sobota, 23 marca 2024

Cristian Teoderescu „Medgidia, miasto u kresu” (626)

       Muszę przyznać, że nie przepadam za książkami opisującymi jakieś środowisko na przestrzeni lat. Nie jestem wyznawcą „Stu lat samotności” (manieryczność tej książki oraz mylące się ciągle nazwiska męczyły mnie ogromnie), nie jestem, chociaż doceniam kunszt literacki, z tego samego powodu fanem „Prawieku i innych czasów”, nie należę do adoratorów, chociaż Ślązak ze mnie z dziada pradziada, „Cholonka” i „Drachu. „Medgidia” natomiast początkowo mnie zachwyciła, bo składa się z 1-3 stronicowych rozdziałów, dowcipnych i treściwych. Taki mikrokosmos tworzący Kosmos literacki. W 1/3 książki powróciły jednak demony i zacząłem się irytować, a brak dialogów, który początkowo nie przeszkadzał, teraz zaczął doskwierać. Wywołało to u mnie refleksję, po co ubierać w fabułę powszechnie znaną historię (wpierw rumuński faszyzm, potem komunizm) i konfrontować z tymi siłami wyższymi i bezwzględnymi bohaterów? Nie znalazłem odpowiedzi. Nie napiszę, że losy mieszkańców prowincjonalnego miasteczka zostały przedstawione w niezbyt interesujący sposób, bo byłaby to nieprawda. Nie napiszę z tego samego powodu, że autor wymyślał nieciekawe epizody. Po jakimś jednak czasie zaczyna się człowiek zastanawiać nad funkcją epizodu względem całości i dochodzi do wniosku, że nie wszystkie epizody wnoszą coś konkretnego, że warstwa tworząca tło została zbyt misternie utworzona. To oczywiście moje subiektywne odczucia, które jeszcze kompletnie zepsuł ostatni rozdział, który jest streszczeniem całości i uważam go za całkowicie chybiony pomysł. Polecam miłośnikom sag, zwolennikom lapidarnych epizodów, bo to jest naprawdę dobra książka, a moje zastrzeżenia mogą być przez wielu uznane za zalety. Tak to bywa z książkami, że cokolwiek się o nich nie przeczyta, wszystko i tak weryfikuje sam na sam z książką podczas samotnej skupionej lektury.

wtorek, 19 marca 2024

Emil Zola "Rozkosze życia" (625)

        Historia Paulinki, dziewczynki, która w wieku 12 lat straciła rodziców i znalazła opiekę u dalszej rodziny w dalekiej Normandii. Rodzina ta metodycznie uszczupla majątek Paulinki, a Lazar, o którym wszyscy myślą, że zostanie w przyszłości jej mężem, zakochuje się w innej. Książka pokazuje ówczesną mentalność, rys społeczny, biedę mieszkańców. Trud o dziś uwierzyć, żeby ktoś tak naiwnie dawał swoje pieniądze na zawsze płonne projekty Lazara, jako dziecko Paulinka jest jeszcze usprawiedliwiona, ale potem, kiedy już dorosła? Oddanie ukochanego innej, a potem ciche cierpienie tez dziwne, podobnie jak co niedzielne rozdawanie ubogim jałmużny, którzy ja bezczelnie naciągają, a nawet dokonują drobnych kradzieży. Dobra książka, ale trzeba się nastawić, że obecnie out of time.

środa, 13 marca 2024

Henryk Waniek "Wędrowiec śląski" (624)

        Dawno nie czytałem esejów Wańka, a w pamięci pozostały same pozytywne wrażenia. Na pólkach mam trzy tomy esejów i ciekawiło mnie, co to za nowa książka. Okazuje się, że to jest kompilacja, takie the best of, chociaż tu musiałbym polemizować, czy rzeczywiście best. Jako że jestem rdzennym Ślązakiem, książka wzbudziła moje zainteresowanie. I tu - niestety - spotkało mnie rozczarowanie. Wydaje się, że Waniek chce się wpisać we współczesny modny na Śląsku nurt zmiany plusów w minusy i odwrotnie. Najciekawsze są eseje dotyczące miast i ludzi, ale kiedy Waniek zadaje pytanie, dlaczego zmieniano po 1945 roku niemieckie nazwy na polskie, nie związane z niemiecką etymologią i kiedy sam sobie odpowiada, że nie wie i że nie ma na to odpowiedzi, to ja od razu mu podpowiadam, ze odpowiedź jest i nasuwa się sama: po 1945 roku w Polsce na której jeszcze niedawno szalał terror hitlerowski, nikt nie chciał nazw wywodzących się z języka niemieckiego. Nawet przedszkolak bez trudu rozwikłałby ten pozorny dylemat, a co dopiero wzorujący się na Herbercie szperacz w przeszłości. Dla mnie nazwa Ząbkowice Śląskie jest piękna i na pewno lepsza niż Frankenstein. Szumne zapowiadane przez wydawcę poprawki zdają się ograniczać do jednej uwagi, że Szczeliniec stał się parkiem narodowym i autor "Finis Silesiae" nie może już zbaczać ze szlaku. Ogólnie wrażenie pozytywne, a jednak szczegóły psuja mi całość. Skoro przed zrzeczeniem się Śląska przez Kazimierza Wielkiego na rzecz Czech panowali tu Piastowie, jak rozumiem dynastia stricte polska, to co to za aluzja Wańka, że przeważał już wtedy żywioł niemiecki? Bo skoro byli Piastowie, to niemieckie nazwy miejscowości raczej wtedy nie funkcjonowały. I tak dalej, zawsze jakieś kontrowersyjne zdanie, że "Mitologia" Parandowskiego słaba, że Estreicher niby monumentalny, ale coś tam już Wańkowi nie pasuje itp. Zdaje się, ż wcześniejsze teksty lepsze od nowszych. Jednak zasób wiedzy przeważa w "Wędrowcu śląskim" nad  próbami formowania poglądów czytelnika przez autora, czego przykładem jest świetny esej o Wambierzycach.

niedziela, 10 marca 2024

Erich Maria Remarque "Noc w Lizbonie" (623)

        Jedna noc, jedna rozmowa, która oznacza ratunek dla dwojga ludzkich istnień. Oprócz terroru i potworności wojny, jest jeszcze terror i bezduszność ambasad, policji, biurokratów. Życie na bagażach i wieczna ucieczka zbiegów z nazistowskich Niemiec. Duszna, klaustrofobiczna atmosfera. Zaciskająca się na gardle pętla. Macki nazizmu sięgające daleko poza granice III Rzeszy. Człowiek jak zaszczute zwierzę. W brawurowej prozie, którą czyta się jednym tchem, Remarque opisał piekło emigrantów u wrót raju, dla większości niedostępnych. Ponieważ Lizbona, w której toczy się akcja, to port-brama do Ameryki, gdzie nie sięgają wpływy nazizmu. Potrzebne są tylko dwie rzeczy: wiza i bilety na statek, paszporty można podrobić. Tylko i aż. Trudno o bardziej przejmujące opisy, o bardziej realistyczny obraz strachu, o wnikliwszą analizę psychiki człowieka ściganego. Remarque nie musi używać dynamicznych środków stylistycznych, nie opisuje pościgów czy strzelanin, wystarczy jedna powieściowa noc i rozmowa dwóch nieznajomych. Ta książka posiada ogromna siłę wyrazu dla każdego chociaż z odrobiną empatii i wiedzy na temat historii; wtedy nie trzeba drastycznych opisów, ponieważ czytelnik wie co oznacza deportacja, czym były hitlerowski obozy koncentracyjne i co oznaczały przesłuchania na gestapo. Książka pełna humanizmu, potępiająca wojnę i przemoc. Dla mnie arcydzieło.

poniedziałek, 4 marca 2024

Jacek Dukaj "Katedra" (622)

        Książka krótka, ale niełatwa do zinterpretowania. W zmaterializowanym świecie na dalekiej planetoidzie zaczyna rozwijać się kult Izmira, który poświecił swoje życie dla ratowania reszty załogi. Pielgrzymi odwiedzający miejsce jego śmierci zostają uzdrowieni. Na tym samym miejscu zostaje posadzona katedra. Posadzona, ponieważ użyto żywokrystu, materiału samo się tworzącego. Na planetoidę zostaje wysłany ksiądz, mający zbadać, czy Kościół może uznać uzdrowienia za cuda, a miejsce za święte. Katedra zaczyna go fascynować, pochłaniać jego uwagę, zaprzątać myśli. Linearnie mamy pustkę, potem zdarzenie, które przeradza się w kult, okres pielgrzymek, a następnie powolna utrata zainteresowania, opustoszenie miejsca, osamotnienie katedry. To metafora życia metafizycznego, ale też funkcjonalności katedr: kiedyś wybudowane na cześć i chwałę Boga, teraz raczej traktowane jako obiekty turystyczne i dzieła sztuki. "Katedra" pokazuje więc laicyzację naszego życia, odpływ metafizyka na rzecz kosmicznej próżni. Jednak życie pozbawione duchowości to życie puste. Opuszczona katedra zaczyna podlegać metamorfozom, żywokryst wciąż zmienia jej formy i detale: to proces tworzenia działa sztuki. Nie przypadkowo Dukaj poświęca  książkę pamięci Antonio Gaudiego. Połączenie metafizyki i sztuki. Tak ja zrozumiałem książkę. Metafizyka nie zginie i sztuka nie zginie, mogą nawet trwać na odległych planetoidach i czekać na kolejny swój rozkwit.

niedziela, 3 marca 2024

Annie Ernaux "Bliscy" (621)

        Ta książka to na rynku francuskim trzy odrębne książki napisane na przestrzeni około 30 lat, jednak łączy je tematyka i są na tyle krótkie, że w Polsce ukazały się w jednym tomie. To proza par exellance autobiograficzna i muszę przyznać, że na razie wszystko co przeczytałem Ernaux posiada taki charakter. Trzy mikro-powieści opowiadają o rodzinie autorki, w kolejności o ojcu, matce i na koniec o siostrze, która zmarłą na dwa lata przed narodzinami Annie Ernaux. Dwa pierwsze teksty pokrywają się z konieczności ze sobą, gdyż naturalnie matka i ojciec tworzyli wspólnotę i te same wydarzenia dotyczyły obojga rodziców. Ernaux potrafiła jednak oddzielić te wspólne części i stworzyć, a raczej opisać, odrębne korelacje łączące córkę z każdym z rodziców. Jest to przy okazji historia dorastania autorki oraz opis wyzwalania się z rodzinnych splotów na rzecz samodzielnego życia. Trzeci tekst "Druga córka" dotyczy siostry autorki "Lat", zmarłej w 1938 roku na dyfteryt sześciolatki. Nigdy jej nie spotkała, przez długi czas niczego o niej nie wiedziała. Nieliczne fotografie siostry brała za swoje. Jest to przejmujący monolog napisany w taki sam sposób jak Franz Kafka pisał do swojego ojca słynny list, w którym Ernaux stara się zrozumieć swoje związki z siostrą, analizuje jej wpływ na siebie, potencjalne możliwości i stara się oswoić z myślą, że jednak nie jest jedynaczką, chociaż siostry nie widziała nigdy na oczy. W końcu z listu od rówieśnika siostry otrzymanego po wielu latach dowiaduje się o wielkim cierpieniu rodziców po stracie pierwszej córki; siostra staje się w tym tekście Ernaux realna, namacalna i potwierdzona relacją świadka. Chociaż nie było to konieczne do stwierdzenia, że kiedyś żyła, konieczne stało się to dla duchowego połączenia się drugiej siostry z pierwszą, chociaż tytuł książki wskazuje, ze Ernaux myśli o sobie jako o siostrze pierwszej, co jest ciekawym zabiegiem stylistycznym.

Anna Dziewit-Meller "Darcie pierza" (620)

        Zbiór reportaży pisanych dla "Tygodnika Powszechnego" i "Polityki" w latach 2017-2022. Sporo feministycznych fragmentów, na szczęście bez agresji i bez wyższości, po prostu Dziewit-Meller wskazuje na dziedziny, gdzie rzeczywiście jest przewaga mężczyzn nad kobietami, a nie jak u femiradykałów, gdzie są najczęściej urojenia i tendencyjne jednostronne widzenie świata (jakoś nie protestują, że na emeryturę idą osiągając 60 lat, podczas gdy mężczyzna musi osiągnąć 65, nie krzyczą, że pod ziemią w kopalniach nie ma kobiet, nie wspominając już ile kobiet ma przewagę nad mężczyznami w korporacjach, bankach, sklepach spożywczych, firmach sprzątających itd.). Nieco o polityce i sytuacji na świecie. Trochę o tożsamości. O życiu poza miastem. O pandemii. Wszystko raczej z umiarem. Fajnie postawić na półce obok "Sprzedawcy arbuzów".

piątek, 1 marca 2024

Anna Dziewit-Meller "Disko" (619)

      W swoim debiucie Anna Dziewit Meller porusza problem pedofilii w szkole. Uwiedzenie 12 letniej dziewczynki przez nauczyciela tańca, a w tle wczesna lata 90-te. Negatywny bohater został przedstawiony z kilku perspektyw, poznajemy jego relacje z matką, stosunki z koleżanką w pracy, serwilizm wobec dyrektorki szkoły, wreszcie stosunek do nieletnich dziewczynek. Autorka starała się pokazać procesy myślowe, o ile takie w tym przypadku zachodzą razem z popędem, zachowanie, budowanie relacji z ofiarą, zarzucanie sideł. Wszystko to tworzy obraz obrzydliwego człowieka, który potrafi znaleźć się w każdej sytuacji i wykorzystać ją na swoją korzyść. Tło społeczno-polityczne także ciekawe (wizyta biskupa w szkole, jak kiedyś wizyty prominentów partyjnych).

Anna Dziewit-Meller "Góra Tajget" (618)

     Przejmująca i pomysłowo napisana książka Anna Dziewit Meller o eutanazji dzieci w czasie II Wojny Światowej. Autorka przedstawia to ludobójstwo z kilku perspektyw. Zbrodnia ta to był eksperyment, który otworzył drzwi do Holocaustu. Wyłapałem jeden błąd: żołnierze służący w Wehrmachcie z podpisana 4 volkslistą nie trafiali do komunistycznego obozu na Zgodzie w Świętochłowicach, jak stało się z jednym z bohaterem książki. Tam trafiali z pierwszą i drugą volkslistą, czyli członkowie NSDAP, Hitlerjugend, zadeklarowani Niemcy i zwolennicy Hitlera. Najwyższy czas już przestać mieszać zwykłych Ślązaków, którzy na oczy nie widzieli obozu na Zgodzie, z wyłapanymi przez służby bezpieczeństwa fanatykami hitlerowskimi, którzy do tego obozu trafili. Sam miałem kilku wujków służących w Wehrmachcie i żaden z nich nie trafił po wojnie do Samuela Morela. A jeden z nich, wujek Hatel, dożył niemal 100 lat.

sobota, 24 lutego 2024

Andriej Płatonow "Dół" (617)

      Nowe tłumaczenie "Wykopu", jak pisze Andrzej Stasiuk w przedmowie, z definitywnej rosyjskiej edycji, która uwzględnia dokonane zmiany. Tak czy inaczej nadal ta książka pozostaje przerażającą metaforą sowieckiej Rosji, w której za beznamiętnymi określeniami stoją przerażające rzeczy, jak budowa tratwy, którą ma się spławić w morze kułaków. Po pierwszej lekturze "Wykopu" miałem ważenie ważnej książki o powszechnie znanych sprawach. Po lekturze "Dołu" zacząłem te znane sprawy dzielić na małe fragmenty, z których wyłaniać zaczęła się groza czająca się za niby banalnymi zdarzeniami. Teraz mam ochotę czytać Płatonowa trzeci raz i analizować sens każdego zadnia. Z każdym zdaniem ukazuje się nowy horyzont, nowa groza, nowy przerażający szczegół. 

środa, 21 lutego 2024

Jewgienij Zamiatin "My" (616)

Antyutopia, dystopia, przestroga. Książka "My" zainspirowała Orwella do napisania "Roku 1984". W Rosji, chociaż napisana w 1920 roku, ukazała się dopiero w 1988. Na Zachodzie wydana w 1924 w języku angielskim. Bohater powieści Δ-503 żyje w idealnym Państwie Jedynym, które zorganizowało życie swoich obywateli w najdrobniejszych szczegółach. Panuje powszechna szczęśliwość. Nie ma imion i nazwisk, są numery. Istnienie takiego państwa, jak można się domyśleć, jest możliwe jedynie w oparciu na zaniku indywidualizmu oraz totalitarnej kontroli, przy równoczesnej propagandzie, że obywatele żyją w najlepszych warunkach. Książka Zamiatina jest chyba prekursorska w gatunku dystopii, w każdym razie nie znam żadnej wcześniejszej, no może coś u Wellsa by się znalazło? "My" to także rasowa powieść science-fiction. Znajdzie się tu dla każdego coś ciekawego. Wizja zmechanizowanego świata o dosyć wysokim poziomie rozwoju technicznego (Zamiatin był konstruktorem okrętów, stąd jego fascynacja stroną techniczną), obraz zniewolonego społeczeństwa, zredukowane do numerów jednostki, powszechne "szczęście" obywateli, odniesienia do realiów sowieckich, co kto chce. Polecam.

wtorek, 20 lutego 2024

Hans von Trotha "Ramię Pollaka"

       Papieski emisariusz usiłuje ratować Ludwiga Pollaka przed aresztowaniem przez SS. Pollak opowiada mu historie swego życia, nie wierząc, że może grozić cokolwiek sędziwemu znawcy kultury antycznej i renomowanemu marszandowi. Pierwotnie czytelnik odnosi wrażenie atmosfery strachu i zaciskającej się z każdą minuta pętli, jednak powieść przechodzi w wykład o historii sztuki, jakby odsuwając czasowo na bok czające się zagrożenie. Zajęcie przez hitlerowców Rzymu tonie pierwsze zagrożenie jakie spotkało w życiu Pollaka. Na pewno ciekawe spojrzenie na Holocaust i jednocześnie książka odsłaniająca dziś dawno już chyba zapomniane fakty z związane z historią sztuki.

Andriej Płatonow "Wykop"

             Absurd i groteska to jedne z moich ulubionych gatunków literackich, zaś czasy sowieckie do wybuchu II Wojny Światowej jakoś dziwnie mnie jednocześnie przerażają - co naturalne - i fascynują, a przecież jestem zagorzałym antykomunista. Jest jednak cos w życiu tamtych ludzi i w tamtych czasach frapującego, dziwnego, zajmującego, zdumiewającego. error to była jedna strona medalu, ale był równocześnie Jesienin, Majakowski, Eisenstein, Wiertow, Kuleszow, Bułhakow, Pasternak, Szostakowicz, Prokofiew... Był - zbliżając się do sedna - Zamiatin i był Płatonow. Obaj stworzyli książki, które na dwa różne sposoby godziły w system. "Wykop" Płatonowa to groteska ukazująca sowieckie realia w bardzo krzywym zwierciadle. Absurdy gonią się wzajemnie, groteska potęguje się, język służy temu na równi z sama fabułą, której nonsensowność sięga nawet pułapu fantastyki. Język Płatonowa podkreśla również mechanizacje społeczeństwa sowieckiego. Dla mnie palce lizać i... paznokcie obgryzać. 

poniedziałek, 5 lutego 2024

„Listy. Cwietajewa, Rilke, Pasternak”

        Dla każdego fana „Doktora Żywago” zbiór listów będzie zapewne stanowił uzupełnienie do tej wspaniałej książki Pasternaka. Gdyby jednak spojrzeć na tę publikację z całkiem innej strony, nie biorąc pod uwagę „Doktora Żywago”, otrzymujemy samą w sobie piękną, smutną i mądrą korespondencję trojga wielkich poetów. Korespondencja ta sama w sobie stanowi odrębną historię, a wyłaniające się z listów wzajemne relacje doskonale nadawałyby się jako materiał na zajmującą powieść. Powieść, a nie film, gdyż film raczej nie zdołałby oddać wielu psychologicznych aspektów, jak ten, że Pasternak napisał do Rilkego zaledwie jeden list i nigdy nie odpowiedział niemieckiemu poecie. Słowa to nie obrazy, a raczej obrazy wyobraźni, każdy czytelnik tworzy swoje własne. List Pasternaka do Rilkego stał się za to katalizatorem listów pomiędzy nim i Cwietajewą. Listy Cwietajewej są żywiołowe, zaborcze, czasem nawet histeryczne, by pod sam koniec przekroczyć granicę obyczajności, gdy słowa Cwietajewej zaczynają opisywać bezgraniczną miłość. Rilke jest zszokowany, wpierw hołdem oddanym mu przez Cwietajewą (od pierwszych jej listów czuć zapach kadzidła, to hymny na cześć największego poety, nieprzebierające w epitety pochwały), a potem wylewnością i brakiem skrępowania w używanych przez rosyjską poetkę słowach. Pasternak stoi nieco z boku, Cwietajewa opisuje mu swą korespondencję z Rilkem; przypatruje się korespondencji z Rilkem, którą sam zainicjował i z której sam siebie wykluczył. Jeśli jeszcze dodać to tego, że w okresie wymiany bujnych w emocje listów troje korespondentów nigdy nie spotkało się ze sobą, to chyba doleje wystarczająco oliwy do czytelniczego ognistego głodu poznania losów poetów zawartych w ich listach. „Listy” zaopatrzone są w komentarze i podzielono je na okresy. Wartościowy epilog kończy prezentacje listów, a po nim następuje „Alfabet” autorstwa Piotra Nowaka, który wyjaśnia kulisy korespondencji oraz dalsze losy jej autorów.

piątek, 2 lutego 2024

Clarice Lispector "Opowiadania wszystkie"

       Ufff... Wreszcie wymęczyłem ten opasły tom. Nie było wcale tak źle, miał sporo świetnych fragmentów, jednak składnia, styl, format strony sprawiały, że czytało mi się niezbyt komfortowo. Często jednak tematy mnie nie ciekawiły, bardziej niż o kurze wolałbym czytać o ludzkiej psychice. Często nie wiedziałem o czym czytam ("Brasilia"), łatwo gubiłem wątki, miałem nawet kłopoty z czytaniem poprawnym, często łapałem się, że czytam niedbale, mylę wyrazy. Nie była to łatwa lektura, oj nie była. Być może tom był zbyt opasły, a ja zamiast rozłożyć sobie lekturę na długi czas, chciałem ją połknąć w czasie najkrótszym. Zostałem więc skarany, ale i lektura skarała sama siebie, bo nie wzbudziła we mnie entuzjazmu, czemu daje tu wyraz.

Jaroslav Rudiš "Grandhotel"

        Ósma książka w tym roku. Wpierw kilka lat temu widziałem film, teraz przeczytałem książkę. To opowieść o przekraczaniu barier, szczególnie tych własnych. Historia młodego mężczyzny, który będąc outsiderem żyjącym w chmurach, zafascynowany jest zjawiskami pogodowymi, w które ucieka przed rzeczywistością. Historia o realizacji marzeń. Świetne są tu mnie lub bardziej rozbudowane poboczne wątki jak ten, którego bohaterem jest Franz. Tworzą one koloryt powieści — mimo że Rudiš kreśli, a nawet szkicuje je zazwyczaj w krótkich kilkustronicowych rozdziałach — pogłębiają jej tło o dzieciństwo, historię, nostalgię, aspekty społeczne i obyczajowe. Niezbyt obszerna powieść (233 strony) staje się dzięki temu gęsta i złożona. Dla miłośników subtelnego czeskiego humoru przefiltrowanego przez goryczkę codzienności „Grandhotel” będzie zapewne tak samo jak dla mnie udaną lekturą.

Peter Handke "Strach bramkarza przed jedenastką"

       Siódma książka w tym roku. Studium pogrążania się w otchłaniach bezsilności wynikającej z dokonanego nieodwracalnego czynu, atomizacja świata, rzeczywistości, własnego systemu postrzegania. Bohater uciekający od siebie. Dawno temu widziałem film Wima Wendersa nakręcony na podstawie tej książki, wtedy nawet nie wiedziałem, że to ekranizacja i nie miałem pojęcia o istnieniu Petera Handke. A fascynowałem się literatura austriacką, tyle że Brochem, Musilem i Canettim. Teraz czas nadrabiać braki.

W.G. Sebald "Wyjechali"

       Szósta tegoroczna książka. Lektura świetna, ale prawdę mówiąc zacząłem podczas niej odczuwać lekki przesyt Sebaldem. Być może za szybko chcę przeczytać wszystko autora "Austerlitza". Zostały na szczęście jeszcze tylko jego dwie książki do przeczytania. W "Wyjechali" znajdziemy cztery historie ludzi, którzy z różnych przyczyn opuścili swoje rodzinne kraje, jest siatka zdarzeń, wyborów i konieczności. Lektura oczywiście smakowita, patrząc obiektywnie, wspaniały styl, język, obserwacje, prowadzenie narracji. Fikcyjna proza Sebalda sprawia wrażenie twórczości autobiograficznej przeplatanej z historiami autentycznych ludzi. Nie napisze niczego odkrywczego, że trudno się uwolnić od faktu, że jest to przede wszystkim fikcja, a przynajmniej trudno oddzielić prawdę od zmyślenia. U Sebalda postaci autentyczne stają się krwistymi postaciami książkowymi, a narrator zawsze sugeruje, że jest nim sam autor, co podobno, jak mówił Sebald w wywiadach - nie ma miejsca. No cóż, czy czytelnik ma prawo wierzyć w fikcję i uznawać ją za prawdę?

Jaroslav Rudiš "Stacja Europa Centralna"

        Piąta książka zakończona w tym roku. Gawęda, reportaż, wspomnienia na tematy kolejowe. Podróże pociągami, zapomniane stacje, menu wagonów restauracyjnych, krajobrazy z okien wagonów, architektura kolejowa, ślady historii, hołd dla pionierów kolejnictwa, pite podczas postojów piwo i espresso, a wszystko to napisane z miłością i pasja. Autor chciał zostać maszynistą kolejowym, ale uniemożliwił mu to słaby wzrok, został więc pisarzem.

Mariusz Surosz "Ach,, te Czeszki"

       Portrety ciekawych i nietuzinkowych kobiet, a w tle każdej historii jakiś kontekst, wydarzenie historyczne, relacje międzynarodowe, polityka, religia, komunizm. Stylem Surosz przypomina chyba Szczygła, być może wzoruje się na nim. Wyszła książka interesująca, dająca do myślenia, szczególnie na temat zakrętów historii i jej wpływu na ludzkie losy.

Tove Ditlevsen "Trylogia kopenhaska"

        Trzecia książka zaliczona w tym roku. Uwzględniając czasy jakich dotyczy jej treść oraz obyczaje wtedy panujące,zadziwiająca jest szczerość autorki opisującej swoje erotyczne przygody, usuwanie ciąż, problemy z uzależnieniem od leków, zmienianie mężów jak rękawiczki przed ukończeniem 25 roku życia. Odważne to jest, tym bardziej, że równocześnie także autobiograficzne. Szkoła Knuta Hamsuna z jego słynnego „Głodu”.

niedziela, 7 stycznia 2024

Seneka "Myśli"

Pierwsza książka przeczytana w tym roku. Piękne monolitowe teorie, których pełen budujących emocji człowiek nie jest w stanie na ogół realizować. Ale też i wiele fajnych trafnych obserwacji. „,Nulla vis maior pietate versa est”.