wtorek, 12 kwietnia 2016

Kōbō Abe "Kobieta z wydm"

Książka opowiada o skrajnej sytuacji, w której znalazł się jej bohater. Nie odczytywałbym tej książki dosłownie; historia w niej zawarta jest mało prawdopodobna (aczkolwiek nie niemożliwa) i nieco absurdalna. W sumie nie na darmo autora „Kobiety z wydm” porównuje się do Kafki. Sytuacja, w której znalazł się poszukiwacz nieznanej odmiany chrząszcza, przypomina jak żywo dziwne uwięzienie Józefa K. Bohater, który chciał złapać owada, sam został złapany niczym owad, bezwolny i bezbronny, chociaż usiłujący się uwolnić. Właśnie, jego sytuacja jest ambiwalentna, ponieważ z jednej strony podejmuje próby ucieczki, z drugiej zżywa się ze swoim więzieniem. Książkę więc można odczytać jako studium przymusowej asymilacji, która z czasem staje się coraz mniej przymusowa.
Jest to książka o zmianie środowiska, o nowym doświadczeniu, o chwilowej ucieczce od własnego życia przedłużonej na lata. Kobo zawarł w niej również aspekt społeczny. Niedawno obejrzałem japoński film z 1960 roku „Naga wyspa”, w którym małżeństwo z dwójką dzieci mieszka na wyspie pozbawionej wody, na której uprawia ziemię i hoduje rośliny. W tym celu każdego dnia musi wypłynąć łodzią do najbliższego miasteczka, skąd czerpie słodką wodę, by z ogromnym mozołem dostarczyć ją na swoją wyspę tak, aby nie uronić ani kropli. Każda wizyta na stałym lądzie to przymus czerpania wody. Podobna sytuacja zawarta jest w książce Kobo; tu także woda jest bezcenna, a człowiek toczy nieustanną walkę z permanentnie napierającym piaskiem usiłującym zniszczyć wioskę na wydmach. Zarówno film, jak i książka pokazują Japonię, której nie znają turyści, Japonię daleką od zaawansowanego rozwoju technologicznego, Japonię bliższą natury, zatrzymaną w czasie, prymitywna i surową, w której mozolna i ciężka praca dominuje w ciągu dnia i która rozporządza ludzkim życiem.
Kobo stworzył książkę wielowymiarową, uniwersalną, gdyż człowiek zawsze jest zależny od jakiegoś przymusu, nieustannie zmaga się z czynnikami usiłującymi ograniczyć jego wolność i niech nas nie zmylą telewizory 4K i hybrydy na naszych ulicach, bo stan wolności nie zawsze zależy od stanu posiadania, a czasem nawet wręcz przeciwnie, im więcej w naszym posiadaniu rzeczy materialnych, tym mniejsza wolność.
Kobe w „Kobiecie z wydm” pokazał, jak silny jest w człowieku instynkt przetrwania, do czego zdolny jest człowiek w obliczu zagrożenia. Oczywiście przy okazji zwrócił uwagę na to, w jak niewielkim stopniu prawo i cywilizacja, która je stworzyła, dba o jednostkę. Mamy też w powieści wątek rodem z westernu: jednostka kontra społeczność, skłócenie z otoczeniem, walka o swoje prawa w obliczu bezprawia, próba uwolnienie się jako leitmotiv całej książki Kobo pasuje i do tego wątku.
Na niewielu w sumie stronach składających się na „Kobitę z wydm” Kobo stworzył gęstą od nawiązań i znaczeń historię, mrożącą przy okazji krew w żyłach, wartką, intrygującą i ciekawą fabularnie, ze zmieniającą się sytuacją wewnętrzną bohatera oraz okolicznościami mającymi na niego wpływ. To wielka sztuka połączyć atrakcyjną formę z treścią niemal intelektualną, metaforyczną, niemal egzystencjalną; Kobo niewątpliwie dokonał tego w „Kobiecie z wydm".


Znak: "Kobieta z wydm"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz