niedziela, 28 marca 2021

188. „Nocny portier”, reż. Liliana Cavani [Włochy, 1974]



Przeszłość i przyszłość spotykają się w tym filmie w konkretnym punkcie czasu, który staje się decydujący dla losów bohaterów. Jest rok 1957, Wiedeń. W secesyjnym, opływającym w ornamenty hotelu pracuje Max, tytułowy nocny portier. Zaczynamy poznawać jego przeszłość. W czasie wojny był oficerem SS w obozie; tam miał możliwość bezkarnego zaspokajania swoich wyuzdanych i wynaturzonych potrzeb seksualno-sadystycznych. Teraz wśród hotelowych gości rozpoznaje swą ofiarę, której w obozie nie wysłał na śmierć w zamian za możliwość używania do woli jej ciała. Dziewczyna oczywiście w kwestii tej decyzji nie ma nic do powiedzenia. Kat i ofiara zaczynają prowadzić ze sobą dziwną grę, w której zaciera się wyraźny podział na role. Czy to była już miłość? Nie w klasycznym rozumieniu tego pojemengo pojęcia. Miłość pełna fetyszy, przemocy, przeplatanej czułością i wzajemną fascynacją. Po latach to uczucie odżywa. Jednak trwa polowanie na ukrywających się nazistów, a ci polują na świadków i palą obciążające ich dokumenty, by w razie procesu było jak najmniej obciążających dowodów. „Nocny portier” to jest film na równi o koszmarze faszyzmu oraz chorej fascynacji seksualnej. Faszyzm wynaturzył ludzkie uczucia, pozbawił hamulców, otworzył drzwi do dewiacji i wynaturzenia i umożliwił bezkarną realizację sadystycznych fantazji. W filmie Cavani nie jest potrzebny specjalnie żaden zabieg eksponujący zło, które czynili faszyści, bo tu przedstawione zdarzenia są nazbyt wymowne, fakty mówią same za siebie. Odpowiedzialność za swoje czyny? Max niczego takiego nie odczuwa. Jeden z jego ówczesnych towarzyszy mówi nawet wyraźnie, że niczego nie żałuje i wszystko zrobiłby tak samo, gdyby miał sposobność. Trzynaście lat po wojnie byli SS-mani ustawili się w nowym społeczeństwie, ale nie zmienili światopoglądu. Być może film Cavani ostrzega przed powtórnymi narodzinami zła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz