piątek, 1 grudnia 2023

Brian W. Aldiss „Non stop”

To jeden z tych powrotów do lektur z okresu nastoletniego, kiedy pojawił się miesięcznik „Fantastyka”, chłonęło się łapczywie książki z serii „z kosmonautą” Czytelnika, było się członkiem Śląskiego Klubu Fantastyki (ulica Mariacka nie kojarzyła się wtedy z Alfredem Szklarskim, który na tej ulicy mieszkał, i z panienkami lekkich obyczajów, których ta ulica była mekką, ale właśnie z ŚKF) i brało się udział w maratonach filmowych połączonych z giełdą książek SF organizowanych przez ten klub w kinie Światowid (pamiętam, że kupiłem tam „Ostatni brzeg”). Nie pamiętam już, która książkę Aldissa czytałem najpierw, „Non stop” czy „Cieplarnię”, ale obie były kiedyś sporym odkryciem. Jak większość rzeczy, hehe. W każdym razie chciałem tylko napisać, że z lektury z połowy lat 80-tych pamiętałem zadziwiająco wiele, a wszystko jakby wydobywało się z niepamięci w trakcie lektury jako swojskie fakty. Jak gdyby czekało na powrót do książki i w uśpieniu czekało na wybudzenie. A przed lekturą miałem wrażenie, że nic z książki Aldissa nie pamiętam (to samo zjawisko towarzyszy mi podczas ponownej lektury książek braci Strugackich). Nie napisałem więc niczego o książce, tylko o tym, co ukrywa się w pamięci. Przepraszam. Polecanie książek bywa w niezliczonych przypadkach chybione (nie każdy gustuje w SF), ale pisanie o własnych wrażeniach jest w 100% trafne. No to polecam książkę Aldissa, ale każdy czyta na własne ryzyko, czytając z otwartym umysłem, każdy znajdzie w niej temat do przemyśleń i coś dla siebie: akcję, tajemnicę, filozofię, wizje przyszłości bądź metaforę naszych czasów, tych niezbyt odległych w czasie, a może nawet dzisiejszych...