sobota, 15 sierpnia 2020

Monika Kassner „Sprawa Salzmanna”

Co to oznacza dla książki, bo przecież wiemy, że akcja rozgrywa się przed wojną i dotyczy sprawy kryminalnej, ale ile jest w powieści warstwy sensacyjnej, a ile historycznej? W „Morderstwie pod cenzurą” Marcina Wrońskiego międzywojenny Lublin zdaje się nakreślony dosyć realistycznie, jednak Wroński nie sięga tak dalece po szczegóły, jak robi to Monika Kassner. Miasto Świętochłowice, w którym osadzona jest akcja, opisane zostało niemal drobiazgowo, przy czym autorka lubuje się w dawnych nazwach lokali oraz w usytuowaniu akcji w konkretnych miejscach. Ten zabieg tworzy dosyć wyrazisty obraz przedwojennych Świętochłowic oraz graniczącej z nimi wsi Lipiny, które obecnie stanowią administracyjnie jedną całość. 


Być może dla kogoś z zewnątrz będzie to nieco zbyt precyzyjny pejzaż górniczo-hutniczych miejscowości, ale w moim odczuciu takie przywoływanie i utrwalanie minionych czasów to coś godnego pochwały. Przeszłość, która sama się już nie obroni, ani nie upomni o uwagę, zasługuje na upamiętnianie i utrwalanie w każdej formie. Dla mnie, jako mieszkańca dzielnicy Świętochłowic usytuowanej pomiędzy opisywanymi w książce Lipinami a ówczesnym i obecnym centrum miasta, to fascynująca podróż w przeszłość, którą zawsze starałem się poznawać, będąc lokalnym patriotą. Mnie doskonale czytało się zatem także o miejscach znanych mi od urodzenia. Kassner stara się opisywać je z precyzją, dodając do całości nawet takie informacje, jak zapach powietrza tak charakterystyczny dla okręgu przemysłowego, ale też nieco ubarwia realia na potrzeby fabuły zjawiskami pogodowymi; po mieście snujące się mgła albo przechodzi burza.

Warstwy historycznej mamy zatem w przysłowiowy bród. Natomiast warstwa kryminalna jak gdyby raz wyłania się wyraziście z tego misternego tła, by się na chwilę w nim się zgubić. Pomysł na książkę jest dobry i o wykonaniu — pamiętając, że jest to debiut autorki w tej formie — powiedzieć można to samo. Książkę czyta się potoczyście, akcja może nie jest zbyt wartka, jednak wystarczająco interesująca, postaci nakreślone dosyć wyraziście, szczególnie te główne, chociaż żona Jędryska mogłaby mieć więcej charakteru, a Inga Bittner być mniej posągową pięknością, króluje za to charakterny, ale równocześnie niebędący czarno-białą postacią radca prawny Jędrysek.

Dodać należy, że w dwóch fragmentach Monia Kassner wplotła do swej książki autentyczne zdarzenia z życia Świętochłowic. Pierwsze z nich to pomysłowe wykorzystanie napadu na Bank Ludowy z sierpnia 1934 roku; autorka nie zmieniła nawet nazwisk sprawców. Drugie jest nieco kontrowersyjne, ponieważ przy tak dalekiej dbałości o szczegóły Kassner w sierpniu 1934 umieściła mecz o awans do pierwszej ligi (ówczesna najwyższa klasa rozgrywek w piłce nożnej) pomiędzy Naprzodem Lipiny i Śląskiem Świętochłowice, który miał miejsce 16 listopada 1934 roku. Także wynik 2:1 dla Śląska autorka zmieniła na remis 1:1. Przypominam, że grano wtedy systemem wiosna-jesień, a nie jak obecnie jesień-wiosna, to znaczy rozgrywki ligowe kończono na jesienini wtedy rozgrywano mecze o awans. Można oczywiście przejść nad tym bez zgłębiania się, ot bohaterowie wybrali się na mecz i nie mam co do zastosowania takiego zabiegu, mającego zapewne zaznaczyć ów fakt historyczny w opowieści, żadnych obiekcji, odzywa się jedynie mój faktograficzny głos wewnętrzny kibica Śląska Świętochłowice.
  

Kończąc tych moich kilka uwag na temat „Sprawy Salzmanna”, bo raczej nie jest to rasowa recenzja, pragnę zwrócić jeszcze uwagę na kwestię językową, a mianowicie na wspaniały pomysł zamieszczenia w książce niektórych dialogów w języku śląskim, co jeszcze bardziej wiąże powieść Moniki Kassner z regionem górnośląskim i z miastem, w którym śledzimy akcję. Można by jeszcze pochylaćć się nad 
innymi szczegółami, nad opisem komunikacji, tragów, wzmiankami o zakładach przemysłowych, naszkicowaniem dysproporcji społecznych, obyczajami, upodobaniami i ulubionymi przysmakami, ale to wszystko można zastąpić sięgnięciem po kryminał Moniki Kassner i zapoznaniem się z tym wszystkim, co wchodzi w jego bogata treść w tak niewielkiej objętości. Podobno — nie wiem, czy jest to prawda — Monika Kassner pisze kontynuację Sprawy Salzmanna, jest więc na co czekać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz