wtorek, 7 września 2021

Christian Kracht „Umarli"





       „Umarli" Christiana Krachta to niewielkich rozmiarów powieść o ludziach i ich uczuciach oraz nastrojach w przeddzień zapanowania w Niemczech faszyzmu. Akcja powieści jest wątła i melodramatyczna jak scenariusz do filmu z lat, w których została umiejscowiona. Bohaterami filmu są dwaj artyści filmowi, Szwajcar Nägeli i Japończyk Amakasu. Obaj uznają za swe credo filmowe podglądanie świata, przypatrywania się zdarzeniom z boku, z ukrycia. Pragną sukcesu, znajdują się właściwie u jego progu i gdyby nie kilka czynników, prawdopodobnie sukces stałby się w końcu ich udziałem. Niestety walec historii powoli, aczkolwiek nieubłaganie, nadciąga, aby zmiażdżyć plany i usiłowania milionów ludzi, w tym plany dwóch filmowców. Łączy ich razem także prokrastynacja, jakiś wewnętrzny bezwład; ich wspólna praca nad filmem nie dochodzi do skutku, ba, prace nawet nie zostają rozpoczęte. A film grozy wkrótce ma się urzeczywistnić.

       Dodajmy, że w książce Krachta osobiście pojawia się Charlie Chaplin, podobnie jak dwoje wielkich krytyków kina niemego: Siegfred Krancauer i Lotte Elsner (autorka między innymi biografii Murnaua i Langa) oraz epizodycznie Fritz Lang. Wypowiedź Eisner, że w Niemczech da się jeszcze wytrzymać przez pół roku, a potem trzeba emigrować, sugeruje narastające napięcia i zbliżającą się katastrofę. Więcej jednak odniesień filmowych i tu - fanom kina tamtych lat - trudno zapomnieć tę książkę, bo w jakiej innej książce są wspominani Ozu, Dowżenko, Lang, Wiese, Murnau, Walser, Chaplin, Ucicky (nieślubny syn Klimta, autor zajadłego antypolskiego filmu „Heimkehr” z 1939 roku), Vigo, Pabst, Riefenstahl, Sternberg i inni? Jest to uczta dla kogoś obeznanego w temacie niemego kina, ponieważ fabuła nie kończy się dla niego na stronicach książki, ale w bardzo znacznym stopniu wykracza poza strony powieści i pozwala odczytywać aluzje.

       Nägeli chce kręcić film o wampirach, więc nie należy zapominać, że w czasie, w którym rozgrywa się akcja książki, Carl Theodor Dreyer nakręcił swój niesamowity film „Wampir”. Są jeszcze inne oznaki, że Kracht nie lekceważy zbliżającej się dominacji faszyzmu. Krancauer i Eisner sugerują Nägeliemu, że jego film ma być alegorią zbliżającego się niebezpieczeństwa. Poza tym obecność Krancauera, który jest autorem książki "Od Caligariego do Hitlera" sama w sobie jest wymowna. Także Alfred Hugenberg, również postać autentyczna, pokazany został w książce jako szef wytwórni filmowej UFA, nie należy jednak zapominać, że był także członkiem zarządu banków i w przemyśle stalowym (między innymi prezesm zakłądów Kruppa, a z czego finansowano wojnę i produkowano czołgi, działa, amunicję i hełmy jak nie ze stali?) oraz ministrem w pierwszym rządzie Adolfa Hitlera. Na kartach książki zresztą wspomniano także o zastąpieniu Hugenberga na czele UFA przez Josepha Goebbelsa. Są to aż nazbyt czytelne wskazówki, że Kracht kładzie w "Umarłych" nacisk na zbliżającą się pandemię faszyzmu. Hugenberg był ponadto antysemitą. Temat tła historycznego, jak się gdzieniegdzie zarzuca Krachtowi w nielicznych recenzjach, nie jest potraktowany po macoszemu, tylko nie został on podany na tacy. Aluzje są tu gęste i liczne.

       Podobnie w recenzjach wciąż powtarza się myląca informację, jakoby Nägeli nakręcił film grozy będący metaforą obecnej sytuacji, a przecież miał taki film jedynie w planach, a kręci - co jest w książce wyraźnie zaznaczone film eksperymentalny, awangardowy, impresjonistyczny zlepek przygodnie nakręconych ujęć, umiejętnie zmontowanych. Wreszcie akcja książki rozgrywa się sześć lat od wprowadzenia dźwięku do filmu, więc nie ma mowy o przełomie, a raczej o ostatnich bastionach niemego kina; nieme filmy kręcono jeszcze do połowy lat 30-tych w Japonii, Chinach, ZSRR, Chaplin natomiast nie kręcił już niemych filmów, owszem, jego tramp pozostał niemową, ale muzyka i dźwięk były już zsynchronizowane z obrazem. Były to filmy dźwiękowe, tylko pozbawione dialogów. W książce Krachta dialogi także należą do rzadkości.

       „Umarli” to książka jak gdyby napisana z perspektywy czasu. Tytuł sugeruje ów dystans, a także stan, jaki czeka bohaterów, którzy nie zdołają przeżyć zbliżającej się katastrofy. Wszystko jest zatem już dokonane, wszystko się już wydarzyło, niczego nie można odwrócić. Kracht zdaje się mówić poprzez swoja książkę o nieuchronności przeznaczenia, o ludzkich losach skazanych na zdarzenia, które – cokolwiek by się nie zrobiło, jakkolwiek by się nie przeciwstawiało – zdarzy się to co ma się zdarzyć, a nie to, co człowiek chce by się zdarzyło. Czasem tylko pragnienia i los idą ze sobą w parze, co nie zmienia faktu, że dzieje się wszystko zgodnie z przeznaczeniem. Kracht dał swym bohaterom małe pole do manewru, nie można tu mówić o jakiejś głębi psychologicznej, chociaż postaci nie są wyłącznie z papieru. Są jakby w pół drogi. Nie wiem do końca, czy książka napisana dziewięćdziesiąt lat po dokonaniu się opisywanych zdarzeń i pokazująca je jako zdarzenia nieuchronne nie trąci czasem o banał. Prawdopodobnie tak jest, ale przed potraktowaniem jej jako wyłącznie banalną, chroni ją sposób przedstawienia epoki oraz nastrojów wówczas panujących. Być może to jest jej główne i zarazem udane zadanie.