Może nie najlepszy to film pod względem sztuki filmowej, ale porusza ważne problemy. Jest już XXI wiek, a ludzie nadal żyją w ruderach, w rozpadających się stuletnich kamienicach na warszawskiej Pradze i należą do niższej warstwy naszego społeczeństwa. Cechuje ich to, za co się tę warstwę omija z daleka: alkoholizm, agresja, przemoc, a swój mały ciasny światek sami jeszcze bardziej zamieniają w piekło, nie dając innym żyć. Nowy właściciel kamienicy wynajmuje fotografa Marcina, który ma zrobić dokumentacje fotograficzną stanu budynku w celu uznania go za zabytek, a tym samym wyremontować go. Okazuje się jednak, że Marcin zostaje oszukany, a jego zdjęcia mają pomóc w wyburzeniu budynku i sprzedaży parceli. Marcin na swój sposób zżywa się z otoczeniem i zmienia stronę barykady. Być może nie każdy chce wiedzieć, że istnieją takie miejsca, których należy się strzec, ale to nie powoduje, ze one znikają. Film Palkowskiego mówi o nich i o mieszkających tam ludziach. Ważne kino.
niedziela, 28 marca 2021
183. "It Always Rains On Sunday" (1947)
Brytyjski kryminał nakręcony w deszczowym East Endzie, gdzie widać ciągle ślady po bombardowaniach. Tommy ucieka z więzienia w Dartmoor i odwiedza swą dawną miłość z prośbą o pomoc, czym burzy jej obecne życie. Prawdę mówiąc wątek ucieczki jest w filmie pretekstem do ukazania obyczajowego życia bohaterów, ich wzajemnych relacji, wszyscy się bowiem znają i wszyscy wiedzą o wszystkich (prawie) wszystko. Film kończy efektowny pościg pomiędzy toczącymi się wagonami towarowymi i groźnymi parowozami, w mroku i w dymie na torach kolejowych w Leyton. Zresztą praca kamery w filmie jest miła dla estetycznego oka. Poniżej link do kadrów z filmu z opisem lokacji.
182. "En dag i staden" ("Dzień w mieście") (1956)
Fantastyczna groteska bawiącą się konwencjami, nawiązująca do znanych filmów, używająca wielu filmowych technik. Fabuła jest zakręcona. Pan w białym kapeluszu z dynamitem w neseserze ucieka przed dwoma policjantami. Nie liczą się prawa fizyki, nie obowiązuje grawitacja, wszystko jest dozwolone. Cudowne czyste kino, może nie aż tak czyste, po jest szczątkowa intryga, jednak pomysłowe i fantastyczne. Film można obejrzeć na YouTube, ale w szwedzkim oryginale.
(Moja ocena na portalu Filmweb.pl nosi numer 1)
181. "Finlandia" (1922)
Dwugodzinny dokument pokazujący różne oblicza Finlandii. Zaczyna się od wyrębu drzewa, które wędruje rzeką do wielkiego tartaku. Potem zaprezentowane są Helsinki. Pojawia się świat sportu. Potem wieś i wyrób masła i sera. Następnie państwowość i wojskowość, by na koniec powrócić do przepięknej fińskiej przyrody. Na raz trochę nużący, płynący spokojnym rytmem dłuższymi ujęciami, jednak zawierający sporo wiedzy o ówczesnym świecie i ludziach.
(Moja ocena nosi nr 3 na portalu Filmweb.pl)
180. "The Sin of Nora Moran" (1933)
Po śmierci rodziców w wypadku samochodowym mała Nora dorasta w katolickiej szkółce ojca Ryana. Gdy dorasta, postanawia sama zdecydować o swoim losie, w prasie znajduje anons pracy w cyrku, na który odpowiada. Zostaje asystentką pogromcy lwów Paulino, który boksuje się w klatce z dzikim zwierzem. Nora nie musi jednak mierzyć się z groźną bestią, (jak mówi jej Paulino: "Musisz tylko wyglądać jak teraz"), zmuszona jest natomiast do zmierzenia się z niebezpiecznym Paulino, zostając jego kochanką (sugestia przemocy seksualnej). Kiedy Pauloino zostaje zabity, Norę sąd skazuje na śmierć. Film toczy się na dwóch płaszczyznach, jedna to próba wyjaśnienia zagadki, będąca równocześnie próbą udarowania Nory przed krzesłem elektrycznym, druga do liczne retrospektywy, nawet retrospektywy w retrospektywach służące rozjaśnieniu przeszłości. To wszystko w zaledwie 63 minuty. Film jest znowu Pre-Code, więc Zita Johann grająca Norę może sobie przez pół filmu chodzić w bluzce, która mało co zasłania i możliwa była aluzja do gwałtu na Norze w pociągu, którym cyrk przemierzał kraj wszerz i wzdłuż. "Grzech Nory Moran" nie jest może arcydziełem, ale warto go obejrzeć, chociażby z powodu różnic w pojmowaniu kina wtedy i dziś. Przecież dziś kino nie stosuje już prawie wcale podwójnej ekspozycji! Nie ma ujęć pędzących kół samochodu i na ich tle zza kadru snutej historii, nie ma tych impresjonistycznych ujęć ulic miast, które niczego nie wnoszą do fabuły, ale budują klimat, a dziś są bezcennymi pamiątkami dawnych czasów.
Autorem plakatu do filmu był Peruwiańczyk Alberto Vargas, który w czasie II Wojny Światowej zasłynął jako twórca okładek do magazynu Esquire, przyczyniając się do powstania zjawiska pin-up. Plakat doskonale oddaje klimat epoki Pre-Code w filmach tworzonych wtedy w Hollywood.
179. "Paris- Méditerranée" (1932)
Muzyczna komedia Joego Maya. To drugi film, który dziś oglądam i którego akcja nawiązuje się w domu towarowym na stoisku z płytami i gramofonami. Kolega z pracy zakochany jest w ekspedientce, ona koresponduje z nieznajomym Biscotte, który wygrał samochód i oboje umawiają się na wspólną wyprawę na południe Francji. W wyniku intrygi lord Kindale podaje się za owego szczęśliwego automobilistę i zabiera mu sprzed nosa Solange, ową piękną subiektkę z domu towarowego, na wyprawę nad Morze Śródziemne lepszym rzecz jasna samochodem. W ślad za za zmotoryzowanymi panami, eleganckim lordem i gamoniowato groteskowym Biscotte, wyrusza kolega z pracy, ze względu na swój status ściga ich z pomocą pociągu. Piękna dziewczyna oraz trzech adoratorów, w tym lord podający się za Biscottego, dają możliwość dla komizmu sytuacyjnego. Przyjemna komedia z nieco ironicznym i - moim zdaniem - złośliwie niesprawiedliwym zakończeniem. A dla każdego melomana ujęcia w domu towarowym na stoisku z płytami gramofonowymi powinny być rozkoszą dla oka, ponieważ w w tym sklepie zastosowana obrotowy regał na winyle i jest to zaiście imponujące rozwiązanie.
Jestem pierwszą osobą, która zobaczyła i oceniła ten film na filmwebie, portalu wielkich, wręcz olbrzymich miłośników filmów.
178. "Glorifying the American Girl" (1929)
Muzyczny film podzielony umownie na dwie części. Pierwsza jest fabularną akcją, a druga popisem kina dźwiękowego, które w roku produkcji filmu miało zaledwie 2 lata; tym popisem są obszerne fragmenty tytułowej rewii: muzyczne, taneczne, choreograficzne (tu jako Adonis pojawia się Johnny Weissmuller, przyszły odtwórca roli Tarzana) oraz jeden nieco przegadany skecz w krawieckiej pracowni. Trzykrotnie pojawia się raczkujący Techicolor, co w porównaniu z doskonałą jakością odrestaurowanych czarno-białych fragmentów, daje efekt dosyć mizerny, czyli przeciwny do zmierzonego. Intryga jest dosyć prosta: piękna Gloria, sprzedająca gramofony i płyty w wielkim domu towarowym (Mary Eaton), marzy o karierze scenicznej. Kocha się w niej Buddy, pianista z tego samego stoiska w pracy (Edward Crandall), w nim natomiast kocha się cicha i stojąca zawsze z boku ich koleżanka z pracy Barbara (Gloria Shea). Podczas imprezy firmowej Gloria zakłada duet z występującym na tej imprezie jako artystą Mooneyem (Kaye Renard), jednak podczas przesłuchania w teatrze partner nie zostaje zaangażowany, za to Gloria łapie swa szansę i zdobywa uznanie wraz z poklaskiem. Druga część filmu, ta artystyczna, jest między innymi zapisem debiutu Glorii jako gwiazdy. Analizując film, czyli sztukę wizualną, nie sposób nie wspomnieć o pracy kamery, a zastosowano w filmie kila ciekawych ujęć, miedzy innymi z perspektywy ambulansu pędzącego z ranną osobą na sygnale przez zatłoczone samochodami ulice., ruchoma kamera na próbie w teatrze i ogólne ujęcia z góry tancerek. Trzeba przyznać, że oglądając filmy z tamtego niepowtarzalnego okresu zdumiewająca jest pomysłowość w pracy kamery i montażu; dzisiejsze kino w tym względzie wypada monotonnie i wtórnie. Na koniec wisienka na torcie, czyli fakt, że film Johnny Harkidera i Millarda Webba pochodzi sprzed wprowadzenia reguł moralnych obowiązujących w Hollywood (tak zwany kodeks Haysa, czyli zapis reguł jak ma wyglądać pocałunek, jak długa ma być sukienka, że nie może być prześwitująca i że zakazane są wszelkie erotyczne aluzje), jest to wiec swego rodzaju delikatesowa uczta kobiecej zmysłowości: długie odkryte po biodra nogi machają przed widzem bez ograniczeń, stroje teatralne prześwitują i właściwie niczego nie sugerują, bo eksponują bujność kształtów, a taka sugestia wystarczy wyobraźni. Już sama aura rewii, w której normą są skąpo odziane tancerki tylko potęguje efekt. Przy czym nie ma mowy o wulgarności, jest piękno, powab i są zmysły. Kto nie jest przytępiony przez współczesne pokazywanie wszystkiego dosłownie, ten doceni.
177. "Samotni" (1928)
Przeuroczy, ciepły film o dwojgu młodych ludziach mieszkających w ogromnym mieście (Nowy Jork), którzy pewnego dnia postanowili wybrać się na Coney Island, gdzie się wzajemnie odnaleźli, a potem znowu zgubili w wielkim tłumie. Piękne ludzkie kino o poszukiwaniu ciepła i bliskości, o zagubieniu w tłumie, czyli o zgubnym działaniu wielkiego zmechanizowanego miasta na zatraconych w nim samotnych ludzi. Jednak brzmi w tym filmie węgierskiego reżysera Pála Fejösa nuta optymizmu, taka jaką można także usłyszeć w piosence, którą Jim (Glen Tryon) puszczał sobie z płyty, a do której Jim tańczył na dancingu na Coney Island z Mary (Barbara Kent): "I'll be loving you always". Bohaterami filmu są zwyczajni ludzie, ona pracuje jako operator linii telefonicznej, on obsługuje maszynę, na której przez osiem godzin wykonuje te same ruchy, te same czynności. Oboje - jak sami przyznają - czytają te samą mydlaną operę drukowaną w The Saturday Evening Post. Ale że są sobie przeznaczeni, więc muszą się odnaleźć. Reżyser postarał się o wyeksponowanie roli losu i przypadku, by skomplikować intrygę, co tylko miało wyeksponować, że wydarzenia od początku mają swe zakończenie; niczego na pewno nie zdradzę, jeżeli napiszę, że chodzi o happy end. Film jest więc - i słusznie - pochwałą miłości. W 98% "Lonesome" to kino nieme, ale są trzy fragmenty z dialogami. Także dźwiękowe efekty są od czasu do czasu serwowane widzowi spoza muzycznego podkładu. Na przykład okrzyki na rollercoasterze. Przy okazji można się dowiedzieć, że na Coney Island rollercoaster miał dwa równoległe tory. Kilka klatek posiada kolorowane elementy, a same zdjęcia w filmie bywają dynamiczne i robione z zaskakujących perspektyw. Ten film obejrzałem drugi raz i na pewno po jakimś czasie do niego znowu powrócę.
Joanna Gierak-Onoszko „27 śmierci Toby’ego Obeda”
Książkę poleciła niezawodna i zawsze godna polecenia Dorota Ch. (serdeczne dzięki!), kobieta z niezwykłym wyczuciem literackim. No i dostałem książkę, która jest napisana bardzo dobrze (jedynym mankamentem, ale to można i wytłumaczyć logicznie, i się przyzwyczaić, jest fakt, że napisana jest w czasie teraźniejszym), ujmuje temat z kilku stron i na końcu przedstawia sprawę od strony kanadyjskiego rządu, co stanowi całkowite zaskoczenie. Tematem reportażu jest przemoc stosowana w szkołach wobec małych dzieci rdzennego pochodzenia. Jest to jednak zaledwie punkt wyjścia do przedstawienia obecnego stosunku Kanadyjczyków wobec swojej własnej historii i prawdy, że rząd demokratycznego kraju wcale nie musi być demokratyczny wobec każdej nacji żyjącej w tym państwie. Nie chcę tutaj zdradzać wydarzeń, ale napisze, że gorzkie zakończenie książki ukazuje, że sprawiedliwość nie jest priorytetem, kiedy w grę wchodzą spore pieniądze. Gierak-Onoszko nie patyczkuje się i w dosyć szczegółowy sposób opisuje cierpienia dzieci, zatem ludzie o słabszych nerwach powinni zastanowić się przed lekturą, czy naprawdę chcą tę książkę przeczytać, Mnie samemu raz autentycznie zjeżył się włos na głowie, a myślałem, że już niewiele mnie może zaskoczyć. Moim zdaniem trzeba jednak przeczytać "27 śmierci Toby'ego Obeda", bo trzeba znaćopisane w książce oraz podobne do nich bolesne prawdy, aby móc powiedzieć im zdecydowane: "NIE". Trzeba się z nimi zmierzyć. Ja przed lekturą zastanawiałem się - nie wiedząc, co odkryję w jej trakcie - czy tematyka będzie dotyczyła w jakiś sposób mnie i czy zostanę zainteresowany odległymi kanadyjskimi problemami; dosyć szybko zorientowałem się, że książka porusza temat uniwersalny, ważny, bolesny i zmuszający do zajęcia wobec niego właściwej postawy, a ta może i musi być tylko jedna i nie jest nią akceptacja, wygodnicka nieświadomość czy konformistyczne "mnie to nie obchodzi, bo mnie to nie dotyczy". Dotyczy, dotyczy... Dlatego to taka ważna książka. Książka o naszych bliźnich, o ludziach mijanych na ulicy, o których nie wiemy, czy noszą w sobie cierpienia i uraz, czy sadyzm i potrzebę krzywdzenia innych. Na zakończenie wyrażę swoje zainteresowanie, czy książka Joanny Gierak-Onoszko ukazała się w Kanadzie, a jeśli tak, to jakie wywołała reakcje? Bardzo to ciekawa kwestia.
176. "Bluesland. A Portrait in American Music" (1993)
Świetny dokument, którego nie ma oczywiście na filmłebie, pokazujący kolejne etapy rozwoju bluesa, od muzyków z Delty Missisipi, przez boogie woogie, Chicago, St. Louis, Nowy Orlean, potem jego elektryfikację (Muddy Waters, B.B. King i inni), po zdobywanie światowej popularności i białej publiczności, pojawienie się bluesa na Newport Folk Festival, wpływ na rock and roll (Chuck Berry, Fats Domino, Little Richard, Presley) i w końcu po generacje lat 60-tych. Na tym tle przedstawione są najważniejsze postaci uesańskiego bluesa. Nie na darmo film kończy wpierw występ starych bluesmanów z młodymi (między innymi Johnny Winter na gitarze) i jedno z ostatnich zdjęć w filmie przedstawia Jimmiego Hendriksa. Film obfituje w bogate rarytasowe materiały archiwalne
Tadeusz Jędruszczak „Powstania Śląskie 1919, 1920, 1921”
Książka pełna propagandy, ale fajnie się ją czytało dzięki możliwości demaskowania zamieszczonych w niej kłamstw. Nie wszystkie oczywiście wyłapałem, jednak i tak odnalazłem ich - a raczej samo narzucało się ich - sporo. Przy czym autor do końca nie wie, jak pogodzić dążenia powstańców do połączenia Śląska z Polską, czyli patriotyzm z internacjonalizmem, charakterystycznym dla komunistów i kłócącym się z narodowym zrywem, jakim były powstania.
Subskrybuj:
Posty (Atom)