Druga powieść Grabińskiego. Chociaż podobna do pierwszej, nie ma w niej magii, czarów, tajemnych ksiąg, lalek voodoo. Jest za to ciężki klimat, niepokojąca atmosfera, hipnoza, potęga umysłu. Grabiński wychodzi od romantycznego niemal konfliktu racjonalisty z fantastą, naukowca z poetą, człowiekiem ścisłym i intuicyjnym; Pradera kontra Pomian. Ma dojść między tymi śmiertelnymi wrogami do pojedynku, jednak wyznawca „szkiełka i oka” ginie w niewyjaśnionych okolicznościach w dniu, w którym mieli zmierzyć się na pistolety. Stary dobry Grabiński precyzyjnym językiem przedstawia kulisy konfliktu, jego przyczyny, po czym odskakuje od niego; pozornie następuje część książki niezwiązana z fabułą. Sam nie wiem, czy ta część powieści nie rozegrała się wyłącznie w głowie Pomiana. Druga część książki, po powrocie Pomiana do rodzinnego miasta, to już par excellence Grabiński, jakiego się kocha, czyli Grabiński typowy, znany z opowiadań. Pojawiają się znane motywy: piękna, ponętna kobieta, która zostaje kochanką, ciemne wille i rudery na obrzeżach miasta, jest nawet pisarz Wrześmian, który był bohaterem odrębnej noweli „Dziedzina” z 1920 roku; w „Cieniu Bafometa” spotykamy go niejako z drugiej strony; to Wrześmian naprowadzi Pomiana na rozwiązanie zagadkowej śmierci Pradery. Dla każdego, kto zwraca uwagę na detale, znajdzie się w powieści całe bogactwo szczegółów, na przykład krytyka de Sade'a, wyszczególnienie powieści erotycznych, zainteresowanie snem i podświadomością, spirytyzmem, metafizyką, dualizmem, walka dobra ze złem, kult piękna i demoniczność kobiet. W „Cieniu Bafometa” krzyżują się najbardziej znane z opowiadań motywy Grabińskiego i kto wie, czy ta powieść nie jest przypadkiem ukoronowaniem całej twórczości autora „Demona ruchu” w sensie summy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz