czwartek, 6 lutego 2025
𝐒𝐭𝐞𝐟𝐚𝐧 𝐂𝐡𝐰𝐢𝐧 „𝐃𝐨𝐥𝐢𝐧𝐚 𝐑𝐚𝐝𝐨ś𝐜𝐢” (638)
Początek lektury: zachwyt. Wiadomo, Chwin może pisać byle co, bo pisze przepięknym stylem, sama radość czytania jego misternych zdań bogatych w trafnie dobrane obrazowe słownictwo, to już robi różnicę. Ale... im dalej w las, tym więcej stron bogatych w coraz dziwniejsze i w coraz bardziej nieprawdopodobne wydarzenia. Nachodzą czytelnika skojarzenia, przede wszystkim z Grassem i z „Pachnidłem". Książka staje się z każdym rozdziałem coraz mniej prawdopodobna i kunsztowne zdania Chwina przestają przeważać nad treścią, czytelnik zaczyna się nużyć (mam na myśli moją osobę). To uchodzące powietrze bywa czasem na noowo pompowane świetnymi fragmentami, w których autor podejmuje refleksje nad marionetkowością ludzkiej egzystencji miażdżonej bezwzględnymi kołami historycznych wozów opancerzonych rozjeżdżających Europę wzdłuż i wszerz.
Na koniec muszę wydać z siebie następujący odgłos: hahahahahahahaha! Nie dotyczy on już samej książki Chwina, ale czasu szacowanego przez portal LubimyCzytać.pl na jej lekturę. Otóż mam tę książkę, liczącą 542 stron, przeczytać w 9 godzin i 2 minuty. 60 sekund na stronę to daje jakąś karkołomną jazdę czytelniczą bez miejsca na zastanowienie, powtórzenia i chyba połykanie płaszczyzn stron oględnym rzutem oka. Ja czytałem od 6 stycznia do 5 lutego. Muszę być jakoś upośledzony. ;) Wybaczcie mi...
czwartek, 9 stycznia 2025
𝐒𝐮𝐬𝐚𝐧 𝐒𝐨𝐧𝐭𝐚𝐠 „𝐖𝐢𝐝𝐨𝐤 𝐜𝐮𝐝𝐳𝐞𝐠𝐨 𝐜𝐢𝐞𝐫𝐩𝐢𝐞𝐧𝐢𝐚” (637)
Analiza fotografii wojennej wraz z wiążącymi się z nią wszelkimi aspektami, jak odbiór, autentyczność, oddziaływanie, manipulacja, znieczulenie. Sontag wychodzi od pytania, czy oglądanie sfotografowanych okropności może przyczynić się do zaprzestania prowadzenia wojen, w swój esej wplata historie fotografii wojennej, przywołuje jej najbardziej znanych fotografów i jako przykładami posługuje się najbardziej znanymi ikonicznymi fotografiami, ale też odwołuje się do mało znanych bądź zapomnianych konfliktów zbrojnych. Autorka polemizuje także sama z sobą, ze swoimi tezami zawartymi w książce "O fotografii", aktualizując swoje poglądy.
niedziela, 5 stycznia 2025
Mike Johannsen „Podróż uczonego doktora Leonarda i jego przyszłej kochanki, przepięknej Alcesty, do Szwajcarii Słobodzkiej” (635)
To moje drugie zetknięcie z prozą ukraińską. Książka „połknięta” w jedną dobę. Jeżeli myślicie, że gra konwencjami została wymyślona przez postmodernistów, to jesteście w wielkim błędzie „Podróż...” jest jedną wielką zabawą konwencjami, grą autora z czytelnikiem, umowność jest tu czymś pierwszorzędnym. Druga narzucająca się rzecz to niezwykłość fabuły. Jest to książka nawet nie z gatunku realizmu magicznego, nie, to gatunek oniryzmu magicznego. Króluje w nim nieskrępowana wyobraźnia. Jedynym realnym aspektem w książce jest przyroda, która dominuje, jakby wychodzi z każdego kąta powieści. Absurd, groteska, sporo humoru to dopełnienie całości. Ta książka to uczta dla miłośników smakowania słów. Dla kogoś, kto zna Płatonowa i ceni jego prozę (komsomolski niedźwiedź pomagający kopać dół w „Wykopie” lub niezwykłości „Szczęśliwej Moskwy”), książka Mike Johannsena, która powstawała na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych, czyli w podobnym czasie, w którym tworzył Płatonow, będzie zaskoczeniem dzięki jeszcze większej dawce niezwykłości. Intuicja czytelnicza i moje zaufanie dla twórczości awangardowej nie zawiodły mnie.
piątek, 3 stycznia 2025
𝐉𝐚𝐫𝐨𝐬𝐥𝐚𝐯 𝐑𝐮𝐝𝐢š „𝐁𝐨ż𝐞 𝐍𝐚𝐫𝐨𝐝𝐳𝐞𝐧𝐢𝐞 𝐰 𝐏𝐫𝐚𝐝𝐳𝐞” (634)
Nierealistyczna wspomnieniowa podróż bohatera przez opustoszałe ulice Pragi w wigilijną noc, tytuł jednak myli, gdyż sugeruje jedynie czas akcji tej mini-nowelki, chociaż... Mamy tu przecież trzech króli, to Kafka, Hašek i Hrabal, i Dzieciątko się pojawia w osobliwej postaci, i karpie odgrywają swoją rolę. Żywi i umarli w Pradze. Kto zaufał Rudišowi, ten się nie zawiedzie/ Książeczka dla miłośników nieoczywistych tekstów.
Pavol Rankov „Legenda o języku” (633)
To miała być moja ostatnia lektura w ubiegłym roku. Na pewno byłaby to lektura zajmująca czołowe miejsce najlepszych przeczytanych w ostatnich dwunastu miesiącach książek. Niestety nie zdążyłem skończyć czytać przed Sylwestrem, stało się to dopiero dzisiaj, więc „Legendą o języku” zaczynam nowy czytelniczy rok. Akcja przywołuje początek lat 70-tych z perspektywy świeżo upieczonych studentów historii. Świeże rany Praskiej Wiosny 1968 i wykładowca starający się przedstawić okres średniowiecza z perspektywy marksizmu-leninizmu. Kontrast młodości i rzeczywistości w okowach budującego się bez końca socjalizmu. Świetnie oddana atmosfera zarówno codziennej szarości komunistycznej egzystencji, jak i młodości, która rządzi się swoimi prawami, często wbrew realiom, co może doprowadzić do konfliktu. Rodzice żyją jakby w innym świecie, gdzie państwo bezkompromisowo upomina się o serwituty, studenci jeszcze spotykają się na piwie, chodzą na koncerty, do kina, analizują doświadczenia i wymieniają się nimi, lecz z wolna ateistyczne państwo sięga po ich dusze, zniewalając też krok po kroku ich umysły. Na tym polegają diabelskie sztuczki wykładowcy manipulującego na wykładach przyszłością swego kraju, a raczej przedstawiając ja z perspektywy komunistycznej doktryny. Drugi wątek powieści ukazuje tamten czas ze współczesnej perspektywy. Jednym z elementów tworzących tło historyczne są wzmianki na temat muzyki. I tu autor wymienia zespoły najbardziej wartościowe i ambitne z okresu wczesnych lat 70-tych w Czechosłowacji (i nie tylko). Zatem trzeba te wartościowe wymienić, być może kogoś to zainspiruje, dzięki temu pozna nowe muzyczne rejony. Autor wspomina więc o Collegium Musicum, rewelacyjnej słowackiej kapeli progresywnej, o wschodnioniemieckim Phudys, o jazzrockowych zespołach Flamenco (wspaniała płyta „Kuře v hodinkách”) i Modrý Efekt, dalej progresywne kapele Dežo Ursiny & Provizorium oraz Michał Prokop & Famous Five (płyta „Město ER” zawierająca tytułową 19-minutową suitę). Wspomniana jest także płyta „Fireball” Deep Purple oraz piosenka „Dear Mr. Fantasy” zespołu Traffic. Jedni twierdzą, że książka posiada zaskakujące zakończenie, inni, że tak musiało się skończyć. Prawda leży gdzieś pomiędzy, ponieważ koniec historii wcale taki nie musiał być, ale z wielką dozą prawdopodobieństwa opisany koniec był bardzo możliwy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)