piątek, 25 września 2015

Andrzej Sapkowski "Boży bojownicy"
























Druga część Trylogii husyckiej za mną. Reynevan z Bielawy przechodzi na drugą stronę lustra, tfu, na stronę oponentów papieża-antychrysta. Całkowicie oddaje się sprawie kielicha, nie zapomina jednak o swoich uczuciowych sprawach oraz o zemście.
Książkę Sapkowskiego śmiało możemy chyba nazwać średniowiecznym freskiem. Co kilka stron poznajemy najprzeróżniejsze szczegóły dotyczące epoki, sypią się tytuły ezoterycznych ksiąg i nazwiska obscured poets. Podobno w "Grze o tron" Martina jest niezliczona ilość bohaterów; u Sapkowskiego odnoszę podobne wrażenie. Ale Sapkowski nie dosyć, że co rusz wprowadza nawa postać, to także co rusz przywołuje już nam znaną. Jak w pierwszym tomie - o czym już wspominałem - drażni nieco niezliczona ilość ratunków w ostatnim momencie (jak w filmach Griffitha), tak w "Bożych bojownikach" mamy bezlik niespodziewanych spotkań, tak jak gdyby akcja rozgrywała się w jednym mieście, nie w Czechach i na obszernych obszarach Śląska. Tym razem Reynevan po opuszczeniu husyckich Czech, penetruje zachodnie rubieże Dolnego Śląska, wspomniany jest nawet zamek Czocha i Góry Izerskie. Akcja zahacza w drugiej części powieści o Śląsk Opolski.
Sapkowski poszedł trochę na łatwiznę i kolejne spotykane postaci, których czytelnik nie kojarzy, a które zna nasz bohater, narrator przedstawia zawsze powołując się na pamięć Reynevana.Sam Reynevan zmężniał, nabył pewności siebie i wypracował sobie pozycję pośród husytów. Jak w pierwszym tomie powieść nosiła charakter awanturniczo-przygodowy, tak w drugim tomie staje się powieścią polityczno-szpiegowską i, częstokroć, batalistyczną. Na kartach książki pojawia się też coraz więcej magii, zabobonów i spraw nadprzyrodzonych, ale wszystkie mieszczą się w granicach tego, co najprawdopodobniej rozumiał i w co wierzył przeciętny obywatel średniowiecza.
Na koniec mała nutka niezadowolenia, ponieważ pod koniec książki zacząłem odczuwać niewielkie znużenie i przesyt. Nie było to jednak odczucie na tyle silne, żeby nie sięgnąć po tom trzeci, "Lux perpetua".

wtorek, 15 września 2015

Książki, książki, książki...



















Książki, które w jakiś sposób odmieniły moje życie:

"Mieć czy być" Fromma - uzmysłowiła mi, po której jestem stronie; "Listy do Felicji" Kafki - pokazała mi całkowicie świadomego człowieka i pisarza jednocześnie, co wpłynęło na moje postrzeganie ludzi i pisarzy ("Dzienniki" też można tu podać jako przykład); "Podróż na wschód" Hessego - książka która uczy, że nie należy zapominać, kim się jest; "Ferdydurke" Gombrowicza - doskonałe wprowadzenie w awangardę, surrealizm, groteskę, czyli w nowoczesną literaturę zanim jeszcze Beckett i Ionesco stali się sławni; "Elegie Duinejskie" Rilkego - uratowała mnie przed banalną literaturą o niczym; autobiograficzna trylogia Canettiego - pokazała mi, jak wnikliwie i z pokorą obserwować świat, ludzi oraz wydarzenia; "Archipelag GUŁag" Sołżenicyna, "Mój wiek" Wata i "Nadzieja w beznadziei" Nadieżdy Mandelsztam - nauczyły mnie, że świat jest okrutny i bezwzględny, ale trzeba w nim jakoś przetrwać (także "Biesy" Dostojewskiego); trylogia podróżnicza Zbigniewa Herberta - nauczyła mnie, że wszędzie znajduje się coś ciekawego do zobaczenia, zawsze pozostaje ślad minionych wieków i sztuka jest wszędzie; Bruno Schulz - dał mi bezcenną wskazówkę, że warto być ortodoksyjnym i nie warto chodzić na kompromisy, że prawdziwa sztuka nie jest tworzona na pokaz, dla pieniędzy i pod czytelnika, ale powstaje z wewnętrznej potrzeby; "Przesłanie pana Cogito" Herberta - komentarz zbędny.

piątek, 4 września 2015

Andrzej Sapkowski "Narrenturm"
























Długo broniłem się przed proza Sapkowskiego, że fantasy, że postmodernizm, że modne, że za mało ambitne, aż wreszcie po wielu długich latach wyciągnęła się do mnie pomocna dłoń i zasugerowała: "tobie ta książka spodoba się". I był to piorun z jasnego nieba! Nadal nie wiem, jaki jest "Wiedźmin", przed którym uciekałem, ale "Narrenturm" z wielu powodów wgniata w fotel.

Po pierwsze jest to książka historyczna, jej akcja rozgrywa się w czasach późnego średniowiecza na ziemiach Dolnego Śląska. Umożliwia to autorowi w snadny i dowcipny sposób operować językiem staropolskim, bawiąc się znaczeniami i brzmieniem bardzo rzadko używanych obecnie słów. Mnożą się też wymyślne nazwiska i nazwy geograficzne. Powstało coś na podobieństwo ogromnego uniwersum ulokowanego na mapie płaskiej wówczas Ziemi, w małym jej zakątku, daleko daleko od centrum świata, czyli Jerozolimy.

Po drugie książka napisana jest w formie wzorowanej na powieści łotrzykowskiej, jednak autor sięgnął w jej obrębie po sporo innych gatunków takich jak romans, fantasy, kryminał, powieść batalistyczna, drogi, religijna, polityczna, poemat epicki, thriller i pod wieloma względami przypomina powieść Rabelaisa. Dzięki takiemu zabiegowi otrzymujemy żywi i wrzący kocioł i nie odczuwamy zmęczenia lekturą tej osobliwej prozy. Moim zdaniem "Trylogia husycka" której "Narrenturm" jest pierwszym tomem, pewnie świadomie i z szelmowskim uśmieszkiem, nawiązuje do trylogii Sienkiewicza. Kto wie, czy za sto lat powieść Sapkowskiego - tuszę - nie zdobędzie może należnych sobie laurów dla kanonicznej powieści erudycyjnej.

Po trzecie "Natrrenturm", jak stoi w poprzednim akapicie, jest książką erudycyjną, przebogatą w informacje. Ongiś, gdym żakiem był, brałem udział w świetnych wykładach ze staropolski profesora Jana Malickiego. On to nauczył mnie, że średniowiecze nie było wcale epoką prymitywną, że działo się wówczas sporo w kulturze i w sztuce. I imić Sapkowski w swej księdze korzysta garściami z bogactw epoki, W sumie książka jest swoistą summa tego okresu, mamy w niej wszystkie charakteryzujące ją cechy, od poglądów naukowych po zabobony, obyczaje, tytuły ksiąg, życie rycerskie, duchowne i dworskie, magię, zlot czarownic itd, itp, etc. Można pochylać się z lupą nad co drugim zdaniem i zagłębiać się w tę skarbnicę wiedzy o epoce. Chylę czoło przed mrówczą praca autora!

Po czwarte jest to powieść pełna humoru, dowcipu, polotu. Mimo iż, jak sugeruje tytuł, nie zawsze bohaterowie grzeszą mądrością (szczególnie główna postać), są sympatyczni i z zapartym tchem obserwujemy ich dzielne zmagania z igraszkami losu. Tu pojawia się pewien zgrzyt, ponieważ w pewnym momencie zaczyna być irytujące tak wiele ocaleń w ostatniej chwili. Jednak da się to jakoś przełknąć i przymknąwszy oko, otrzymujemy ucztę dla duszy i ciała, które co chwile ogarniają spazmy śmiechu.