niedziela, 5 lipca 2020

Diagnoza

Literatura współczesna upadła już tak nisko, że coś takiego jak "Małe życie" uważane jest za objawienie, większość czytelników nie jest obecnie w stanie - o czym dobitnie świadczą grupy książkowe - przeczytać ambitnej książki, wyłączone jest myślenie, no czyta się na akord, nie ma porównania do książek porządnie napisanych, bo te w komercyjnych kręgach prawie nie istnieją w świadomości czytelnika, blogerzy nie tkną książki z antykwariatu nawet palcem, większość czyta do znudzenia jedno i to samo, książki napisane kilka dekad temu, z wyjątkiem kilku nazwisk, są odrzucane na starcie, argument, że czytanie ma dawać przyjemność i drugi, że odprężać mają definitywnie zamykać usta tym, którzy uważają, że przy czytaniu trzeba myśleć. Jest źle, jest bardzo źle. I wcale nie jest prawdą, że w kraju, w którym prawie nikt nie czyta książek, dobrze jest już czytać cokolwiek. Lepiej już nie czytać wcale, niż czytać bzdury. A, i ludzką wrażliwość na przemoc też jest jakoś bardziej tolerancyjna, to znaczy przestaję być wrażliwością. Ewidentne bzdury nie wzbudzają protestu, a kiedy autor traktuje czytelnika jak idiotę, tłumacząc mu łopatologicznie uznane elementarne fakty znane każdemu wykształconemu człowiekowi, nie wzbudza to protestu, to znaczy że nie ma świadomości, że autor traktuje czytelnika niewłaściwie, czyli czytelnik sam siebie nie szanuje, więc powracamy do punktu wyjścia, do braku refleksji w trakcie lektury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz