czwartek, 31 grudnia 2015

Anatolij Rybakow "Ciężki piasek"
























Rybakow nie zawiódł, bardzo mnie to cieszy. Początek książki sięga zarania XX wieku. Styl nawiązuje - myślę, że świadomie - do Czechowa i Gogola. To podkreśla niewinność tamtych zamierzchłych czasów. Jest nutka ironii, serdecznego śmiechu z ludzkich przywar, groteski, humoru. Jednak świat żydowskich małych miasteczek zbliża się ku końcowi... Nadchodzi wojna i ton powieści zmienia się diametralnie. Autor drobiazgowo opisuje życie getta i bestialstwo okupanta, a wszystko powolnym rytmem zmierza do nieuchronnej zagłady. Straszne są te partie książki opisujące życie,a raczej próbę życia, w obliczu śmierci, w nieustannym zagrożeniu, w niewoli, z przymusem oglądania egzekucji najbliższych... Cały czas wyczuwalny jest w książce balans pomiędzy mrówczym budowaniem wszystkiego, co składa się na egzystencję, a siłami, które pragną ją zniszczyć. Rybakow oddaje cześć niewinnie zamordowanym i zakatowanym, potępiając katów i oprawców. Radość i strach, rozwój i dezintegracja, budowanie i destrukcja to naczelne motywy powieści. "Ciężki piasek" jest pięknym hołdem złożonym ofiarom Holocaustu. I książką napisana z miłością o rodzinie. I świadectwem, które poruszy nawet głaz, świadectwem, które nie pozwoli zapomnieć.

piątek, 25 grudnia 2015

Stefan Grabiński "Niesamowita opowieść" [1922]
























Kolejny zbiór opowiadań Grabińskiego nie powinien zawieść miłośników autora. Istotne w prozie tej jest samo opowiadanie i opis. Puenta nie jest aż tak ważna - często nawet można domyśleć się zakończenia - natomiast sposób bądź droga, którą autor dochodzi do zakończenia, to jak zawsze delicje. Grabiński opisuje lęki, uczucia, rozważania i obserwacje bohatera, czyni to w sposób drobiazgowy i precyzyjny, zawsze starając się stworzyć przy tym nastrój niepewności, dziwności, niepokoju, nawet gdy akcja rozgrywa się w jasny dzień lub w zaludnionym miejscu. "Zez" oraz "Szalona zagroda" zostały opublikowane we wcześniejszych tomach i za bardzo nie rozumiem intencji autora, polegającej na umieszczaniu w kolejnych zbiorach opowiadań tekstów już wcześniej opublikowanych. W tomie znajduje się zatem pięć premierowych opowiadań. Dwa z nich oparte są na demoniczności i magnetyzmie kobiety, obie z silnym podtekstem erotycznym "Kochanka Szamoty" i "W domu Sary"). "Przed drogą daleką" i "Na tropie" to opowiadania drogi, pierwsze z motywem snu, drugie hipnozy. Ostatnie opowiadanie, "Spojrzenie", dedykowane przyjacielowi Grabińskiego, Karolowi Irzykowskiemu, zgłębia maniakalne lęki ludzkiej psychiki. Nadprzyrodzone siły w książce nie są wampirami, wilkołakami czy innymi monstrami, Grabiński nie szuka takiego taniego efekciarstwa, osiągając często efekt grozy całkiem porządny. Motyw zmieniającego się za plecami, a co za tym idzie niewidzialnego świata, o lata całe wyprzedza Red Rose Kinga, gdzie przeobrażeniom ulegało przeznaczone do rozbiórki domostwo; oczywiście skala jest inna, ale pomysł Grabińskiego wcześniejszy. Tak czy inaczej, Grabiński wart jest poznania i czytania.


Spis treści:

Kochanka Szamoty
Zez
W domu Sary
Szalona zagroda
Przed drogą daleką (Urywki z pamiętnika W. Lasoty)
Na tropie
Spojrzenie


"Niesamowita opowieść" [1922] 


środa, 23 grudnia 2015

Hans Hellmut Kirst "Fabryka oficerów"























Chyba magnum opus Kirsta. Doskonale napisana, wielowarstwowa i wielowątkowa. Kirst znowu sięga po wątek kryminalny. Kirst przedstawia skorumpowany i amoralny świat przyszłych oficerów, ludzi którzy powinni stanowić przykład i wzór. Na tej bazie Kirst analizuje rozkład i degrengoladę panująca w szeregach Wehrmachtu. Pesymistyczny wydźwięk powieści przytłacza; ludzie sprzeciwiający się stanowi rzeczy skazani są na porażkę. Według mnie must read.

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Stefan Grabiński "Szalony patnik" [1920]





















Grabiński w rozkwicie, Grabiński urozmaicony. Mamy tu dwa lekko filozofujące opowiadania: "Saturnin Sektor" oraz "Wezwanie" napisane jakby pod wpływem Nietzschego. "Wezwanie" jest jednocześnie orientalne, zaś "Osada dymów" egzotyczna.
"Kruk" sprawia wrażenie tekstu wcześniejszego, napisanego dawniej, znów język młodopolski. Jak zawsze zachwyca bogaty i daleki od monotonii język autora. Najlepsze opowiadania to "Szary pokój", "Problemat Czelawy", "Osada dymów" i "Dziedzina".

Spis treści:
- Szary pokój
- Nocleg
- Znak
- Problemat Czelawy
- Saturnin Sektor
- Kruk (Z pamiętnika Kazimierza Brzosta)
- Osada dymów
- Wezwanie
- Dziedzina

"Szalony pątnik" [1920]


sobota, 19 grudnia 2015

Stefan Grabiński "Z wyjątków. W pomrokach wiary" [1909]
























Debiut Grabińskiego wydany pod pseudonimem Stefan Żalny. W 1909 roku ukazała się pod tytułem "Z wyjątków. W pomrokach wiary" i nie wiadomo dlaczego obecnie wydawca usunął pierwszą część tytułu, skoro wzięła się ona raz, z woli autora, a dwa, z podziału książki na dwie części; trzy pierwsze opowiadania to część "Z wyjątków", "W pomrokach wiary" zaś to trzy następne.
Jest to książka wybitnie dla koneserów albo miłośników Młodej Polski. Język bardzo wyszukany, szczególnie kiedy autor opisuje przyrodę, co czynił chyba tylko w swoich pierwszych tekstach. Opowiadania jak zwykle mają specyficzny nastrój, czasem jedna bliższe są balladom Mickiewicza niż "Demonowi ruchu". Niemniej warto się nad nimi pochylić i poświęcić czas, absolutnie bez pośpiechu, by rozkoszować się tą silnie poetycka prozą, jednak w żadnym wypadku nie zaczynać od tej książki swej przygody z Grabińskim!

"Z wyjątków. W pomrokach wiary" [1909]



czwartek, 17 grudnia 2015

Hans Hellmut Kirst "08/15 walczy do końca"























W ostatniej części trylogii akcja powraca do punktu wyjścia, czyli do znanych nam z pierwszej części koszar. Wojna dobiega końca, zbliżają się wojska amerykańskie. Asch wycofuje się wraz ze swoim oddziałem do rodzinnego garnizonowego miasteczka. Kirst znów bezpardonowo krytykuje ludzkie postawy w obliczu zbliżającego się końca. Z właściwą sobie subtelną ironią piętnuje tych, którzy za wszelka cenę usiłują wzbogacić się, korzystając z sytuacji i tych, którzy kosztem innych starają się ratować własną skórę. Na przeciwko nich stoją ci, którzy zaniechali walki, niszczą broń, zamierzając się poddać, by zacząć życie od nowa, wynieść je ponad ruiny lub ci, którzy świadomi są swoich czynów i pragną ponieść konsekwencje. Pomiędzy mini Kirst portretuje amerykańskich żołnierzy, którzy maja objąć w swoje władanie miasteczko wraz z garnizonem; do ich zadań będzie należało wytropić nazistów, by móc ich postawić przed sądem. Daje to pretekst do dyskusji o etyce i celowości działania, zakresie i skuteczności. Niemcy u Kirsta mniej lub bardziej zdają sobie sprawę, w czym brali udział, ale wiedzą też, że nieposłuszeństwo lub bunt równało się z obozem bądź z doraźną egzekucją, że znaleźli się w sytuacji bez wyjścia.

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Hans Hellmut Kirst "08/15 na wojnie"























W drugiej pod względem chronologii powstania części cyklu spotykamy bombardiera Ascha na linii frontu w ZSRR. Kończy się zima, przez której okres nie toczyły się większe działania wojenne, bohaterowie są uśpieni i zastygli. Kirst ukazuje wojnę w hibernacji, skupiając się nie na działaniach wojennych. lecz na ludzkich postawach. Szczególnie interesuje go problem świadomości otaczających żołnierzy spraw. Asch jest przedstawicielem sceptyków i alter ego pisarza, niedowiarków co do słuszności prowadzenia wojny i niezbyt przekonanych do Hitlera. Jest też odwiecznie pokpiwający z autorytetów Kowalski, człowiek o dziwnie brzmiącym nazwisku, jak na Wehrmacht. Jest karierowicz Schulz o zbyt wydumanym o sobie mniemaniu. Jest kombinatorski zaopatrzeniowiec. Jest zakochany w Rosjance oficer. Jest w końcu niedoświadczony dowódca, który pragnie powąchać prochu, ale nie radzi sobie ze swoją kompanią, popadając w konflikty z innymi dowódcami i ze swoimi podwładnymi. Kirst uchwycił moment zwrotny wojny. Ostatnia zima niemieckiego natarcia zaczyna się niczym beztroski pobyt w koszarach albo na poligonie. Żołnierze piją, leniuchują, grają w karty, czekają. Na front przyjeżdża zespół rozrywkowy, a w nim trzy elektryzujące wygłodniałych mężczyzn panie. I tak się toczy życie żołnierzy, którzy od kilku miesięcy nie oddali strzału. Tymczasem kilka kilometrów dalej czai się nieprzyjaciel, wzmocniony przez okres zimy, który wkrótce rozpocznie kontrnatarcie i szala wojny przechyli się na drugą stronę. Rozpocznie się odwrót, ale o tym już kolejny tom.

sobota, 12 grudnia 2015

Stefan Grabiński "Na wzgórzu róż" [1918]






















Drugi tom opowiadań Grabińskiego, to ten, gdy został zauważony i zaistniał w świecie literatury i w świadomości niektórych czytelników. Na sam początek ciśnie się porównanie z przeczytanym ostatnio, wydanym rok później "Demonem ruchu". "Demon" jest książką obszerniejszą i spójniejszą. Spaja ją jednolita tematyka i podejście do sposobu opowiadania. W "Na wzgórzu róż" opowiadania są bardziej urozmaicone. Obok raczej konwencjonalnego opowiadania tytułowego, znajduje się opowiadanie "Na stycznej", które oparte jest na działaniu geometryczno-logicznego fatum. Taki koncept powtarza się później w "Sygnałach" z "Demona ruchu". Nauka i technika jednak nie dominuje w tekstach z tego tomiku. Jak zwykle wyczuwalny silny niepokój oraz niewyjaśniona zagadka są lejtmotywami opowiadań. Nad ludzkim błądzeniem w celu odgadnięcia tajemnicy unosi się nieuchronność, o której bohater nie wie, ale ku której nieświadomie zmierza. W wielu przypadkach bohater odbiera tajemnicze sygnały czy znaki, które zmuszają go do wyjaśnienia, które przemawiają do niego, kusząc go i zwodząc. Charakterystyczne jest, że Grabiński nie sili się na wyjaśnienia, skąd biorą się tajemnicze zdarzenia, projekcje czy sygnały; to jest ogromną zaletą twórczości autora "Szalonej osady",  że na siłę nie stara się wytłumaczyć, że pozostawia sporą dozę tajemnicy. Bo nie sama tajemnica jest istotna, ani skąd się bierze, ale to, że wpływa na los i stanowi zagrożenie. Grabiński opisuje zmagania bohatera z tajemnicą, sensem opowiadań jest walka z nią oraz - najczęściej - porażka.

"Na wzgórzu róż" [1918]














czwartek, 10 grudnia 2015

Stefan Grabiński "Demon ruchu" [1919]

























Dawno, dawno temu do moich rąk trafiła książka z serii Stanisław Lem poleca "Opowieści niesamowite: Stefana Grabińskiego. Był to wybór opowiadań polskiego Lovecrafta, jak mówi się o Grabińskim, lub polskiego Poego, zbiór, który silnie oddziałał na młodziutkiego czytelnika, którym wtedy byłem. Teraz po latach sięgnąłem powtórnie po prozę autora "Maszynisty Grota". Na tapetę poszedł trzeci tomik opowiadań "Demon ruchu" z 1919 roku i stwierdzam wszem i wobec, że nic się w tej materii nie zmieniło, opowiadania nadal mają swój niesamowity klimat, dziś nawet bardziej, bo teraz doceniłem też pełen wyszukanych, często archaicznych wyrazów język, język budujący nastrój, często z młodopolskimi naleciałościami, jednak piękny i zajmujący. Jak zwykle rodzi się pytanie, dlaczego tak oryginalny i nowatorski w dziedzinie opowiadań grozy autor (świat tajemniczy, niepokojący, nierzeczywisty łączył często z współczesnością, z nauką, z industrialnym rozwojem) jest tak mało doceniany w naszym kraju? Obecnie jego całą twórczość to domena publiczna, dostępna jest w wolnych lekturach.
Proza Grabińskiego oparta jest głownie na nastroju, który po mistrzowsku potrafi autor zbudować. Często dzięki temu po zakończeniu lektury pozostaje niedosyt, gdy rozochocony i zatopiony w przedstawionym świecie czytelnik dobiega do końca tekstu; Grabiński bowiem lubi kończyć swoje opowiadania bez jakiegoś większego akordu, często można domyślić się zakończenia, co jednak nie psuje przyjemności z lektury. Przecież każdy literacki tekst to nie tylko zakończenie, to jest całość, a ta u Grabińskiego jest zawsze na wysokim poziomie. Grabiński wykorzystuje znane z innych gotyckich powieści czy opowiadań motywy, ale tworzy z nich odrębny świat. U Grabińskiego nie ma zbyt wiele fantastyki, więcej raczej dziwności, lekkich wykrzywień rzeczywistości, obszary przechodzenia w bliżej nieokreślone światy, sygnały wysyłane z innego wymiaru, legendy kolejarskie, katastrofy kolejowe, sny. Warto, naprawdę warto sięgnąć po te zapomniane i nieco zakurzone perełki polskiej literatury grozy.

Na tomik składa się 13 opowiadań, dziesięć z nich ukazało się w pierwszym wydaniu, trzy dodatkowe zostały dodane współcześnie ze względu na podobną kolejową tematykę.

  • 1. Głucha przestrzeń
  • 2. Smoluch
  • 3. W przedziale *
  • 4. Wieczny pasażer (humoreska) *
  • 5. Fałszywy alarm
  • 6. Demon Ruchu
  • 7. Maszynista Grot
  • 8. Sygnały
  • 9. Dziwna stacja (fantazja przyszłości)
  • 10. Błędny pociąg
  • 11. Ślepy tor
  • 12. Ultima Thule
  • 13. Engramy Szatery *

*) opowiadania dodane

Gdzie są "Źdźbła trawy"?

Tak przeglądałem ostatnio internet i może źle szukałem, ale w Polsce nie ma pełnego wydania "Źdźbeł trawy" Walta Whitmana. Jest niepełne wydanie z 1966 roku (nigdzie nie jest do kupienia) oraz "Pieśń o sobie", w którym tomie są wiersze z "Leaves of Grass". Jak zwykle na nasz rynek wydawniczy zostaje w tyle za Pigmejami... Na stronie Gutenberg Project można pobrać darmowy tom, ale w języku oryginalnym, za to w formie kompletnej. Dlaczego w Polsce nie ma jednej z najsłynniejszych książek świata?

wtorek, 8 grudnia 2015

Hans Hellmut Kirst "08/15 w koszarach"





















Książka przedstawia życie żołnierzy Wehrmachtu w koszarach. Akcja toczy się w 1938 roku. Głównym bohaterem jest Asch, który nie chce zgodzić się na tłumienie indywidualizmu i rozpoczyna własną rewoltę. Buntuje się przeciwko przymusowi i bezmyślnemu posłuszeństwu.Tytuł książki odnosi się do zakorzenionego w języku niemieckim określenia znaczącego mniej więcej "znowu to samo", czym autor sugeruje, że w Wehrmachcie niewiele zmieniło się od XIX wieku.

niedziela, 6 grudnia 2015

Karl Ove Knausgård "Moja walka. Powieść 2"






















Cała druga część cyklu poświęcona jest życiu dorosłemu. Ale czy na pewno? Przecież autor pochyla się w tomie nad życiem rodzinnym, w którym pojawiają się dzieci jako czynniki burzące ustalone porządki, zmuszające do nowego spojrzenia na własne życie i odciągające od tych wszystkich zajęć, które wcześniej krążyły w krwioobiegu, a teraz zmuszone są spoczywać na bocznicy i cierpliwie czekać na krótką chwile wytchnienia od obowiązków. Knausgård opisuje swoje małżeństwo, pisze o jego pięknych ale też i bardzo burzliwych początkach, o walce dwojga ludzi w celu zdobycia przestrzeni i dominacji pod chorągwiami miłości i bliskości, pisze o próbie zachowania własnego ja zagłuszanego przez hałas obowiazków, o granicach wolności, o próbach kompromisu, o ucieczkach małych i dużych. Tak, autor podejmuje w życiu znaczące decyzje, porzuca radykalnie przeszłość i przenosi się z Norwegii do Sztokholmu. Jest to pretekst do opisania zmian zachodzących w człowieku, w którym wyobrażenie o miejscu dorastania maleje wraz z przeniesieniem się do wielkiego świata, do wielkiego miasta; kiedy Knausgård powraca w rodzinne strony z odczytem, dziwi się okolicy i samemu sobie, jak kiedyś mógł uważać te wszystkie miejsca za cały świat. To jest cała uroda prozy Knausgårda jak na dłoni. Autor wprawdzie czyni liczne wyprawy w świat intelektu, wymienia mnóstwo nazwisk pisarzy, czasem narracja opisowa przeistacza się w rodzaj eseju, jednak rdzeniem cyklu "Moja walka" jest życie codzienne, opis zwyczajności, wrażeń, myśli, codziennych spraw wraz z ich wpływem na świadomość. I chociaż jest to proza rozległa, drobiazgowa i uporczywie analityczna, wciąż wciąga, wciąż fascynuje.

czwartek, 3 grudnia 2015

Hans Hellmut Kirst "Kamraci"






Książkę Kirsta można śmiało nazwać kryminałem. Przeszłość wojenną i teraźniejszość łączy śledztwo emerytowanego inspektora policji, który wierzy, że oprócz pielęgnacji ogródka będzie miał w życiu jeszcze okazje, by wyjaśnić jakąś zawikłana sprawę morderstwa. "Kamraci" opowiadają o próbie zamazania przeszłości. Bohaterowie wypierają z pamięci złe strony wojny, zachowując jedynie wspomnienia pruskiego drylu, dumy z bycia obrońcą ojczyzny i tym podobne. Kirst pokazuje, jak dawni wojacy z grzechami na sumieniu wtopili się we współczesne społeczeństwo RFN-u, jak ustawili się, stali się szanowanymi obywatelami. Prawdy o wojnie jednak nie da się całkowicie zatrzeć i autor stawia swoich bohaterów w obliczu konieczności rozrachunku z przeszłością. Grupa bohaterów Kirsta, którzy walczyli podczas wojny w jednym oddziele, mimo iż przyjaźni się i spotyka ze sobą, uważając siebie za tytułowych kamratów połączonych frontowym doświadczeniem, stanowi pod względem charakterologicznym urozmaicony zbiór ludzkich cech i zachowań, tak więc różnie też reagują na konieczność stanięcia twarzą w twarz z prawdą, którą usiłowali ukryć. Kirst nie ogranicza się jedynie do tematu Ii Wojny Światowej; we "Kamratach" przedstawia także współczesność i zestawia ze sobą dwa pokolenia, gdyż istotne role w powieści odgrywają też dzieci dawnych towarzyszy broni. Książka jest napisana wartkim jasnym, językiem, rzekłbym stylem hemingwayowskim, gdyż dominuje w niej dialog. Na osobną uwagę zasługuje emerytowany inspektor policji Tantau, który dorabia sobie do emerytury przyjmując drobne zlecenia związane ze swym dawnym zawodem. Jest niepoprawnym miłośnikiem słodyczy i dążenia do prawdy. W książce zmuszony jest do prowadzenia podwójnej gry, a kieruje się w swoim postępowaniu dążeniem do poznania prawdy na własną rękę, niejako dla własnej satysfakcji. Kirst ukazał go jako szlachetnego bohatera, nieco już archaicznego, który żyje innych zupełnie czasach, ale w domyśle należy nie zapominać, że Tantau też musi mieć jakąś przeszłość związaną z czasem wojny, podczas której musiał być czynny zawodowo. Kirst nie pisze tego wprost, czytelnik musi się domyśleć, że niemal każdy na kartach powieści nosi brzemię przeszłości, z która należy się uporać.


środa, 2 grudnia 2015

Leszek Kołakowski "Klucz niebieski albo opowieści biblijne zebrane ku pouczeniu i przestrodze"
























Kołakowski wziął na warsztat biblijne przypowieści. W charakterystyczny dla siebie klarowny sposób wyciągnął z tych w większości powszechnie znanych historii wnioski i morały, o których nie myśli się zwyczajowo, jeżeli w ogóle obecnie przeciętny człowiek zastanawia się nad biblijnymi przypowieściami. Jak zwykle jest czystą przyjemnością obcowanie z myślą pana Kołakowskiego. Autor nie zastanawia się nad prawdziwością przypowieści zawartych w Biblii, wystarczy mu sama ich obecność i funkcjonowanie w obrębie kultury. Nie ma znaczenie, czy są prawdziwe, ważne jest, że pozwalają snuć refleksje. Istotną wartością tej książki, dziś już historyczną, jest fakt, że w czasie powstawania stanowiła zapewne w polskiej kulturze wyłom z socrealistycznej konwencji.

poniedziałek, 30 listopada 2015

106. "Jutro wstanę rano i oparzę się herbatą" [1977]

 
















 




"Zítra vstanu a opařím se čajem", reż. Jindřich Polák [Czechosłowacja, 1977]
(Zakręcona komedia o podróżach w czasie. Naziści chcą je wykorzystać, by zmienić bieg historii i przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Plany krzyżuje im... udławienie się rogalikiem pilota, który miał dostarczyć bombę wodorową do kwatery Hitlera w 1944 roku. Wskutek pomyłki pilotażu sprawy się komplikują, bohaterowie mnożą, mimo że umierają i powstaje powszechny chaos.Chyba tylko Czesi potrafią skromnymi środkami, właściwie z niczego, stworzyć intrygujący i śmieszny film (i pogrywać z konwencjami na kilkadziesiąt lat przed nastaniem postmodernizmu wraz z jego śmiesznym przedstawicielem psychopatinio, który to uparł się na wyrywanie żywcem fragmentów filmów innych twórców i przywłaszczanie ich jako swoje, tłumacząc się, że składa rzekome hołdy) pełen odniesień i aluzji (patrz "Trup w każdej szafie" Oldřicha Lipský'ego). 


















wtorek, 24 listopada 2015

Jaroslav Hašek "Opowieści z piwiarni"























Jest to zamknięty (spięty klamrą) zbiór humoresek oraz satyr politycznych, obyczajowych, społecznych. Hašek przypomina tu Marka Twaina i jego krótkie opowiadania humorystyczne. Książkę zaczyna wstęp napisany przez samego Haszka, który tłumaczy się, że nikt nie rozumie autora lepiej niż on sam. Po nim następują 4 części tematyczne, w których na potęgę warzone jest piwo, które należy potem wypić. Pierwsza część "Piwo generalskie" dotyczy wojska (spotykamy w niej między innymi Szwejka), druga "Piwo policyjne" zajmuje się tematem przestępstwa (jest tu nawet biblijny Noe), trzecia "Piwo wyborcze" odnosi się do polityki, czwarta zaś "Piwna mieszanka firmowa" jak wskazuje tytuł jest zbiorem różnych humoresek obyczajowych. Książkę kończy pochwalny pean, w którym autor zachwala Haszka, czyli samego siebie, oczywiście z ogromnym dystansem do samego siebie. Opowiadania zawarte w tomiku ukazały się w 1911 roku i charakteryzują się pewnego rodzaju szlachetnością, czyli brakiem chamstwa czy wulgarności, mimo iż z reguły mierzą celnie w osoby bądź w cechy, z jednych śmiejąc się bardziej, z innych mniej. Warte zapoznania, bądź w celu porównania, jak bywało dawniej, a jak jest dziś (niektóre cechy, jak agresja walki przedwyborczej, nie uległy zmianie) albo w celu poprawienia sobie humoru zdrową porcją śmiechu.

