środa, 7 sierpnia 2019

Hermann Broch „Śmierć Wergilego”




































 

      Po odbyciu wymarzonej podróży przez Grecję śladami Homera Wergiliusz wraca do ojczyzny na jednym z okrętów, które składają się na flotyllę cesarza Oktawiana Augusta. Poeta jest niesiony przez miasto Brundyzjum w lektyce, duch jego jest nieświadomy, a stan ciała wskazuje na poważne niedomaganie. Podczas wędrówki z portu do pałacu, Wergilemu uchyla się kurtyna rzeczywistości i raptem staje w obliczu niespokojnego, brutalnego, wulgarnego tłumu obywateli Cesarstwa Rzymskiego. Wergiliusz doznaje szoku; takiego imperium dotychczas nie znał. Jego pierwszą reakcją jest zwątpienie w to, co dotychczas robił, w sens poezji. Postanawia zniszczyć „Eneidę"...
      Hermann Broch stworzył monumentalna powieść, rzecz można śmiało, że to drugi „Ulisses". Potoczyste, kaskadowe, długie zdania, akapity na kilka stron, monologi wewnętrzne, strumień świadomości, alegoryczny, symboliczny język, niemal brak dialogów, chociaż powieść Brocha jest jednym wielkim dialogiem między poetą i cesarzem. Kwestie, które wypowiadają, zdają się nie kończyć, falują, drgają, modyfikują się, gdyż „Śmierć Wergilego" nie jest czystą powieścią, jest rozpisanym na ponad sześćset stron poematem prozą. Nie zawsze wiadomo, co Broch chciał przekazać, trzeba często napinać uwagę, wzmagać koncentrację, a i to nie zawsze pomaga, bo przecież poezja nigdy nie będzie dosłownym sensem, należy ulec, poddać się frazie i płynąć, płynąć.
      Należy teraz zaznaczyć, że na tym nie kończy się warstwa werbalna książki. Jest to bowiem nie tylko proza, poezja, poemat, traktat filozoficzny, ale jest to także muzyka, melodia, symfonia. Przyznają się, że wiele fragmentów tej książki nie przeczytałem, ja je wyśpiewałem. Piękna muzyczna fraza polskiego przekładu (podziękowania dla Marii Kureckiej i Witolda Wirpszy) podobno nawet w części nie oddaje melodyczności oryginału... Pozbawiony porównania cieszę się z tego, co mam; i tak jest pięknie, bo czas spędzony na śpiewaniu tej książki uważam za moment wyjątkowy, taki dotknięcie wyższego świata i rozszerzenie horyzontu o trudno dostępne, nieznane wcześniej rejony.
      Dialog między Oktawianem i Wergiliuszem to potyczka (?) dwóch postaw. Znak zapytania ma sugerować, czy Wergili nie jest w niej na pozycji przegranej, a przynajmniej, że nie jest to rozmowa równego z równym. Jego postanowienie zniszczenia „Eneidy” nosi znamiona sprzeciwu wobec władzy absolutnej, którą dysponował i był jej całkowicie świadomy Oktawian. Wprawdzie obaj wielcy mężowie uważali się za przyjaciół i obdarzali się wzajemnym szacunkiem, to jednak cesarz zawsze był cesarzem, reprezentantem imperium, o którego korzyściach nie mógł przestać myśleć. Z tego też względu Oktawian sprzeciwie się spaleniu „Eneidy". Interes państwa. Nie będę opisywał argumentów użytych w dyskusji przez obie strony; każdy wie, że „Eneida” przetrwała. Mogę tylko zdradzić, że stało się tak kosztem uwolnienia niewolników Wergiliusza, co jako gest na pewno mogło coś sugerować cesarzowi, którego państwo oparte było na niewolnictwie, przypuszczam jednak, że była to kropla, która zatonęła w ogromie oceanu.
      Istotą „Śmierci Wergilego” nie jest jednak społeczny kontekst, władza cesarska, czy niezadowolenie obdartego i niespokojnego tłumu, lecz sztuka. Jej cel, rola, potrzebność, funkcja. Okazuje się, że odmienne stanowiska Wergiliusza i Augusta ukazują odmienne punkty jej odbioru. Nie jest to zresztą żadna odkrywcza koncepcja; władca widzi korzyści sztuki dla państwa i dlatego tak obstaje przy jej uratowaniu od płomieni (czyż nie przychodzi od razu na myśl ostatnia wola Franza Kafki?), twórca, który popadł w zwątpienia i przestał wierzyć w celowość kreacji, poniechał troski o własne dzieło i postanowił je unicestwić, ponieważ jego punkt widzenia jest indywidualny. Jaka jest wartość słowa pisanego, to chyba jedno z głównych zagadnień „Śmierci Wergilego".
      Awangardowa, eksperymentalna, pełna poezji książka Hermanna Brocha to jego magnum opus. Zaczął zresztą z dużego C, od wspaniałej powieści „Lunatycy” i konsekwentnie kreował swoją karierę aż do momentu dramatycznego i kryzysowego, do aresztowania przez faszystów. Broch miał szczęście, został uratowany między innymi dzięki staraniom Jamesa Joyce'a. Można zatem rzecz, ze Joyce nie tylko zainspirował Brocha swoim „Ulissesem”, ale nieświadomie umożliwił napisanie „Śmierci Wergilego”, pomagając ratować go z rąk hitlerowskich oprawców. Można chyba rzec, że postawa Joyce'a wobec Brocha przypomina starania Oktawiana o ocalenie „Eneidy". Starania o ocalenie słowa, o ratunek dla wiedzy, wartości, wyższych idei. Czas pokazał, że rację miał Oktawian, a wieki milczą na temat ceny, jaką trzeba było zapłacić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz