środa, 31 maja 2017

W poszukiwaniu utraconych książek...

Otrzymałem zakupioną na Allegro za 1,30 zł książkę Roberta Walsera "Willa pod gwiazda wieczorną". Piękny tytuł, rzadka książka, zapomniany autor. Po otrzymaniu książki nasunęło mi się kilka refleksji. Otóż na załączonym zdjęciu widać, że książka trafiła do biblioteki w 1985 roku i została wypożyczona zaledwie jeden raz (to, że kupiłem książkę wycofaną z biblioteki zupełnie mi nie przeszkadza, bo treści to nie uszczupla :) ). Świadczy to o kilku rzeczach jednocześnie. Czytelnictwo w Polsce jest naprawdę słabo rozwinięte.Przeciętny, statystyczny czytelnik ogranicza się do romansów, kryminałów, fantastyki. Czytelnicy niechętnie poszukują i poznają nowych pisarzy, a jeszcze mniej grzebią w poszukiwaniu perełek, zdając się na łaski i niełaski public relation wydawnictw. Czytelnicy lekceważą historię literatury, co powoduje wątpliwość, czy oni tak naprawdę interesują się tą głęboką, szeroką i bezkresną dziedziną, skoro sami najczęściej ograniczają się do nowości wydawniczych. Tak, to jest gorzki post. Nie ma na celu nikogo obrazić i do nikogo konkretnego nie pije, raczej ma charakter ogólny, bezosobowy. Od długiego już czasu nurtują mnie różne tego typu wątpliwości. Widać, ze Cmentarz Zapomnianych Książek to przestrzeń niebywale pojemna, ale - co bardziej smutne - prawdziwa. To dzieje się obok każdego z nas, przechodzimy obojętnie obok książek, które mogłyby nas wzbogacić. Nie szukamy, więc również nie znajdujemy. Pozostajemy przy oklepanych ścieżkach, boimy wychylić się poza pewna, utarta drogę. A przecież idea antykwariusza polega właśnie nie na zapełnianiu półek powszechnie znanymi tytułami, ale na szperaniu w poszukiwaniu białego kruka, nieznanej perełki, zapomnianego autora, aby przywrócić go do życia, na wynajdywaniu rarytasów, na wiecznym poszukiwaniu książek, które przemówią do nas swoim cudownym językiem i oczarują nas na wieki...

poniedziałek, 29 maja 2017

"Leaves of Grass"

Śniło mi się przed chwilą. że na moim czytniku pojawiło się polskie tłumaczenie "Źdźbeł trawy" Walta Whitmana, a le po obudzeniu się nawet nie sprawdzałem, bo cuda się nie zdarzają i w Polsce nadal po tylu latach od pierwszego wydania (1855 rok) nie ma całego przekładu. książka dostępna jest jedynie w oryginale...



niedziela, 28 maja 2017

O nadmiernym zbieractwie...


Moim zdaniem każde obsesje są niebezpieczne i nigdy z niczym nie należy przesadzać. Pod tą ogólnie panująca miłością do książek kryje się wiele różnych rzeczy, od prawdziwej miłości do niezdrowej ambicji, od zbieractwa, bez możliwości przeczytania nawet części zebranych książek, po czytanie tylko tych esencjonalnych, najważniejszych, od czytania wyłącznie tylko jednego gatunku - co według mnie zaprzecza miłości do książek - po wszechstronną penetrację wszelkich odnóg i centr literatury, od czytania wyłącznie nowości po sięganie do najgłębszych korzeni, od czytanie dla rozrywki po traktowanie literatury jako nieodłącznego elementu życia i odnajdywaniu w książkach prawd i mądrości. i tak można mnożyć. A jeszcze jest wiele odcieni pośrodku i niezliczona ilość konfiguracji. Podobnie jest ze zbieractwem (chociaż to brzmi trochę negatywnie), tu też jest mnóstwo powodów, namiętności, planów, aby mieć, a potem przeczytać. Jako zwolennik złotego środka osobiście kolekcjonuję wyłącznie najbliższe mi tytuły, a nabywam tylko te, które zamierzam przeczytać. Obecnie mam zakupionych niedawno 6 książek z zamiarem ich przeczytania, co już przerasta na chwile obecna moje możliwości. A na półce stoją jeszcze książki kupione wcześniej, przed kilkoma miesiącami lub nawet latami z takim samym zamiarem. zwykła ludzka słabość nie pozwala zrezygnować z zakupu, a brak czasu utrudnia lekturę. No i tak to się nakręca, czyli człowiek wpada w błędne koło. I dobrze będzie, jeśli potrafi się z niego wydostać. I biada, jeśli tego nie zrobi, bo zostanie zasypany stosami, tomami, woluminami i regałami... 

Haruki Murakami "Po zmierzchu"

    Kiedy przyjrzeć się wielkiemu miastu, jakim jest Tokio, z góry, przypomina ogromny organizm złożony z milionów elementów. Każdy ma poczucie, że jest częścią całości i jednocześnie, że jest sobą, indywidualnym człowiekiem z nazwiskiem i z własną historią. W książce "Po zmierzchu" Murakami postanowił przyjrzeć się bliżej kilkorgu mieszkańców miasta, których ścieżki przecinają się, łączą, bądź zbliżają do siebie, lecz nigdy się ze sobą nie zetkną.
    Akcja toczy się w ciągu kilku nocnych godzin u schyłku jesieni, kiedy długo trzeba czekać na świt. Jest to opowieść o przygodnych spotkaniach, o ludziach zagubionych w ciemnościach, żyjących z dnia na dzień, starających sobie jakoś radzić. Każdy z nich ma swoje sprawy i przeszłość. Murakami stara się, żeby jego bohaterowie nie byli z papieru, stąd podczas nocnych spotkań, nawet nie zawsze świadomie, o coś chodzi, rodzą się powiązania i ludzie zaczepiają się o siebie wzajemnie, na chwilę, na kila dłuższych chwil. Krzyżowanie się ścieżek bohaterów wywołuje poczucie zagubienia i odnajdywania, zbliżania się i oddalania. O wszystkim decyduje przypadek. W wypadku małej zmiany Takahashi równie dobrze mógł nie spotkać w całonocnym barze Mari Asai, wówczas nie zagadnąłby dziewczyny i wydarzenia potoczyłyby się w zupełnie inny sposób. Mari nie poznałaby w tym wypadku Kaoru, jej wejrzenie w tokijska ciemność byłoby inne, bo inne byłoby jej doświadczenie. Murakami splata więc losy, tworząc kaskady przypadków, bądź porusza zdarzenia niczym lawinowy upadek kamieni domina.
    Bohaterowie Murakamiego zawsze noszą w sobie ciężary, z którymi starają się uporać w sposób osobliwy, gdyż na ogół akceptują je i dźwigają z nadzieją na zmianę, bądź bez takiej nadziei. Trwają i cierpliwie wszystko znoszą. Nie jest to być może sposób godny polecenia, jednak wspomniane ciężary nigdy nie bywają błahe. Takahashi zmaga się z poczuciem osamotnienia i ciąży mu fakt, że jest sierotą. Mari martwi się rozluźnieniem więzi z siostrą Eri, ta zaś zmaga się z utrata sensu tego, co robiła dotychczas, więc zapada w długotrwały sen. Ucieczka przed rzeczywistością. O każdym niemal bohaterze "Po zmierzchu" można wyjawić jakąś tajemnicę. Nawet drugoplanowe postaci coś skrywają, jak na przykład dziewczyna, która uciekając przed mafią, zmienia nieustannie miejsca.           Murakami nie daje jednoznacznie odpowiedzi, czy istnieje droga wyjścia. Zawiesza jej udzielenie, chociaż symboliczne nastanie dnia po ciemnej nocy sugeruje, że nadzieja zawsze istnieje. "Jest jeszcze czas do nadejścia następnej ciemności".
    Książka napisana jest rytmicznymi, krótkimi frazami, które rozbrzmiewają niczym akordy. Czyta się ja dobrze, mimo zawiłej formy. Forma sprawia, że ta niezbyt długa powieść staje się jeszcze ciekawsza. Murakami daje w niej po raz kolejny wyraz swojej fascynacji muzyką, która jest obecna od hip-hopu po Bacha, ale miłością autora - jak wiadomo - jest jazz, więc o nim jest najwięcej wzmianek, a Takahashi jest nawet jazzowym puzonistą w amatorskim zespole. Znaleźć można w powieści także kilka aluzji do filmów i literatury. Meri poznajemy zaczytana nad grubą książką, później Takahashi streszcza jej fabułę "Love Story". Sam autor nie udaje swej nieobecności i w licznych miejscach książki sugerując swoją obecność.
    "Po zmierzchu" Haruki Murakamiego nie jest książką pogodną. To pełna mroku i półcieni opowieść o zagubionych duszach zagubionych w zakamarkach wielkiego miasta, które unoszone są przez wartkie nurty Losu w nieznanym kierunku. Ale jest to równocześnie piękna opowieść o ludziach, o ich uczuciach, obawach i nadziejach. O tym, że słońce znowu wzejdzie i skończy się noc. I wtedy znikną ciemności.

sobota, 27 maja 2017

Friedrich Kellner "Dziennik sprzeciwu. Tajne zapiski obywatela III Rzeszy"

Kellner w opozycji do narodowego socjalizmu w swoim pisanym do szuflady dzienniku krytykował wszelkie poczynania nazistów, rozszyfrowywał propagandę prasową, kpił z bonzów partyjnych. Jego dziennik jest obrazem czasów wojny, która Kellner zdecydowanie potępiał i już we wrześniu 1939 roku uznawał za przegraną. Można się z niej dowiedzieć najróżniejszych rzeczy, na przykład, że już w czasie napaści na Polskę wprowadzono w III Rzeszy kartki żywnościowe. Kellner potępiał także bierność Anglii i Francji, które to państwa obwiniał za niemieckie sukcesy militarne. Przytacza także wypowiedzi wielu ludzi, z którymi rozmawiał, i nie może wyjść ze zdumienia, jak bardzo ludzie są okłamywani, jak bezkrytycznie wierzą w propagandę. Bardzo ciekawe świadectwo historyczne.

Jerzy Pilch "Wiele demonów"

Mała miejscowość w Beskidach. Połowa lat pięćdziesiątych. W tajemniczych okolicznościach znika młodsza córka pastora, Ola. Książka jest wnikliwym opisem małej społeczności ze wskazaniem na wzajemne relacje i oddziaływanie. Doskonały język, wiele humoru. Jest też kryminałem, który nie spieszy się do rozwiązania zagadki, z zaskakującym zakończeniem. Duszny klimat, atmosfera pełna napięcia. Bohaterowie żywi, krwiści, wiarygodni, pełni emocji, charyzmy. Każdy coś skrywa, każdy ma swego demona. Nie wiadomo komu ufać, komu wierzyć. W książce mieszają się także światy: magiczny i realny. Natura ludzka jest przez Pilcha pod lupą obserwowana, opisywana i w nawet skomentowana. Każdy jest inny. Jest to także książka o miłości, a raczej o miłościach, jak potrafią się od siebie różnić. Pilch na[pisał ją w formie gawędy snutej przez naocznego obserwatora wydarzeń. Świetna powieść, jedna z lepszych, które ostatnio czytałem.

wtorek, 16 maja 2017

Stanisław Lem "Dzienniki gwiazdowe"

Jest to absolutne arcydzieło. Książka była pisana na przestrzeni niemal czterdziestu lat, od 1954 do 1993 roku, w którym Lem opisał ostatnią podróż Ijona Tichy'ego. Tichy to międzygwiezdny podróżnik odwiedzający planety we Wszechświecie. Spotyka na nich najprzeróżniejsze istoty o różnym stopniu rozwoju cywilizacyjnym, ale wszystkie obciążone są czysto ludzkimi wadami i przywarami. Pod płaszczykiem science-fiction Lem nieustannie przygląda się naszej cywilizacji i z niepokojem opisuje kierunki jej rozwoju. "Dzienniki gwiazdowe" pełne są aluzji do zimnej wojny, komunizmu, zachodniego konsumpcjonizmu, do bezmyślnego rozwoju techniki, przeludnienia. Doszukiwać się można zresztą najprzeróżniejszych aluzji. Zabawa jest przednia. Na jednej z planet Tichy styka się na przykład z wyszalniami, czyli z miejscami wyładowania złych emocji. Przygody Ijona Tichy'ego napisane są językiem niezwykle barwnym. Lem lubi bawić się słowem, jego znaczeniami, często je zmieniając. Uprawia też namiętnie słowotwórstwo. "Dzienniki" aż iskrzą się od nowych słów, w czym Lem przypomina Leśmiana. Lektura książki daje ogromną satysfakcję, bawi, w wielu momentach wywołuje kaskady śmiechu, jednocześnie dając sporo do myślenia. Można ją czytać na wielu poziomach i nigdy nie nuży, gdyż zawsze odkrywa się w niej coś nowego, co wcześniej umknęło uwadze czytelnika. Jest to książka z tych, do których zawsze się wraca. Pomysłowość Lema nie zna granic, podobnie jak jego fantazja. Już ogromną satysfakcję sprawia odszukiwanie nawiązań, a jest ich całą beczka. Od barona Münchhausena, przez Guliwera, Robinsona Crusoe, bajki Krasickiego, pamiętniki Paska, po współczesność. Czytając "Kongres futurologiczny" przestajemy się dziwić, że zawistny Philip K. Dick napisał na Lema donos do FBI, bo Lem pisarsko wyprzedził go o lata świetlne i to na jego własnym terenie. Ale nawet pominąwszy doszukiwania się nawiązań literackich, odnajdywanie w "Dziennikach gwiazdowych" dwuznaczności i aluzji do życia ludzi na planecie Ziemia ukrytych w świecie obcych, dziwnych cywilizacji daje czytelnikowi przednią zabawę. Dodawszy jeszcze niesamowitą porcję humoru, czytelnik nie może nie być zadowolony z lektury przygód Ijona Tichy'ego. Rzadko polecam książki, gdyż uważam, że każdy posiada swój gust, swoje upodobania, dlatego zazwyczaj ograniczam się do w miarę obiektywnego opisu lektury, w tym wypadku jednak nie mogę, po prostu nie mogę się powstrzymać i muszę, naprawdę muszę Wam tę książkę polecić. Tłumaczy mnie fakt, że czynię to z czystym sercem i że wielu z was będzie mi jeszcze za to wdzięcznymi ;)

niedziela, 14 maja 2017

Vladimir Nabokov "Maszeńka"


Nabokov w przedziwny sposób uwielbia splatać ludzkie losy i już w jego debiutanckiej powieści "Maszeńka", opublikowanej w 1926 roku, jest to nad wyraz widoczne, a nawet - można tak rzec - stanowi kanwę książki. W berlińskim pensjonacie wdowy Dorn mieszkają rosyjscy emigranci, wśród nich Ganin i Ałfirow. Ałfiorow oczekuje przybycia żony, której nie widział ze względu na zawieruchę rewolucyjno-wojenną kilka lat. Ganin zamierza wkrótce opuścić Berlin i przenieść ię do Francji. Podekscytowany Ałfiorow pokazuje Ganinowi fotografię zony, w której ten, ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu - rozpoznaje swą młodzieńczą miłość, Maszeńkę. W myślach Ganina pojawia sie solidny zamęt, wspomnienia zaczynają mieszać się z rzeczywistością, a nawet dominować nad nią. Lew Ganin postanawia odebrać Ałfiorowi żonę, lub inaczej mówiąc odzyskać dawne uczucia, które tak w nim wezbrały.

"Maszeńka" jest powieścią niewielkich rozmiarów, co nie przeszkodziło Nabokovowi stworzyć misterna i pełną splątanych z sobą ludzkich losów książkę. Sam fakt umieszczenia w pensjonacie kilku bohaterów, którzy mimowolnie natykają się na siebie, prowadząc na małej przestrzeni swój emigrancki żywot, musi doprowadzić do efektu wzajemnego przenikania się. Małą przestrzeń posiada charakter klaustrofobiczny. Już otwarcie powieści ukazuje  Ganina i Ałfiorowa uwięzionych w windzie pozbawionej światła. Okna pensjonatu z jednaj strony wychodzą na kolejowe tory, tak ze Ganina nie opuszcza wrażenie, że pociągi przejeżdżają przez jego pokój. Na korytarzu wciąż się ktoś na kogoś natyka. Owe drobne szczegóły budują niepokojącą atmosferę "Maszeńki". Rzeczywistością Ganina jest wielkomiejski hałaśliwy Berlin, podczas gdy jego myśli sięgają do sielskiej i wiejskiej miejscowości wypoczynkowej nieopodal Petersburga, gdzie poznali się i pokochali z Maszeńką.

Książka jest więc zbiorem kontrastów. Przeszłość i dzień dzisiejszy. Miasto i wieś. Pociągi w Berlinie i rower młodego Ganina na wiejskiej rosyjskiej drodze. Rodzinny dom i emigracja. Rzeczywistość i marzenie. I jeszcze kilka pomniejszych. Kontrastuje także sama forma książki, która raz sięga po ekspresjonizm i modernizm (opisy Berlina), innym razem stawiając na liryzm i sentymentalizm nawet (wspomnienia czasu spędzonego z Maszeńką na wsi). Ton powieści także rozpięty jest pomiędzy różne półtony, od groteski (owo zamknięcie w windzie nie jest niczym innym), przez tragizm, liryzm aż po beznamiętność ostatnich stron książki. Obok prozy w książkę Nabokov wplótł także fragmenty wierszy oraz listy Maszeńki do Ganina. Zabieg ten jak najbardziej ma w powieści swoje zastosowanie, gdyż uwypukla groteskowość i powikłanie losów.

Czy kilka dni Ganina spędzone w malignie, we wspomnieniu, w podekscytowaniu, w obłokach w oczekiwaniu na przyjazd Maszeńki doprowadzą do zmiany? Czy Ganin ucieknie z Maszeńką do Paryża? Jak zareaguje Maszeńka na widok Ganina witającego ją na peronie? Takie pytania nurtują podczas lektury książki Nabokova, który stworzył na jej kartach pozornie statyczna sytuację. Statyczną, gdyż akcja książki rozgrywa się przede wszystkim we wspomnieniach Ganina. Pozornie, ponieważ wspomnienia owe zmierzają ku realnemu celowi, który napędza teraz Ganina solidnie naelektryzowanego, że tak powiem, oczekiwaniem na przyjazd dawnej ukochanej. Nie do końca wiadomo, czy miłość wygasła. nie wiadomo, czy odżyje. nie jest powiedziane, jak zachowają się dawni kochankowie. I przez to napięcie czytelnik musi przejść wraz z przewracaniem kolejnych stron powieści. Nie sposób zadać sobie kilku pytań o to, jak opisana w książce sytuacja wpłynie na losy bohaterów. Czy miłość przetrwała? Czy to tylko wspomnienie na chwilę zawładnęło duszą stęsknioną za przeszłością? Wspomnienie dawnych dobrych czasów snute w wielkim obcym mieście położonym w odległym kraju, w którym przez ciasne pokoiki pędzą masywne i hałaśliwe parowozy.


czwartek, 11 maja 2017

Wiesław Myśliwski "Ostatnie rozdanie"

"(...) czas jak rzeka jak rzeka płynie, Unosząc w przeszłość tamte dni"

Czesław Niemen "Czas jak rzeka"


Pośród tylu spraw i rzeczy, które wypełniają nasze życie, kto z całą pewnością wskazać może bez wahania te najważniejsze? Czyż w chwili głębokiego zastanowienia nawet te najoczywistsze z nich nie sprawiają wrażenia względnych, ulotnych, zmiennych? To co wczoraj wydawało się oczywiste, dzisiaj sprawia wrażenie ambiwalencji. Co kiedyś było esencją, dziś może stracić na ważności. W swojej ostatniej jak na razie powieści "Ostatnie rozdanie" Wiesław Myśliwski przedstawia losy swego anonimowego bohatera, jego meandry, mielizny, zwroty, dzikie nurty i spokojne wody. Bohater ulega licznym przeobrażeniom; zmienia się jego światopogląd, sposób myślenia, tracą i zyskują na wartości coraz to nowe sprawy. Ów podmiot liryczny snujący wspomnienia wydarzeń i ludzi, zmagający się z własna pamięcią, przypomina drzewo w szczerym polu, które targane jest przez szalony wicher i podlega zmianom pór roku. Jego sytuacja jest więc dwoista: równocześnie jest w niej coś trwałego i zmiennego.

Pamięć odgrywa w powieści znacząca rolę. Myśliwski nie bez powodu rozpoczyna swoja powieść od próby uporządkowania przez bohatera notesu z adresami i numerami telefonów. Bohater staje przed syzyfową pracą wydobycia z pamięci ludzi i przyporządkowania ich do zanotowanych w notesie danych. Okazuje się, że posiada on zapisanych ludzi, którzy całkowicie wytarci zostali z pamięci. Taki notes, jako symbol życia, a może nawet metafora stanu świadomości, dobitnie świadczy o przewartościowaniach, jakim ulega każde życie. I jak nic innego dobitnie przemawia o banalnej prawdzie, że nie sposób nad wszystkim zapanować. Cóż zatem pozostało? Pogodzić się? Wziąć się za bary z pamięcią? Czyli z czym? Z własna słabością? Ulec i płynąć pogodzony ze stanem rzeczy?

Pozory istotności rzeczy i spaw są w książce Myśliwskiego aż nadto namacalne. Bohater nie wie do końca, kim jest, kim chce być, co ma robić. Chce zostać malarzem, ale gdy jak kość w gardle utkwi mu w martwym punkcie idea namalowania cierpiących wdów, porzuca pędzel i farby. Zwraca się za namową matki ku konkretnemu zawodowi krawca, ale i tu znowu nie może wyjść poza wstępną naukę prucia ubrań. Są jeszcze pomysły na zostanie szewcem i masarzem, ale i one umierają śmiercią naturalną. Zostaje biznesmenem. Czy jednak osiąga zadowolenie? Należy odpowiedzieć przecząco. Wprawdzie pojawiają się sukcesy, a wraz z nimi pieniądze, jednak jego samotność leży cieniem nad wszystkim co robi. Zdaje się, że jego działanie nie ma żadnego konkretnego celu, że wynika z potrzeby robienia czegoś, bo tak trzeba. W każdym razie wydaje się, że wszystko co robi, robi - jak śpiewali Beatlesi - for no one.

W życiu bohatera pojawiają się kobiety. I znowu są to związki, przelotne, przygodne, przyniesione przez wiatr i przez wiatr zmiecione. Wyjątkiem jest jego związek z Marią, który wprawdzie kończy się jak pozostałe związki - rozstaniem, którego przyczyn czytelnik nie poznaje - jednak posiada specyficzną i oryginalną kontynuację. Maria mianowicie pisze do bohatera przez pozostałą część jego życia listy pełne miłości. Bohater nie odpisuje na żaden z nich, co może świadczyć o tym, że listy owe powstają w jego wyobraźni i stanowią kompensację tego, czego nie dało uzyskać się w życiu rzeczywistym - prawdziwego uczucia. Maria wysyła swoje wyznania zawsze z jednego miejsca, z miasta, w którym się poznali, w którym się pokochali i w którym bohater książki urodził się i wychował. Wskazywałoby to na pewnego rodzaju tęsknotę za szczęśliwymi czasami młodości, za wieczną próbą powrotu do źródeł. 


"Ostatnie rozdanie" jest z pewnością książką podsumowującą twórczość Myśliwskiego. Napisana w formie luźnych wspomnień płynących niczym rzeka, ale nie wyłaniających się z niepamięci linearnie, wypełniona jest drobnymi sprawami, które są istotne dla każdego człowieka (takimi jak praca), sprawami większymi (miłość do matki i do kobiety, relacje z ludźmi), rzeczami banalnymi (gra w pokera). Znajdują się w niej znane już z poprzednich książek Myśliwskiego motywy przypadku, pozorów, zmienności, pamięci, korzeni, stosunku do egzystencji, miłości, sztuki, przewrotności losu, korelacji między przeszłością i teraźniejszością, historii, gry pozorów... Motywy wiejskie są mniej widoczne, co być może czyni powieść bardziej uniwersalną. Piękno prozy Myśliwskiego - nie mogę napisać większego komunału, ale i nie będzie to mijało się w najmniejszym stopniu z prawdą - jest wielkie. Maestria pisania o głębokich prawdach językiem konkretnym - nieodparta. I nawet jeśli - o czy jeszcze celowo nie wspomniałem, a co jest także bardzo namacalne w "Ostatnim rozdaniu" - ludzki los zmuszony zostanie do przekroczenia Lety, do bezpowrotnego przedostania się na drugą stronę, wówczas za każdym razem sięgając po twórczość Wiesława Myśliwskiego powracać będziemy mogli do przeszłości, do tamtych bohaterów, którzy w tak dogłębny sposób wyrazili siebie, do ich życia, do tamtych dni, które przeżyli, które w pamięci utraciły na wyrazistości i w których każdy z nas bez trudu może znaleźć chociaż część siebie.