piątek, 10 lutego 2017

Dmitrij Głuchowski "Metro 2035"


Naczytałem się opinii, jaka to słaba książka, ale najlepiej jest wziąć tekst samemu na warsztat i ocenić bez zewnętrznych sugestii. Okazało się, że nie jest źle. Głuchowski wprawdzie trochę sobie pofolgował w przeróżnych odniesieniach i nie wiem, czy nie za dużo chciał przedstawić, jednak dobrze wybrnął z plątaniny, która stworzył (oprócz niewyjaśnionego zniknięcia potworów na powierzchni) i wyjaśnił czytelnikowi, o co chodzi w podziemnym świecie. Trochę to orwellowskie wytłumaczenie. Ale cały cykl zawiera sporo aluzji do władzy, do polityków, nawet do Putina i są to raczej pejoratywne refleksje. W kraju, w którym giną niewygodni dziennikarze, Głuchowski stworzył metaforę świata pozbawionego wolności, chociaż jednostka jest przeświadczona, że żyje swobodnie, ograniczają tylko warunki zewnętrzne (wysoki poziom radioaktywności na ulicach). A książki napisane w imię wolności, przeciwko tyranii są zawsze cenne. Nie da się tu uniknąć porównania z Zamiatinem czy braćmi Strugackimi, bo to ta sama linia, ten sam sposób myślenia, ten sam zamiar.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz