Książka Waltera przede wszystkim zaskakuje formą. Autor zrezygnował całkowicie z fabuły, stawiając na mozaikową fragmentaryczność; w sposób symultaniczny, przeplatany i ciągły, pojawiają się krótkie teksty o charakterze politycznych ulotek, paragrafów ordynacji wyborczej, fragmentów kroniki kryminalnej, wypisów z historii Szwajcarii, podręczników wojskowych, notowań na giełdzie, fragmentów konstytucji, artykułów prasowych, list przebojów, historii firmy Alpha, będącej głównym przedstawicielem przemysłu. Z tych wycinków Walter tworzy zwartą i logiczną całość. Ów werbalny collage opowiada o współczesnym państwie kapitalistycznym (na przykładzie Szwajcarii, ale pod płaszczykiem wymyślonego miasta). Ujawniają się narodowościowe konflikty rdzennych niemieckojęzycznych Szwajcarów i ludności przybyłej z innych krajów. Czyni to książkę Waltera w dzisiejszych czasach niezwykle aktualną. Podkreślana jest w kilku miejscach książki 750-letnia tradycja szwajcarskiej demokracji, najstarszej na świecie, a fragmenty historyczne mówią o kształtowaniu się w warunkach tej demokracji proporcji narodowościowych formowanych z ludów wędrownych przybyłych na tereny dzisiejszego wyimaginowanego miasta Jammers, co sugeruje jasno, że wszyscy byli wcześniej przybyszami. To istotna prawda w świetle wydarzeń nakreślonych w książce (nosi ona podtytuł "Szkic"). Pomimo tak luźnej i afabularnej formy, książka Waltera posiada swój rytm oraz oś czasową, jest nią mianowicie okres pięciu tygodni poprzedzających wybory w Jammers (od 30 kwietnia do 6 czerwca, a chodzi najprawdopodobniej o rok 1971, ponieważ na liście najlepiej sprzedających się płyt jest na pierwszym miejscu wydany w lutym tego roku album "Solisbury" grupy Uriah Heep). Walter nie pokazuje demokracji w najkorzystniejszym świetle, a raczej próbuje udowodnić, że demokracja nie jest w stanie rozwiązać wszystkich problemów, nie jest systemem idealnym. "Pierwsze niepokoje" nie chcą jednak występować przeciw demokracji, chcą ją naświetlić, przez co można ją potem ulepszyć. Społeczeństwo szwajcarskie nie chce słyszeć w książce Waltera kolejnych wiadomości o walkach w Belfaście, samo nie będąc świadomym narastających we własnym domu napięć. Na te napięcia Walter pragnie zwrócić uwagę. Ostrzega przed ich konsekwencjami, przed możliwością wymknięcia się ich spod kontroli, przed ich zaognieniem, przed zlekceważeniem. Napisana 49 lat temu książka dzisiaj jawi się bardziej aktualną niż pół wieku temu.
niedziela, 18 kwietnia 2021
piątek, 16 kwietnia 2021
Jaroslav Rudiš „Koniec punku w Helsinkach”
Śmieszno-gorzka opowieść o młodości, o fascynacji punkiem w krajach demokracji ludowej, o dorastaniu w tych warunkach, o buncie oraz o tym co z tego po latach zostało. Czesi potrafią tak ciekawie opisywać zwykłe codzienne sprawy i sploty ludzkich losów, książka Rudiša jest tego doskonałym przykładem. Nie jest to może proza napisana jakimś wyszukanym językiem, a dziennik Nancy pisany jest nawet tak jak się mówi, jednak nie na tym polega magia czeskiej literatury, nie na literackości, a na trafności obserwacji i niezwykłej umiejętności wydobycia z każdej sytuacji ironii. Czasy schyłku komunizmu, pełne paradoksów i niedorzeczności, same aż proszą się o taki opis. Przy okazji książka Rudiša dla kogoś takiego jak ja, czyli faceta który w1987 roku miał 20 lat, jest źródłem wielu wspomnień, które proza Rudiša przywołuje, wskrzeszeniem dawno już zapomnianych drobiazgów. Realia w powieści oddane są bardzo dokładnie, więc młode pokolenia śmiało mogą dowiedzieć się z "Końca punku w Helsinkach" jak to wtedy było. I to także jest sił tej książki.
niedziela, 11 kwietnia 2021
Zbigniew Herbert „Barbarzyńca w ogrodzie”
Nie wiem, co mam napisać o tej doskonałej książce. Każda moja myśl wydaje mi się banalna. Chylę czoło wobec erudycji autora. Podziwiam jego wszechstronny sposób postrzegania spraw, umiejscawiania sztuki nie tylko w galerii, w epoce, w stylu, ale w kontekście ludzkich losów i zwyczajnych zdawałoby się spraw. Ma autor w rękawie sporo anegdot i interesujących faktów, w tok swoich wywodów wplata czasem poetycką konkluzję lub puentę, często osobiste wrażenia. Kompozycja obrazu lub proporcje doryckiej świątyni są równie istotne, jak anonimowy architekt lub robotnik budowlany wznoszący katedrę. Środkową część książki wypełniają dwa teksty, które nie zajmują się sztuką, tylko kwestią wolności i przemocy wobec niezależnej myśli, czyli mówiąc w skrócie traktują o nietolerancji. Pierwszy z nich to esej na temat krucjaty przeciw katarom, drugi to napisana w formie przemówienia sądowego obrona templariuszy, których spotkał ten sam los co katarów, czyli zagłada, stosy i śmierć. Nie da się ukryć, że Herbert pisząc te teksty myślał też o braku wolności i represjach w naszym kraju. Głównym celem książki zdaje się jednak być nie ukryta aluzja polityczna, ale refleksja dotycząca naszej europejskiej kultury. Herbert równoważy to co uznane z tym co nieznane i nieodkryte, bądź co zostało zapomniane lub nie zyskało w sowim czasie należnego uznania. Z jaskini w Lescaux wywodzi się nie tylko malarstwo ścienne, czyli fresk i nie tylko ceremonie i obrządki, którym służyły jaskinie ze ścianami pokrytymi obrazami polowania na zwierzęta i portretami zwierząt, ale jest to początek świadomego patrzenia człowieka i początek umiejętności zmieniania tego, co widział ów człowiek sprzed tysięcy lat, w pierwsze abstrakcje, którymi są malowidła na ścianach. Tematem książki jest także rozwój, gdyż każdy kolejny szkic przesuwa się w czasie do przyszłości, a wędrówka kończy się w XVIII wiecznej Francji. Fascynująca to podróż w przestrzeni i w czasie, poprzez ruiny zamków i galerie obrazów. Przepiękna książka napisana z miłością o kulturze, sztuce i meandrach ludzkiej myśli.
Hermann Hesse „Kartki ze wspomnień”
Nad tym zbiorem krótkich tekstów Hessego ciąży temat śmierci. Od pierwszego do ostatniego wspomnienia autor "Podróży na Wschód" przywołuje osoby, które umarły. Wspomina ojca, brata, siostrę, szkolnego kolegę, przyjaciół artystów. Każe wspomnienie nie ogranicza się do zapisu życia, a raczej podaje tyko istotne szczegóły z życiorysu, fragmenty istotne, zdarzenia będące esencją i służące Hessemu do napisania o danej osobie, jaka była, jakim odznaczała się charakterem, do czego była predysponowana. Hesse nie zostaje wyłączony ze wspomnień; każdy opis posiada własne znaczenie, które w swoim czasie zmieniło coś w autorze, albo pozwoliło mu odgadnąć prawidła życia, albo ukierunkowało go, albo obdarzyło zrozumieniem po latach błądzenia i nieświadomych poszukiwań. Czternastoletni Hesse w Boże Narodzenie odkrywa, że nie jest już dzieckiem, przyglądając się swemu dziewięcioletniemu bratu, kiedy ten cieszy się z zestawu miniaturowych glinianych naczyń. Coś się w nim zmieniło, bo dostrzegł naiwność takiego prezentu. Pan Claassen był nielubianym przez dzieci znajomym ich ojca; Hesse na jego przykładzie pokazuje zmienność zapatrywań na dokonania człowieka w miarę poznawania go i odkrywania, że jest kimś innym. Od nielubianego i nierozumianego pana postać Claassena przechodzi w świadomości Hessego do autora religijnych książek, praktykującego ascety, którego postawa bliska jest hinduskim joginom. Z wszystkiego Hesse potrafi wyciągnąć szereg duchowych i filozoficznych konkluzji. Gdy dowiaduje się o śmierci swego szkolnego kolegi na froncie I Wojny Światowej, początkowo nie potrafi skojarzyć nazwiska z osobą, jednak po przeprowadzeniu procesu analizy wspomnień, zaczyna rysować się żywy obraz człowieka odgrzebanego z popiołów czasu i zapomnienia. Zaduma nad nieuchronną przemijalnością, którą podszyta jest książka, zrównoważona zostaje dzięki postawie i dokonaniom; czyny sprawiają, że życie nabiera wartości. Samo życie warte jest afirmacji, zaś sama afirmacja nie polega tylko na czczym uwielbieniu życia, bo tego nie da się z różnych powodów zrobić - głównie dlatego, że w życiu jest tyle goryczy - afirmować życie należy poprzez działanie. działaniem nie zwalczy się śmierci, działaniem nada się sens życiu zanim ta nadejdzie. Z tego powodu Hesse wspomina zmarłych przez pryzmat ich dokonań, znaczenia ich postawy.
Terry Pratchett „Czarodzicielstwo”
To moja piąta książką Pratchetta (czytam cykl w kolejności powstawania) i czekam na tę iskrę, która mnie całkowicie rozpali. Z jednej strony jest pomysłowo, zabawnie, aluzyjnie, z pomysłowym wykorzystaniem wielu funkcjonujących w kulturze stereotypów, od cegły w skarpecie po Czterech Jeźdźców Apokalipsy, ale.. wystarczy stracić kontrolę nad tekstem, lekko się zdekoncentrować, a już nie wie się, co się zdarzyło i nagle z Jamy Wężów bohaterowie są w haremie; jest wiele takich momentów w książce. Wiele ubarwiających opowieść epizodów, jednak jakby pojawiających się z sufitu i niekoniecznie potrzebnych do zamknięcia fabuły. Ta zaś zamyka się w sposób cudownie bezbolesny w stosunku do uprzednich zniszczeń, jakie doznało miasto i Niewidzialny Uniwersytet. Czyta się jednak "Czarodzicielstwo" dobrze i wartko i dobrze się bawi podczas lektury, często wybuchając śmiechem.
Ryszard Kapuściński „Jeszcze dzień życia”
Reportaż z Angoli z okresu zdobywanie przez to państwo niepodległości, z sugestywnymi opisami wojny specyficznej dla Afryki. Nie ma linii frontu, są punkty frontowe, odcinki o długości kilkuset kilometrów broni stu ludzi, w sobotę i w niedzielę wojna ustaje, opuszczone przez Portugalczyków samochody są nie do ruszenia, gdyż mają swoich właścicieli; co z tego, że wyemigrowali już do kraju lub do Brazylii? Liczy się zasada. Tak, trudno pojąć nie tylko wojnę, ale i odmienna kulturę. Mocny tekst. Dla tych wszystkich, którzy trwającą od 30 lat wojnę w Iraku i od 20 w Afganistanie postrzegają jako humanitarną, bo amerykańskie media tak ja relacjonowały, lektura konieczna, żeby zdjąć łuski z oczu i pokazać prawdę o wojnie: wojna humanitarna nie istnieje.
Ryszard Kapuściński „Autoportret reportera”
Rewelacyjna książka. Doświadczony reporter opowiada o swojej pracy, jej założeniach, warunkach, by w końcowej części przejść do analizy współczesnych mediów, bardzo krytycznej, i obnażenia mechanizmów przekazywania informacji. To jest chyba najlepszy fragment, jaki w tym roku przeczytałem, najlepszy, bo pokazujący świat, w którym żyję, od strony, którą przeczuwam. Bardzo ważna książka.
Hermann Hesse „Księga obrazów”
Książka jest zbiorem refleksji Hessego z jego licznych podróży i wędrówek przez Niemcy, Szwajcarię, Włochy i Indie, czyli obierając kierunek na Południe i na Wschód. Teksty pochodzą z lat 1901-1922. Dwa z nich odnoszą się do sytuacji po I Wojnie Światowej i z pewnością rzucają światło na fragment "Wilka stepowego", kiedy Harry spotyka swego dawnego znajomego, składa mu wizytę, a ten pokazuje mu gazetę ze zjadliwym atakiem na artykuł Harry'ego. To właśnie Hessego atakowano za podobne teksty w Republice Weimarskiej, w której narastał powoli faszyzm i nacjonalistyczny fanatyzm. Większość jednak tekstów zamieszczonych w zbiorze jest pogodnych, wręcz urokliwych, wychwalających piękno życia, przyrody, ludzi. Język Hessego jest gęsty od przymiotników o pozytywnej konotacji, jednocześnie plastyczny, wymowny, czarujący swym stylem, w którym teraz nikt już nie pisze. Hesse wychwala przyrodę, ulotne chwile, opisuje niezwykłość zwyczajnych miejsc, charakterystyczność napotkanych ludzi, a od takich opisów przechodzi często do rozważań, dygresji, zamyślenia, refleksji. Lwią część książki wypełniają teksty z podróży do Indii z 1911 roku. Hesse chłonie obserwowany świat i opisuje go w sposób stricte literacki, podwajając jego atrakcyjność i ciekawość. "Księga obrazów" jest pieśnią na cześć życia i duchowości, napisana z młodzieńczym drżeniem przez pisarza już 30-50-letniego. Jest to więc także nauka, jak nie utracić młodzieńczego wigoru i radości obserwacji.
Tomás González „Trudne światło”
Kiedy sięgam po książkę kolumbijskiego pisarza, oczekuję kolumbijskiego klimatu, a tu kolejny twórca wciska mi do rąk USA... Ileż można? Jest to dla mnie jawne zawężanie świata do pewnego uproszczenia, że wszystko kręci się dookoła jedynego słusznego państwa na świecie... Książka jest ciekawie napisana z perspektywy ojca, który na starość zaczyna niedomagać, jak w młodości jego syn. Niedomaganie jest wprawdzie inne i zupełnie nieporównywalne, ponieważ Jacob w wyniku wypadku zostaje sparaliżowany i dokuczają mu piekielne bóle, których nie daje się uśmierzyć, ojciec zaś zaczyna tracić wzrok. David powraca w tym stanie do chwili, kiedy Jacob w wieku 28 lat nie potrafiąc wytrzymać zdecydował się na eutanazję. Temat jest ważny, chociaż nie taki powszechny, jednak kiedy zacznie kogoś dotyczyć, wówczas stać się może wszystkim co istotne. Mimo licznych subtelności, jakie zawiera książka, dygresji, które mają chyba za zadanie skupić uwagę bardziej na Davidzie, niż na Jacobie i wspomnień, czegoś mi w tej książce zabrakło. Nie poczułem się wzruszony i dziwił mnie chłód ojca, kiedy odliczał kolejne godziny dzielące Jacoba do celu jego podróży, którym jest klinika w Portland, gdzie czekało go przeznaczenie, które sam sobie obrał. Zresztą taki sam spokój zachowuje David, który jest malarzem, gdy traci ostrość widzenia. Moim zdaniem można przeczytać ze względu na formę, ale poza tym to żadna rewelacja, gdyż zbyt wiele wymownych treści zostało ujętych zbyt pobieżnie.
Susan Sontag „O fotografii”
Robienie zdjęć jest obecnie automatyczne i powszechne, gorzej z myśleniem na temat robienie zdjęć. To nie zarzut, tylko fakt; każdy chce szybko złapać chwilę, utrwalić zdarzenie. Sontag w swoim rozległym eseju opisuje różne podejścia do fotografii, prezentuje sylwetki wybitnych mistrzów fotografii, pisze o roli zdjęć w historii, pięknie wspomina pionierów, którzy nie dysponowali polaroidem, a jednak tworzyli zdjęcia znane i uznawane do dziś. Zadziwiające jest, jak wiele zdjęć robiono już w połowie XIX wieku. Siła fotografii została przedstawiona w sposobie, w jaki zmieniała świat, na przykład w przyczynieniu się do zakazu pracy nieletnich w fabrykach lub do zmiany postrzegania biedoty, która wcześniej była uznawana za winną wyłącznie samej sobie za stan rzeczy. Książka zawiera wiele ciekawych uwag, obserwacji oraz faktów związanych z historią sztuki-nie sztuki, jaką jest-nie jest fotografia.
George Orwell „Rok 1984”
Napisana precyzyjnym językiem (kontrast do nowomowy) ponura wizja systemu totalitarnego, który od dekad opanował Wyspy Brytyjskie. System ten niemal wszystkimi swoimi cechami przypomina sowiecki komunizm, od zwykłego opisu życia mieszkańców (nędza, brud, nieświadomość, chleb i igrzyska, czyli loteria), po czystki na górze (trzej starzy towarzysze) i istnienie permanentnego wroga (Goldstein jak Trocki). Pomiędzy tym Orwell opisuje życie w zakłamaniu podtrzymywane terrorem, tworzenie iluzji, donosicielstwo (dzieci jak Morozow), pranie mózgów, propagandę, no, od drobnych szczegółów po te największe, można odczytywać ich odpowiedniki w Rosji Radzieckiej rządzonej przez Stalina, który u Orwella jest Wielkim Bratem, przywódcą Partii i państwa. Orwell stworzył przerażającą metaforę państwa autokratycznego, które rządzi za pomocą terroru i kontroluje społeczeństwo z pomocą nieustającej inwigilacji. Nawet członkowie Partii Zewnętrznej boją się otwarcie spotykać, rozmawiać. Zakazana jest miłość, seks dla przyjemności, nakazana jest praca i uczestniczenie w organizowanych przez Partię imprezach. Orwell, który ze stalinizmem zetknął się osobiście podczas wojny w Hiszpanii (napisał o tym książkę "W hołdzie Katalonii"), i na własne oczy widział jak w tym dalekim kraju system sowiecki usiłuje swoimi metodami osiągać swoje cele, w "Roku 1984" nie tylko przestrzega przed stalinizmem, ale przed każdą autokracją. Stalinizm wyniszczał ludzi pod względem psychicznym i fizycznymi nie było w nim miejsca na rehabilitację; za przestępstwo przeciw Partii i państwu groziła Łubianka, strzał w potylicę albo 20 lat łagru, co oznaczało śmierć z głodu, mrozu i z wyczerpania pracą. Orwell w trzeciej części swej powieści pokazał sowieckie metody przesłuchań (tortury), ale w jego wizji Partia potrzebuje więcej niż stalinizm, pragnie bowiem nie tylko eksterminować więźniów, ale resocjalizować ich przed zlikwidowaniem. Winny przestępstwa wobec Partii musi przed otrzymaniem kary uwierzyć w swoją winę i zostaje przymuszony do paradoksalnie dobrowolnej wiary w Wielkiego Brata (bohater podczas przesłuchania ma z wiarą powiedzieć, ze widzi pięć palców, podczas gdy pokazuje mu się cztery). Lektura książki po latach, kiedy wiem o wiele więcej o stalinizmie w porównaniu z końcem lat 80-tych (wtedy ukazało się pierwsze oficjalne polskie wydanie i po raz pierwszy czytałem tę powieść) to było dla mnie strona po stronie odcyfrowywanie Orwellowskich metafor, czyli wyszukiwanie analogii do stalinizmu. W moim doczuciu lektura "Roku 1984" nie jest lekturą w kategorii lubię-nie lubię, czyli w obecnie modnym trendzie czytania dla przyjemności, to jest książka, którą trzeba poznać i przemyśleć; nic się nie zmienia, to jedna z najważniejszych książek kiedykolwiek napisanych.
Subskrybuj:
Posty (Atom)