poniedziałek, 23 listopada 2015

John Maxwell Coetzee "Hańba"























Książka o tym, jak w różnych środowiskach podchodzi się do tych samych spraw w Afryce. Książka o kontraście pomiędzy światem akademickim, a afrykańską wsią. Książka o tym, że czasem łatwo jest dojść w rejony, które uważało się za niemożliwe do osiągnięcia, szczególnie te poniżej, czyli książka o degradacji. Książka o braku sprawiedliwości i o wybaczeniu. Książka o twardym życiu. Książka o śmierci. Książka o wypaleniu. Dobra książka.

piątek, 20 listopada 2015

Wasilij Grossman "Życie i los"























      Książka przyrównywana do "Wojny i pokoju" Lwa Tołstoja i chyba jest w tym porównaniu sporo racji. Obszerna powieść Grossmana (880 stron) jest rozległą panoramą autentycznych i fikcyjnych wydarzeń z okresu obrony Stalingradu. W książce występuje około stu postaci; wielu z nich znamy z kart historii (Stalin, Paulus, Jeriomienko, Eichmann), jednak oś fabuły opiera się na historii wzlotów i upadków radzieckiego fizyka jądrowego Struma oraz jego otoczenia.
      Grossman pokazał wojnę i stalinizm w obu skalach: mikro i makro, od drobnych, często mało znaczących bądź charakterystycznych epizodów, po zakleszczanie się okrążenia wokół wojsk Paulusa i natarcie Armii Czerwonej. Akcja skupia się na raz ludzkiej egzystencji, na drobnych zwykłych czynnościach i sprawach, by następnie ukazać tryby wojennej machiny w obu wrogich sobie sztabach. Podział książki nie ogranicza się jedynie na sprawy małe i wielkie, książka dzieli się także na oskarżenie stalinizmu oraz hitleryzmu. Grossman sugestywnie opisuje w kilkunastu rozdziałach niemieckie obozy koncentracyjne, życie więźniów, transporty do Auschwitz, inspekcje narodowosocjalistycznych władz w obozie. I w chyba najbardziej sugestywnym rozdziale Grosman drobiazgowo opisując ostatnią drogę matki i syna od rampy w Oświęcimiu po ostatnie sekundy życia w komorze gazowej, osiąga mistrzostwo prozy, która chirurgicznie i analitycznie ukazuje grozę i tragizm ludzkich przeżyć.
      Wasilij Grossman pisze precyzyjnym, jasnym językiem, ale na szczęście potrafi w poetycki sposób opisać narodziny wiosny i natychmiast skontrastować ten fakt z uprzątaniem odmarzłych trupów, co wiązało się  z próbą dopasowywania odczłonkowanych rąk i nóg do kalekich ciał. Taki zabieg tylko wzmaga dramaturgię tekstu. Autor wplótł w powieść także kilka fragmentów eseistycznych (między innymi dotyczących problemu przyjaźni w społeczeństwie przywykłym do nieufności i denuncjacji oraz roli Żydów w społeczeństwach, w których starali się zasymilować, usiłując jednocześnie zachować własną tradycję, a wszystko to w kontekście Holocaustu i jego drugiej części, czyli drugiej fali stalinowskiego terroru z początku lat 50-tych). Tematem naczelnym twórczości Grossmana jest kwestia wolności i przez jej pryzmat należy odczytywać to niewątpliwe dzieło.
      Ta książka w porównaniu z "Wszystko płynie" napisana jest z ogromnym oddechem, czuje się tu przestrzeń i swobodę. Zęby sowieckiego terroru gryzą na kartach powieści w bezwzględny sposób ludzi z nazwiskami i ludzi anonimowych. W ironiczny sposób pisarz ukazuje przykładowo losy Krymowa, który będąc prominentem w Stalingradzie w skutek przypadku losu staje się ofiarą terroru i w celi na Łubiance spotyka czekistę, który pracował w tym więzieniu za Dzierżyńskiego, za Stalina zaś jest więźniem w swym dawnym  miejscu pracy.
      Powieść Grossmana można śmiało postawić na półce obok "Archipelagu GUŁag" Sołżenicyna. "Życie i los" jest wnikliwą analizą wydarzeń i spraw, które wciąż rzutują na naszą współczesność. Grossman w eseistycznym fragmencie opisuje kontrofensywę Rosjan w Stalingradzie, przełomowy moment całej II Wojny Światowej, jako chwila decydująca o losie wielu ludzi i narodów, które po wojnie znalazły się w bloku socjalistycznym.

PS. Czy wiecie, że do dzisiaj jedna ze stacji metra w Paryżu nosi nazwę Bitwy Stalingradzkiej?



wtorek, 17 listopada 2015

105. "Człowiek, który szuka swego mordercę" [1931]























"Der Mann, der seinen Mörder sucht", reż. Robert Siodmak [Niemcy, 1931]. Kolejny po "Ludziach w niedzielę" film, gdzie Siodmak współpracuje z polsko-żydowsko-niemiecko-amerykańskim scenarzystą i później reżyserem Billy Wilderem ("Pół żartem, pół serio"). Muzykę napisał Franz Waxman z Chorzowa, przyszły zdobywca Oskarów za muzykę do "Okna na podwórze" Hitchcocka i "Bulwaru zachodzącego słońca" Wildera.
Hans z jakiegoś powodu postanawia popełnić samobójstwo, ale gdy ma pociągnąć za cyngiel pistoletu orientuje się, że ktoś wkradł się do jego mieszkania. Jest to rabuś, ale i on otrzymawszy propozycję wyręczenia desperata w jego zamiarze, nawet za 15 tyś. marek ma problemy z zabiciem Hansa. Panowie podpisują więc dokument w dwóch egzemplarzach, w którym opryszek zobowiązuje się za w/w kwotę zabić Hansa do południa dnia następnego. Ma to stać się znienacka, aby obu panom ułatwić ich role. Cóż, kiedy Hans od razu udaje się na hulankę do nocnej speluny, gdzie poznaje Kitty. To spotkanie zmienia jego dziwny zamiar opuszczenia doczesnego świata. Rabuś jednak nie bierze pod uwagę tej zmiany i jest zdeterminowany spełnić swą obietnicę. Hans musi teraz ratować swe życie...
 Niestety z filmu trwającego 97 minut dziś możemy cieszyć się zaledwie 50 minutami. Trzeba jednak przyznać, że to bardzo spójne 50 minut; wygląda na to, że wydawca DVD usunął pourywane wątki, a było to tym bardziej łatwe, że fabuła to zapis pościgu i ucieczki. Można się domyśleć, że brakuje fragmentu, w którym Jim trafia do więzienia. Pozostał fragment muzyczny i świetna scena uprowadzenia Hansa w ambulansie, który pędzi ulicami przedwojennego Berlina, mijając między innymi
Kaiser-Wilhelm-Gedächtniskirche, którego wieża pozostawiona w ruinie stanowi obecnie antywojenny symbol.


środa, 11 listopada 2015

Wasilij Grossman "Wszystko płynie"























Niesamowita książka. Przed Sołżenicynem Grossman przedstawia życie i śmierć w Rosji Radzieckiej. Opisuje łagry, wielki głód na Ukrainie, donosy, strach, pisze o Leninie i Stalinie. Wszystko to dzisiaj wiemy o sowieckim terrorze, ale w tamtych czasach ta książka wydana już po śmierci autora oczywiście na Zachodzie musiała szokować. Grossman opisuje temat w sposób wnikliwy i rzeczowy, chociaż powieść nie jest zbyt dużych rozmiarów. Tematem naczelnym "Wszystko płynie" jest pojęcie wolności; autor sugeruje, że w Rosji zawsze było iluzoryczne, a Rewolucja Październikowa zamiast wyzwolić społeczeństwo, pogrążyło je w jeszcze większą niewolę.

sobota, 7 listopada 2015

104. "Złoty demon" [1937]




















"Konjiki yasha", reż. Hiroshi Shinizu (Japonia, 1937). Biedny student Hazama zostaje porzucony przez ukochaną Miyę na rzecz Tomiyamy, syna bogatego bankiera. Zawód miłosny jest ogromny, wszak z Miyą wychowywał się od dziecka i byli zawsze nierozłączni. Teraz obudził się w nim demon. Przerywa studia i zaczyna pracę w finansach, pożyczkach, kredytach itd. Jego serce staje się zimne, na nic nieczułe, on przedtem przyjazny i wesoły, teraz jest bezwzględny, pozbawiony skrupułów. Miya czasem usiłuje sie dowiedzieć, jak się powodzi Hazamie, aż w końcu ten udziela pożyczki jej mężowi i wówczas ujawnia się cała prawda o nowym byłym kochanku...
Ach, ta praca kamery. Ta doskonale wykadrowana scena z okładki wydania DVD, to moment, w którym Miya wyznaje, że wychodzi za mąż za Tomiyamę. Bohaterowie dwa razy przechodzą drogę wzdłuż rzeki, pod górę w czasie wyznania (trudny temat) i w dół, gdy następuje zerwanie (wszystko toczy się po równi pochyłej bez hamulców), to po prostu majstersztyk. Ruchoma kamera jest w filmach Shgimizu zresztą typowa, służy do podkreślania nastroju, do wyrażania stanów emocjonalnych, na pewno nie jest tylko urozmaiceniem obrazu.
Można w tym, jak również i w innych obrazach Shimizu, zaobserwować przenikanie się kultury japońskiej z zachodnią (westernizacja). Kto wie. czy nie jest to jeden z naczelnych, obok portretowania ludzkich dusz, tematów filmów reżysera, które zazwyczaj rozgrywają się w czasach wówczas współczesnych.  

Swoją drogą, w jaki sposób Shimizu nakręcił w tak krótkim czasie tak wiele dobrych i świetnych filmów?

piątek, 6 listopada 2015

Swietłana Aleksijewicz "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety"
























"Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" to oskarżenie, wyrzut, protest przeciw wojnie, który pada u ust kobiet biorących w niej udział. Wszystkie zgłosiły się do wojska dobrowolnie; większość z nich wyznała, że przez okres wojny przestały być kobietami, co sugeruje tytuł. Moim zdaniem ten ukazujący kobiety na wojnie reportaż to jeszcze bardziej sugestywna panorama okropieństw wojennych od poprzedniej książki, przedstawiającej losy dzieci w wojennej zawierusze. Obie książki ukazały się w okrojonej formie w 1985 roku. Po upadku ZSRR kobiety, z którymi pod koniec lat 70-tych rozmawiała Aleksijewicz, zaczęły zasypywać autorkę listami, w których ośmielone zmianami politycznymi wzbogacały swe relacje o fakty przedtem niemożliwe do wyjawienia ze względu na cenzurę i aparat represji. Obecny kształt książka uzyskała w 2004 roku.

Wielogłos doświadczeń bohaterek krótkich historyjek, które składają się na całość, jest najprawdopodobniej jedną z pełniejszych relacji w tak dokładny i naturalistyczny sposób opisującą tak wiele wariantów i możliwości serwowanych przez wojnę. Niektóre kobiety przeżyły cudem, inne zostały kalekami, większość starała się wyprzeć ze świadomości wspomnienia, były tez takie, które pozbyły się z domu wszystkich rzeczy w kolorze czerwonym, ponieważ przypominały krew, ale były tez i takie, które przeżyły miłość i takie, dla których walka była najlepszym w życiu doświadczeniem.

Autorka na początku książki posłużyła się ciekawym zabiegiem: zaprezentowała historię, po czym przytoczyła rozmowę z cenzorem, który zarzucił tekstowi fałszowanie obrazu wojny (sic!), że przecież bohaterscy żołnierze radzieccy, że ojczyźniana wojna, że totalna walka z faszyzmem, że towarzysz Stalin itp, a pani tu o majtkach, onucach, strachu i śmierci. Aleksijewicz odrzekła, mu że w książce nie idzie o ideę, ale o prawdę. I prawda jest sednem wszystkich opowieści, których autorka wysłuchała. Nie jestem do końca pewny, czy ta książka to nasze współczesne "Na Zachodzie bez zmian", ale na pewno jest w niej remarquizm, jak ironicznie określił to cenzor. I w chociaż jednej rzeczy możemy przyznać mu rację.

PS. Swietłana Alekijewicz przyznała, że chodziło jej o stworzenie czegoś, czego wcześniej nie było, czyli o napisanie wojennej książki o kobietach przez kobietę. Prawdopodobnie ma rację, ale już abstrahując o tego, książka mnie skojarzyła się z filmem "Tak tu cicho o zmierzchu", który gorąco polecam w charakterze uzupełnienia bądź wzbogacenia lektury.
Polecam też piosenkę w temacie Aleksandra Rozenbauma:



środa, 4 listopada 2015

Swietłana Aleksijewicz "Ostatni świadkowie. Utwory solowe na głos dziecięcy"























I do czego to doszło, że książka wydana w 1985 roku w ZSRR w wolnej Polsce nie idzie na przemiał lub makulaturę, a wręcz przeciwnie, jest wydawana, czytana, chwalona i to przed Noblem dla autorki... To (tak na marginesie) tylko kolejny dowód, że nie należy szufladkować i przekreślać bez zapoznania się.

"Ostatni świadkowie" to książka pełna humanizmu i miłości, chociaż opowiada o okropieństwach wojny. Książka jest zapisem rozmów z osobami, które II Wojnę Światową przeżyły będąc małymi dziećmi. Nie są to opowieści infantylne, opowiedziane przez pryzmat dziecięcego punktu widzenia, gdyż opowiadają je starsze osoby w formie wspomnienia własnego dzieciństwa. Sama autorka z pewnością upiększyła język, chociaż zrobiła to dyskretnie, nie dodała wyszukanych określeń, a raczej zadbała o płynność narracji.

Na samym początku książki moja pierwszą myślą było" "Co może być bardziej okropnego od dziecka, które widzi śmierć matki?" i oczywiście myliłem się, gdyż w dalszej części reportażu Aleksijewicz kolejne opowieści niosą z sobą wiele różnych przerażających zdarzeń, gdyż śmierć i tragedia posiadają nieskończoną ilość wariantów. Opowieści są bogate w szczegóły, nie tylko związane z ciemną stroną natury; na zasadzie kontrastu i podkreślenia bohaterowie zapamiętali takie szczegóły jak zapach czeremchy, błękit nieba, zabawki, kwiaty. Jest to książka dla ludzi o stalowych nerwach, opisująca w naturalistyczny sposób wszystko co najgorsze, głód, trupy, przemoc, mord, strach, zaszczucie. I zawsze pamięta się, że świadkami były dzieci.

Nie ma w "Ostatnich świadkach" polityki niemal wcale, jest człowiek z całą gamą emocji i dlatego jest to książka humanistyczna do szpiku kości. Opowiadający czasem mówią o dobroci, której w bestialskim czasie doznali od obcych ludzi. I nie sądzę, że ich pomoc była litością, to była raczej solidarność i miłość, zasłanianie dziecięcych oczu przed zgrozą niemożliwą do ukrycia.

PS. W Polsce w roku 1961 Stanisław Różewicz nakręcił nowelistyczny film o dzieciach w czasie wojny, to tak a propos formy użytej przez Swietłanę Aleksijewicz.

wtorek, 3 listopada 2015

Arkadij Waksberg "Uwodzicielka. Życier Lili Brik"






















Nie wiadomo do końca, czy jest to biografia Lili Brik, czy Włodzimierza Majakowskiego. Tytuł wskazuje na pierwsze, treść na drugie. Żywot tych dwojga ludzi był nierozłączny aż do śmierci poety, a potem aż do swojej śmierci Lili Brik była uważana za "wdowę" po Majakowskim (chociaż formalnie nigdy nie byli małżeństwem) i orędownikiem jego sztuki. Ponad połowę swoich wierszy i poematów Majakowski zadedykował właśnie jej. Tak więc druga część książki Waksberga, która zaczyna się od samobójczego strzału poety, poświęcona jest w takiej samej mierze osobistym (uczuciowym) perypetiom pani Brik, jak jej walce o dobre imię poety, zmaganiom związanych z uproszczoną percepcją poezji autora "Obłoku w spodniach" i przepychankom z siostrami Majakowskiego, które uważały, iż Lili Brik przyczyniła się do samobójstwa barda rewolucji.

Tym wydarzeniom Waksberg poświęca sporo miejsca i stara się rozpatrywać tragiczne w skutkach wydarzenie na różne sposoby, doszukując się najprawdopodobniejszych przyczyn śmierci Majakowskiego. Moim zdaniem autor tak ciepło i wyrozumiale piszący o Lili Brik, w tych fragmentach nieświadomie ją obciąża. Ukazuje ją bowiem jako kobietę, która chciała decydować o życiu uczuciowym Majakowskiego (nie mylić z pożyciem intymnym!), mimo że poeta zapragnął w końcu stałego związku z inną kobietą. Należy w tym miejscu dodać gwoli wyjaśnienia sytuacji, że Lili Brik była primo niezwykle kochliwą kobietą i to od najmłodszych lat, a secundo jej liczne związki erotyczne zahaczały o prekursorstwo wolnej miłości. Zresztą w ZSRR władze bolszewickie starały się osłabić małżeństwo, przedstawiając je jako przeżytek dawnego ustroju. Trójkąt Osip Brik (maż), Lili Brik (żona) oraz Majakowski (przyjaciel męża i kochanek żony) egzystował w jednym niezbyt dużym moskiewskim mieszkaniu; toczyło się tam wspólne życie, trwała przyjaźń i uprawiana była miłość,  a wszystko bez zazdrości oraz ze zgodą na przelotne romanse (niedopuszczalne było zaangażowanie uczuciowe poza trójkąt, czerpanie przyjemności zaś było jak najbardziej dopuszczalne). Majakowski miał już dosyć, pragnął wyłączności i wielkiej miłości na własność.

Oprócz kwestii towarzyskich i literackich, Waksberg portretuje sowieckie realia polityczne. Nie zapuszcza się w wyliczanie zmian rządu, ale pokazuje jak konkretne czasy wpływały na elity artystyczne i jak artyści znajdowali się w nowych realiach Rosji Radzieckiej. Jako tło biografii ukazana została karuzela wynoszenia na piedestał i obalania znanych nazwisk. Można powiedzieć, że autor "Uwodzicielki" ukazał uwiedzenie przez system i uzależnienie od władzy. Waksberg w długich wywodach analizuje, co w salonie Brików robili czekiści przez długie lata traktowani przez gospodarzy jako przyjaciele, nie śmie jednak wyciągnąć wniosku, że zarówno Brikowie, jak też Majakowski byli na usługach wpierw Czeka, a potem GPU. Osip Brik był zatrudniony na Łubiance  charakterze radcy prawnego i Waksberg nawet zadaje jasne pytanie, po co w miejscu bezprawia był zatrudniony pracownik zajmujący się prawem, jednak nigdzie w tekście nie sugeruje nawet, że  Osip Brik był świadomy, że jego miejsce pracy jest miejscem kaźni. Co więcej przez całą książkę autor nie napisał, że którykolwiek z bohaterów biografii cokolwiek o tym wie. Być może autor będący Rosjaninem, wciąż jeszcze boi się napisać otwarcie o białych plamach w historii swego kraju, być może też sam Majakowski jest w Rosji nadal tak posągowy, że trudno się go nawet teraz odbrązawia.

Opisy podbojów miłosnych Lili Brik nie ograniczają się wyłącznie do kolejnych kochanków i partnerów życiowych. autor książki przedstawia losy i zmienność fortuny w zależności od koniunktury politycznej. Kogo Lili Brik raz pokochała, ten zawsze pozostawał w jej sercu i jak umiała troszczyła się o swoich najbliższych, którzy - jak to określa Waksberg - tworzyli całą sieć współzależności uczuciowych. Najlepszym przykładem jest ostatnia miłość Lili Brik, reżyser Sergiej Paradżanow, który jako niewygodny dla władz radzieckich został aresztowany na podstawie fałszywych zarzutów o homoseksualizm i spekulanctwo. Z zesłania, mimo protestów między innymi Passoliniego i Felliniego, udało się reżysera "Kwiatu granatu" uwolnić dopiero dzięki interwencji Louisa Aragona, szwagra Lili Brik, oczywiście dzięki jej gorącym staraniom i namowom. Jednym z tematów "Uwodzicielki" jest - o czym nie należy zapomnieć - jej długoletnia więź z Lili Brik z jej siostrą Elzą Triolet (która nota bene jako pierwsza związała się z Majakowskim i dzięki której poeta poznał Lili).

Mimo że książkę wydał Twój Styl (pochwały!), nie należy zapominać, iż autor jest dziennikarzem Literaturnoj gaziety i autorem książek o tematyce historycznej. Osobiście nie mogę mu zarzucić zatem próby taniego bazowania na sensacyjnym temacie, nie, ja raczej zarzuciłbym raczej nadmierną bojaźń w nazywaniu rzeczy po imieniu, szczególnie tych mających polityczny wydźwięk. Dla mnie jest to lektura uzupełniająca do "Listów do Lili Brik: 1917-1930" Majakowskiego, zresztą dzięki nim sięgnąłem po książkę Waksberga. Zaznaczam, że nie należy się spodziewać biografii tego formatu co "Życie Majakowskiego" Wiktora Woroszylskiego, nie należy się też jednak wstydzić "Uwodzicielki", gdyż jest to na pewno biografia napisana na poziomie. Sam autor zresztą podejmuje temat powtórnie, gdyż od czasu pierwszej biografii Lili Brik jego pióra światło dzienne ujrzały nowe dokumenty rzucające nowe światło na temat. Myślę, że warto się zapoznać.


piątek, 30 października 2015

Ferdynand Antoni Ossendowski "Lenin"























Głośna w swoim czasie książka opisująca życie wodza rewolucji od lat szkolnych po śmierć. Książka jest napisana w formie powieści biograficznej. Stylistycznie tkwi w dużej części w wieku XIX-tym, jednak posiada fragmenty bardziej młodo polskie (opis rozpoczęcia I Wojny Światowej i pobyt Lenina w Tatrach to proza bardzo zakręcona, dynamiczna, wręcz patetyczna). Autor skupił się przede wszystkim na psychice Lenina, dociekając przyczyn jego poglądów. Opisuje też Ossendowski wydarzenia, które wpłynęły na ich ukształtowanie. Wobec ogromnego wówczas poważania Lenina jako silnej i niemal boskiej jednostki, Ossendowski skutecznie odbrązawia jego postać, ukazuje go jako człowieka bezwzględnego, idącego po trupach do wyznaczonego celu, niewrażliwego na ludzką krzywdę, pozbawionego uczuć, a przede wszystkim miłości. Lenin pali za sobą wszystkie mosty, odsuwa od siebie kobiety, które darzą go uczuciem, ludzi traktuje instrumentalnie, jak narzędzia. Akcję najstraszniejszych rozdziałów umieścił Ossendowski na moskiewskiej Łubiance, gdzie Dzierżyński w obecności wodza prowadzi przesłuchanie, n ie cofając się przed okrucieństwem. Ossendowski przedstawił też skutki rewolucji w życiu zwykłych ludzi, pokazał biedę, głód, terror, denuncjacje, pazerność, a w czasie NEP-u bezprawie, rozwiązłość, przestępczość, hazard, prostytucję. Książka jest świetnym oskarżeniem człowieka, który doprowadził na skraj nędzy miliony ludzi, zasiał straszliwy terror i który wywrócił na nice swoje ideały, osiągając odwrotny od zamierzonego skutek. Przed mauzoleum Lenina ktoś powie: "żaden cart nie miał takiego wystawnego grobowca", a w innym miejscu tekstu "wyzwolony" z caratu robotnik zauważy, że dawniej nie było takich prześladowań, głodu i złej gospodarki. dziwnym zabiegiem zastosowanym w książce jest opis maligny rannego w zamachu Lenina, w której wódz przestraszył się swego "dzieła" i w której opłakuje bliskie mu istoty, które zmiażdżyła rozruszana przez niego diabelska machina terroru. Dziwny ten zabieg pod względem logiki, uzasadniony jest literacko, ponieważ podkreśla zło, które zostało rozpętane. Nic chyba nie może być sugestywniejszego, od strachu, który ogarnia twórcę, gdy ogarnie swoje złowieszcze dzieło, gdy uświadomi sobie, do czego tak naprawdę doprowadził.

Bruno Jasieński" Bal manekinów"























Surrealistyczny i groteskowy dramat napisany przez Jasieńskiego bezpośrednio po "Palę Paryż". Manekiny przez cały rok stoją bez ruchu i jeden jedyny raz podczas karnawału urządzają bal, gdy nikogo nie ma w pobliżu. Delektują się ruchem i tańcem, każda sekunda jest bezcenna. Niespodziewanie na bal manekinów trafia człowiek. Nikt nie może dowiedzieć się o balu, więc zostaje skazany na ucięcie głowy nożycami krawieckimi, zaś o jego głowę manekiny przeprowadzają losowanie. Manekin, który je wygrywa, zakłada głowę i ośmielony postanawia udać się na bal ludzi. Głowa należy do lewicowego lidera, który został zaproszony na bal u fabrykanta samochodów. Manekin nie spodziewa się, co go czeka na prawdziwym balu... Jasieński pokazał bezwzględną walkę o stanowisko klasy robotniczej, od czego zależą zyski (strajk równy jest stracie, strajk u konkurencji zyskowi). Lider zostaje poddany przeróżnym środkom perswazji. Dramat krytykuje także obyczajowość burżuazji, rozwiązłość, pojedynki honorowe, brak skrupułów, pazerność.


wtorek, 27 października 2015

Bruno Jasieński "Nogi Izoldy Morgan"























Słabością polskiego internetu jest ubóstwo informacji na temat na temat pierwszych wydań książkowych, a także brak informacji co do zawartości książek. "Nogi Izoldy Morgan" ukazała się w 1923 roku i nie wiadomo właściwie, czy zawierała jedynie tę mini-nowelę, która autor buńczucznie nazywa powieścią, czy oprócz niej było tam coś jeszcze. Mamy zatem do dyspozycji nowe wydanie, na które składa się wcześniej nigdzie nie publikowane opowiadanie "Klucz", tytułowy utwór oraz najdłuższe z wszystkich opowiadanie "Nos" pochodzące z lat 30-tych. Wydawca wydał też w tomie trzy manifesty futurystyczne Jasieńskiego, które w liczbie czterech można kupić w formie e-booka. Co sprawiło, że wydawca nie zamieścił czwartego manifestu, w którym autor odwołuje się do ""Nóg Izoldy Morgan", tego pewnie sie już nie dowiemy...
"Klucz" jest opowiadaniem antyreligijnym. Samowolny i krnąbrny ksiądz zmaga się ze swoją wiarą szerząc zło w miejsce dobra. Jest to miniatura pozbawiona cech futurystycznych.
"Nogi Izoldy Morgan" to karkołomna groteska z silnymi akcentami nadrealizmu. Pani Izolda wpada pod tramwaj w wyniku czego traci swoje nogi. Podczas gdy przebywa w szpitalu, jej ukochany inżynier Berg przejmuje amputowane członki, które pozostają w stanie świeżości, i trzyma je w charakterze fetysza. Następnie Berg ulega fascynacji pracującej maszyny i niebezpiecznie zbliża się do niej, jak gdyby na podobieństwo ćmy, zostać przez nią pochłoniętym. tak się jednak nie dzieje, gdyż w ostatniej chwili odciąga go od rozpędzonego koła zamachowego kolega z pracy. "Powieść" kończy sekwencja Berga uciekającego tramwajowymi torami przed rozpędzonym tramwajem. Przytaczam w skrócie treść utworu, ponieważ po pierwsze i tak nie zdradzam jego esencji, czyli języka i metafor, a po drugie warstwa fabularna to nie wszystko w tym przypadku; tekst daje możliwość fantazyjnej interpretacji , więc sama fabuła jest tylko prologiem do przygody z "Nogami Izoldy Morgan". W nie zamieszczonym manifeście z 1923 roku Jasieński przewrotnie nazywa tę powieść rozliczeniem z futuryzmem. Można to rozumieć w różnoraki sposób, jednak moim zdaniem chodzi o to, że wczesny futuryzm wielbił maszyny same w sobie, później zaczął pojmować maszynę jako piękna i użytkową (tak jak Majakowski zwracała się do maszyn: "my was będziemy robić, a wy nas- żywić"). Tekst Jasieńskiego to chyba taka cezura w jego twórczości, punkt zwrotny.
"Nos" to także groteska, która wyśmiewa eugenikę nazistowskich naukowców. Jednemu z nich pojawia się w miejsce aryjskiego nosa, nos typowo semicki. Z ta chwilą zostaje on natychmiast zepchnięty na margines społeczeństwa narodowo-socjalistycznego i na własnej skórze zaczyna odczuwać skutki głoszonych przez siebie teorii. Tytuł i motto nawiązują oczywiście do Gogola. czytając to groteskowe i również surrealistyczne opowiadanie wypada tylko wyrazić żal, że w 1938 roku Brunona Jasieńskiego nie było już na świecie. Podobno jego twórczość z końca lat 30-tych jest już stricte socrealistyczna, czyli kolejny interesujący i oryginalny pisarz został zmiażdżony przez toczące się koło historii.

niedziela, 25 października 2015

Bruno Jasieński "Pieśń o głodzie"
























To ciekawe, że ruch futurystyczny był tak bardzo związany przed wojną z komunizmem, prawda? Przy czym należy odgrodzić fascynację komunizmem, który był tylko potencjalną możliwością, od komunizmu, który zniewolił i zeszmacił ludzi. Jasieński należy do pierwszej grupy. "Pieśń o głodzie" (1922) to poemat stylizowany na Majakowskim, który był wówczas guru polskich futurystów-komunistów. Zaważa to na formie i języku utworu. Szczątki wiersza i pojawiające się co jakiś czas rymy poprzeplatane są stylistycznie przeróżnymi fragmentami okrzyków, zawołań, łkań, ogłoszeń, telegraficznych skrótów, karkołomnie pędzących strof, co daje fantastyczny formalnie efekt collage'u. Słowa są szorstkie, ostre, po męsku agresywne. Treścią poematu jest przebudzenie proletariatu, którego na ulice wypędził głód, jednak bardzo silnie obecny jest w utworze podmiot liryczny pojmowany jako "ja", nie żadne ulubione przez czerwonych "my". Pierwsza część to osobliwy głos zwrócony przeciw poezji, której przeciwstawia się poezje gazet. Takoż fascynacja miastem jest tu i w dalszych częściach namacalna (miasto, masa, maszyna). Dalej następuje opis zmagania z głodem. Druga część to pochód pierwszomajowy kroczący ulicami miasta. "Pieśń maszynistów" przedziela kompozycyjnie poemat na pół. Po nim następuje opis rewolucji i zakończenie, w którym znów wraca motyw indywidualnej jednostki (poeta) oraz wierszy, które "puste jak kłos SĄ", jednak paradoksalnie (bądź przewrotnie) rozprzestrzenią wśród słuchaczy zawarte w nich idee.

Bruno Jasieński "Palę Moskwę"























Opis dotyczy wyłącznie "Palę Moskwę", która to nowela zainspirowała Brunona Jasieńskiego do napisania książki "Pale Paryż". Chciało by się zapytać, o co tyle hałasu? Paul Morand opisał, hmmm, problemy ze znalezieniem w Moskwie miejsca i warunków, by kochać się z kobietą... Francuz i Rosjanka chcą tego, ale nie mogą, gdyż warunki mieszkaniowe w Moskwie nie pozwalają na to, przez mieszkanie przewijają się wciąż nowi goście i domownicy (Josif Brodski opisał niegdyś podobną sytuacje w szkicu, który przeczytałem w którymś numerze Zeszytów Literackich), wreszcie bohater zrezygnowany wychodzi na moskiewską ulicę, cały rozpłomieniony od niespełnienia. Ot, tyle. jasieński poszedł o wiele kilometrów dalej. W sumie "Pale Moskwę" można uznać za pretekst, bo literacki pojedynek na te dwa teksty jest raczej nierówny.

sobota, 24 października 2015

Szczepan Twardoch "Drach"




















Jest dobrze, chociaż oczekiwania były większe. "Drach" jest książką bardzo powikłaną, mieszają się w niej miejsca, czasy, zdarzenia, osoby. Można się pogubić... Narratorem książki jest... ziemia. Autor zawarł w niej bardzo silne poczucie wszechobecności śmierci, kruchości ludzkiego życia, niczym w barokowej poezji silny akcent na vanitas vanitatum et omnia vanitas. Podobnie jak "Sto lat samotności", sagę śląską Twardocha czytało mi się równie ciężko, myliły mi się postaci i gubiłem ciągłość, jaż tak mam, kiedy występuje zbyt wielu bohaterów (to jednak - należy pamiętać - nie jest zarzutem wobec książki, ale obciąża czytelnika, którym jestem). Nie do końca zrozumiałem przesłanie książki, w końcu że każdy umrze, to prawda banalna, że historia Śląska jest powikłana, podobnie. Być może chodzi o Fatum ciążące nad ludzkim losem, naprawdę nie wiem...

Wilhelm Szewczyk "Anioły z lodu. Z notatnika norweskiego"






















"Anioły z lodu" to napisany mocno literackim, często kwiecistym językiem reportaż z podróży autora do Norwegii. Trzy główne tematy poruszane w książce to tropienie poloników, przedstawienie sylwetek znanych bardziej i mniej Norwegów (z tych znanych to Knut Hamsun, Ibsen, Munch, Grieg) oraz opisy krajobrazów i miast. Znaczący nacisk kładzie Szewczyk na historię (skupia się szczególnie na okresie II Wojny Światowej) i kulturę, ale czasem wtrąci ciekawostki dotyczące nakazów prawnych (na przykład dotyczących konsumpcji alkoholu), gospodarki (bogata w lasy Norwegia drewno do produkcji mebli importuje z Niemiec) i współczesności (źle pisze o hippisach). W książce, która ukazała się w 1978 roku, nie zabrakło na zakończenie akcentu politycznego, jedna w całym przekroju "Anioły z lodu" nie są lekturą tendencyjną czy propagandową. Kiedy Szewczyk pisze o norweskiej Partii Pracy, trudno to uznać za propagandę, gdyż partia ta w Norwegi zawsze posiadała silną pozycję, to jest fakt, nie wymysł autora. Zresztą Szewczyk nie skupia się na norweskich socjalistach, więcej miejsca poświęca w swojej książce na przykład sprowadzenia u Polski z Norwegii Świątyni Wang, która stoi obecnie w Karpaczu. Szewczyk wspomina też o Gombrowiczu, który w Polsce do lat 80-tych był tematem niewygodnym, raczej przemilczanym niż nagłaśnianym. Moim zdaniem warto przeczytać.

piątek, 23 października 2015

Janusz Tazir "Pożegnanie z XX wiekiem"





















Z czasów moich studiów Janusz Tazbir był uważany za speca od Staropolski, tym bardziej zaintrygował mnie tytuł książki, który odwołuje się do całkiem innej epoki. Dlatego z zainteresowaniem sięgnąłem po ten zbiór esejów historycznych, jak się w końcu ukazało. Oczywiście autor opisując dawne wieki, stara się nawiązywać do naszych czasów, odszukiwać nici łączące przeszłość z teraźniejszością, ale - uff - otrzymałem rozważania nad złota polską wolnością XVI wieku, historie pomników wystawionych przez władze carskie polskim generałom zabitym w Noc Listopadową, rozmyślania nad zmieniającym się sensem pojęcia przedmurza, portrety mistrza panegiryków Nowaczyńskiego i króla Poniatowskiego, o pojęciu chamstwa, o podziale na Europę lepsza i gorszą, o pierwszej ekranizacji "Ogniem i mieczem". W sumie fajna, intelektualna przygoda.

 Spis treści:

  • Wstęp
  • Tradycje demokracji szlacheckiej
  • Czy naprawdę relikty szlachetczyzny?
  • Polskie mity historyczne
  • Historycy i - panegiryści
  • Czarna i biała legenda ostatniego króla
  • Zdrajcy i bohaterowie
  • Pomnikiem zhańbieni
  • Grymasy na pomniki
  • z polskiego na nasze
  • Chamstwo niejedno ma imię
  • Poczet polskich pamflecistów
  • Spory o przedmurze
  • Europa, ale ta gorsza
  • Elita bita i - nie bita
  • Pióro i strach
  • Spiskowa teoria dziejów
  • System czy jednostka?
  • Pierwsza ekranizacja Ogniem i mieczem
  • Trzy stulecia pozorów
  • Bitwa o Trzecią Rzeczpospolitą
  • Ciężkie brzemię niepodległości

czwartek, 22 października 2015

Bruno Jasieński "Palę Paryż"

























Już dawno żadna książka nie zrobiła na mnie takiego wrażenia! "Palę Paryż" napisana została w ciągu trzech miesięcy, wydana w odcinkach przez L'Humanité, stała się przyczyna protestów, demonstracji przed redakcją gazety i w sumie chyba jest pierwszą książką polskiego autora, która wywołała międzynarodowy skandal i doprowadziła do wyrzucenia Jasieńskiego z Francji. Kto dziś o tym wie?

Będąc miłośnikiem sztuki awangardowej, na początku nie mogę nie zwrócić uwagi na język i styl książki. Jasieński, będąc futurystycznym poetą, stosuje język w dużej mierze poetycki, pełen metafor, zaskakujących porównań (na przykład paryski ruch uliczny przyrównuje do wyścigu psów, nazwy marek zastępują rasy pędzących brytanów). Jeżeli miałbym prozę Jasieńskiego porównać, to od razu ciśnie się nazwisko Brunona Schulza, przy czym język "Pale Paryż" nie jest aż tak intensywny i w tak dużej mierze kreacjonistyczny, pozwala czytelnikowi na częstsze wytchnienie od karkołomnych zabaw słowami.
Dzisiaj treść książki śmiało można nazwać już utopijną, nawet w chwili jej pisania, w 1929 roku, też chyba nie była stricte realistyczna. Jest to wybornie napisana political-fiction z różnymi ingrediencjami. Można też o niej rzec apokaliptyczna, katastroficzna, komunistyczna. Da się też powiedzieć thriller, romans, powieść edukacyjna, fantastyka naukowa, sensacja i utopia. Oczywiście Jasieński pisał ją z perspektywy swoich politycznych poglądów,  które błądziły daleko na lewo, jednak dziś, kiedy pozostały raczej niewielkie szanse na urzeczywistnienie idei Międzynarodówki, tego typu książki należy czytać albo jako historyczny opis nawet nie faktów, ale mrzonek pewnej części społeczeństwa, albo jako rasową fikcję.

"Palę Paryż" napisana jest w bardzo filmowy sposób; moim zdaniem mógłby na jej podstawie powstać ciekawy film. Od razu w czasie lektury przyszedł mi do głowy "Promień śmierci" Lwa Kuleszowa z 1925 roku, film, który kto wie, czy nie zainspirował trochę Jasieńskiego do nadania swojej książce sensacyjnej i katastroficznej formy.

niedziela, 18 października 2015

103. "Od teraz zapomnij o miłości" [1937]

"Koi mo wasurete", reż. Hiroshi Shimizu [Japonia, 1937]. Dramat Shimizu ukazujący wpływ życia dorosłych na dzieci. Yuki, samotna matka, pracuje nocami w charakterze fordanserki. Wpływa to na pożycie syna z kolegami, którzy odsuwają się od niego. Matka musi pracować, by zapewnić synowi i sobie w miarę godne życie, ale nie potrafi pogodzić pracy z życiem osobistym (motyw społeczny w filmie,szefowa Yuki jest skąpa i dba wyłącznie o swój własny interes). Sprawna kamera, sporo scen fotografowanych na wózku. Angielski tytuł filmu brzmi "Forget Love for Now", czyli "Od teraz zapomnij o miłości".