wtorek, 23 lutego 2010

64. "2001: Odyseja kosmiczna" (1968)









"2001: Odyseja kosmiczna" (2001: A Space Odyssey), reż. Stanley Kubrick (Wielka Brytania/ usa, 1968). Wczoraj obejrzałem po raz pierwszy... Po prostu brak mi słów. Niesamowite zdjęcia, efekty, które po dziś dzień wyglądają świeżo, idealnie dopasowana muzyka: u Kubricka sceny podporządkowane są muzyce, współgrają z nią, współistnieją, po prostu idealna symbioza. Widać wyraźnie w tym filmie pewna ambiwalencję. Z jednej strony zachłyśnięcie się nowymi możliwościami, wszak właśnie człowiek wylądował na Księżycu. Z drugiej strony pewna obawa, czy świat techniki nie zmierza w złym kierunku. Monolit jest rzeczywiście frapującym motywem przewodnim i jego spoiwem zarazem. Jeżeli to nie symbol absolutu, to można go chyba odczytać jako metaforę ciągłości czasu (wiemy, że istnieje już 4 miliony lat, nie wiadomo czy istniał wcześniej, czy jego wiek i jego constans to pojęcia niemożliwe do wyobrażenia dla ludzkiego umysłu - przecież nawet 4 miliony to już tak naprawdę pojęcie abstrakcyjne). Dla nas monolit jest czymś w rodzaju stałej fizycznej. A poza tym to zagadka. Być może jest to siła sprawcza, a może tyko zagubione kosmiczne domino, które wpadło do dziury, gdzie nikt nie zaglądał przez całe eony?
Nie wiem, czy Kubrick był nowatorem pod względem ujęć powolnie snujących się planet i długich zakręconych statków kosmicznych, bo nie wiem, czy ktoś przed nim już próbował tworzyć takie ujęcia. Jeżeli nie, to pełen szacunek za nowatorstwo Kubricka, które musiało mieć wpływ na Lucasa. Psychodeliczny lot pomiędzy dwoma płaszczyznami - coś niesamowitego, hipnotycznego, cudownie ukazany bezmiar, bezgraniczność, nieskończoność, absolut... Lucas wykorzystał później to ujęcie w "Gwiezdnych wojnach" podczas finałowego ataku na planetę Vadera.
Sceny starzenia się astronauty, a konkretnie barokowy wystrój wnętrz - to albo jego własna projekcja, albo barok to symbol kreacji, sztuki, która jest ponadczasowa i mniej zawodna od najlepszego komputera. Zresztą czyż kreacją nie są również narodziny? stworzenie? rozwój? nauka? Być może to właśnie znaczy embrion.
To tyle chaotycznych uwag na gorąco. Film wgniata w fotel, ale należy umieć przyjąć jego zaproszenie i oglądać go na jego warunkach.

1 komentarz:

  1. Ja mam mieszane uczucia. Oczywiście film wielki. Dreszcze emocji przechodziły po mnie w momencie, gdy małpa po raz pierwszy znalazła nowe zastosowanie dla kości i ta muzyka... Osobiście najbardziej mi się podoba walka człowieka z komputerem. Ale na końcu pozostawił we mnie niedosyt. Może film jest dla mnie za trudny, ale spodziewałem się, że na końcu zostanie odkryta "tajemnica monolitu".
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń