środa, 29 listopada 2017

Czesław Miłosz / Jarosław Iwaszkiewicz "Portret podwójny"



       Książka przedstawia korespondencję dwóch poetów trwająca pięćdziesiąt lat od roku 1930 do 1980, w którym umarł Iwaszkiewicz. Wydawnictwo zawiera wszystkie ocalałe i odnalezione listy Miłosza i Iwaszkiewicza, a także listy od i do innych pisarzy, w których mowa jest o jednym z adresatów w kontekście drugiego. To jednak nie wszystko. Pomiędzy listami przeczytać możemy dedykowane sobie wzajemnie wiersze oraz recenzje, przede wszystkim pióra Miłosza o twórczości Iwaszkiewicza. Aneks zamykający korespondencje zawiera szereg rozmów Miłosza, a także tekstów poświęconych Iwaszkiewiczowi, napisanych już po śmierci wieloletniego przyjaciela. Książkę zamykają dwa wiersze Miłosza napisane już w XXI wieku, będące wyrazem hołdu autora "Trzech zim" dla autora "Lata 1932". Do tego dochodzą dosyć obszerne przypisy. Czyż można chcieć więcej w przypadku takiego wydania? Niestety listy Iwaszkiewicza do Miłosza sprzed 1939 roku nie ocalały, więc niemożliwego oczekiwać nie wypada.
      Korespondencja ukazuje kilka faz znajomości pomiędzy poetami. napisałem "znajomość" zamiast "przyjaźń", od której się wszystko zaczęło, gdyż w tej przyjaźni znajduje się spora przerwa. Ale po kolei. Miłosz napisał do Iwaszkiewicza swój pierwszy list jako 19-latek w listopadzie 1930 roku. Zaczyna się on od zdania "Szanowny Panie! Uwielbiam Pana". Zaintrygowany Iwaszkiewicz odpisał i tak zaczęła się korespondencja.
      Miłosz w listach załącza swe wiersze z prośba o ocenę. Widzi w Iwaszkiewiczu protektora, nauczyciela. Podziwia jego poezję i znajduje się pod jej wpływem. Stara się z niej czerpać, analizuje ją, uczy się na niej. Dosyć szybko zaczyna jednak znajdować swój własny styl. Przyjaźń umacnia się. Iwaszkiewicz pomaga Miłoszowi także finansowo, by w końcu wprowadzić go w warszawski światek literacki. Podczas wojny Miłosz często odwiedza Stawisko, gdzie znajduje się oaza spokoju i miejsce spotkań artystów.
      Po wojnie przyjaźń trwa nadal, ale przyjaciele geograficznie oddalają się od siebie. Druga część korespondencji dotyczy listów wymienianych pomiędzy Stawiskiem a Waszyngtonem, gdzie Miłosz pracował po wojnie w Ambasadzie R.P. Jest to okres, w którym krystalizuje się przyszłość obu pisarzy. Nie znika z listów serdeczność, Miłosz wysyła do Polski tłumaczenia negro spirituals oraz wierszy Nerudy i Lorki, Iwaszkiewicz drukuje je w "Nowinach literackich", których jest redaktorem. W tym czasie narasta w Miłoszu przekonanie o pozostaniu na Zachodzie, podczas gdy Iwaszkiewicz coraz bardziej angażuje się w życie literacki nowego państwa Polskiego.
      Trzecia cześć to okres milczenia między poetami, spotkania w Paryżu, podczas którego Iwaszkiewicz nie podał Miłoszowi ręki, pisania zajadłych ataków na zdrajcę ojczyzny. Przytoczone są tu głównie listy Miłosza z emigracyjnymi pisarzami oraz fragmenty dzienników Iwaszkiewicza. W obu przypadkach widać wyraźne rozdarcie pomiędzy koniecznością a sentymentem. Szczególnie widoczne jest to u Iwaszkiewicza, który gorzej przechodzi rozstanie. Miłosz zdaje się czuć zwolniony z więzów i, wprawdzie nieustannie będąc wdzięcznym za to, co zawdzięcza Iwaszkiewiczowi, jak gdyby rozkoszuje się teraz swoja suwerenna twórczością. Pisze krytyczną recenzję wystawionego w Paryżu dramatu Iwaszkiewicza "Lato w Nohant" i dosyć pokrętną w wymowie analizę "Wzlotu", odpowiedzi Iwaszkiewicza na "Upadek" Alberta Camusa. Iwaszkiewicz nie pozostaje mu dłużny, ale on musi krytykować Miłosza, gdyż pozostał w kraju.
      Okres milczenia pomiędzy poetami kończy się w 1960 roku. Korespondencja zostaje wznowiona, jednak nie osiągnie ona już nigdy takiej samej intensywności, jaka odznaczała się wcześniej. Niemniej pozostała w ich listach serdeczność, przywiązanie. Miłosz nigdy nie wyprze się wpływu Iwaszkiewicza na swoją twórczość i zawsze będzie chwalić jego wiersze napisane przed wojną, które cenił najbardziej. Nowym tematem ich korespondencji jest starość, upływ czasu. Wciąż piszą wiersze, rozmawiają o literaturze, o znajomych pisarzach, serdecznie pozdrawiają swe małżonki. wspominają choroby. Czesław chwali się przed Iwaszkiewiczem , że jego synowie maja już pod trzydziestkę, na co Jarosław odpowiada Miłoszowi, że on ma już 2,5 letnią prawnuczkę Ludwikę, która mówi do niego 'Pra" i jest jego największą przyjaciółką.
      Z listów wymienianych pomiędzy poetami czytelnik może dowiedzieć się mnóstwa interesujących szczegółów, od drobiazgów po fakty związane z literaturą. Pojawia się na ich stronicach szereg nazwisk ówczesnych prominentów poezji i prozy, ale w pierwszej otrzymujemy wgląd w ludzkie losy. Nawet jeśli nie jest to wgląd bezpośredni i należy go odczytywać pomiędzy wierszami listów, jest to jednak obraz drobiazgowy i szczególny jednocześnie. Z poszczególnych elementów zapisywanych przez lata list po liście tworzy się portret dwóch wielkich literatów, którzy obdarzyli się w niepamiętnych czasach przyjaźnią, a ta w różnej formie przechodząc wzloty i upadki przetrwała do końca, od "Uwielbiam Pana" do ostatnich życzeń urodzinowych, które Miłosz złożył Iwaszkiewiczowi na kilka dni przed jego śmiercią "Birthday greetins love". Pomiędzy tymi listami zawarta była cała historia, zmieściły się całe życie i cała poezja.
     

Po prostu Harry Hole

      Bardzo lubię cykl z komisarzem Harrym Hole czyli z Harym "Samotna góra". To obok cyklu książek Raymonda Chandlera z Filipem Marlowe, jedyny kryminalny cykl, który przeczytałem w całości. Jo Nesbo zresztą według mnie inspirował się bohaterem Chandlera, tworząc postać Harry'ego Hole (czyta się podobno Hule). Ten cykl to historia człowieka uzależnionego, uwikłanego, posiadającego renomę, dzięki sukcesom w pracy, ale dalekiego od gwiazdorstwa,
      Książki te bez ogródek szperają w mrokach ludzkiej natury i zdają się mówić, że siły mroku dominują nad siłami jasności. Zło czai się wszędzie, nawet w komisarzu Hole, który potrafi być bezwzględny, chociaż walczy z przestępcami, czyli stoi po stronie dobra. Nic więc nie jest czarne i białe, nic nie jest jasne i proste. Książki Jo Nesbo przypominają mi powieści... Dostojewskiego, w których jest wiele rozbudowanych wątków ubocznych, osnutych dokoła głównej opowieści; mają one za zadanie mylić czytelnika, ale też ubarwiają prozę Nesbo. Nie jest to prosty kryminał, w którym dokonano zbrodni, przybywa policjant i po śledztwie, krótszym czy dłuższym, przestępca zostaje złapany. U Nesbo jest więcej, są uboczne wydarzenia, które na pozór niewiele wnoszą, a potem okazują się bardzo istotne, albo stanowią osnowę kolejnej powieści cyklu. To przenikanie wątków jest piękne. Przypomina tkaninę stworzoną z połączenia i przenikania się wielu różnokolorowych nitek.tworzących skomplikowany wzór. W tym labiryncie można łatwo się zagubić, w każdym sensie tego słowa.
      Zdaję sobie sprawę, że jest wielu czytelników, którym proza Jo Nesbo nie przypadłą do gustu, ale wiem, ze jest jeszcze więcej czytelników, którym do gustu nie przypadły książki Prousta, Musila albo Nabokova (nie myślę tu o "Lolicie"), co wcale nie umniejsza wartości ich dzieł. Z drugiej strony Nesbo ma wielu swoich wiernych zwolenników i nie musi martwić się, zenie jest czytany. Zresztą ja nie zauważyłem ogromnej przepaści pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami cyklu, pomiędzy nimi jest wielu, którzy czytają Jo Nesbo z większym bądź mniejszym entuzjazmem, podchodzą do niego bardziej lub mniej na zimno bądź gorąco. Ale to już o odbiorze.
      Same książki są napisane kulturalnym językiem z dodatkiem pazurka, w wielu miejscach ożywiającego prozę. Na ogół Nesbo lubi rozwlekać i rozpisywać się, piętrzyć wątki, mieszać zdarzenia i osoby. W kryminale każdy zmylony trop jest solą książki. Nie można jednak odmówić, mimo tej pozornej powolności, dużej ilości wydarzeń. No i trup kładzie się gęsto. Miejscami książki Nesbo są dosyć brutalne. Pokazują w jak bezwzględnym świecie żyjemy. Warto tez wspomnieć o zamiłowaniu Nesbo do muzyki, co przekłada się na liczne wzmianki o płytach, wykonawcach i koncertach na kartach powieści.
      Warto jeszcze wspomnieć o dwóch aspektach twórczości Nesbo. Pierwszym jest obraz rodziny, oraz wszystko co wiąże się z jej posiadaniem lub nie posiadaniem, w zależności od sytuacji, gdyż życie uczuciowe Hole jest dosyć burzliwe; wpływa na to zarówno charakter Hole'a jak tez i jego praca zawodowa, której nie potrafi odmawiać. Drugą rzeczą jest muzyczność tej prozy. Hole, jak wytrawny muzyk, którym zresztą przecież jest, potrafi w powieści stworzyć akordy o takiej sile wyrazu, ze aż dreszcze przechodzą. Przykładem jest to, jak Nesbo rozegrał śmierć Ellen Gjelten i jak później zareagował na nią Harry, To jeden z piękniejszych i smutniejszych fragmentów cyklu.
      Na koniec dodam jeszcze, że Jo Nesbo poza cyklem o Harrym Hole napisał kilka innych świetnych kryminałów, z których moim faworytem jest przewrotny "Łowcy głów". Parafrazując tytuł piosenki Skaldów: kochajcie Harry'ego dziewczęta. 

niedziela, 26 listopada 2017

149. "Jestem mordercą" [2016]

"Jestem mordercą", reż. Maciej Pieprzyca [Polska, 2016] Film przenosi akcję z Zagłębia na Śląsk, jest inna liczba zabójstw (12 zamiast 14, nie wspomina się o siedmiu usiłowaniach). Jest też przesunięcie w czasie z drugiej płowy lat 60-tych na początek następnej dekady. Film skupia się na osobie prowadzącego śledztwo Janusza, który nie zawsze potrafi znieść ciężar powierzonej mu roli, a czasem ją wykorzystuje (romans z fryzjerką). W sumie razem z osiągniętymi sukcesami w śledztwie, po równi pochyłej stacza się życie osobiste Janusza. To jeden aspekt filmu Pieprzycy. Drugim jest manipulacja niezwykle ubogimi dowodami, jakimi dysponowała milicja. Pieprzyca zdaje się sugerować, że ta manipulacja miała za zadanie osiągnięcie spektakularnego sukcesu zakończonego spektakularnym procesem, ukazanie skuteczności władz i uspokojenie zaniepokojonych obywateli. W grę wchodził także kontekst polityczny. Kiedy zamordowana została bratanica I sekretarza Edwarda Gierka, śledztwo zostało przyspieszone i stało się priorytetowe. W filmie znaleźć można sporo niuansów obyczajowych, społecznych i technologicznych nawet, w odbiorze widza korelujących z współczesnością (komputer Odra zajmujący całe pomieszczenie). Dobrze oddane realia (bary, samochody, przystanki, ławki, wnętrza hoteli, fryzury, ubrania, muzyka Breakoutów i ABC "Asfaltowe łąki", fragmenty meczów piłkarskich w telewizji). Dla Ślązaka miło było też oglądać śląskie plenery. Całość to w sumie gorzkie doświadczenie filmowe, gorzka wymowa pozostawiająca w ustach cierpki smak. Władza nie cofnie się przed niczym, aby osiągnąć cel, człowiek może zostać skazany bez przekonujących dowodów. Nocą na ulicach jest niebezpiecznie. Dzisiaj się niewiele zmieniło. Można mieszkać obok kogoś nie wiedząc, ze to szaleniec. Ludzie zamknięci w sześcianach swoich mieszkań, w ciasnocie swych wnętrz, uwikłani w stereotypy myślowe, łaknący najprostszych rozwiązań. Ponury uniwersalizm. Pieprzyca po połowicznej nadziei, która nam dał w "Chce się żyć", teraz ją odebrał, tak jakby po chwilowym uwierzeniu w człowieka, utracić nagle w niego całkowitą wiarę. Czy słusznie?

środa, 22 listopada 2017

Andrzej Bobkowski "Szkice piórkiem"

      O książce Bobkowskiego usłyszałem już bardzo dawno temu; czytając prenumerowane Zeszyty Literackie znalazłem w nich wzmianki o niezwykłej, jedynej w swoim rodzaju książce opisującej podróż rowerem w okupowanej Francji. Już sam temat i kontekst wzbudził moje ogromne zaciekawienie. Dopiero niedawno zakupiłem wreszcie książkę i przeczytałem jednym tchem.
       Andrzej Bobkowski, z wykształcenia ekonomista, latem 1939 roku wyemigrował do Francji, zamieszkał w Paryżu i tam zastał go wybuch wojny. W maju 1940 roku, kiedy Niemcy zbliżali się do Paryża, zaczął sporządzać notatki w dzienniku, które złożyły się na książkę opublikowaną dopiero w latach pięćdziesiątych przez paryski Instytut Literacki. Nie wiadomo przed czym Bobkowski uciekał z Polski, chociaż "Szkice piórkiem" mogą pośrednio odpowiedzieć na to pytanie. Szczególnie fragmenty porównujące przedwojenną Polskę z Francją mogą pomóc rozwikłać tę kwestię. Atmosfera ówczesnej Polski przytłaczała go, uwierały ograniczenia, nie czuł się wystarczająco wolny. Wolność była dla Bobkowskiego wartością nadrzędną i jest to wyczuwalne na każdej stronie francuskich zapisków z lat 1940-1944. Francja dawała mu więcej możliwości. Tu tez znalazł szczęście w okrutnych czasach.
      Opis sławetnej podróży rowerem przez południową Francję aż do samego Paryża zajmuje pierwszą część "Szkiców"; jest to fragment najobszerniejszy tematycznie. I chyba najpiękniejszy. Najwięcej tu swobody, radości, czerpania przyjemności z każdej chwili. Bobkowski w swoim dzienniku wychwala nie tylko wolność pod każdą postacią, jest również zagorzałym piewcą przyjemności, radości życia, drobnostek stanowiących jego koloryt. W późniejszych partiach książki pisanych już "stacjonarnie" w okupowanym Paryżu Bobkowski te dwie wartości przeciwstawia systemom totalitarnym, a także układom społecznym uniemożliwiającym ludziom dokonywania swobodnych wyborów i czerpania z życia należytej radości. W trakcie podróży autor pięknie opisuje otoczenie, swe wrażenia i przemyślenia, spotkania z ludźmi, przejazd przez Alpy, rozbijanie namiotu, pochłaniane butelki wina, czar ciepłych wieczorów.
      Nie znam drugiego tak idyllicznego obrazu życia pod okupacją. Na samym początku książki znajdziemy opisy paniki wywołanej przez zbliżanie się Niemców. Po ucieczce z Paryża Bobkowski opisuje nalot samolotów na wiejska drogę i dopiero pod sam koniec, gdy stolica Francji ma zostać wyzwolona strzelaniny uliczne. Pomiędzy tymi wydarzeniami nie odczuwa się faktu, że autor pisze swoje notatki w okupowanym kraju i że trwa wojna. Nie bezpośrednio, gdyż Bobkowski lubi analizować mapy i ruchy wojsk. jest to jednak teoria.
      Ostatni strony książki opisują powstanie paryskie, z tym, że jest to takie dziwne strzelanie i dziwna walka, gdyż Bobkowski wieczorami i tak wychodzi spokojnie na spacery razem z żoną Basią. Są to fragmenty o tyle gorzkie i przejmujące, gdyż Bobkowski ma świadomość różnicy pomiędzy tymi paryskimi zrywami wyzwoleńczymi, a trwającym w tym samym czasie krwawym powstaniem w Warszawie. Jest w tym porównaniu sporo ironii, poczucia bezradności, solidarności z Warszawą i złości. Zakończenie książki jest takim samym literackim majstersztykiem, jak opisywana podróż rowerem. Odmienny ciężar gatunkowy nie jest w stanie zmienić tego faktu.
      W dzienniku znajdziemy tez sporo opisów codziennego życia, wakacyjnych wyjazdów, problemów związanych z pracą Bobkowskiego, wrażeń z przeczytanych książek, obejrzanych filmów i teatralnych przedstawień. Sporo jest humoru, skupienia się soczewki na komizmie rzeczywistości, sporo też mniej lub bardziej dotkliwej ironii. Język i fraza są wspaniałe, potoczyste, klarowne, precyzyjne. ogromny jest zmysł obserwacji autora i niezwykła łatwość w przelewaniu myśli na papier. Nie bez przyczyny Bobkowski chciał przewrotnie nazwać swoje wspomnienia "Wojna i spokój", dowcipnie parafrazując tytuł znanego dzieła.
      Mniej ciekawe są rozważa nią na temat wojny, polityki i kondycji Francji, analiza przyczyn jej upadku i postaw obywateli. Bobkowski stara się także przewidywać powojenną rzeczywistość, często dosyć trafnie. Bobkowski często i zdecydowanie wyraża w dzienniku swoją niechęć do Rosji, do wschodniej mentalności. Nie jest też zwolennikiem polskiej skłonności do bezkrytycznego patriotyzmu, do rzucania się szabelkami na czołgi. Kultywuje natomiast indywidualizm, który cenił bardzo wysoko. Powyższe fragmenty zdecydowały zapewne o tym, że w Polsce "Szkice piórkiem" ukazały się w całości w oficjalnym wydaniu dopiero w 2007 roku.
      Nie wiem, w jakim stopniu Bobkowski poprawił tekst dziennika przed jego wydaniem w 1957 roku; mam wrażenie, że w kilku miejscach na pewno skorygował swoje wspomnienia. Tak czy inaczej "Szkice piórkiem" to książka niezwykłą, wciągająca, oryginalna, jedyna w swoim rodzaju. Niektórzy nazywają dziennik Andrzeja Bobkowskiego arcydziełem. Mówi się o nim, że jest jedną z najwybitniejszych polskich książek, które nie zostały do tej pory należycie docenione i czekają na swoje odkrycie, na popularność. Mam już to odkrycie za sobą i jestem zachwycony, teraz kolej na Was. Serdecznie zachęcam do przeczytania owych intrygujących zapisków z okupowanej Francji, do wejścia w głębinę tej lektury, w jej wielowymiarowość.

PS.  Ze zdjęć zamieszczonych na stronie internetowej poświęconej Andrzejowi Bobkowskiemu widać, że pisarz nie porzucił roweru i po zrealizowaniu swego marzenia, to jest wyjazdu daleko od  skompromitowanej kultury europejskiej, aż do Gwatemali, gdzie osiadł, nadal podróżował z pomocą dwóch kółek. Budował także modele samolotów i pisał. Pozostawił po sobie spory dorobek, między innymi dalszy ciąg notatek oraz bogatą epistolografię. Jest wiec co planować do dalszej lektury. :)
   

niedziela, 12 listopada 2017

Anna Kamińska "Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci. Historia Wandy Rutkiewicz"

























      Biografia napisana przez Annę Kamińską zaczyna się jak rasowy kryminał. Morderstwem. Budzi to w czytelniku w pewnym sensie konsternację. Jakże to? Przecież miała być opowieść o najlepszej polskiej alpinistce, a tu nagle, niespodziewanie... Spokojnie, spokojnie, wszystko jest na swoim miejscu. "Wanda" jest oczywiście biografią Wandy Rutkiewicz, to książka o alpinizmie, o pasji, o ambicji, ale jest to równocześnie książka o ryzyku, o balansowaniu na granicy życia i śmierci. Śmierć, która czai się i posiada różne oblicza. Czytelnik nie od razu orientuje się, ze na samym początku biografia dotyka kwestii nadrzędnej w życiu każdego alpinisty, ale autorka od samego początku oswaja czytelnika z ostatecznością.
      Kamińska napisała książkę rzetelną i przystępną. Być może alpiniści nie znajdą w niej niczego, o czym wcześniej by nie wiedzieli, ale i przeznaczeniem biografii było przedstawienie sylwetki Rutkiewicz szerszemu gronu odbiorców. To na pewno autorce się udało. "Wanda" nie nudzi w ani jednym momencie. Dla niektórych czytelników mankamentem może być częste wyprzedzanie wydarzeń. Takie wybieganie w przyszłość ma jednak swój urok. W końcu opowieść dotyczy spraw już dokonanych. Mnie to osobiście nie przeszkadzało.
      Książka Kamińskiej zawiera oczywiście najważniejsze informacje z życia Wandy Rutkiewicz, ale najważniejszy jest chyba portret charakterologiczny zilustrowany mnóstwem przykładów zachowania i postaw Rutkiewicz. Szalona ambicja to jedna z najbardziej charakterystycznych cech Rutkiewicz, dalej upór, podporządkowanie sobie ludzi, umiejętność wpływania na nich z pomocą różnych środków, z których uśmiech i czar działały najskuteczniej. Wanda Rutkiewicz była osoba towarzyską, jednak nie pozwalała się do siebie zbliżać na zbyt mała odległość. Pośród jej priorytetów własne cele zawsze stały o stopień wyżej od kontaktów z ludźmi; przyjaźniła się z każdym dopóki, dopóty nie kolidowało to z jej planami. Nie była więc osobą łatwa we współżyciu. Tylko zanim zapadnie wyrok, warto się zastanowić, ile osiągnięć ludzkości nie ujrzałoby światła dziennego, gdyby wynalazcy nie byli odporni na zewnętrzne naciski? Sądzę, że zadałem czysto retoryczne pytanie.


      



















   "Wanda" jest opowieścią o wspinaniu się w górę, zarówno dosłownie jak też i metaforycznie. Z każdą strona rosną góry, które zdobywa Rutkiewicz, rośnie prestiż, sława, ranga w środowisku górołazów, alpinistów, wreszcie himalaistów. Biografia pokazuje, w jak trudnych warunkach rodził się sukces, jak ciężko było o pieniądze potrzebne na wyprawy, o fachowy sprzęt. Na wyprawy w Himalaje początkowo ekipa jechała samochodem pożyczonym przez FSO przez pół świata. ileż trzeba było mieć samozaparcia i hartu ducha, by to wszystko przezwyciężyć i wygrać! Osiągnąć niebywały sukces.
     Mocna stroną "Wandy" są zawarte w biografii liczne wspomnienia znajomych, przyjaciół, które niezwykle wzbogacają portret Wandy Rutkiewicz jako człowieka, kobietę, szefa wyprawy, żonę, przyjaciółkę, członka rodziny. Czytelnik otrzymał do reki dobrze napisaną biografię ciekawej postaci, historię, jak w tytule sugeruje sama autorka. Jest to historia życia,w której główną role odgrywa śmierć, zawsze przyczajona wysoko w górach na śmiałków, którzy odważyli się je zdobywać, siejąca swoje bogate żniwa. Wanda Rutkiewicz nigdy nie wróciła ze swojej ostatniej wyprawy. Tak, ostatniej, definitywnej. Na zawsze zagubiona gdzieś w bezkresnej bieli, w nieznanym miejscu na niebotycznej wysokości, nigdy już nie powróciła, zaginął po niej ślad. Pozostały po Wandzie jej sukcesy i trwa jej legenda. Pozostała opowieść. Zachęcam do przeczytania tej fascynującej historii, która opowiada o niezwykłej kobiecie oraz o jej pasji.

   

niedziela, 5 listopada 2017

Franz Kafka "Aforyzmy z Zürau"






































"Nie miałem wcześniej pojęcia, dlaczego na pytania nie otrzymuję odpowiedzi; dzisiaj nie pojmuję, jak mogłem wierzyć, że mogę pytać. Ale przecież ja nie wierzyłem wcale, tylko pytałem."



      Jest to pierwsze wydanie aforyzmów Franza Kafki, pisanych w czasie jego ośmiomiesięcznego popytu w Zürau, które uwzględnia kolejność nadaną im przez pisarza. Kafka zapisywał je na osobnych karteczkach, każdą numerując. Jest to również pierwsze pełne wydanie, poprzednie bowiem nie zawierały wszystkich stu dziewięciu krótkich tekstów. Max Brod pozwolił sobie pominąć kilka aforyzmów; zrobił to z nieznanych nam przyczyn, dopiero niedawno otrzymaliśmy pełne uporządkowane wydanie aforyzmów.
      Do Zürau Kafka pojechał po pierwszym krwotoku, po stwierdzeniu choroby, z poczuciem, że zostawia za sobą wszystko to, co go przytłaczało i ograniczało: pracę, obowiązki, dom rodzinny, Pragę. Pojechał na wieś w poczuciu świeżo uzyskanej wolności od tego wszystkiego. W źle ogrzewanym i nękanym w nocy przez myszy pokoju zaczyna pisać krótkie teksty. Ogólnie nazywane są aforyzmami, chociaż nie wszystkie mogą się do tej formy zaliczać.


"Fakt, że nie istnieje nic innego oprócz świata duchowego, odbiera nam nadzieję i daje pewność."



      Kafka zagłębia się w abstrakcyjne myśli, równocześnie interesując się życiem na wsi, delektując swobodą, oddaleniem od biura. W paradoksalny sposób, sobie właściwy, Kafka wyraża swoją nowa sytuację, jest szczęśliwy, po raz pierwszy od wielu lat, może od zawsze. Pisze o belce schodów, która dopiero używana może mieć poczucie istnienia. Rozkoszuje się swoim sam na sam z myślami nad kartka papieru i z wiecznym piórem labo z ołówkiem w ręku. Chyba jedyny raz w swojej twórczości podejmuje tematy biblijne, religijne pozbawione kontekstu żydostwa, przede wszystkim temat wygnania z Raju. Podjęty zostaje temat sztuki, jednak najwięcej chyba pisze Kafka o zagubieniu w świecie, w jego formach, o rozdarciu pomiędzy dobrem i złem, o grzechu. Najkrótszym tekstem jest chyba "Klatka poszła szukać ptaka", a jaki przekaz, ile treści, jaka możliwość interpretacji.


"Cel istnieje, ale nie ma drogi. To co nazywamy drogą, jest wahaniem."



      Kafka nie wiedział jeszcze w Zürau, dokąd zmierza jego los. Cieszył się pobytem na wsi ze swoją ukochana siostra Ottlą, jak to on zapraszał swych przyjaciół i rad był, że nie mogą go odwiedzić. Pisał do Pragi wiele listów, opisywał obszernie Maksowi Brodowi swoja walkę toczoną z hałasującymi nocą myszami, otrzymał doskonały powód do zerwania wieloletniego, głównie korespondencyjnego związku z Felicja Bauer i skwapliwie z niego skorzystał. Uzyskał warunki, by pisać i jedne z najbardziej wieloznacznych i wielowymiarowych tekstów, które kiedykolwiek stworzył. Czytając aforyzmy nieodparte jest poczucie obcowania z innym wymiarem, z myślą wyższą, a zarazem rozległą. Że wyobraźnia autora jest bezkresna. Nie zawsze wiadomo, co Kafka chciał przekazać, nie za pierwszym czytaniem. Konieczne jest powracanie, powtarzanie, ponawianie, wgryzanie się, ale warto, naprawdę warto spędzić czas nad krótkimi myślami Kafki, poznać świat od innej strony, doświadczyć odmiennego punktu widzenia.

 

"Myśliwskie psy igrają na podwórzu, ale zwierzę, które gna ze swobodą przez las, nie wyrwie się im z potrzasku."