środa, 29 marca 2017

Tomasz Mann "Czarodziejska góra"

O "Czarodziejskiej górze", szczytowym obok "Doktora Faustusa" dziele Tomasza Manna napisano już wszystko, że metafora, że obraz Europy przed wybuchem I Wojny Światowej, że ścieranie się idei, że otępienie, marazm, beztroskie życie pozbawione poczucia zagrożenia toczące się tuż nad krawędzią przepaści. Cokolwiek  więc napiszę o tej książce, będzie to wyłącznie powieleniem, powtórzeniem tego co od lat jest już znane, przeanalizowane, przedyskutowane, opisane. Zdaję sobie równocześnie sprawę z tego, że książka Manna, tak zresztą dzieje się obecnie z większością klasyki, jest pomijana przez współczesnego Czytelnika. Celowo używam tak ogólnego określenia ze względu na wyjątki od reguły; wierzę, bowiem, że istnieją podobni do mnie miłośnicy tej książki, którzy od czasu do czasu powracają do opisanego w niej przedwojennego świata lasek, meloników i pojedynków. na pewno też są i tacy, którzy wbrew wszystkiemu (patynie czasu, zakwalifikowania książki do klasyki) mają zamiar przeczytać "Czarodziejską górę". Pozbywam się więc kompleksów i zaczynam swa opowieść nie dbając o to,  jak bardzo będzie wtórna, skupiam się raczej na zachęceniu do sięgnięcia po nią.

W powieści jednym z głównych motywów jest upływ czasu oraz jego nieuchronność. Doczytać trzeba do zakończenia drugiego tomu, żeby dowiedzieć się, kiedy akcja powieści ma swój początek. Młody człowiek o nazwisku Hans Castorp wybiera się do sanatorium Berghof położonego w szwajcarskich Alpach (Davos) z zamiarem odwiedzenia leczącego się na płuca kuzyna Joachima. Jego zamiarem jest towarzyszyć kuzynowi przez trzy tygodnie, by po ich upływie powrócić do Hamburga i rozpocząć pracę inżyniera w stoczni. Gruźlica zdiagnozowana u Hansa Castropa uniemożliwia mu powrót do domu, zostaje więc w Berghofie i zaczyna kurację, która z biegiem czasu oddala go od wszelkich zajmujących go dotąd spraw. Jego sytuacja wraz z położeniem innych kuracjuszy przypomina zamknięcie pod szklanym kloszem, wyizolowanie. czas płynie odmiennym rytmem, powtarzają się zajęcia, zabiegi, posiłki, czas wolny, wykłady. Ta część powieści jest doskonałym opisem obyczajowości pierwszego dziesięciolecia XX wieku. Przy siedmiu stolikach w sali jadalnej zasiadają mieszkańcy sanatorium z całej Europy, różnią ich także pozycje społeczne i zawody, jednak wspólną cechą wszystkich jest bezradność wobec sytuacji, zgoda na swój los permanentnego pacjenta, usiłowanie w najróżniejsze - niezbyt wyszukane - sposoby zabijania czasu oraz wspomniana już izolacja. Eskapizm w najczystszej postaci.

Castorp jest młodzieńcem w stadium rozwoju wewnętrznego. Krystalizacja jego poglądów nie tylko nie dobiegła końca, ale jest w stanie raczkującym. Jego opieką duchową zajmuje się, korzystając z okazji, przebywający na kuracji włoski humanista Lodovico Settembrini, dostrzegając w młodzieńcu żyzne pole pod uprawę. Castorp i Settembrini wiodą długie dyskusje pobudzane naiwnymi stwierdzeniami Castorpa. Jest to pierwsze zetknięcie się młodzieńca z najszczytniejsza myślą Zachodniej cywilizacji. Filozof prawi o wewnętrznej wolności, o idei wyzwolenia narodów, przedstawia wzniosłą wizję braterstwa wszystkich krajów, mówi o ludziach (masonerii) pracujących nad pojednaniem ludów. Głównym dziełem ma być wielotomowa encyklopedia ujm,ujmująca cierpienie w kontekście kultury cywilizacji Zachodu. dzieło to ma pomóc w usunięciu cierpienia z ludzkiej egzystencji. Settembrini pracuje nad jednym z tomów encyklopedii. Postawa Castorpa nie jest tak jednoznaczna, jakiej życzyłby sobie włoski filozof. Castorp wprawdzie chłonie słowa Setetmbriniego, nie do końca jednak wszystko rozumie i nie ze wszystkim się zgadza. Sytuacja ta przypomina tę bardziej ogólną, w której większość społeczeństwa z obojętnością bądź wybiórczo przyjmowała myśl humanistyczną, zajęta swymi partykularnymi sprawami, krzątaniną na placach targowych, tanecznym pasowaniem w salonach i miłością, opium i morfiną dla ich serc. Hans Castorp także zajęty był swoimi sprawami. To kolejna cegła w murze, dzięki któremu powiększała się izolacja od świata rzeczywistego.

Cechą życia w Berghofie był brak obowiązków. Za miesięczną opłatę kuracjusze jedli, bawili się, palili cygara, flirtowali, potajemnie wymykali się na zabronione karty, nie mieli jednak zbytnich trosk. Oprócz tych, które sami sobie zaserwowali. Królowała inercja, niechęć do działania. Przywieziony przez Castorpa podręcznik "Ocean Steamships" F.E. Chadwicka (1891) pokrywał powoli kurz. Castorp starał się brać udział w życiu towarzyskim sanatorium, spacerował z Joachimem i Settembrinim, odbywał wycieczki, zaopatrywał się w ciepłe koce do leżakowania, słowem nic bardziej banalnego (no, może oprócz dysput z Włochem). Nie był pozbawiony śmiałości i zgodnie z obowiązującą etykietą zapoznawał innych kuracjuszy bądź pytał o nich swoich sąsiadów przy jadalnym stole. Nie był w stanie jednak w żaden sposób podejść i przedstawić się młodej Rosjance, Kławdii Chauchat. Platoniczna miłość Hansa do Kławdii przewija się przez lwią część pierwszego tomu powieści. Metaforycznie można uznać ten wątek jako ukazanie niezdolności do miłości w stojącej krok przed wojną Europie, miłości potraktowanej jako opozycję do nienawiści, której gejzery podskórnie kotłowały się już, sposobiąc się do wielkiego wybuchu. Sam Castorp, jako jednostka niezdolna do zrealizowania swych pragnień. stanowi kolejny przykład inercji charakteryzującej wiele niezdecydowanych i niepewnych tego kim są jednostek, które składają się potem na ogół, przenosząc do niego swego cechy indywidualne.  Castorp nie był osamotniony w swym skrywaniu uczuć; jego kuzyn Joachim także pałał podobnym uczuciem do Rosjanki Marusii. Miłość Hansa przysłania inne miłostki mające miejsce w sanatorium, Mann wspomina jednakże o jej przeróżnych odmianach.

Innym lejtmotywem "Czarodziejskiej góry" jest śmierć. Przerażająca jest obojętność na nią. Wprawdzie lekarze starają się wywozić ciała zmarłych pacjentów w czasie posiłków, aby żaden z kuracjuszy nie poczuł dyskomfortu w zetknięciu ze zmarłym, jednak przeraźliwość tkwiła zupełnie gdzieś indziej, a mianowicie w obojętności pacjentów wobec znikania ich towarzyszy przy stole. Przedstawiając ambiwalentne podejście do śmierci, Mann kreśli kolejny fragment szkicu na temat stanu zamrożenia i apatii poprzedzającej kataklizm. Podobnie ma się rzec ze stosunkiem do choroby. Pan Albin zwykł wymachiwać przy stole swoim rewolwerem, budząc tym popłoch wśród pań, oświadczając wszem i wobec swą decyzję o samobójstwie, kiedy choroba jego osiągnie stadium uniemożliwiające powrót do zdrowia. Pan Albin jest doskonałym przykładem stosunku zarówno do śmierci, jak też i do choroby, ze nie wspomnę o tym, czy było on zdolny do spełnienia swej zuchwałej obietnicy. Hans Castorp dostrzegał w cierpieniu i w chorobie jakąś niezrozumiałą dla Settembriniego szlachetność, niepojęty patos. Niezdolny do działania w sferze miłości, okazał się o dziwo aktywny w sferze śmierci. Postanowił bowiem obdarzać anonimowo kwiatami umierających, będących już w finalnym stadium, zamkniętych w swoich pokojach odizolowanych od zdrowszych pacjentów  w celu poprawienia ich nastroju. Postępowanie Hansa wywodziło się ze szlachetności jego serca, czyli z czystych altruistycznych powodów, ale także z owego pojmowania śmierci jako czegoś wzniosłego.

Kiedy Settembrini stwierdził, że kuracja w Berghofie nie da więcej żadnych rezultatów, nie mogąc w swoim stanie powrócić do Włoch, zamieszkał w Davos u krawca damskiego. Do tego samego domu wprowadził się jezuita Naphta. Posiada on odmienne poglądy od Setetmbriniego, jest - ujmując to w metaforę - sługą ciemnych mocy, równie rozumny co włoski filozof, stoi wobec niego  w opozycji. jest piewcą silnej reki, przeciwnikiem demokracji, radykałem opowiadającym się za wojną. Naphta i Settembrini rozpoczynają walkę o dusze Hansa Castorpa, mamiąc młodzieńca swymi zawsze logicznie uzasadnionymi, jednak mocno przeciwstawnymi poglądami. Chaos i zamęt. Kuszenie. Rozwidlenie dróg. Dwie postawy, jedna wywodząca się z humanistycznej wiary w człowieka, druga będąca odzwierciedleniem ciemnej średniowiecznej bezwzględności i wiernopoddaństwa symbolicznie walczą o duszę Hansa, podobnie jak ścierają się ze sobą w całej Europie. Chaos i zamęt, że powtórzę, bo cóż innego może wyniknąć z walczących ze sobą idei?

Mimo ogromnego ładunku filozoficznego zawartego w "Czarodziejskiej górze" oraz metaforycznego charakteru powieści, można ją także odczytać, jako opis pewnej choroby i relacja z pobytu w sanatorium. Można i tak, chociaż odszukiwanie znaczeń, znajdowanie postawionych znaków i tworzenie na ich podstawie syntezy jest na pewno pełniejsze i bardziej zajmujące. Warstwa fabularna jest jednak bardzo wciągająca, napisana w interesujący sposób i nie może być mowy o nudzie. Sama objętość powieści zawiera w sobie dużo więcej niż tych kilka zasadniczych poruszonych w niej problemów izolacji, alienacji, niezdolności do działania i miłości, Mann stworzył na tyle interesującego bohatera i osadził go w tak zróżnicowanym, mimo jego hermetyzmu, świecie, ze każda kolejna lektura odsłania przed czytelnikiem nowe perspektywy, niezauważone wcześniej szczegóły, zwraca uwagę na postaci, stawia ich w odmiennym świetle. Doświadczyłem tego niedawno osobiście, sięgając po "Czarodziejską górę", po długiej przerwie od ostatniego razu, kiedy czytałem tę książkę. Na pewno jeszcze do niej powrócę, bo wiem, ze jeszcze nie odkryłem jej wszystkich tajemnic, że ona nie otworzyła się przede mną do końca.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz