydana jeszcze przez wytwórnię Electra dyskografia Doorsów nie brzmi tak dobrze) i sporo fragmentów z trudno dostępnych filmów Paula Ferrary "HWY: An American Pastoral" i "Feast of Friends". Cóż jednak z tego, skoro film opowiadając linearnie historię FAŁSZUJE jej elementarny składnik, którym jest oczywiście muzyka The Doors. Ta muzyka została wstrętnie i brutalnie POSZATKOWANA, co więcej obraz zazwyczaj nie jest zsynchronizowany z dźwiękiem: Morrison śpiewa piosenkę, podczas gdy obraz pokazuje go z nieruchomymi ustami. Poza tym obraz i dźwięk został totalnie WYMIESZANY i zostały zbezczeszczone takie kanoniczne filmy jak "The Doors: Dance on Fire" i "The Doors Live in Europe". Cierpi na tym RZETELNOŚĆ i PRAWDA, gdy przykładowo do obrazu z koncertu z Hollywood Bowl dokleja się muzykę z całkiem innej trasy, a nawet z innego okresu. Tak jest przez cały film. Wyszedł postmodernistyczny bełkot, który należy omijać szerokim łukiem, albo z którym trzeba zapoznać się dopiero po poznaniu rzetelniejszych filmów o zespole, na przykład "The Doors: The Soft Parade" Manzarka, "The Doors Are Open" czy wspomniane wyżej.

niedziela, 8 sierpnia 2010

80. "Kreacja" (1970)















"Performance", reż. Nicolas Roeg i Donald Cammell (Wielka Brytania, 1970). Arogancki i bezwzględny gangster Chas (James Fox) zabija przypadkowo znajomego swego szefa i musi uciekać z kraju. Tymczasowe schronienie znajduje u muzyka rockowego Turnera (Mick Jagger), który stracił popularność. Chas ma zamiar czmychnąć za ocean, a tymczasem oczekuje na paszport. Pomiędzy Chasem i Turnerem nawiązuje się, mimo początkowej niechęci Turnera, osobliwa relacja. Chasowi postanaiwa pomóc jedna z dwóch żyjących z nim dziewczyn, Pherber (Anita Pallenberg, która w czasie kręcenia filmu była dziewczyną gitarzysty Stonesów Kitha Richardsa); idąc za jej przykładem Turner także przyłącza się do pomocy. Pomiędzy trójkątem bohaterów wytwarza się podskórne napięcie. Chas ulega nastrojowi dekadencji panującej w domu Turnera.
Kto widział fantastyczny film Roega "Walkabout", ten wie, czego można spodziewać się po "Performance" od strony formalnej. Kamera Roega, który jest zarówno współreżyserem jak i operatorem, jest żywym złotem, brylantem. Montaż filmu i praca kamery, oto co od razu odróżnia film Roega i Cammella od wszystkich zwyczajnych filmów. Fabuła jest wątła i nietrudno przewidzieć zakończenie, nie o nią jednak wyłącznie chodzi. Jakąś tam historię opowiada przecież każdy przeciętny film. Roeg potrafił stworzyć niepowtarzalny i oryginalny nastrój, taki jakiego próżno szukać w większości produkcji. Można śmiało powiedzieć, że taśma filmowa została dotknięta ręką Roega, który tym dotknięciem przelał w nią oryginalność.
"Performance" pokazuje zetknięcie się dwóch różnych światów; dla reżyserów filmu ich przestrzeń stykania się jest najciekawsza. Chase traci u Turnera swoją arogancję, ale wiadomo, że nie zmieni swojego świata. Dla Pherber i Lucy (Michèle Breton), drugiej dziewczyny Turnera, przybycie Chase'a jest jak wdarcie się zewnętrznego świata, całkiem odmiennego od ich hermetycznej egzystencji. To jest właśnei geniusz reżyserski: ukazać świat hippisowskiej dekadencji, która w 1970 roku wciąż jeszcze ogarniała świat, jako zamkniętą, wewnętrzną, ciasną. Jest to być może przeczucie odwrotu, zmiany, nadejścia czegoś nowego i wyparcia starego.
Kłopoty z cenzurą filmu spowodowane były dosyć śmiałymi scenami przemocy i erotyzmu jak na obyczajowość panującą w ówczesnym kinie. Scena, w której pocisk przebija czaszkę, wędruje przez mózg i wylatuje do gabinetu szefa Chase'a musiała w 1970 roku zadziwiać (kamera wędrująca kablami telefonicznymi zadziwiała przecież jeszcze u Kieślowskiego, zdaje się, że to było na otwarcie "Czerwonego", ale pamięć może mnie zawodzić). Na koniec warto wspomnieć o muzyce: głównego kompozytora Jacka Nitzsche, która świetnie wpasowała się w obraz, kilku standardach bluesowych wykonanych przez Jaggera akompaniującego sobie na gitarze akustycznej oraz piosence "Memo From T", która wykonuje zespół The Rolling Stones, będący w tamtych czasach moim skromnym zdaniem w apogeum swoich twórczych mozliwości.

79. "Niezawodny sposób" (1965)












"Niezawodny sposób", reż. Andrzej Kondratiuk (Polska, 1963). Pan Kowalski (zagrany przez Henryka Klubę) przygotowuje się do snu, nakręca budzik, kładzie się do łóżka, gasi światło, a wszystko to z zamiaremporządnego wyspania się. Cóż, kiedy sen nie chce nadejść. Pan Kowalski nie przejmując się sięga po tytułowy niezawodny sposób - postanawia liczyć owieczki. Nieświadomy jest, że tylko pogorszy sytuację, bowiem z owieczkami pojawia się ich opiekun, natrętny i złośliwy baca (Michał Żołnierkiewicz). Film opowiada (a trwa zaledwie 10 minut z okładem) zmagania pana Kowalskiego z bacą. Z ekranu nie pada ani jedno słowo. Film stylizowany jest na nieme kino, utrzymany jest w konwencji groteski i sennego koszmaru. Można sobie chyba spokojnie pozwolić na asocjacje z niemieckim ekspresjonizmem, do których reżyser podchodzi pogodnie i na wesoło. Malowane dekoracje przywodzą na myśl scenografię "Gabinetu doktora Caligari", a mnie ostatnie ujęcie na pomieszczenie przypomina kadry "Szyn" Lupu Picka. Brak dialogów - co zresztą jest zrozumiałe w kontekście fabuły - wynagradza doskonała synchronizacja obrazu z zawsze wyśmienitą muzyką Krzysztofa Komedy.

sobota, 7 sierpnia 2010

78. "Monolog trębacza" (1965)













"Monolog trębacza"
(Polska, 1965) w reżyserii Andrzeja Kondratiuka z muzyką Krzysztofa Komedy.
Film trwa 21 minut. Stylem filmu jest groteska. Pewien urzędnik wędrujący prawdopodobnie do pracy postanawia kupić trąbkę. W sklepie muzycznym jest tylko jedna, ale stanowi dekorację wystawy nie na sprzedaż. Ekspedientka poleca jednak zakup trąbki u swojej siostry. Okazuje się, że siostra parcuje w kiosku "Ruchu" i dysponuje zabawkowymi instrumentami. Urzędnik nabywa trąbkę i zaczyna grać na niej na ulicach miasta. Coraz usilniej stara się zwrócić na siebie uwagę przechodniów, ale skutek jego poczynań jest mierny. W końcu w ulicznej szarpaninie z potrąconym przechodniem trąbka ulega zniszczeniu. Urzędnik przygląda się pzrechodzącej orkiestrze dętej. Na samym końcu filmu widzimy go ubranego w mundur i z błyszczącym hełmem na głowie, jak zamyka kolumnę dętej orkiestry grając na... puzonie. Orkiestra odchodzi w dal, a puzonista nadal nie jest zdecydowany, czy ma grać wspólnie z zespołem czy raczej solo, bo wciąż chce opuścić szeregi, po czym wraca i tak w koło Macieja.
Film traktuje o człowieku zagubionym pośród tłumów, który stara się z nich wyróżnić. Walczy między indywidualizmem a potrzeba społecznej akceptacji. Niektóre sceny sugerują, że nie za bardzo przystaje do nowoczesności i że czuje się w niej zagubiony.