środa, 17 lutego 2016

124. "Kręte schody" [1946]

"The Spiral Staircase", reż. Robert Siodmak [usa, 1946]. W pokoiku nad kinem w czasie seansu ginie niepełnosprawna dziewczyna. Helen (Dorothy McGuire) uczestniczy w seansie i naocznie obserwuje panikę, gdy morderstwo wychodzi na jaw; jest to kolejne już zabójstwo kalekiej dziewczyny, a Helen jest niema i może również czuć się zagrożona. Dziewczyna wraca do willi profesora Warrena (George Brent), u którego jest pokojówką. Wraca w ostatniej chwili przed burzą i w zapadającym już zmroku. Burza i ulewa szaleją na zewnątrz, tak że nikt na razie nie może wydostać się z domu. Pani domu Mrs. Warren (Ethel Barrymore, której matką chrzestną była Helena Modrzejewska) niedomaga i leży w łóżku, Helen opiekuje się nią zamiast pielęgniarki, której starsza pani wyznaczyła rolę czuwającej przed drzwiami. Pani Warren ostrzega Helen, że dziewczyna musi stanowczo jeszcze tej nocy opuścić dom, gdyż grozi jej niebezpieczeństwo. Tak wygląda zawiązanie akcji. W dalszej części filmu podejrzenia padają na licznych domowników, zaś Helen stara się walczyć z narastającym strachem i coraz bardziej namacalnym zagrożeniem. Siodmak sprawnie myli tropy, wprowadza mylące zdarzenia i przerzuca podejrzenie z osoby na osobę. Chwyty Siodmaka należą już do klasyki gatunku: klucz, który wypada z rąk przed domem w deszczu i w ciemnościach, piwnica, gasnąca świeca, oko obserwujące z ukrycia, zabłocone buty, peleryna przeciwdeszczowa, otwarte okno. O napięciu w tym psychologicznym thrillerze decydują także świetne zdjęcia, których autorem jest Włoch Nicholas Musuraca oraz niepokojąca muzyka Roya Webba. Fotografia Musuraci w wielu fragmentach nawiązuje do niemieckiego ekspresjonizmu, zresztą motyw cienia został przejęty z ekspresjonizmu przez kino noir (na przykład w "Rebece" Hitchcocka nawet w jaskrawym świetle dnia pokój Joan Fontaine cały mieni się w drgających cieniach). Kiedy Helen schodzi kręconymi schodami do piwnicy z wysoko podniesioną świecą, na myśl przyszła mi Brigitte Helm w "Metropolis". Siodmak jest Niemcem (rodzice byli z pochodzenia polskimi Żydami), więc obeznany z niemieckim kinie, przenosi to co najlepsze do kina amerykańskiego, które przecież od lat roiło się od europejskich reżyserów. "Kręte schody" są przykładem kryminału trzymającego w napięciu poprzez stworzenie klaustrofobicznej atmosfery, braku drogi ucieczki, psychicznego wyczerpania. Sporą rolę odgrywa fakt, że Helen nie może mówić; to utrudnia jej komunikację, nie może użyć telefonu, krzyczeć, wołać o pomoc. W strachu pisze na kartce do nieprzytomnej pani Warren "Where is a gun?" i w tym rozpaczliwym geście zawarte jest więcej, niż gdyby dziewczyna to pytanie wykrzyczała. Sinusoidalnie pojawiają się w filmie możliwości ratunku, by po chwili zniknąć nagle. Jest to film szczegółów; należy je wyszukiwać, mierzyć wywoływane przez nie napięcie. Sam Hitchcock chyba nie powstydziłby się "Krętych schodów". Rosnąca miarowo temperatura filmu podnosi się w samej końcówce. Siodmak zdecydował się bowiem na chwyt, polegający na ujawnieniu mordercy i w tym momencie pozostałą najważniejsza kwestia: czy Helen przeżyje. Dzięki temu zabiegowi Siodmak może zakończyć film małym (?) zaskoczeniem zanim pojawi się na ekranie napis The End. Po tym napisie pozostaje niesmak, że już koniec, że seans dobiegł końca. Na szczęście zawsze można co jakiś czas wracać do ulubionych filmów, by ponownie się nimi rozkoszować.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz