tag:blogger.com,1999:blog-28963372570661210712024-03-14T14:04:10.872+01:00Po prostu książki. Z miłości do sztukiJanusz Białashttp://www.blogger.com/profile/03013992990255779745noreply@blogger.comBlogger624125tag:blogger.com,1999:blog-2896337257066121071.post-41748019285849279512024-03-13T17:48:00.002+01:002024-03-13T17:48:25.996+01:00Henryk Waniek "Wędrowiec śląski" (624)<p><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"> Dawno nie czytałem esejów Wańka, a w pamięci pozostały same pozytywne wrażenia. Na pólkach mam trzy tomy esejów i ciekawiło mnie, co to za nowa książka. Okazuje się, że to jest kompilacja, takie the best of, chociaż tu musiałbym polemizować, czy rzeczywiście best. Jako że jestem rdzennym Ślązakiem, książka wzbudziła moje zainteresowanie. I tu - niestety - spotkało mnie rozczarowanie. Wydaje się, że Waniek chce się wpisać we współczesny modny na Śląsku nurt zmiany plusów w minusy i odwrotnie. Najciekawsze są eseje dotyczące miast i ludzi, ale kiedy Waniek zadaje pytanie, dlaczego zmieniano po 1945 roku niemieckie nazwy na polskie, nie związane z niemiecką etymologią i kiedy sam sobie odpowiada, że nie wie i że nie ma na to odpowiedzi, to ja od razu mu podpowiadam, ze odpowiedź jest i nasuwa się sama: po 1945 roku w Polsce na której jeszcze niedawno szalał terror hitlerowski, nikt nie chciał nazw wywodzących się z języka niemieckiego. Nawet przedszkolak bez trudu rozwikłałby ten pozorny dylemat, a co dopiero wzorujący się na Herbercie szperacz w przeszłości. Dla mnie nazwa Ząbkowice Śląskie jest piękna i na pewno lepsza niż Frankenstein. Szumne zapowiadane przez wydawcę poprawki zdają się ograniczać do jednej uwagi, że Szczeliniec stał się parkiem narodowym i autor "Finis Silesiae" nie może już zbaczać ze szlaku. Ogólnie wrażenie pozytywne, a jednak szczegóły psuja mi całość. Skoro przed zrzeczeniem się Śląska przez Kazimierza Wielkiego na rzecz Czech panowali tu Piastowie, jak rozumiem dynastia stricte polska, to co to za aluzja Wańka, że przeważał już wtedy żywioł niemiecki? Bo skoro byli Piastowie, to niemieckie nazwy miejscowości raczej wtedy nie funkcjonowały. I tak dalej, zawsze jakieś kontrowersyjne zdanie, że "Mitologia" Parandowskiego słaba, że Estreicher niby monumentalny, ale coś tam już Wańkowi nie pasuje itp. Zdaje się, ż wcześniejsze teksty lepsze od nowszych. Jednak zasób wiedzy przeważa w "Wędrowcu śląskim" nad próbami formowania poglądów czytelnika przez autora, czego przykładem jest świetny esej o Wambierzycach.</span></p>Janusz Białashttp://www.blogger.com/profile/03013992990255779745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2896337257066121071.post-28647326797649066812024-03-10T20:20:00.006+01:002024-03-10T20:20:49.646+01:00Erich Maria Remarque "Noc w Lizbonie" (623)<p><span style="font-family: georgia; font-size: large;"> <span style="white-space-collapse: preserve;">Jedna noc, jedna rozmowa, która oznacza ratunek dla dwojga ludzkich istnień. Oprócz terroru i potworności wojny, jest jeszcze terror i bezduszność ambasad, policji, biurokratów. Życie na bagażach i wieczna ucieczka zbiegów z nazistowskich Niemiec. Duszna, klaustrofobiczna atmosfera. Zaciskająca się na gardle pętla. Macki nazizmu sięgające daleko poza granice III Rzeszy. Człowiek jak zaszczute zwierzę. W brawurowej prozie, którą czyta się jednym tchem, Remarque opisał piekło emigrantów u wrót raju, dla większości niedostępnych. Ponieważ Lizbona, w której toczy się akcja, to port-brama do Ameryki, gdzie nie sięgają wpływy nazizmu. Potrzebne są tylko dwie rzeczy: wiza i bilety na statek, paszporty można podrobić. Tylko i aż.
Trudno o bardziej przejmujące opisy, o bardziej realistyczny obraz strachu, o wnikliwszą analizę psychiki człowieka ściganego. Remarque nie musi używać dynamicznych środków stylistycznych, nie opisuje pościgów czy strzelanin, wystarczy jedna powieściowa noc i rozmowa dwóch nieznajomych. Ta książka posiada ogromna siłę wyrazu dla każdego chociaż z odrobiną empatii i wiedzy na temat historii; wtedy nie trzeba drastycznych opisów, ponieważ czytelnik wie co oznacza deportacja, czym były hitlerowski obozy koncentracyjne i co oznaczały przesłuchania na gestapo. Książka pełna humanizmu, potępiająca wojnę i przemoc. Dla mnie arcydzieło.</span></span></p>Janusz Białashttp://www.blogger.com/profile/03013992990255779745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2896337257066121071.post-33199790680870518472024-03-04T23:32:00.007+01:002024-03-04T23:32:58.865+01:00Jacek Dukaj "Katedra" (622)<p><span style="font-family: georgia; font-size: large;"> Książka krótka, ale niełatwa do zinterpretowania. W zmaterializowanym świecie na dalekiej planetoidzie zaczyna rozwijać się kult Izmira, który poświecił swoje życie dla ratowania reszty załogi. Pielgrzymi odwiedzający miejsce jego śmierci zostają uzdrowieni. Na tym samym miejscu zostaje posadzona katedra. Posadzona, ponieważ użyto żywokrystu, materiału samo się tworzącego. Na planetoidę zostaje wysłany ksiądz, mający zbadać, czy Kościół może uznać uzdrowienia za cuda, a miejsce za święte. Katedra zaczyna go fascynować, pochłaniać jego uwagę, zaprzątać myśli. Linearnie mamy pustkę, potem zdarzenie, które przeradza się w kult, okres pielgrzymek, a następnie powolna utrata zainteresowania, opustoszenie miejsca, osamotnienie katedry. To metafora życia metafizycznego, ale też funkcjonalności katedr: kiedyś wybudowane na cześć i chwałę Boga, teraz raczej traktowane jako obiekty turystyczne i dzieła sztuki. "Katedra" pokazuje więc laicyzację naszego życia, odpływ metafizyka na rzecz kosmicznej próżni. Jednak życie pozbawione duchowości to życie puste. Opuszczona katedra zaczyna podlegać metamorfozom, żywokryst wciąż zmienia jej formy i detale: to proces tworzenia działa sztuki. Nie przypadkowo Dukaj poświęca książkę pamięci Antonio Gaudiego. Połączenie metafizyki i sztuki. Tak ja zrozumiałem książkę. Metafizyka nie zginie i sztuka nie zginie, mogą nawet trwać na odległych planetoidach i czekać na kolejny swój rozkwit.</span></p>Janusz Białashttp://www.blogger.com/profile/03013992990255779745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2896337257066121071.post-50555561294101845342024-03-03T13:32:00.002+01:002024-03-03T13:32:17.675+01:00Annie Ernaux "Bliscy" (621)<p><span style="font-family: georgia; font-size: medium;"> Ta książka to na rynku francuskim trzy odrębne książki napisane na przestrzeni około 30 lat, jednak łączy je tematyka i są na tyle krótkie, że w Polsce ukazały się w jednym tomie. To proza par exellance autobiograficzna i muszę przyznać, że na razie wszystko co przeczytałem Ernaux posiada taki charakter. Trzy mikro-powieści opowiadają o rodzinie autorki, w kolejności o ojcu, matce i na koniec o siostrze, która zmarłą na dwa lata przed narodzinami Annie Ernaux. Dwa pierwsze teksty pokrywają się z konieczności ze sobą, gdyż naturalnie matka i ojciec tworzyli wspólnotę i te same wydarzenia dotyczyły obojga rodziców. Ernaux potrafiła jednak oddzielić te wspólne części i stworzyć, a raczej opisać, odrębne korelacje łączące córkę z każdym z rodziców. Jest to przy okazji historia dorastania autorki oraz opis wyzwalania się z rodzinnych splotów na rzecz samodzielnego życia. Trzeci tekst "Druga córka" dotyczy siostry autorki "Lat", zmarłej w 1938 roku na dyfteryt sześciolatki. Nigdy jej nie spotkała, przez długi czas niczego o niej nie wiedziała. Nieliczne fotografie siostry brała za swoje. Jest to przejmujący monolog napisany w taki sam sposób jak Franz Kafka pisał do swojego ojca słynny list, w którym Ernaux stara się zrozumieć swoje związki z siostrą, analizuje jej wpływ na siebie, potencjalne możliwości i stara się oswoić z myślą, że jednak nie jest jedynaczką, chociaż siostry nie widziała nigdy na oczy. W końcu z listu od rówieśnika siostry otrzymanego po wielu latach dowiaduje się o wielkim cierpieniu rodziców po stracie pierwszej córki; siostra staje się w tym tekście Ernaux realna, namacalna i potwierdzona relacją świadka. Chociaż nie było to konieczne do stwierdzenia, że kiedyś żyła, konieczne stało się to dla duchowego połączenia się drugiej siostry z pierwszą, chociaż tytuł książki wskazuje, ze Ernaux myśli o sobie jako o siostrze pierwszej, co jest ciekawym zabiegiem stylistycznym.</span></p>Janusz Białashttp://www.blogger.com/profile/03013992990255779745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2896337257066121071.post-10471397136796606562024-03-03T11:44:00.003+01:002024-03-03T11:46:48.723+01:00Anna Dziewit-Meller "Darcie pierza" (620)<p><span style="font-family: georgia; font-size: large;"> <span style="white-space-collapse: preserve;">Zbiór reportaży pisanych dla "Tygodnika Powszechnego" i "Polityki" w latach 2017-2022. Sporo feministycznych fragmentów, na szczęście bez agresji i bez wyższości, po prostu Dziewit-Meller wskazuje na dziedziny, gdzie rzeczywiście jest przewaga mężczyzn nad kobietami, a nie jak u femiradykałów, gdzie są najczęściej urojenia i tendencyjne jednostronne widzenie świata (jakoś nie protestują, że na emeryturę idą osiągając 60 lat, podczas gdy mężczyzna musi osiągnąć 65, nie krzyczą, że pod ziemią w kopalniach nie ma kobiet, nie wspominając już ile kobiet ma przewagę nad mężczyznami w korporacjach, bankach, sklepach spożywczych, firmach sprzątających itd.). Nieco o polityce i sytuacji na świecie. Trochę o tożsamości. O życiu poza miastem. O pandemii. Wszystko raczej z umiarem. Fajnie postawić na półce obok "Sprzedawcy arbuzów".</span></span></p>Janusz Białashttp://www.blogger.com/profile/03013992990255779745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2896337257066121071.post-75957791089546096452024-03-01T12:23:00.002+01:002024-03-03T11:46:07.534+01:00Anna Dziewit-Meller "Disko" (619)<p><span style="font-family: georgia; font-size: large;"> <span style="background-color: white; color: #050505; white-space-collapse: preserve;">W swoim debiucie </span><span style="background-color: white; color: #050505; white-space-collapse: preserve;"><span class="xt0psk2" style="display: inline;">Anna Dziewit Meller</span></span><span style="background-color: white; color: #050505; white-space-collapse: preserve;"> porusza problem pedofilii w szkole. Uwiedzenie 12 letniej dziewczynki przez nauczyciela tańca, a w tle wczesna lata 90-te. Negatywny bohater został przedstawiony z kilku perspektyw, poznajemy jego relacje z matką, stosunki z koleżanką w pracy, serwilizm wobec dyrektorki szkoły, wreszcie stosunek do nieletnich dziewczynek. Autorka starała się pokazać procesy myślowe, o ile takie w tym przypadku zachodzą razem z popędem, </span><span style="background-color: white; color: #050505; white-space-collapse: preserve;"><a style="color: #385898; cursor: pointer;" tabindex="-1"></a></span><span style="background-color: white; color: #050505; white-space-collapse: preserve;">zachowanie, budowanie relacji z ofiarą, zarzucanie sideł. Wszystko to tworzy obraz obrzydliwego człowieka, który potrafi znaleźć się w każdej sytuacji i wykorzystać ją na swoją korzyść. Tło społeczno-polityczne także ciekawe (wizyta biskupa w szkole, jak kiedyś wizyty prominentów partyjnych).</span></span></p>Janusz Białashttp://www.blogger.com/profile/03013992990255779745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2896337257066121071.post-56872243645684710892024-03-01T12:21:00.003+01:002024-03-03T11:45:50.540+01:00Anna Dziewit-Meller "Góra Tajget" (618)<p><span style="font-family: georgia; font-size: large;"> <span style="background-color: white; color: #050505; white-space-collapse: preserve;">Przejmująca i pomysłowo napisana książka </span><span style="background-color: white; color: #050505; white-space-collapse: preserve;"><a class="x1i10hfl xjbqb8w x1ejq31n xd10rxx x1sy0etr x17r0tee x972fbf xcfux6l x1qhh985 xm0m39n x9f619 x1ypdohk xt0psk2 xe8uvvx xdj266r x11i5rnm xat24cr x1mh8g0r xexx8yu x4uap5 x18d9i69 xkhd6sd x16tdsg8 x1hl2dhg xggy1nq x1a2a7pz xt0b8zv x1fey0fg xo1l8bm" href="https://www.facebook.com/AnnaDziewitMeller81?__cft__[0]=AZUOctxOQNBkH5ubozyIrn1LUPVcoYbWLWr-puYzZ0XJ9QaNTEBCV3gNs7_M2OezM6nq4FfTMglHQvaYVv-Ze8js8pKuGgKKbY-BUyXIDi_dYJ_REeU_h9PdAuJCaywB4RoSrNWsj62PVay8Dl1zVNsq&__tn__=-]K-R" role="link" style="-webkit-tap-highlight-color: transparent; background-color: transparent; border-style: none; border-width: 0px; box-sizing: border-box; cursor: pointer; display: inline; list-style: none; margin: 0px; outline: none; padding: 0px; text-align: inherit; text-decoration-line: none; touch-action: manipulation;" tabindex="0"><span class="xt0psk2" style="display: inline;">Anna Dziewit Meller</span></a></span><span style="background-color: white; color: #050505; white-space-collapse: preserve;"> o eutanazji dzieci w czasie II Wojny Światowej. Autorka przedstawia to ludobójstwo z kilku perspektyw. Zbrodnia ta to był eksperyment, który otworzył drzwi do Holocaustu. Wyłapałem jeden błąd: żołnierze służący w Wehrmachcie z podpisana 4 volkslistą nie trafiali do komunistycznego obozu na Zgodzie w Świętochłowicach, jak stało się z jednym z bohaterem książki. Tam trafiali z pierwszą i drugą </span><span style="background-color: white; color: #050505; white-space-collapse: preserve;"><a style="color: #385898; cursor: pointer;" tabindex="-1"></a></span><span style="background-color: white; color: #050505; white-space-collapse: preserve;">volkslistą, czyli członkowie NSDAP, Hitlerjugend, zadeklarowani Niemcy i zwolennicy Hitlera. Najwyższy czas już przestać mieszać zwykłych Ślązaków, którzy na oczy nie widzieli obozu na Zgodzie, z wyłapanymi przez służby bezpieczeństwa fanatykami hitlerowskimi, którzy do tego obozu trafili. Sam miałem kilku wujków służących w Wehrmachcie i żaden z nich nie trafił po wojnie do Samuela Morela. A jeden z nich, wujek Hatel, dożył niemal 100 lat.</span></span></p>Janusz Białashttp://www.blogger.com/profile/03013992990255779745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2896337257066121071.post-21065521130260779992024-02-24T07:38:00.007+01:002024-03-03T11:45:30.348+01:00Andriej Płatonow "Dół" (617)<p><span style="font-size: large;"> Nowe tłumaczenie "Wykopu", jak pisze Andrzej Stasiuk w przedmowie, z definitywnej rosyjskiej edycji, która uwzględnia dokonane zmiany. Tak czy inaczej nadal ta książka pozostaje przerażającą metaforą sowieckiej Rosji, w której za beznamiętnymi określeniami stoją przerażające rzeczy, jak budowa tratwy, którą ma się spławić w morze kułaków. Po pierwszej lekturze "Wykopu" miałem ważenie ważnej książki o powszechnie znanych sprawach. Po lekturze "Dołu" zacząłem te znane sprawy dzielić na małe fragmenty, z których wyłaniać zaczęła się groza czająca się za niby banalnymi zdarzeniami. Teraz mam ochotę czytać Płatonowa trzeci raz i analizować sens każdego zadnia. Z każdym zdaniem ukazuje się nowy horyzont, nowa groza, nowy przerażający szczegół. </span></p>Janusz Białashttp://www.blogger.com/profile/03013992990255779745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2896337257066121071.post-10083909232486230142024-02-21T16:18:00.004+01:002024-03-03T11:45:13.156+01:00Jewgienij Zamiatin "My" (616)<p><span style="white-space-collapse: preserve;"><span style="font-family: georgia; font-size: large;"> Antyutopia, dystopia, przestroga. Książka "My" zainspirowała Orwella do napisania "Roku 1984". W Rosji, chociaż napisana w 1920 roku, ukazała się dopiero w 1988. Na Zachodzie wydana w 1924 w języku angielskim. Bohater powieści Δ-503 żyje w idealnym Państwie Jedynym, które zorganizowało życie swoich obywateli w najdrobniejszych szczegółach. Panuje powszechna szczęśliwość. Nie ma imion i nazwisk, są numery. Istnienie takiego państwa, jak można się domyśleć, jest możliwe jedynie w oparciu na zaniku indywidualizmu oraz totalitarnej kontroli, przy równoczesnej propagandzie, że obywatele żyją w najlepszych warunkach. Książka Zamiatina jest chyba prekursorska w gatunku dystopii, w każdym razie nie znam żadnej wcześniejszej, no może coś u Wellsa by się znalazło? "My" to także rasowa powieść science-fiction. Znajdzie się tu dla każdego coś ciekawego. Wizja zmechanizowanego świata o dosyć wysokim poziomie rozwoju technicznego (Zamiatin był konstruktorem okrętów, stąd jego fascynacja stroną techniczną), obraz zniewolonego społeczeństwa, zredukowane do numerów jednostki, powszechne "szczęście" obywateli, odniesienia do realiów sowieckich, co kto chce. Polecam.</span></span></p>Janusz Białashttp://www.blogger.com/profile/03013992990255779745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2896337257066121071.post-56642828586550470302024-02-20T18:34:00.001+01:002024-02-20T18:34:14.794+01:00Hans von Trotha "Ramię Pollaka"<p><span style="font-family: georgia; font-size: large;"> Papieski emisariusz usiłuje ratować Ludwiga Pollaka przed aresztowaniem przez SS. Pollak opowiada mu historie swego życia, nie wierząc, że może grozić cokolwiek sędziwemu znawcy kultury antycznej i renomowanemu marszandowi. Pierwotnie czytelnik odnosi wrażenie atmosfery strachu i zaciskającej się z każdą minuta pętli, jednak powieść przechodzi w wykład o historii sztuki, jakby odsuwając czasowo na bok czające się zagrożenie. Zajęcie przez hitlerowców Rzymu tonie pierwsze zagrożenie jakie spotkało w życiu Pollaka. Na pewno ciekawe spojrzenie na Holocaust i jednocześnie książka odsłaniająca dziś dawno już chyba zapomniane fakty z związane z historią sztuki.</span></p>Janusz Białashttp://www.blogger.com/profile/03013992990255779745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2896337257066121071.post-44048144803345083142024-02-20T07:23:00.001+01:002024-02-20T07:23:19.245+01:00Andriej Płatonow "Wykop"<p> <span style="font-family: georgia; font-size: large;">Absurd i groteska to jedne z moich ulubionych gatunków literackich, zaś czasy sowieckie do wybuchu II Wojny Światowej jakoś dziwnie mnie jednocześnie przerażają - co naturalne - i fascynują, a przecież jestem zagorzałym antykomunista. Jest jednak cos w życiu tamtych ludzi i w tamtych czasach frapującego, dziwnego, zajmującego, zdumiewającego. error to była jedna strona medalu, ale był równocześnie Jesienin, Majakowski, Eisenstein, Wiertow, Kuleszow, Bułhakow, Pasternak, Szostakowicz, Prokofiew... Był - zbliżając się do sedna - Zamiatin i był Płatonow. Obaj stworzyli książki, które na dwa różne sposoby godziły w system. "Wykop" Płatonowa to groteska ukazująca sowieckie realia w bardzo krzywym zwierciadle. Absurdy gonią się wzajemnie, groteska potęguje się, język służy temu na równi z sama fabułą, której nonsensowność sięga nawet pułapu fantastyki. Język Płatonowa podkreśla również mechanizacje społeczeństwa sowieckiego. Dla mnie palce lizać i... paznokcie obgryzać. </span></p>Janusz Białashttp://www.blogger.com/profile/03013992990255779745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2896337257066121071.post-32654022479917998602024-02-05T23:16:00.006+01:002024-02-05T23:16:49.236+01:00„Listy. Cwietajewa, Rilke, Pasternak”<p><span style="font-family: georgia; font-size: large;"> <span style="background-color: white;">Dla każdego fana „Doktora Żywago” zbiór listów będzie zapewne stanowił uzupełnienie do tej wspaniałej książki Pasternaka. Gdyby jednak spojrzeć na tę publikację z całkiem innej strony, nie biorąc pod uwagę „Doktora Żywago”, otrzymujemy samą w sobie piękną, smutną i mądrą korespondencję trojga wielkich poetów. Korespondencja ta sama w sobie stanowi odrębną historię, a wyłaniające się z listów wzajemne relacje doskonale nadawałyby się jako materiał na zajmującą powieść. Powieść, a nie film, gdyż film raczej nie zdołałby oddać wielu psychologicznych aspektów, jak ten, że Pasternak napisał do Rilkego zaledwie jeden list i nigdy nie odpowiedział niemieckiemu poecie. Słowa to nie obrazy, a raczej obrazy wyobraźni, każdy czytelnik tworzy swoje własne. List Pasternaka do Rilkego stał się za to katalizatorem listów pomiędzy nim i Cwietajewą. Listy Cwietajewej są żywiołowe, zaborcze, czasem nawet histeryczne, by pod sam koniec przekroczyć granicę obyczajności, gdy słowa Cwietajewej zaczynają opisywać bezgraniczną miłość. Rilke jest zszokowany, wpierw hołdem oddanym mu przez Cwietajewą (od pierwszych jej listów czuć zapach kadzidła, to hymny na cześć największego poety, nieprzebierające w epitety pochwały), a potem wylewnością i brakiem skrępowania w używanych przez rosyjską poetkę słowach. Pasternak stoi nieco z boku, Cwietajewa opisuje mu swą korespondencję z Rilkem; przypatruje się korespondencji z Rilkem, którą sam zainicjował i z której sam siebie wykluczył. Jeśli jeszcze dodać to tego, że w okresie wymiany bujnych w emocje listów troje korespondentów nigdy nie spotkało się ze sobą, to chyba doleje wystarczająco oliwy do czytelniczego ognistego głodu poznania losów poetów zawartych w ich listach. „Listy” zaopatrzone są w komentarze i podzielono je na okresy. Wartościowy epilog kończy prezentacje listów, a po nim następuje „Alfabet” autorstwa Piotra Nowaka, który wyjaśnia kulisy korespondencji oraz dalsze losy jej autorów.</span></span></p>Janusz Białashttp://www.blogger.com/profile/03013992990255779745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2896337257066121071.post-72063421078187856392024-02-02T12:29:00.005+01:002024-02-02T12:29:54.415+01:00Clarice Lispector "Opowiadania wszystkie"<p><span style="font-size: large;"> Ufff... Wreszcie wymęczyłem ten opasły tom. Nie było wcale tak źle, miał sporo świetnych fragmentów, jednak składnia, styl, format strony sprawiały, że czytało mi się niezbyt komfortowo. Często jednak tematy mnie nie ciekawiły, bardziej niż o kurze wolałbym czytać o ludzkiej psychice. Często nie wiedziałem o czym czytam ("Brasilia"), łatwo gubiłem wątki, miałem nawet kłopoty z czytaniem poprawnym, często łapałem się, że czytam niedbale, mylę wyrazy. Nie była to łatwa lektura, oj nie była. Być może tom był zbyt opasły, a ja zamiast rozłożyć sobie lekturę na długi czas, chciałem ją połknąć w czasie najkrótszym. Zostałem więc skarany, ale i lektura skarała sama siebie, bo nie wzbudziła we mnie entuzjazmu, czemu daje tu wyraz.</span></p>Janusz Białashttp://www.blogger.com/profile/03013992990255779745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2896337257066121071.post-71999209151858918422024-02-02T12:28:00.005+01:002024-02-02T12:28:33.133+01:00Jaroslav Rudiš "Grandhotel"<p><span style="font-size: large;"> Ósma książka w tym roku. Wpierw kilka lat temu widziałem film, teraz przeczytałem książkę. To opowieść o przekraczaniu barier, szczególnie tych własnych. Historia młodego mężczyzny, który będąc outsiderem żyjącym w chmurach, zafascynowany jest zjawiskami pogodowymi, w które ucieka przed rzeczywistością. Historia o realizacji marzeń. Świetne są tu mnie lub bardziej rozbudowane poboczne wątki jak ten, którego bohaterem jest Franz. Tworzą one koloryt powieści — mimo że Rudiš kreśli, a nawet szkicuje je zazwyczaj w krótkich kilkustronicowych rozdziałach — pogłębiają jej tło o dzieciństwo, historię, nostalgię, aspekty społeczne i obyczajowe. Niezbyt obszerna powieść (233 strony) staje się dzięki temu gęsta i złożona. Dla miłośników subtelnego czeskiego humoru przefiltrowanego przez goryczkę codzienności „Grandhotel” będzie zapewne tak samo jak dla mnie udaną lekturą.</span></p>Janusz Białashttp://www.blogger.com/profile/03013992990255779745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2896337257066121071.post-68340085723390147432024-02-02T12:27:00.001+01:002024-02-02T12:27:07.722+01:00Peter Handke "Strach bramkarza przed jedenastką"<p><span style="font-size: large;"> Siódma książka w tym roku. Studium pogrążania się w otchłaniach bezsilności wynikającej z dokonanego nieodwracalnego czynu, atomizacja świata, rzeczywistości, własnego systemu postrzegania. Bohater uciekający od siebie. Dawno temu widziałem film Wima Wendersa nakręcony na podstawie tej książki, wtedy nawet nie wiedziałem, że to ekranizacja i nie miałem pojęcia o istnieniu Petera Handke. A fascynowałem się literatura austriacką, tyle że Brochem, Musilem i Canettim. Teraz czas nadrabiać braki.</span></p>Janusz Białashttp://www.blogger.com/profile/03013992990255779745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2896337257066121071.post-90600175802068732062024-02-02T12:22:00.000+01:002024-02-02T12:22:00.141+01:00W.G. Sebald "Wyjechali"<p><span style="font-size: large;"> Szósta tegoroczna książka. Lektura świetna, ale prawdę mówiąc zacząłem podczas niej odczuwać lekki przesyt Sebaldem. Być może za szybko chcę przeczytać wszystko autora "Austerlitza". Zostały na szczęście jeszcze tylko jego dwie książki do przeczytania. W "Wyjechali" znajdziemy cztery historie ludzi, którzy z różnych przyczyn opuścili swoje rodzinne kraje, jest siatka zdarzeń, wyborów i konieczności. Lektura oczywiście smakowita, patrząc obiektywnie, wspaniały styl, język, obserwacje, prowadzenie narracji. Fikcyjna proza Sebalda sprawia wrażenie twórczości autobiograficznej przeplatanej z historiami autentycznych ludzi. Nie napisze niczego odkrywczego, że trudno się uwolnić od faktu, że jest to przede wszystkim fikcja, a przynajmniej trudno oddzielić prawdę od zmyślenia. U Sebalda postaci autentyczne stają się krwistymi postaciami książkowymi, a narrator zawsze sugeruje, że jest nim sam autor, co podobno, jak mówił Sebald w wywiadach - nie ma miejsca. No cóż, czy czytelnik ma prawo wierzyć w fikcję i uznawać ją za prawdę?</span></p>Janusz Białashttp://www.blogger.com/profile/03013992990255779745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2896337257066121071.post-72070968765992888602024-02-02T12:10:00.004+01:002024-02-02T12:10:35.605+01:00Jaroslav Rudiš "Stacja Europa Centralna"<p><span style="font-size: large;"> Piąta książka zakończona w tym roku. Gawęda, reportaż, wspomnienia na tematy kolejowe. Podróże pociągami, zapomniane stacje, menu wagonów restauracyjnych, krajobrazy z okien wagonów, architektura kolejowa, ślady historii, hołd dla pionierów kolejnictwa, pite podczas postojów piwo i espresso, a wszystko to napisane z miłością i pasja. Autor chciał zostać maszynistą kolejowym, ale uniemożliwił mu to słaby wzrok, został więc pisarzem.</span></p>Janusz Białashttp://www.blogger.com/profile/03013992990255779745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2896337257066121071.post-7151126436423704842024-02-02T12:08:00.001+01:002024-02-02T12:08:21.671+01:00Mariusz Surosz "Ach,, te Czeszki"<p><span style="font-size: large;"> Portrety ciekawych i nietuzinkowych kobiet, a w tle każdej historii jakiś kontekst, wydarzenie historyczne, relacje międzynarodowe, polityka, religia, komunizm. Stylem Surosz przypomina chyba Szczygła, być może wzoruje się na nim. Wyszła książka interesująca, dająca do myślenia, szczególnie na temat zakrętów historii i jej wpływu na ludzkie losy.</span></p>Janusz Białashttp://www.blogger.com/profile/03013992990255779745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2896337257066121071.post-77080848797509038542024-02-02T12:05:00.001+01:002024-02-02T12:05:07.274+01:00Tove Ditlevsen "Trylogia kopenhaska"<p><span style="font-size: large;"> </span><span style="font-family: Lora, serif; font-size: large;">Trzecia książka zaliczona w tym roku. Uwzględniając czasy jakich dotyczy jej treść oraz obyczaje wtedy panujące,zadziwiająca jest szczerość autorki opisującej swoje erotyczne przygody, usuwanie ciąż, problemy z uzależnieniem od leków, zmienianie mężów jak rękawiczki przed ukończeniem 25 roku życia. Odważne to jest, tym bardziej, że równocześnie także autobiograficzne. Szkoła Knuta Hamsuna z jego słynnego „Głodu”.</span></p>Janusz Białashttp://www.blogger.com/profile/03013992990255779745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2896337257066121071.post-57247848920749212162024-01-07T15:25:00.002+01:002024-02-02T11:22:19.350+01:00Seneka "Myśli"<p><span style="background-color: white; color: #050505; font-family: "Segoe UI Historic", "Segoe UI", Helvetica, Arial, sans-serif; white-space-collapse: preserve;"><span style="font-size: large;">Pierwsza książka przeczytana w tym roku. Piękne monolitowe teorie, których pełen budujących emocji człowiek nie jest w stanie na ogół realizować. Ale też i wiele fajnych trafnych obserwacji. „,Nulla vis maior pietate versa est”.</span></span></p>Janusz Białashttp://www.blogger.com/profile/03013992990255779745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2896337257066121071.post-22536000057120210602023-12-01T14:56:00.000+01:002023-12-01T14:56:13.950+01:00Brian W. Aldiss „Non stop”<p><span style="background-color: white; font-family: "source sans pro", sans-serif; font-size: 16px;">To jeden z tych powrotów do lektur z okresu nastoletniego, kiedy pojawił się miesięcznik „Fantastyka”, chłonęło się łapczywie książki z serii „z kosmonautą” Czytelnika, było się członkiem Śląskiego Klubu Fantastyki (ulica Mariacka nie kojarzyła się wtedy z Alfredem Szklarskim, który na tej ulicy mieszkał, i z panienkami lekkich obyczajów, których ta ulica była mekką, ale właśnie z ŚKF) i brało się udział w maratonach filmowych połączonych z giełdą książek SF organizowanych przez ten klub w kinie Światowid (pamiętam, że kupiłem tam „Ostatni brzeg”). Nie pamiętam już, która książkę Aldissa czytałem najpierw, „Non stop” czy „Cieplarnię”, ale obie były kiedyś sporym odkryciem. Jak większość rzeczy, hehe. W każdym razie chciałem tylko napisać, że z lektury z połowy lat 80-tych pamiętałem zadziwiająco wiele, a wszystko jakby wydobywało się z niepamięci w trakcie lektury jako swojskie fakty. Jak gdyby czekało na powrót do książki i w uśpieniu czekało na wybudzenie. A przed lekturą</span><span style="background-color: white; font-family: "source sans pro", sans-serif; font-size: 16px;"> miałem wrażenie, że nic z książki Aldissa nie pamiętam (to samo zjawisko towarzyszy mi podczas ponownej lektury książek braci Strugackich). Nie napisałem więc niczego o książce, tylko o tym, co ukrywa się w pamięci. Przepraszam. Polecanie książek bywa w niezliczonych przypadkach chybione (nie każdy gustuje w SF), ale pisanie o własnych wrażeniach jest w 100% trafne. No to polecam książkę Aldissa, ale każdy czyta na własne ryzyko, czytając z otwartym umysłem, każdy znajdzie w niej temat do przemyśleń i coś dla siebie: akcję, tajemnicę, filozofię, wizje przyszłości bądź metaforę naszych czasów, tych niezbyt odległych w czasie, a może nawet dzisiejszych...</span></p>Janusz Białashttp://www.blogger.com/profile/03013992990255779745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2896337257066121071.post-11939065744473758532023-11-28T18:17:00.011+01:002023-11-29T15:20:17.956+01:00<p><span face="Segoe UI Historic, Segoe UI, Helvetica, Arial, sans-serif"><span style="color: #6aa84f; font-size: x-large; white-space-collapse: preserve;"><b>𝓣𝓻𝓪𝔀𝓪 𝓷𝓪𝓭 𝓦𝓲𝓵𝓲ą</b></span></span><br /><br /><br /><span style="white-space-collapse: preserve;">Rosła cicha, milcząca, wytrwała</span><br /><span style="white-space-collapse: preserve;">Porastała zbocze opadające ku rzece</span><br /><span style="white-space-collapse: preserve;">W słoneczne letnie dni roje ludzkich</span><br /><span style="white-space-collapse: preserve;">Insektów spijały na niej miód ciepła</span><br /><span style="white-space-collapse: preserve;">I kąpały się w rzece, zbiegając ku niej ze śmiechem</span><br /><span style="white-space-collapse: preserve;">I z wesołymi okrzykami</span><br /><br /><span style="white-space-collapse: preserve;">Dźganiem broniła się przed rojnym naporem</span><br /><span style="white-space-collapse: preserve;">To była próba powstrzymywania nieuchronnego</span><br /><span style="white-space-collapse: preserve;">Lecz gdyby stworzyć mapy</span><br /><span style="white-space-collapse: preserve;">Wgniecione plamy zniknęłyby w morzu</span><br /><span style="white-space-collapse: preserve;">Ponieważ była silna i waleczna</span><br /><br /><span style="white-space-collapse: preserve;">Kiedy zmieniano granice, ona pozostała obojętna</span><br /><span style="white-space-collapse: preserve;">Jak kamienie na trakcie, jak piasek</span><br /><span style="white-space-collapse: preserve;">Po latach jeden z kąpiących się</span><br /><span style="white-space-collapse: preserve;">Krzyczących amatorów miodu</span><br /><span style="white-space-collapse: preserve;">Opisał tamten czas, ten błysk</span><br /><span style="white-space-collapse: preserve;">Zatęsknił do rodzinnych stron</span><br /><span style="white-space-collapse: preserve;">Do krainy Nigdzie</span><br /><br /><span style="white-space-collapse: preserve;">Wszystko sfałszował, pamiętał rzekę</span><br /><span style="white-space-collapse: preserve;">Radość, topografię własnych ruchów</span><br /><span style="white-space-collapse: preserve;">Obecności trawy nie zauważył</span><br /><span style="white-space-collapse: preserve;">Nie zwracamy uwagi na to co wieczne</span><br /><span style="white-space-collapse: preserve;">Zaślepiła go tęsknota i trucizna nostalgii</span><br /><br /><span style="white-space-collapse: preserve;">Ta sama trawa, to samo zbocze</span><br /><span style="white-space-collapse: preserve;">Ta sama rzeka pod tym samymi gwiazdami</span><br /><span style="white-space-collapse: preserve;">I być może kiedyś znowu ktoś opisze</span><br /><span style="white-space-collapse: preserve;">Swą sekundę w tym miejscu jaśniejącą </span><br /><span style="white-space-collapse: preserve;">Niepowtarzalną za kilkadziesiąt nowych lat</span><br /><span style="white-space-collapse: preserve;">Daleko, daleko...</span><br /><br /><span style="white-space-collapse: preserve;">[28.XI.2023 r.]</span></p><div id="gtx-trans" style="left: 2px; position: absolute; top: 45px;"><div class="gtx-trans-icon"></div></div>Janusz Białashttp://www.blogger.com/profile/03013992990255779745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2896337257066121071.post-483518208848368952023-11-16T02:42:00.005+01:002024-02-06T13:03:35.931+01:00O książce "Nie nasz papież"<p> <span style="white-space-collapse: preserve;">Satanistyczne brednie. Komunizm rzeczywiście to była taka błahostka i dotyczyła tak niewielu ludzi, że trzeba było walczyć z seksualnym pociągiem księży (bo każdy ksiądz się z tym obnosi i żaden nie może ukryć przed wzrokiem papieża, hahahahaha), bo znamy kilkanaście nazwisk takich księży, a komunizm to wcale nikomu nie szkodził, ubeków i esbeków było widocznie mniej niż pedofilii, Popiełuszko zamordowany, kurde, przecież pedofilia gorsza od morderstwa, a Pyjas? A Wujek? A Wybrzeże 1970? A Poznań 1956???? No, komunizm dobro, a ludzka słabość na potęgę występująca poza kościołem to zło (ale pedofilia poza kościołem jakoś nie jest piętnowana, dziwne, hmmmmm, bardzo dziwne). Taaa, nie rozumiał funkcjonowania reszty świata. Ja też nie rozumiem palenia ludzi przez USA napalmem w Wietnamie i torturowania ludzi przez USA w Guantanamo. Reszta świata! Hahahha, czyli połowy, bo tyle było wtedy komunizmu na świece (dzięki USA, które oddało na pastwę tortur, biedy i śmierci pól Europy w Jałcie). Jasne, papież miał wyłapywać muszy po kątach, podczas gdy lwy pożerały ludzi! Tylko kretyni zapomnieli co to był komunizm! A może papież miał się rozszczepić? Tylko debile, którzy nie przeżyli papieskich pielgrzymek niosących milionom ludzi w komuszej Polsce nadziei mogą bredzić, że nie rozumiał. Jeden cel, jakim była Polska, taaaa, bo komunizm był jedynie w Polsce, cóż za demagogia. I ruskie łagry były lepsze od kilku pedofili. Międzynarodowa perspektywa, hahahaha, jakoś nie pamiętam w latach 80-tych zarzutów stawianych papieżowi przez Wlekłego, a chyba komuchom byłyby wtedy na rękę????????????? Nie było jednak wtedy takich zarzutów i brednie Wlekłego to współczesny satanistyczny wymysł, przynależny do czasów, kiedy wszelkie wartości ponadczasowe od osobistej kultury po idee humanizmu są dziś profanowane przez cyników, ironistów, chamów i nihilistów. Zaślepiony... A może zmuszony do wyboru, bo istnieją priorytety? Wlekły qurwa cieszy się z wolności słowa i z demokracji, ale podgryza łydki tym, którzy wspierali drogę do wolności i do jej uzyskania się przyczynili. A może mieli zagłębić się w wydarzenia w Koziej Wólce, bo proboszcz obłapił ministranta (oczywiście to zło, ale chyba w innej skali?????), podczas gdy milicja biła ludzi gumowymi pałkami (mądrale, którzy nigdy nie dostali taką pałą teraz robią z siebie przemądrzałych palantów - widać bicie ludzi nie jest ani złem, ani poniżeniem - i znowu bicie ludzi przez zomo dla mędrka Wlekłego jest bagatelne, bo on po latach i bez własnych doświadczeń tako rzecze jak Zaratustra swoje brednie, które nie przestają do tamtych czasów, hahahahahaha. Cały świat był wtedy zaślepiony, dopiero Wlekły po 40 latach go oświecił!!!!!!!!!!! No, geniusz! Niewygodne pytania, qurwa, a ludzie w komunizmie mieli kupować dalej jedyny asortyment na półkach, ocet, i stać w niebotycznych kolejkach za kawą, które były zajmowane dzień wcześniej. Chyba kompletnie poperdoliło Wlekłego. I wszystkich mu podobnym. Autor pseudo historycznej pracy, która deformuje realia opisywanego czasu. czyli czysta demagogia. To chyba nie twój papież, nie mów za innych, a szczególnie za tych, którzy doświadczyli tamten czas!</span></p>Janusz Białashttp://www.blogger.com/profile/03013992990255779745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2896337257066121071.post-77373558859913851582023-03-10T15:57:00.002+01:002024-02-23T20:31:24.499+01:00Susan Sontag „Zestaw do śmierci”<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiwfdlYYd9jAqI_GLAc-e_PbpfAiGxE12TQ0UdMlYD54t0LnjRvI-JUPvlQ4DgSmIaMerfKC1nUEqsQ4OFGXFBWEfQmi-t3Lo_wdCGYe4MsCNKqPqmk791FHVbcka2cnT7GauqBsXf0N_k/s1600/1678460248022713-0.png" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;">
<img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiwfdlYYd9jAqI_GLAc-e_PbpfAiGxE12TQ0UdMlYD54t0LnjRvI-JUPvlQ4DgSmIaMerfKC1nUEqsQ4OFGXFBWEfQmi-t3Lo_wdCGYe4MsCNKqPqmk791FHVbcka2cnT7GauqBsXf0N_k/s1600/1678460248022713-0.png" width="400" />
</a>
</div><div><br /></div><div>Książka zakupiona w lutym 1997 roku przeleżała blisko trzy dekady na półce, aż wreszcie po nią sięgnąłem w nalwżytym celu, do którego została stworzona, mianowicie nie do biwakowania na półce, ale do przeczytania. Fakt, który wydaje się oczywisty, a jednak upłynęło 26 lat. Ówczesna cena to 4 zł. Oczywiście antykwaryczna, gdyż jest to pierwsze wydanie powieści z 1989 roku. Książka liczy 368 stron zwartego tekstu, z małymi w stosunku do tekstu marginesami oraz z niewielkimi interliniami oraz drobnym drukiem. Od razu narzuca się każdemu czytelnikowi spostrzeżenie, że wydanie współczesne byłoby objętościowo niemal dwukrotnie większe, nawet przy zastosowaniu większego formatu. Jaki jest jednak sens rozpisywać się na temat edytorskich rozmiarów „Zestawu do śmierci”, skoro mowa jest o pozycji nieobecnej na polskim rynku wydawniczym od 34 lat? Czyżby powieść Sontag zgodnie z tytułem skazana została na śmierć? Nie byłoby mi trudno stworzyć zestaw książek przeznaczonych przez nasz rynek wydawniczy, na pewno na samym szczycie zestawu znalazłoby miejsce arcydzieło Hermanna Brocha „Lunatycy”, „Listy do Felicji” Franza Kafki, „Źdzbła trawy" Walta Whitmana, które chyba nigdy w Polsce nie ujazały się w całości, „Masa i władza” Eliasa Canettiego oraz wiele wiele innych tytułów. Nie wiem, czy jest sens pisania o książce, która nie jest wznawiana, zatem jest martwa na naszym rynku księgarskim, dlatego biorąc ów fakt za punkt wyjścia dziś nie będzie recenzji, a w jej miejsce kilka luźnych uwag okołoksiążkowych. <br /><br />Post nr 600</div>Janusz Białashttp://www.blogger.com/profile/03013992990255779745noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2896337257066121071.post-79982741240581147562023-01-04T00:12:00.002+01:002023-01-04T00:16:04.665+01:00Adam Mickiewicz ,,Konrad Wallenrod"<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhHW0Whm-Dbbg9Xc3yTG3akuwsYm4AxyqdtXBcaqZeEsyPeTbOzN2Z--APcefeZ6VbOvDJFhV9OXLfnRcXYdIMvp1ZmthFMqxEjDJVkD9p6UGxgSx5pDB6JyaY1sKBCwF3RRq9YdCyptLKD8_Fht6FBdossy-2LsgR3JDIKlkwSY08G3oZHAWuGgo5_/s2654/1672787364161.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2654" data-original-width="1800" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhHW0Whm-Dbbg9Xc3yTG3akuwsYm4AxyqdtXBcaqZeEsyPeTbOzN2Z--APcefeZ6VbOvDJFhV9OXLfnRcXYdIMvp1ZmthFMqxEjDJVkD9p6UGxgSx5pDB6JyaY1sKBCwF3RRq9YdCyptLKD8_Fht6FBdossy-2LsgR3JDIKlkwSY08G3oZHAWuGgo5_/w271-h400/1672787364161.jpg" width="271" /></a></div><br /><span style="background-color: white;"><br /><br /></span><span><span face=""source sans pro", sans-serif" style="background-color: white;"><span style="font-size: medium;"><span style="font-family: "source sans pro", sans-serif;">Nowy rok rozpocząłem od lektury romantycznego klasyka. Co mnie o tego skłoniło? Od dawna przymierzam się do powtórki z „Pana Tadeusza”, więc to chyba był przymiarka do przymiarki. „Konrad Wallenrod” to była lektura z czasów mojej podstawówki i przyznać muszę, że po upływie czterdziestu kilku lat w miarę czytania większość istotnych elementów akcji, jeśli nie powstawała z popiołów mej pamięci, to na pewno sprawiało silne wrażenie </span><span style="font-family: "source sans pro", sans-serif;">déjà vu</span><span style="font-family: "source sans pro", sans-serif;">. Wychodzi na to, że zostałem porządnie przemaglowany z lektury, tak solidnie, że dziś następujące po sobie wersy poematu ożywiały we mnie kolejne opisywane przez Mickiewicza zdarzenia i po skończeniu lektury nie miałem wrażenia poznania, tylko odświeżenia. Powstaje teraz pytanie, czy całość </span><span style="font-family: "source sans pro", sans-serif;">nie jest szyta zbyt grubymi nićmi? W balladzie „Alpuhara” pokazany jest model zdradliwej zemsty na wrogu, ale czy aby postawa Wallenroda jest tak samo czysta i nie pociąga za sobą niewinnych ofiar, jak samopoświecenie Almanzora, bohatera ballady? Chyba prowadzenie wojny z Litwinami, nawet jeśli to wojna prowadzona na zgubę Zakonu Krzyżackiego, pociąga za sobą więcej niewinnych ofiar? Pytanie, czy w Mickiewiczowskich czasach ktoś o tym myślał? Skoro jednak literaturoznawstwo polega na wciąż ponownych analizach tekstów, na nowym ich odczytywaniu, moje pytanie nie jest wcale bezzasadne. Problem polega tylko w rozwiązaniu kwestii, czy tekst napisany w konkretnych realiach można dziś odczytywać w kontekście wszystkiego, co współczesne? Trudny to temat i każdy z Was niech sam odpowie na to pytanie. Na pewno nikt nie posiądzie definitywnej racji. A już na pewno nie w prosty, złożony z kilku zdań, sposób. Co myślą o tym moi szanowni czytelnicy?</span></span><br /><br /><span style="font-family: times;"><i><br />---------------------------------------------<br />Na zdjęciu moje wydanie z 1956 roku.</i></span></span></span><p></p>Janusz Białashttp://www.blogger.com/profile/03013992990255779745noreply@blogger.com0