niedziela, 30 grudnia 2018

Mary Ann Shaffer i Annie Barrows „Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek”


























Od jakiegoś czasu zapragnąłem przeczytać coś stricte angielskiego, w duchu dżentelmenów, dam, flegmy, ironii i innych stereotypów. W ręce wpadał mi niniejsza książka o intrygującym tytule. Pierwsze zdumienie to jej forma, gdyż napisana jest w formie powieści epistolarnej. Drugie to jej bohaterka, która jest pisarka, zatem w jakimś sensie książka o książkach. Sam tytuł zresztą już to sugerował, ale o pisarce niczego nie wspominał, więc jest wartość dodana. Książka oscyluje między czasem pokoju i czasem wojny. Jej kanwą jest opowieść, którą poznaje Juluet, główna autorka i adresatka niemal całej składającej się na książkę korespondencji. Ta opowieść zaczyna ją frapować, by raptem stała się jej udziałem. Postaci są na ogół czarne lub białe, co jednak aż tak nie drażni, gdyż jest to opowieść o ludzkiej solidarności, pomocy, przyjaźni, ciepła, czasem gorzka, jak to bywa podczas wojny. Napisana prostym komunikatywnym językiem (pamiętamy, że to listy), dzięki czemu jest wartka i czyta się przyjemnie, nie zbliża się do wielkiej literatury, a jednak porusza tematy uniwersalne, które opisane są na bardzo przyzwoitym poziomie. Na pewno nie jest to czytadło. Być może niektóre wątki są rozwiązane zbyt łatwo lub przewidywanie, no cóż, ta książka nie jest powieścią psychologiczną, raczej pochwałą humanizmu, radości i ludzkiej życzliwości. Jest pozytywna, ot co. Dobra odskocznia od ambitnej literatury, w zastępstwie sięgania po złą. Nie polecam i nie odradzam. Lepiej, żeby każdy ocenił sam; 255 stron to nie tak wiele, a być może kogoś oczaruje, bo przecież jest tak wiele różnych gustów. U mnie trafiła we właściwy czas i „połknąłem” ją z zadowoleniem w dwa dni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz