niedziela, 28 marca 2021

178. "Glorifying the American Girl" (1929)



Muzyczny film podzielony umownie na dwie części. Pierwsza jest fabularną akcją, a druga popisem kina dźwiękowego, które w roku produkcji filmu miało zaledwie 2 lata; tym popisem są obszerne fragmenty tytułowej rewii: muzyczne, taneczne, choreograficzne (tu jako Adonis pojawia się Johnny Weissmuller, przyszły odtwórca roli Tarzana) oraz jeden nieco przegadany skecz w krawieckiej pracowni. Trzykrotnie pojawia się raczkujący Techicolor, co w porównaniu z doskonałą jakością odrestaurowanych czarno-białych fragmentów, daje efekt dosyć mizerny, czyli przeciwny do zmierzonego. Intryga jest dosyć prosta: piękna Gloria, sprzedająca gramofony i płyty w wielkim domu towarowym (Mary Eaton), marzy o karierze scenicznej. Kocha się w niej Buddy, pianista z tego samego stoiska w pracy (Edward Crandall), w nim natomiast kocha się cicha i stojąca zawsze z boku ich koleżanka z pracy Barbara (Gloria Shea). Podczas imprezy firmowej Gloria zakłada duet z występującym na tej imprezie jako artystą Mooneyem (Kaye Renard), jednak podczas przesłuchania w teatrze partner nie zostaje zaangażowany, za to Gloria łapie swa szansę i zdobywa uznanie wraz z poklaskiem. Druga część filmu, ta artystyczna, jest między innymi zapisem debiutu Glorii jako gwiazdy. Analizując film, czyli sztukę wizualną, nie sposób nie wspomnieć o pracy kamery, a zastosowano w filmie kila ciekawych ujęć, miedzy innymi z perspektywy ambulansu pędzącego z ranną osobą na sygnale przez zatłoczone samochodami ulice., ruchoma kamera na próbie w teatrze i ogólne ujęcia z góry tancerek. Trzeba przyznać, że oglądając filmy z tamtego niepowtarzalnego okresu zdumiewająca jest pomysłowość w pracy kamery i montażu; dzisiejsze kino w tym względzie wypada monotonnie i wtórnie. Na koniec wisienka na torcie, czyli fakt, że film Johnny Harkidera i Millarda Webba pochodzi sprzed wprowadzenia reguł moralnych obowiązujących w Hollywood (tak zwany kodeks Haysa, czyli zapis reguł jak ma wyglądać pocałunek, jak długa ma być sukienka, że nie może być prześwitująca i że zakazane są wszelkie erotyczne aluzje), jest to wiec swego rodzaju delikatesowa uczta kobiecej zmysłowości: długie odkryte po biodra nogi machają przed widzem bez ograniczeń, stroje teatralne prześwitują i właściwie niczego nie sugerują, bo eksponują bujność kształtów, a taka sugestia wystarczy wyobraźni. Już sama aura rewii, w której normą są skąpo odziane tancerki tylko potęguje efekt. Przy czym nie ma mowy o wulgarności, jest piękno, powab i są zmysły. Kto nie jest przytępiony przez współczesne pokazywanie wszystkiego dosłownie, ten doceni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz