wtorek, 21 lipca 2009

8. "Rodzina Milcarków" (1962)

Film w reżyserii Józefa Wyszomirskiego. Śląsk w przeddzień III Powstania Śląskiego. Rozpoczyna się strajk generalny. Stary Milcarek jest propolskim górnikiem, jednak jego córka Barbórka wyszła za mąż za niemieckeigo sztygara Kurta. Brat Barbary, Karol, przystępuje niebawem do powstania. Kurt zostaje w tym czasie internowany, jednak za staraniem proniemieckiej organizacji wychodzi na wolność, która jednak posiada swoją cenę: Kurt ma dokonać sabotażu. Film pokazuje skomplikowane relacje międzyludzkie w polsko-niemieckim tyglu na tle historycznego wydarzenia. Reżyser przywiązuje wagę zarówno do małych ludzkich dramatów, pokazując różne postawy, wahanie i wątpliwości Kurta, konformizm księdza, wyrachowanie dyrektora kopalni, prostoduszność i naiwność Barbary itd., jak też do ogólnych (sabotaż, niepewność ludzkich losów zależnych od gabinetowych decyzji polityków, układy między Niemcami i Anglikami). Wszystko to jest zgrabnie ze sobą powiązane, na przykład samochód łapiący gumę umożliwia Wyszomirskiemu posadzić w ogródku restauracji Korfantego i Le Ronda, których rozmowa oprócz przedstawienia ogólnej sytuacji Śląska, pełni też istotną rolę w narracji, bowiem pokazuje bezcelowość starań powstańców wobec decyzji politycznych, które miasteczko z filmu pozostawiają w granicach Niemiec.
Film jest pozbawiony śląskiej gwary; aktorzy posługuja się nienaganna polszczyzną, co trąci nieco sztucznością. Autentyczne jest natomiast to, że Niemcy i Francuz posługują się ojczystym językiem. Troche fałszywej nutki mamy na zakończenie, które jest wprawdzie dramatyczne, lecz nieco naciągane (stary Milcarek trafiony już kulą Kurta, zdoła jeszcze wygasić palace się lonty lasek dynamitu). Arcymistrzostwem w filmie jest natomiast muzyka Wojciecha Kilara. Bez zbędnego patosu bardzo umiejętnie obrazuje wydarzenia; w dynamicznych scenach dominują agresywne instrumenty dęte (trąbki i flety) wsparte instrumentami perkusyjnymi, w spokojniejszych przeciągłe dźwięki smyczków.

poniedziałek, 13 lipca 2009

Breakout

"Poszłabym za tobą"

"Gdybyś kochał, hej" (mniej znany teledysk)

"Gdybyś kochał, hej" (klasyczny teledysk)

piątek, 10 lipca 2009

7. "L'Atalante" (1934)









"Atalanta" (L'Atalanta), reż. Jean Vigo (Francja 1934). Film jest prostą historią małżonków, którzy powoli oddalaja się od siebie, aż w końcu rozstają się, a raczej - by nazwać to precyzyjnie - rozłączają się. W czasie rozłąki uświadamiają sobie jednak, że nie mogą bez siebie żyć. W końcowych scenach filmu, bez zbędnych słów, łączą się ponownie.
Akcja filmu rozgrywa się na barce, bowiem Jean jest marynarzem rzecznym. Juliette (gra ją Dita Pirlo, urodzona w Szczecinie w 1908 roku pod nazwiskiem Grethe Gerda Kornstädt) to dziewczyna z małego miasteczka, co stanie się posrednio jej przyczyną rozłąki z Jeanem, gdy barka "Atalanta" przypłynie do Paryża. Załogę barki stanowią jeszcze, oprócz małżonków, chłopiec okrętowy i papa Jules, barwna postać byłego obieżyświata. Juliette jest zauroczona wielkim światem - widzi go wszak po raz pierwszy - lecz ów wielki świat natychmiast ją pochłania. Jean, przypuszczając, że został zdradzony, zarządza wypłynięcie w dalszą podróż do Hawru, tymczasem biedna dziewczyna zostaje okradziona i zostaje bez środków do życia. Utrata Juliette negatywnie wpływa na Jeana, który zaniedbuje swoje oboiązki, by wreszcie całkowicie popaść w apatię. Dopiero poszukiwania papy Julesa zmieniają stan rzeczy, odszukuje on bowiem zagubiona Juliette i sprowadza na barkę.
Film jest w wielu fragmentach realistyczną, często wypełnioną ciepłym humorem, opowieścią, która jednak zbacza śmiało w rejony poezji. Niezapomniane i oryginalne ujęcia są w "Atalancie" powszednie.  Zaczyna się od długiego przemarszu świeżo poślubionej pary z kościoła przez puste niemal miasteczko do barki (a orszak weselny postępował w dużej odległości za młodą parą; być może jest to francuski zwyczaj weselny, być może reżyser chciał wyrazić samotność panny młodej, która w jednej chwili z panny młodej w ślubnej sukni stała się częścią załogi rzecznej barki, a być może jedno i drugie), a końzcy nowatoeskim chyba w tamtych latach ujęciem barki płynacej rzeką, a filmowanej z pokładu samolotu. Praca kamery zresztą, za która odpowiedzialny jest Jean-Paul Alphen, zasługuje na pochwałę. Film od strony zdjęć jest majstersztykiem. Dominują realistyczne kadry, które są jednak tak starannie przemyślane, że sprawiają częst wrażenie patrzenia na obraz, nie na film, którego domeną jest ruch. Mamy też sekwencję nurkowania, wspomniane ujęcie z powietrza oraz jedyny raz w całym filmie sekwencję majaczenia rozdzielonych małżonków (tu stosowana jest podwójna ekspozycja i dynamiczniejszy montaż).
Film Vigo, mimo że ma już aż 75 lat, ogląda się doskonale (może oprócz fragmentu kuszenia Juliette przez obwoźnego sprzedawcę, bo dzisiaj podrywanie kobiety na chustę i magiczne sztuczki musi wywoływać uśmieszek). Wszystko w tym filmie jest na miejscu i mimo, że każda scena pełni konkretną funkcję w opowieści i brak w nim dygresji, to nie mam tego dziwnego wrażenia, że film jest gładki jak powierzchnia kuli, na której widać absolutnie wszystko jak na dłoni.
Zdecydowanie polecam i zachęcam do obejrzenia.
google