wtorek, 12 maja 2015

97. "Podróż w nieznane" [1942]





















"4 passi fra le nuvole", reż Alessandro Blasetti [Włochy, 1942]. Były to lata, w których w Europie szalała straszliwa wojna, masowo ginęli ludzie, potęgowały się zniszczenie, cierpienie i terror. I być może nie warto nawet o tym wspominać, opisując "Podróż w nieznane", ale ja zawsze lubię usytuować film w swoim czasie; w końcu pochodzi on z konkretnego okresu, w którym rozgrywały się konkretne wydarzenia i nie sposób tego dla mnie wykluczyć. Ten film jawnie kontrastuje z wydarzeniami na świecie. Niby pokazuje ludzki dramat, a jednak wiele tu scen niemal idyllicznych, a także i komicznych. Nie można też nie pamiętać o czasach powstania filmu i z tego powodu, gdyż opiera się on na panującej wówczas purytańskiej obyczajowości i to ona decyduje o zachowaniu bohaterów.

                                                       



















Maria i Paolo


Komiwojażer Paolo (Gino Cervi) opuszcza wczesnym rankiem dom rodzinny i wyrusza w podróż służbową. W pociągu poznaje Marię (Adriana Benetti). W wyniku komicznych problemów z opłatami za przejazd, bohaterowie muszą zmienić środek lokomocji na autobus, a gdy ten psuje się, ruszają piechotą. Paolo poznaje tajemnicę Marii; dziewczyna jest w ciąży, ojciec dziecka przepadł bez wieści, zaś ojciec dziewczyny prowadzi uczciwy dom, kierując się niezłomnymi zasadami, które nie pozostawiają miejsca dla matek z nieślubnymi dziećmi, więc Maria obawia się (jest wręcz o tym przekonana), że surowy ojciec nie zaakceptuje nowego stanu rzeczy. Przewiduje, że zostanie wygnana z domu rodzinnego, prosi więc Paolo o przysługę: ma on odegrać przed ojcem rolę męża, a gdy zarzewie burzy zostanie stłumione w zarodku, będzie mógł pożegnać się, by wyruszyć za swoimi pilnymi interesami. Paolo waha się, ale widząc odmalowane na twarzy Marii nieszczęście, zgadza się, byle szybko i krótko. I tu - jak można się domyśleć - zaczynają się komplikacje...

Głównym tematem filmu jest pomoc w potrzebie. Może nie jest ona tak pięknie pokazana jak w "Sonnenstrahl" z 1933 roku  Pál Fejösa, a ni tak dobitnie jak u Jana Hrebejka w "Musimy sobie pomagać" (2000), niemniej chodzi tu właśnie o poświęcenie części siebie dla kogoś. Małego dramatu Marii nie da się porównać z ogromem tragedii związanych z wojną. W rzeczywistości zawieruszyłby się i przepadł w ogromnie ludzkiej tragedii tamtych czasów. Blasetti kręci film ukazujący wiarę w człowieka, w konkretną jednostkę, która nie posiada anonimowej twarzy, kręci film ukazujący wiarę w możliwość zrozumienia i wybaczenia. To jest piękne w tym filmie. Reżyser zwodzi widza zaczynając od komediowych fragmentów, po czym wiedzie go za nos ku melodramatowi, bo któż choć przez chwilę, zanim wydała się prawda o Marii, nie pomyślałby, że Paolo i Maria razem... Do awarii autobusu i pieszej wędrówki jest to - można rzec - kino drogi. W końcu następuje zaskakujący zwrot ku dramatowi i następne sceny, które już tylko coraz bardziej pogrążają Paola w zaaranżowanej sytuacji, balansują na niebezpiecznej granicy wyjawienia prawdy. I przecież piękne także w tym filmie jest i to, że prawda wychodzi na jaw. I że chociaż Paolo jest wściekły, że stracił dwa dni pracy, więc stracił szansę na potencjalny zarobek, to jednak w finałowej scenie w domu rodzinnym Marii staje w jej obronie i po żarliwej przemowie do ojca osiąga sukces. Gdy wreszcie powraca do domu, do swego codziennego życia, do swej żony i dzieci, robi to z poczuciem, że nie zmarnował jednak czasu w trakcie tej osobliwej podróży służbowej. I dowiedział się także, że na wsi mleko jest zupełnie inne, lepsze i smaczniejsze, niż to roznoszone w mieście każdego ranka pod drzwi mieszkania.

















Adraina Benetti

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz