"Ovoce stromů rajských jíme", reż. Věra Chytilová [Czechosłowacja, 1969].Film
został nakręcony w rok po inwazji wojsk Układu Warszawskiego na
Czechosłowację i był, jak wspomina reżyserka, odpowiedzią na powszechne
zakłamanie. Sięgnięcie bowiem w Raju po zakazany owoc oznaczało poznanie
prawdy. Tak więc jest to jedna wielka metafora, opowiedziana obrazem i
filmowymi trickami, bo sama historia wygnania z Raju to fabuła noweli
filmowej, nie 100-minutoqwego filmu. Jest to arcydzieło, majstersztyk
wizualny, feeria kolorów, barw, światła, cienia, zbliżeń i pełnych
planów, przyśpieszeń i zwolnień taśmy filmowej, montażu poklatkowego,
kopalnia interpretacji, skarbnica surrealistycznych pomysłów,
rewelacyjnie zgranej, nagranej, skomponowanej i zsynchronizowanej z
obrazem muzyki. Jest to film przez wielkie F, czyli nie jakaś tam fabuła
z obrazem, ale obraz, wizualna uczta - bo przecież film to nie jest
ruchoma książka, tylko ruchomy obraz. Wielu dziś o tym zapomina,
przypisując filmowi wyłącznie funkcje rozrywki, co jest ewidentnym
zakłamaniem sztuki filmowej.
Nie sądziłęm,
że po rewelacyjnych "Stokrotkach" (1966) Chytilová zdoła nakręcić film
dorównujący mu poziomem; na szczęście tak się nie stało, na szczęście
powstał następny wybitny film, bezkompromisowe arcydzieło
czechosłowackiej Nowej Fali, surrealizmu, podwójnego dna,
wieloznaczności, pięknie i starannie skadrowana parabola, metafora
miłości i poznania.
Jedna ze scen
(zabawa z balonem) przypomina orgię z "Zabriskie Point" Antonioniego,
nie wiem jednak czy Chytilová mogła zobaczyć ten film reżysera
"Przygody" w okupowanej Czechosłowacji, tym bardziej, że premiery obu
filmów dzieli zaledwie pięć miesięcy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz