poniedziałek, 25 maja 2020

164. "Amator" (1979)

"Amator", reż. Krzysztof Kieślowski (Polska,1979) Cóż, wieloznaczność tego filmu powala i za każdym kolejnym seansem powstają nowe pytania. I nowe horyzonty. Ujęciu odjeżdżającego pociągu, wraz ze znikaniem maszyny odsłania krajobraz, na który składają się cztery kominy Huty Kościuszko i z prawej strony charakterystyczna kopuła neogotyckiej Poczty Polskiej w Chorzowie. To przecież obraz z mojego dzieciństwa z miasta, w którym się urodziłem! Nawet doskonale wiem, gdzie mniej więcej Kieślowski ustawił kamerę. No i kilka ujęć wcześniej estakada prowadząca do nieistniejącego już dworca w Katowicach. Mam to wryte w pamięci na zawsze. Sam film posiada co najmniej trzy warstwy jawne i jedną intertekstualną, bo to jest film o filmie. o fascynacji kinem, ale i o kontroli państwa nad obywatelem, o zmianie optyki bohatera pod wpływem jego nowego hobby, o wpływie tego na życie rodzinne, czyli jak by to nazwał Peter Watts o "ślepowidzeniu", o ludzkim dążeniu do szczęścia i o różnych sposobach jego spełnienia (dziecko-film). Czyż nie jest to też doskonała historia szkatułkowa? To przecież nie tylko film w filmie, ale temat w temacie, które spina inny temat? Nieprzypadkowo chyba tematem jednego z filmów Mosza jest fasadowość rzeczywistości (on pojmuje ją jako niegospodarność władzy), ale jest to przecież doskonały przykład na uwypuklenie pozorów, pod którymi czai się inna rzeczywistość (pachnie już Brunonem Schulzem, prawda?). A jest to przedstawione w najprostszy z możliwych sposób w metaforycznej scenie, w której Mosz filmuje wspaniale odnowiona fasadę budynku i nie wyłączając kamery, przechodzi przez klatkę schodową kamienicy na jej obskurne zaplecze. To jest genialne w swej prostocie, czysta poezja. Filip Mosz grany doskonale przez Jerzego Stuhra jest postacią rozdartą i tragiczną, wręcz Szekspirowską, bo przecież do jego przegranej przyczyniła się nie tylko polityka, z która Mosz zadarł, ale żona, która miała całkiem inne oczekiwania od życia. Tu też ukrywa się dysonans postaw: bezpieczeństwo i, jak mówi o tym Irena, żona Filipa, spokój kontra działanie, które niesie z sobą niepewność. Mosz przecież chciał pokazywać życie takim jakie jest, bez upiększeń, a to nie było w smak uosabiającej władzę dyrekcji, która nie chciała pokazać niczego, co źle by świadczyło o niej samej. Jest to oczywista aluzja polityczna, dzisiaj niezwykle czytelna, i aż dziw bierze, że wówczas cenzor to puścił. Mosz zaczyna odnosić gorzkie sukcesy, gorzkie w kontekście ich późniejszych konsekwencji. To jeszcze jeden wspaniały wątek, który prowadzi do przebudzenia Mosza i obudzenia w nim ludzkiej wrażliwości. Dyrektor za niepoprawność polityczną Mosza postanawia zwolnić z pracy jego kierownika Stanisława Osucha; to jest dla Filipa jak uderzenie młotem w głowę i powoduje przejrzenie na oczy. Jest już wprawdzie za późno, żeby cokolwiek uratować, ale nigdy nie jest za późno, żeby zacząć od nowa. To w konsekwencji prowadzi do słynnej sceny końcowej, w której Mosz kieruje obiektyw kamery na samego siebie. Zapewne kiedy znowu po jakimś czasie obejrzę "Amatora", odkryję w nim cos nowego, nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz