wtorek, 23 lutego 2010

66. "Tragiczna pomyłka" (1912)








"Erreur tragique", reż. Louis Feuillade (Francja, 1912). René i Suzanne są świeżo poślubionym małżeństwem. Interesy wzywają René do Paryża. Tam, samotny i znudzony, wybiera się do kinematografu. Jest to obok "Tych pkropnych kapeluszy" Griffitha i "Młodego Sherlocka Holmesa" Bustera Keatona kolejny przypadek filmu w filmie z tamtych wczesnych lat. René widzi na ekranie swoją żonę, nabywa kopię filmu i rozpoczyna śledztwo na podstawie wyciętych klatek. Niebawem do jego rąk trafia list napisany przez niejakiego Rogera i skierowany do Suzanne:

Moja najdroższa Suzy,
odpokutowałem już za swoją przeszłość. Błagam Cię, nie odtrącaj wygnańca, którym jestem. Przybedę na stację w Bedarieux o 16:30. Wiesz, jak mocno Cię kocham i tęsknię, aby znowu Cię objąć.
Twój Roger.

Szaleńczo zazdrosny René postanawia zabić żonę udająca się na stację. Pod cuglem konia umieszcza zapalony knot; gdy koń zaczyna odczuwać żar, ponosi go, woźnica wypada z powozu i teraz rozszalałe konie powożą przerażoną Suzanne ku katastrofie. Tymczasem lokaj zapowiada przybycie gościa. To Roger, który okazuje się być bratem Suzanne. René zrozumiał swój błąd i rusza konno w pościg za żoną. Nie zdążył wprawdzie ochronić Suzanne przed wypadkiem, szczęśliwie jednak żona go przeżyła. Szczęśliwi wracają autostopem do domu.
Louis Feuillade, reżyser "Wampirów" i "Fantomasa", autor około 700 filmów... W większości, oprócz wymienionych, były to krótkie filmiki, takie jak "Tragiczna pomyłka" trwająca 24 minuty. Intryga filmu nie należy do zbyt skomplikowanych, czy też powalających. Ów tytułowy tragizm właściwie w filmie wcale się nie pojawia, wisi jedynie w powietrzu, a happy end skutecznie go rozwiewa. Kolejny raz podziwiać mogę wnętrza urządzone z przepychem - dziś pasowałyby do gabinetu ważnej osobistości, wówczas były po prostu użytkowe. Zwrócić należy jeszcze uwagę na panoramiczne ujęcie nadjeżdżającej dorożki z górami w tle. I na końcu automobil z tamtych lat, piękny w swej staromodności, a jednak na chodzie...
Doskonale skomponowana muzyka na fortepian, w sekwencji kinowej przed seansem zamienia się w kakofonię orkiestry strojącej instrumenty; gdy René opuszcza sale kinową, znów powraca fortepian solo.
Ach, byłbym zapomniał: taśmę filmową w latach dziesiątych pakowano w kartonowe pudełka oklejone taśmą; wiedzieliście o tym nieznani i nigdy nie pozostawiający nawet słowa komentarza Czytelnicy?





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz