poniedziałek, 15 lutego 2021

170. "Noc musi zapaść" (1937)


Bardzo udany thriller z lat 30-tych z rodzaju tych psychologicznych, odbywa się w nim swoista gra pomiędzy potencjalnym oszustem, który swym zachowaniem zauroczył starszą panią, a jej siostrzenicą, która podejrzewa Danny'ego o zabójstwo kobiety z miasteczka. Film nie jest jednoznaczny i nie pokazuje do końca całej prawdy, co jest w nim chyba najlepsze. Istotna jest wspomniana gra. Widz jest przekonany o winie Danny'ego, którego rewelacyjnie zagrał Robert Montgomery, ale nie na podstawie realnych przesłanek, a na zasadzie domysłu i podejrzenia, które podsycają dwulicowe zachowanie tajemniczego intruza w domu starszej pani. Zagrana prze Rosalindę Russel siostrzenica zachowuje się w stosunku do Danny'ego w ambiwalentny sposób, z jednej strony odczuwając wobec niego strach, z drugiej zaś ulega, a raczej zmaga się, z jego magnetyzującym czarem, będąc równocześnie w pełni świadoma jego cynicznej merkantylnej postawy wobec ciotki (Dame May Whitty). Do tego dochodzi współtworząca nastrój muzyka i świetne zdjęcia. Gruntowniejsza znajomość realiów obyczajowych lat 30-tych mogłaby się przyczynić do odkrycia w filmie aluzji do ówczesnej obyczajowości, purytańskiego pojmowania sfery seksu, oględnego ukazywania bestialskiej strony ludzkiej natury, schizofrenii, bezwzględności, manipulacji, co pogłębiłoby niechybnie odbiór filmu, wszystko to bowiem wyczuwałem, oglądając "Night Must Fall". Reżyser prowadzi także grę z widem w sposób nieco makabryczny, każąc mu zgadywać, czy w koszu na kapelusze rzeczywiście znakuje się odcięta głowa zamordowanej kobiety? Na to i na wiele innych niepokojących i nurtujących pytań widz zmuszony jest odpowiedzieć sobie sam. Odpowiedzi wydają się być z pozoru oczywiste, ale ten film to przecież gra pozorów, więc czy może być coś oczywistego tylko na podstawie przesłanki zamiast dowodu? Na to pytanie widz musi odpowiedzieć sobie sam. Logika twierdzi, że nie, przeczucie, że tak. Komu uwierzyć? "Night Must Fall", reż. Richard Thorpe [USA, 1937]

piątek, 12 lutego 2021

Hermann Hesse „Kartki ze wspomnień”



Nad tym zbiorem krótkich tekstów Hessego ciąży temat śmierci. Od pierwszego do ostatniego wspomnienia autor "Podróży na Wschód" przywołuje osoby, które umarły. Wspomina ojca, brata, siostrę, szkolnego kolegę, przyjaciół artystów. Każe wspomnienie nie ogranicza się do zapisu życia, a raczej podaje tyko istotne szczegóły z życiorysu, fragmenty istotne, zdarzenia będące esencją i służące Hessemu do napisania o danej osobie, jaka była, jakim odznaczała się charakterem, do czego była predysponowana. Hesse nie zostaje wyłączony ze wspomnień; każdy opis posiada własne znaczenie, które w swoim czasie zmieniło coś w autorze, albo pozwoliło mu odgadnąć prawidła życia, albo ukierunkowało go, albo obdarzyło zrozumieniem po latach błądzenia i nieświadomych poszukiwań. Czternastoletni Hesse w Boże Narodzenie odkrywa, że nie jest już dzieckiem, przyglądając się swemu dziewięcioletniemu bratu, kiedy ten cieszy się z zestawu miniaturowych glinianych naczyń. Coś się w nim zmieniło, bo dostrzegł naiwność takiego prezentu. Pan Claassen był nielubianym przez dzieci znajomym ich ojca; Hesse na jego przykładzie pokazuje zmienność zapatrywań na dokonania człowieka w miarę poznawania go i odkrywania, że jest kimś innym. Od nielubianego i nierozumianego pana postać Claassena przechodzi w świadomości Hessego do autora religijnych książek, praktykującego ascety, którego postawa bliska jest hinduskim joginom. Z wszystkiego Hesse potrafi wyciągnąć szereg duchowych i filozoficznych konkluzji. Gdy dowiaduje się o śmierci swego szkolnego kolegi na froncie I Wojny Światowej, początkowo nie potrafi skojarzyć nazwiska z osobą, jednak po przeprowadzeniu procesu analizy wspomnień, zaczyna rysować się żywy obraz człowieka odgrzebanego z popiołów czasu i zapomnienia. Zaduma nad nieuchronną przemijalnością, którą podszyta jest książka, zrównoważona zostaje dzięki postawie i dokonaniom; czyny sprawiają, że życie nabiera wartości. Samo życie warte jest afirmacji, zaś sama afirmacja nie polega tylko na czczym uwielbieniu życia, bo tego nie da się z różnych powodów zrobić - głównie dlatego, że w życiu jest tyle goryczy - afirmować życie należy poprzez działanie. działaniem nie zwalczy się śmierci, działaniem nada się sens życiu zanim ta nadejdzie. Z tego powodu Hesse wspomina zmarłych przez pryzmat ich dokonań, znaczenia ich postawy.