czwartek, 17 września 2020

Ernest Hemingway „Pożegnanie z bronią”


Antywojenny romans napisany pięknym stylem (aż chce się napisać Hemingwayowskim), który trafnie opisuje powieściową rzeczywistość dbając o szczegóły, jednak pomijając, co zbędne, a jednocześnie tworząc szeroką game nastrojów bez użycia jakichś oszałamiających środków stylistycznych. Kiedy trzeba turpizmu, mamy go, gdy trzeba melancholii, otrzymujemy ją, gdy zechcemy szczypty humoru, oto ona. Wojna jest tu przedstawiona naturalnie jako bezsensowna siła niszczycielska, początkowo ukazana z dystansu, by raptem wedrzeć się w pozorny spokój tyłów włoskiej armii i rozpocząć upiorne dziesiątkowanie jej szeregów. W to wszystko wkrada się cichaczem miłość, początkowo nieśmiało, ostrożnie, tak bez zobowiązań, by podobnie jak wojenna pożoga wybuchnąć i owładnąć kochanków bez reszty. Nie ma tu miejsca na ckliwość i sentymentalizm; uczucie musi być silniejsze od wojny, musi przynieść ulgę, może nawet zapomnienie. Dlatego kochankowie szanują się tak bardzo, wiedząc, jak są sobie potrzebni, nie robią jednak sztucznych scen zazdrości, nie wyniszczają się zaborczością, cenią każdą wspólną chwilę. Ich rozmowy są tak ludzkie, takie zwyczajne, tak bardzo pozbawione patosu, tak banalnie zwyczajne i jest to tak piękne i prawdziwe. Przypomina to miłość u Remarque'a. W innym skrócie można napisać o "Pożegnaniu z bronią", że miłość zwycięża wojnę, a życie miłość. Ponadczasowa opowieść, która nie straciła nic na swej aktualności, zmieniły się tylko dekoracje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz