piątek, 3 stycznia 2020

159. "Braciszek" (1927)
































"The Kid Brother", reż. Ted Wilde i inni (USA, 1927)
W niemej komedii było tak, że fabuła bywała mniej lub bardziej sztampowa, za to komicy prześcigali się w gagach. Gagi to sól i esencja niemej komedii, fabuła o tło. Śmiałem sie niemal przez cały film. Były momenty bardziej pospolite (kopniaki) i wyrafinowane (żegnanie się z dziewczyną wspinając się na drzewo), ale nie było ani przez chwilę współczesnej trywialnej żenady na temat wydalania i torsji (głównie made in USA). Dodać należy jeszcze, że nie ma w tym filmie ani jednego tricku komputerowego... Istotny był pomysł i zaskoczenie, a nie nie-rzeczywistość wirtualna. Pościg z małpką musiał opierać się na tresurze, ale zwierzątko zagrało doskonale i było w stu procentach prawdziwe, żaden grafik przy nim nie majstrował. Zdumiewające. Powrót do mistrzów starego kina jest jak picie klarownie czystej wody prosto ze źródła. To prawdziwa przyjemność. Harold Lloyd, trzeci wielki komik po Chaplinie i Keatonie (a byli przecież jeszcze Stan Laurel i Oliver Hardy - Laurel, jak wiadomo, przypłynął do USA z Londynu na tym samym statku co Chaplin w 1914 roku, a po nich bracia Marx) gra tu najmniej słynnego braciszka w słynnym na cały kraj klanie szeryfa. Zawsze w cieniu braci, sprytem pokonuje przeciwności i radzi sobie w trudnych sytuacjach także odwagą i fizyczną sprawnością, chociaż wygląda zawsze na zakompleksionego inteligencika w okularach. Można powiedzieć, że w filmie wydostaje się spod pantofla ojca i braci, by stanowić o swoim losie, a w finale dokonać heroicznego czynu (nie zdradzę jakiego, ale proszę pamiętać, że fabuła w niemej komedii gra drugoplanową rolę). Gra idzie o honor rodziny, o rękę pięknej dziewczyny i o uwierzenie w samego siebie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz