środa, 29 sierpnia 2018

Boris Vian „Jesień w Pekinie”






















      Jednych ta książka oczaruje, innych odrzuci. Będą i tacy, którzy zdegustowani nieknutymi wątkami, będą zachwycenie jej językiem. Od razu zaznaczę, że jestem miłośnikiem surrealizmu pod każdą postacią i uważam, że w ogromnym skrócie banalna konwencjonalna fabuła oparta na związkach przyczynowo-skutkowych jest mniej wartościowa (od razu mnie kamieniować) od fabuły nadrealistycznej, sennej, odrealnionej. Ale kiedy tak przyjrzeć się zwykłej rzeczywistości, to lubi ona igrać z nami w najmniej oczekiwanych momentach i w najmniej przewidywalny sposób. Innymi słowy, surrealizm jest wszędzie wokół nas. Zatem Vian w swej książce przede wszystkim bawi się znaczeniami i sensem. Można powiedzieć, że ta gra osnuta jest na fabule albo że fabuła się z niej wyłania lub że jest podporządkowana tej grze. Na pewno „Jesień w Pekinie” to doskonała zabawa lingwistyczna. Jest to także książka oparta na czarnym humorze. Każdy miłośnik Rolanda Topora będzie zadowolony. Książka Viana pokazuje, jak najzwyczajniejsze rzeczy można przeinaczyć, przenicować. 
      Już sama koncepcja budowy kolei na pustyni jest zamysłem stricte absurdalnym, ale na tym nie koniec, bo później następują przewartościowania sensu i w wątpliwość popada twierdzenie, czy to jeszcze jest pustynia, skoro biegnie przez nią kolej itd. Vian napisał książkę niezbyt obszerną, za to bogatą w sens i bezsens, w grę znaczeniami, w dekonstrukcję semantyczną, w nadawanie nowych rześkich, aczkolwiek nielogicznych przekazów słów i zwrotów. Ta książka niejednego zdegustuje, gdyż w chwili powstawania starała się przełamywać seksualne tabu, a ściślej mówiąc poszerzać tematykę literacką o rejony dotychczas zakazane, lub penetrowane przez nielicznych śmiałków (Miller, Nin, Apollinaire, Jasieński, Celine). Dziś, kiedy proces ten zatoczył koło i wszystko już było, skandaliczność „Jesieni w Pekinie” wydaje się nieco przestarzała, ale... nigdy nie można zapominać, jaki był czas powstania dzieła (obojętnie, czy chodzi o płytę, książkę, obraz, film), kontekst jest niezwykle istotny. Vian był spóźnionym surrealistą, owszem, lecz w dziedzinie literatury znajdował się bliżej czołówki, niż w dziedzinie malarstwa czy filmu
        Ostrzeżenie jest jasne: to nie jest książka dla każdego. Często epatuje 
nieuzasadnionym erotyzmem (lecz nie zawsze dosłownym, częściej sugerowanym, jednak w bardzo dobitny sposób), jak w powieści sensacyjnej trup kładzie się gęsto i jak w odwiecznej dychotomii miłość graniczy ze śmiercią. To jednak jest książka niezwykle oryginalna, błyskotliwa w kwestii lingwistycznej. Wyższy poziom językowy, niż „przyszedł”, „usiadł”, „powiedział". Przy okazji jest to — co mnie zawsze ogromnie cieszy — poważny prztyczek w nos postmodernizmu, który uważa się za Bóg wie jaki nowatorski, a wielu fanów new age nie ma pojęcia o twórcach o kilka dekad wcześniejszych wyprzedzających ten nurt. Można powiedzieć, że postmodernizm to dziesiąta woda po kisielu po surrealizmie. Dlatego zawsze warto znać to, co powstawało wcześniej, by uniknąć naiwnej konstancji, że teraz jest oryginalnie i nowatorsko a dawniej było tylko staromodnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz