sobota, 6 lutego 2016
118. "Nagie miasto" [1948]
"The Naked City", reż. Jules Dassin
[usa, 1948]. Jeżeli połączymy "Człowieka z kamerą filmową", "Berlin,
symfonię wielkiego miasta" z czarnym filmem oraz z jakaś lekką komedią,
otrzymamy "Nagie miasto", film niejednoznaczny i trochę stylistycznie
niespójny, chociaż owa niespójność była raczej zamierzona. Film nie
zaczyna się od napisów, co jeszcze w latach 90-tych było trudne do
pomyślenia,a co dopiero w latach 40-tych. Otwierająca obraz sekwencja
to panorama Nowego Jorku o świcie widziana z lotu ptaka; zza kadru
zaczyna snuć się komentarz, który nie ustanie do końca filmu. Mamy więc
pierwszego bohatera: miasto. Kamera zaczyna błądzić po ulicach. Mamy
fragment, który mógł zainspirować Wima Wendersa, kiedy kręcił "Niebo nad
Berlinem"; mieszkańcy NYC wykonują jakieś czynności, a zza kadru
słyszymy ich myśli. Raptem jesteśmy świadkami morderstwa w jakimś pokoju
i niespodziewanie nawiązuje się intryga. Sprawę do wyjaśnienia
otrzymuje porucznik Dan Muldoon (Barry Fitzgerald), stary wyga pracujący
od 38 lat w policji. Nic nie jest w stanie go zdziwić, nie daje się
łatwo oszukać i, co jest pewnego rodzaju novum w filmie noir, zawsze
jest pełen dobrego humoru, uśmiecha się pod nosem i dowcipkuje. Jego
postać czyni film pogodnym wręcz, chociaż gra idzie o wyjaśnienie
morderstwa. Śledztwo wymaga przeszukiwania miasta, więc ulice Nowego
Jorku nie nikną z ekranu na długo, są wciąż obecne i do końca nie ma
pewności, czy fabuła nie posłużyła jedynie za pretekst, by pokazać
tętniące ruchem ulice, monumentalne gmachy, drapacze chmur, sklepowe
witryny i w finale - chyba za wiele nie zdradzę - most Williamsburg z
1903 roku. Zdjęcia Nowego Jorku uważam za najcenniejsze w tym osobliwym
filmie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz