
niedziela, 21 stycznia 2018
Evžen Boček „Dziennik kasztelana”

poniedziałek, 1 stycznia 2018
Krótkie podsumowanie ubiegłego roku

Krótkie podsumowanie ubiegłego roku. Przeczytanych/wysłuchanych 115 książek. O 8 mniej niż w ubiegłym roku. 49 przeczytanych (19 papierowych, 30 na czytniku), 66 wysłuchanych. Największe odkrycia to szwajcarski pisarz Robert Walser i nasz Wiesław Myśliwski. Zagłębiłem się w końcu w prozę Vladimira Nabokova. Rolanda Topora i Dmitrija Głuchowskiego; wszystko na bardzo dobrym/dobrym poziomie. Wielkim pozytywnym zaskoczeniem były „Szkice piórkiem" Andrzeja Bobkowskiego. Aleksijewicz, Zagajewski, Kafka, Waniek i Nesbo jak zawsze niezawodni. Wreszcie poznałem dwa cykle fantasy "Wiedźmina" Sapkowskiego i „Ziemiomorze" Le Guin. Sapkowski mnie oczarował, Le Guin niestety nie porwała. Ubiegły rok był także powrotem do książek Raymonda Chandlera, odnalazłem je nadal klimatycznymi i lekko ironicznymi. Przeczytałem kilka kryminałów, kilka esejów, trochę reportaży, nieco listów, odrobinę fabuły, coś z fantastyki. Rozpiętość gatunkowa jak widać spora. Także nastroje rozciągały się od ciężkiej do stawienia tematyki podejmowanej przez Aleksijewicz i Tochmana, po lekką, zabawna i błyskotliwą prozę Marty Kisiel. Przeczytałem za mało poezji! Największym rozczarowaniem okazał się „Norweski dziennik" Pilipiuka, przez tę książkę z trudem przebrnąłem. Zrecenzowałem dwie książki otrzymane bezpośrednio od autorów (Zuza Malinowska i Kate Buch, dziękuję i pozdrawiam!). Wciąż nie udało się nawiązać żadnej współpracy z jakimkolwiek wydawnictwem, nadal zatem pozostaję niezależnym i samotnym recenzentem. Nawiązałem za to wiele wspaniałych znajomości na forach poświęconych książkom. Wszystkich Was pozdrawiam, dziękuję, że mnie czytacie i że Was nie męczy mój dziwny styl, że wybaczacie mi wszystko, co ludzkie (przeklęte literówki), że jesteście, że jesteście, że jesteście ze mną i że jesteście dla wspaniałych książek. Dziękuję z całego serca. Wiem, może nie bywam zbyt kordialny i gadatliwy, ale czytelnik jest zawsze ważny. Czytelnik, czyli Wy. I zawsze cieszę się, kiedy komentujecie, lajkujecie moje recenzje, gdyż dzięki temu wiem, że nie robię czegoś całkiem niepotrzebnego, że nie pisze na próżno. Życzę Wam owocnego i dobrego roku 2018, w którym mają się spełnić Wasze życzenia i marzenia. Tak chcę i tak ma być!

1. Swietłana Aliksiejewicz „Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości"
2. Jo Nesbo „Łowcy głów"
3. Jo Nesbo "Syn"
4. Charlotte Link „Echa winy"
5. Jake Chedwallader „PB3 Recycler"
6. Bożena Aksamit „Batory. Gwiazdy, skandale i miłości na transatlantyku"
7. Witold Gombrowicz „Wspomnienia polskie. Wędrówki po Argentynie"
8. Jerzy Stuhr „Tak sobie myślę..."
9. Dmitrij Głuchowski „Metro 2033"
10. Dmitrij Głuchowski „Metro 2034"
11. Wiesław Weiss „Pink Floyd. Szyderczy smiech i krzyk rozpaczy"
12. Dmitrij Głuchowski „Metro 2035":
13. Andrzej Pilipiuk „Norweski dziennik. Obce ścieżki"
14. Andrzej Pilipiuk „Norweski dziennik. Północny wiatr"
15. Jerzy Pilch „Zuza albo czas oddalenia"
16. Gustaw Holoubek „Wspomnienia z niepamięci"
17. Margaret Atwood „Ślepy zabójca"
18. Maciej Zembaty „Przygody wuja Alberta"
19. Jo Nesbo „Krew na śniegu"
20. Jo Nesbo „Więcej krwi"
21. Adam Wisniewski-Snerg „Robot"
22. Wiesław Mysliwski „Pałac"
23. Sławomir Mrożek „Dziennik powrotu"
24. Henryk Waniek „Jak Johannes Kepler jadąc do Żagania na Śląsk zahaczył o księżyc"
25. Wiesław Myśliwski „Kamień na kamieniu"
26. Aleksander Pope „Heloiza do Abejlara"
27. Wiesław Myśliwski „Widnokrąg"
28. Wiesław Myśliwski „Traktat o łuskaniu fasoli"
29. Laurence Sterne „Podróż sentymentalna przez Francję i Włochy"
30. William Szekspir „Opowieść zimowa:
31. Tomasz Mann „Czarodziejska góra"
32. Raymond Chandler „Wysokie okno"
33. Vladimir Nabokov „Pnin"
34. Aleksander Wat „Dziennik bez samogłosek"
35. Raymond Chandler „Żegnaj, laleczko"
36. Raymond Chandler „Tajemnica jeziora"
37. Hanna Kral „Dowody na istnienie"
38. Swietłana Aleksiejewicz „Czasy secondhandu. Koniec czerwonego człowieka"
39. Vladimir Nabokov „Śmiech w ciemności"
40. Raymond Chandler „Siostrzyczka"
41. Rainer Maria Rilke „Listy do Klary Rilke-Weshoff"
42. Raymond Chandler „Tajemnice Poodle Springs"
43. Raymond Chandler „Hiszpańska krew i inne opowiadania"
44. Stanisław Lem „Powrót z gwiazd"
45. Karl Ove Knausgaard „Moja walka 4"
46. Stanisław Lem „Eden"
47. Wiesław Myśliwski „Ostatnie rozdanie"
48. Vladimir Nabokov „Maszeńka"
49. Patrick Modiano „Katarzynka"
50. Stanisław Lem „Dzienniki gwiazdowe"
51. Vladimir Nabokov „Obrona Łużyna"
52. Jerzy Pilch „Więcej demonów"
53. Friedrich Kellner „Dziennik sprzeciwu. Tajne zapiski obywatela III Rzeszy"
54. Haruki Murakami „Po zmierzchu"
55. Robert Walser „Willa Pod Gwiazdą Wieczorną"
56. Zuza Malinowska „Złoty wąż"
57. Alfred Kubin „Po tamtej stronie"
58. Przemysław Słowiński „Urlike Meinhoff"
59. Fiodor Dostojewski „Biesy"
60. Franz Kafka „Proces'
61. Nadieżda Mandelsztam „Wspomnienia"
62. Szczepan Twardoch „Król"
63. Matsuo Basho „Z podróżnej sakwy"
64. Dejan Studjic „B jak Bauhaus"
65. Roland Topor „Dziennik paniczny"
66. Roland Topor „Najpiękniejsza para piersi na świecie"
67. Roland Topor „Cztery róże dla Lucienne"
68. Roland Topor „Święta księga cholernego Prutto"
69. Alejo Carpentier „Podróż do źródeł czasu"
70. Jo Nesbo „Pragnienie"
71. Marcin Wichta „Jak przestałem kochać design"
72. Marcus Zusak „Złodziejka książek"
73. Ota Pavel „Śmierć pięknych saren"
74. Ota Pavel „Jak spotkałem sie z rybami"
75. Agnieszka Lisak „Miłość staropolska. Obyczaje, intrygi, skandale"
76. Leopold Tyrmand „Cywilizacja komunizmu"
77. Jerzy Bralczyk „Przysłowia na każdy dzień"
78. Janusz Tazbir „Długi romans z muzą Klio"
79. Andrzej Sapkowski „Ostatnie życzenie"
80. Dejan Studjic „Język rzeczy"
81. Andrzej Sapkowski „Sezon burz"
82. Zośka Papużanka „On"
83. Andrzej Sapkowski „Miecz przeznaczenia"
84. Rupi Kaur „Mleko i miód"
85. Kate Buch „Naga prawda"
86. Franz Kafka „Aforyzmy z Zurau"
87. Franz Kafka „Listy d rodziny, przyjaciół i wydawców"
88. Andrzej Sapkowski „Krew elfów"
89. Andrzej Sapkowski „Czas pogardy"
90. Andrzej Sapkowski „Chrzest ognia"
91. Andrzej Sapkowski „Wieża Jaskółki"
92. Andrzej Sapkowski „Pani Jeziora"
93. "Haruki Murakami „Norwegian Wood"
94. Zdzisław Broński 'Uskok' „Pamiętnik (wrzesień 1939 - maj 1949)"
95. Kazuo Ishiguro „Nie opuszczaj mnie"
96. Anna Kamińska „Wanda"
97. Bela Hamvas „Filozofia wina"
98. Andrzej Makowiecki „Ja, Urbanator. Awantury muzyka jazzowego"
99. Dmitrij Głuchowski „Witajcie w Rosji"
100.. Dmitrij Głuchowski „Fut,re"
101. Andrzej Bobkowski „Szkice piórkiem"
102. Czesław Miłosz/Jarosław Iwaszkiewicz „Portret podwójny"
103. Ursula Le Guin „Czarnoksiężnik z Archipelagu"
104. Ursula Le Guin „Grobowce Atuanu"
105. Ursula Le Guin „Najdalszy brzeg"
106. Ursula Le Guin „Tehanu"
107. Ursula Le Guin „Inny wiatr"
108. "Marta Kisiel „Dożywocie"
109. Wojciech Tochman „Dzisiaj narysujemy śmierć"
110. Adam Zagajewski „Lekka przesada"
111. Marta Kisiel „Siła niższa"
112. Marta Kisiel „Szaławiła"
113. Evžen Boček „Dziennik kasztelana"
114. Georges Perec „Rzeczy"
115. Stanisław Stabro „Na inne głosy rozpiszą nasz głos"
116. Justyna Kopińska „Polska odwraca oczy"
piątek, 29 grudnia 2017
Georges Perec „Rzeczy"
Debiut pisarza wydany w 1965 roku. Upłynęło tak dużo czasu, a książka wydaje się, że nie tylko nie postarzała się, ale obecnie jest chyba jeszcze bardziej aktualna. Zmieniło się przez pół wieku wiele, przede wszystkim zmienił się na lepsze standard życia. Szczególnie praca w agencji reklamowej postrzegana jest za atrakcyjną finansowo. Nie zmieniło się jednak podejście do stanu posiadania, człowiek chce zawsze zwiększyć swój stan posiadania, wspiąć się o kolejny szczebel w górę.
Bohaterowie książki Pereca to bardzo młode małżeństwo, które zajmuje się prowadzeniem ankiet dla agencji reklamowych na ulicach Paryża. Jest to praca żmudna, niestabilna, gdyż żywot agencji bywa krótkotrwały, praca dobrze płatna, jednak nie aż tak dobrze, by znacznie podnieść status społeczny Sylwii i Jerome'a. Oni marzą o świecie wyższym, o ekskluzywnych angielskich strojach, o markach, o antykach z paryskich antykwariatów, o zamożności, o milionach.
Książka posiada interesująca afabularną formę. Autor stosuje opis sytuacji, a także rejestruje momenty zmian. Bohaterowie są poddani wiwisekcji pod kątem ich stosunku do świata materialnego, zestawieni z własnymi możliwościami, porównani do bohaterów ze świata ich tęsknych wejrzeń. Perec doszukuje się tęsknoty za zamożnością — dziś nazwalibyśmy to snobizmem — w ich postawie życiowej, w kręgu przyjaciół, w poglądach politycznych, w upodobaniach do muzyki i filmu. Na niewielu stronach udało się autorowi w dogłębny sposób zanalizować postawę bohaterów, unikając przy tym jakiegokolwiek wartościowania.
Zakończenie książki wskazuje na nieuchronność pewnych działań. Można przez jakiś czas unikać konieczności i żyć z głową w chmurach, jednak na pewno przyjdzie czas schylić się ku ziemi i zapomnieć o niebie. Życie jest tu i teraz, nie gdzieś w mglistej przyszłości. I nie wszystko można w życiu mieć. Trzeba zadowolić się czasem tym, co jest, zamiast marzyć o tym, co dostępne jest zaledwie nielicznym ludziom na ziemi.
Przewrotnością autora jest fakt, że jego bohaterowie pracują w dziedzinie reklamy, która nakręca u ludzi potrzebę posiadania i życia ponad stan. Różnica między połową lat 60-tych a współczesnością nie jest wcale taka ogromna. Dziś ludzie są być może bardziej skupieni na karierze i mniej interesuje ich muzyka, być może ich dochody pozwalają na bardziej luksusowe życie, jednak nadal dalecy są od beztroskiego pławienia się w milionach i mogą tylko o tym beznadziejnie marzyć. Mogą się też obudzić i skorygować oczekiwania z możliwościami. Jak wolą. Zawsze jest wybór, z którego mogą skorzystać.
sobota, 16 grudnia 2017
Wojciech Tochman "Dzisiaj narysujemy śmierć"

Czasem pustka w głowie nie jest oznaką stanu faktycznego. Może na przykład świadczyć o nieumiejętności zebrania myśli po jakimś traumatycznym przeżyciu. Kiedy wydarzy się coś, z czym nie potarfimy sobie poradzić, na co nie mamy wpływu, co nami wstrząsnęło, co zburzyło dotychczasowy porządek naszych wyobrażeń o świecie, wówczas możemy mieć trudności z zebraniem myśli. Po przeczytaniu książki Tochmana odczułem tego rodzaju pustkę. Przez długi czas zdawało się, że staram się wyprzeć to, co przed chwilą czytając przyjmowałem w siebie, ponieważ nie potrafiłem tego udźwignąć. Jest to zbyt wielki cięzar.
Autor pojechał do Rwandy kilkanaście lat po ludobójstwie, które w 1994 roku wstrząsnęło światem. Nie pojechał tam rozgrzebywać ran, chociaż rozmowy, które prowadzi, wypełnione są bólem, Wspomnienie tragicznych wydarzeń wciąż żyje w świadkach, zarówno w ocalałych jak i oprawcach. Nie są od tego wolne następne pokolenia. Tochman rozmawia z wieloma osobami; na jego prośbę snują one wspomnienia tamtych wydarzeń. Rozmowy nie należą do łatwych. Świadkowie nie zawsze chcą o wszystkim mówić, nie chcą pamiętać, chociaż nie mogą zapomnieć. Poprzez ich słowa płynie rzeka bólu, niesprawiedliwośći, cierpienia, nieszcześcia, strachu, mroku, śmierci.
W swojej książce Wojciech Tochman bez trudu osiąga nieprzyjemny dla czytelnika poziom dyskomfortu na podobieństwo tekstów Swietłany Aliksiejewicz. Tematem ksiażki jest pozornie krajobraz po bitwie, portret Rwandy kilkanaście lat po tragicznych wydarzeniach. Pozornie, gdyż narracja reportażu nieustannie powraca do kwietnia 1994 roku, stając sie także opowieścią o samym ludobójstwie. Przeszłość i przyszłość nigdy nie bywają od siebie rozdzielone, ale w tym przypadku jak rzadko kiedy są ze soba nierozerwalne.
Tochman przybliża czytelnikowi przyczyny wydarzeń, tło społeczne i ekonomiczne. Czytelnik może zapoznać sie z pobieżnym, lecz konkretnym, rysem historycznym, który pomaga zrozumieć przyczyny rzezi Tutsi. Najbardziej przejmują jednak zwierzenia ocalałych z ludobójstwa, którzy opowiadają o swoich losach i doświadczeniach. O tym, w jaki sposób ocaleli i jak z bliska oglądali przemoc i śmierć. Przeraża brak sprawiedliwosci, gdyż dzisiaj kaci mieszkają spokojnie obok ocalałych. Wielu z nich ma się dobrze, gdyż nikt ich po latach nie oskarżył. Czasem trudno zapamiętać będąc jako swiadek jeszcze małym dzieckiem kogoś z grupy kilkudziesięciu mężczyzn obcinającym rodzicom głowy, gwałcących zbiorowo matki i siostry. Straszna jest myśl o obojętności świata w 1994 roku, bo przeciez nikt nie pośpieszył na pomoc, Amerykanie nie wysłali swoich wojsk, a obecne z Rwandzie siły ONZ nie interweniowały.
Z pomoca wyszukiwarki internetowej sprawdziłem trafność wyszukiwania tytułu książki Tochmana. Najlepiej pozycjonowane są oferty handlowe ksiągarń internetowych, a w nich uderza wszędzie niemal ten sam powielony metodą kopiuj-wklej opis "Dzisiaj narysujemy śmierć". Odbiegające od schematu opisy niestety są na nim oparte i zdają się być wariantem tego najczęściej powielanego ze strony wydawcy. Tekst "Opowieść o tym, jakie konsekwencje niesie ludobójstwo nie tylko dla sprawców i ofiar, ale przede wszystkim dla nas - świadków" brzmi jak ponury refren, jak gdyby zabrakło refleksji. Nie będę go powielać. Moim zdaniem każdy musi indywidualnie zmierzyc się z tym trudnym tematem. Trzeba przemóc pustkę w głowie i w sercu, przezwycieżyć niemoc, dobyć głosu, własnego i analitycznego. Tak, pozostaniemy bezradni i przytłoczeni ciężarem tamtych wydarzeń, niczego nie zmienimy, nie naprawiy, nikogo nie przywrócimy do życia, ale nie możemy pozostać obojętni.
Wielkie podziekowania należą się autorce bloga Bookiecik za inspirację!
czwartek, 14 grudnia 2017
Marta Kisiel "Dożywocie"

Kompletnie nie wiedziałem, co otrzymam, biorąc tę ksiażkę do ręki. Czy się czegoś spodziewałem? Lekkiej lektury o gotyckim zabarwieniu, z domnieszką horroru lub grozy. No i od samego początku dostałem od autorki solidnie w łepetynę solidną i ironiczną dawką humoru. Od samego początku zostałem kupiony, gdyż jest to humor błyskotliwy, inteligentny i często aluzyjny. Humor wieloraki, słowny, sytuacyjny; ten pierwszy przypadł mi do gustu najbardziej. Także sprawna żonglerka autorki cytatami z poetów romantycznych, wykorzystywanie ich do zobrazowania sytuacji, do wydobycia z tej sytuacji komizmu. To mnie urzekło.
Sama historia opowiada o tym, jak Konrad otrzymał w spadku od nieznanego krewnego dwustuletni dom, w którym zamieszkiwali jego równie nieznani antenaci. W domu tym przebywają, jak się okazało, niespodziewani mieszkańcy, których zgodnie z testaemntem (mglisty zapis nie wzbudził w Konradzie zaniepokojenia) nie można się pozbyć, Stanowią oni integralną część domu. A co to są za jedni? Może nie jedni, bo jest ich kilkoro. Dzięki nim Konrad nie będzie sie nudzić w nowym miejscu zamieszkania, które także dzieki nim pokocha i nie będzie chciał go opuścić, wbrew wcześniejszym chęciom.
Jeśli mowa o mieszkańcach Lichotki, tak bowiem nazywa się nowa posiadłość Konrada, to nie zdradzając fabuły powiem, że są to postaci barwne, ciekawie skonstruowane, każda jest indywidualnością w swoim rodzaju (gatunku? ;) ), każda ma swoje za pazurkami (szponami? mackami?), każda może pomóc, alie i może zaszkodzić, z każdą Konrad ma problemy i każdą mimo wszystko pokocha. Owe postaci - trzeba to jasno napisać - stanowią obok humoru sól tej książki. To one decydują o jej atrakcyjnośći. Marta Kisiel stworzyła w swojej książce odrębny świat, pełen uroku, zabawny, czasem prozaicznie szyderczy, a czasem fantastycznie zabawny.
Bardzo udała się Marcie Kisiel ta książka (wiem, wiem, jestem spóźniony o wile lat...), wypełniła lukę, którą nie wiedziałem czym mam wypelnić. Tak mało jest dobrych kisążek śmieszących na poziomie, a taką książką jest właśnie "Dożywocie". Boki zrywałem w trakcie odsłuchu audiobooka i niejedna osoba przypatrująca mi się z boku, jak co rusz wybucham śmeichem ze słuchawkami na uszach, musiała sobie o mnie właściwie-niewłaściwie pomyśleć. Albo zrobić do mnie kóko na czole. Ale co mi tam! Bawiłem się świetnie i setnie uśmiałem; tego mi żadne kółka nie odbiorą. Z czystym umieniem polacam to katharsis dla duszy każdemu, bo każdemu należy sie dobry humor, każdemu należą sie porządni bohaterowie i każdemu należy się dobra książka. Dziękuję za uwagę. :)
poniedziałek, 4 grudnia 2017
150. "Z przodu jest miejsce!" [1942]
"Avanti c'e posto!", reż. Mario Bonnard [Włochy, 1942]
Oglądanie takich filmów zawsze podnosi mnie na duchu i przywraca wiarę w ludzi. Na krótko, ale jednak. Rosella została okradziona w autobusie. Bezradną dziewczynę postanawia zaopiekować się poczciwy konduktor Cesare. Rywale jednak nigdy nie śpią i Bruno, kolega z pracy Cesare'a, zaczyna interesować się Rosellą. jest to może i miejscami konwencjonalna komedia romantyczna, ale jej atutem jest mnóstwo mniej lub bardziej subtelnego humoru i pozytywna wymowa (bez przesłodzenia, zbytniego sentymentalizmu).
Przykład humoru słownego i muzycznego zarazem:
-Nazywam się Bellini
-Pana nazwisko jest mi skądś znane...
-?
-No tak, przepraszam, pomyliłem je z Rossini :D
Muzyka zresztą tez występuje w filmie. Cesare gra na perkusji w zakładowej orkiestrze. W prascy i z batuta w ręku dyryguje szef Cezare'a. Ten burzy mu próby waląc w bębny w nieodpowiednich momentach, jako człowiek nieobecny duchem na próbie i zatopiony w myślach o Roselli. :) Jako że cześć akcji toczy się w autobusie, w film pełen jest ujęć Rzymu z początku lat 40-tych, nie tego turystycznego,ale ujęć miasta, kamienic, palców, ludzi.

Cezare i Bruno to postaci krwiste, żywe, z przyzwyczajeniami, postawą, gestami, mimiką. Rosella już mniej jest żywa, czasem przypomina kukłę, którą można przenieść w inne miejsce bez szkody dla kogokolwiek (tak wyrażona została jej bezradność po kradzieży pieniędzy i dokumentów), albo nieco posągowa, sztywna tyczkowata piękność. Za to szef Cezare'a to postać jak żywa, gwiżdże, podśpiewuje, kręci łańcuszkiem wokół palca, gra twarzą, wtrącając się w rozmowy w pracy, besztając Cezare'a za spóźnienia lub dyrygując orkiestrą. Jest niejednoznaczny, gdyż pod pozorem surowości, kryje się sympatyczny meloman, który w filmie jest bezsprzecznym źródłem wesołości.
Przykład humoru słownego i muzycznego zarazem:
-Nazywam się Bellini
-Pana nazwisko jest mi skądś znane...
-?
-No tak, przepraszam, pomyliłem je z Rossini :D
Muzyka zresztą tez występuje w filmie. Cesare gra na perkusji w zakładowej orkiestrze. W prascy i z batuta w ręku dyryguje szef Cezare'a. Ten burzy mu próby waląc w bębny w nieodpowiednich momentach, jako człowiek nieobecny duchem na próbie i zatopiony w myślach o Roselli. :) Jako że cześć akcji toczy się w autobusie, w film pełen jest ujęć Rzymu z początku lat 40-tych, nie tego turystycznego,ale ujęć miasta, kamienic, palców, ludzi.

Cezare i Bruno to postaci krwiste, żywe, z przyzwyczajeniami, postawą, gestami, mimiką. Rosella już mniej jest żywa, czasem przypomina kukłę, którą można przenieść w inne miejsce bez szkody dla kogokolwiek (tak wyrażona została jej bezradność po kradzieży pieniędzy i dokumentów), albo nieco posągowa, sztywna tyczkowata piękność. Za to szef Cezare'a to postać jak żywa, gwiżdże, podśpiewuje, kręci łańcuszkiem wokół palca, gra twarzą, wtrącając się w rozmowy w pracy, besztając Cezare'a za spóźnienia lub dyrygując orkiestrą. Jest niejednoznaczny, gdyż pod pozorem surowości, kryje się sympatyczny meloman, który w filmie jest bezsprzecznym źródłem wesołości.
Udany film psuje moim zdaniem zakończenie, no ale wojna, panie, wojna...
PS. Tytuł filmu przetłumaczyłem na język polski sam. Jest to zawołanie Cezare'a w autobusie, aby ludzie przesunęli się do przodu pojazdu i nie tłoczyli przy wejściu z tyłu.
środa, 29 listopada 2017
Czesław Miłosz / Jarosław Iwaszkiewicz "Portret podwójny"
Książka przedstawia korespondencję dwóch poetów trwająca pięćdziesiąt lat od roku 1930 do 1980, w którym umarł Iwaszkiewicz. Wydawnictwo zawiera wszystkie ocalałe i odnalezione listy Miłosza i Iwaszkiewicza, a także listy od i do innych pisarzy, w których mowa jest o jednym z adresatów w kontekście drugiego. To jednak nie wszystko. Pomiędzy listami przeczytać możemy dedykowane sobie wzajemnie wiersze oraz recenzje, przede wszystkim pióra Miłosza o twórczości Iwaszkiewicza. Aneks zamykający korespondencje zawiera szereg rozmów Miłosza, a także tekstów poświęconych Iwaszkiewiczowi, napisanych już po śmierci wieloletniego przyjaciela. Książkę zamykają dwa wiersze Miłosza napisane już w XXI wieku, będące wyrazem hołdu autora "Trzech zim" dla autora "Lata 1932". Do tego dochodzą dosyć obszerne przypisy. Czyż można chcieć więcej w przypadku takiego wydania? Niestety listy Iwaszkiewicza do Miłosza sprzed 1939 roku nie ocalały, więc niemożliwego oczekiwać nie wypada.
Korespondencja ukazuje kilka faz znajomości pomiędzy poetami. napisałem "znajomość" zamiast "przyjaźń", od której się wszystko zaczęło, gdyż w tej przyjaźni znajduje się spora przerwa. Ale po kolei. Miłosz napisał do Iwaszkiewicza swój pierwszy list jako 19-latek w listopadzie 1930 roku. Zaczyna się on od zdania "Szanowny Panie! Uwielbiam Pana". Zaintrygowany Iwaszkiewicz odpisał i tak zaczęła się korespondencja.
Miłosz w listach załącza swe wiersze z prośba o ocenę. Widzi w Iwaszkiewiczu protektora, nauczyciela. Podziwia jego poezję i znajduje się pod jej wpływem. Stara się z niej czerpać, analizuje ją, uczy się na niej. Dosyć szybko zaczyna jednak znajdować swój własny styl. Przyjaźń umacnia się. Iwaszkiewicz pomaga Miłoszowi także finansowo, by w końcu wprowadzić go w warszawski światek literacki. Podczas wojny Miłosz często odwiedza Stawisko, gdzie znajduje się oaza spokoju i miejsce spotkań artystów.
Po wojnie przyjaźń trwa nadal, ale przyjaciele geograficznie oddalają się od siebie. Druga część korespondencji dotyczy listów wymienianych pomiędzy Stawiskiem a Waszyngtonem, gdzie Miłosz pracował po wojnie w Ambasadzie R.P. Jest to okres, w którym krystalizuje się przyszłość obu pisarzy. Nie znika z listów serdeczność, Miłosz wysyła do Polski tłumaczenia negro spirituals oraz wierszy Nerudy i Lorki, Iwaszkiewicz drukuje je w "Nowinach literackich", których jest redaktorem. W tym czasie narasta w Miłoszu przekonanie o pozostaniu na Zachodzie, podczas gdy Iwaszkiewicz coraz bardziej angażuje się w życie literacki nowego państwa Polskiego.
Trzecia cześć to okres milczenia między poetami, spotkania w Paryżu, podczas którego Iwaszkiewicz nie podał Miłoszowi ręki, pisania zajadłych ataków na zdrajcę ojczyzny. Przytoczone są tu głównie listy Miłosza z emigracyjnymi pisarzami oraz fragmenty dzienników Iwaszkiewicza. W obu przypadkach widać wyraźne rozdarcie pomiędzy koniecznością a sentymentem. Szczególnie widoczne jest to u Iwaszkiewicza, który gorzej przechodzi rozstanie. Miłosz zdaje się czuć zwolniony z więzów i, wprawdzie nieustannie będąc wdzięcznym za to, co zawdzięcza Iwaszkiewiczowi, jak gdyby rozkoszuje się teraz swoja suwerenna twórczością. Pisze krytyczną recenzję wystawionego w Paryżu dramatu Iwaszkiewicza "Lato w Nohant" i dosyć pokrętną w wymowie analizę "Wzlotu", odpowiedzi Iwaszkiewicza na "Upadek" Alberta Camusa. Iwaszkiewicz nie pozostaje mu dłużny, ale on musi krytykować Miłosza, gdyż pozostał w kraju.
Okres milczenia pomiędzy poetami kończy się w 1960 roku. Korespondencja zostaje wznowiona, jednak nie osiągnie ona już nigdy takiej samej intensywności, jaka odznaczała się wcześniej. Niemniej pozostała w ich listach serdeczność, przywiązanie. Miłosz nigdy nie wyprze się wpływu Iwaszkiewicza na swoją twórczość i zawsze będzie chwalić jego wiersze napisane przed wojną, które cenił najbardziej. Nowym tematem ich korespondencji jest starość, upływ czasu. Wciąż piszą wiersze, rozmawiają o literaturze, o znajomych pisarzach, serdecznie pozdrawiają swe małżonki. wspominają choroby. Czesław chwali się przed Iwaszkiewiczem , że jego synowie maja już pod trzydziestkę, na co Jarosław odpowiada Miłoszowi, że on ma już 2,5 letnią prawnuczkę Ludwikę, która mówi do niego 'Pra" i jest jego największą przyjaciółką.
Z listów wymienianych pomiędzy poetami czytelnik może dowiedzieć się mnóstwa interesujących szczegółów, od drobiazgów po fakty związane z literaturą. Pojawia się na ich stronicach szereg nazwisk ówczesnych prominentów poezji i prozy, ale w pierwszej otrzymujemy wgląd w ludzkie losy. Nawet jeśli nie jest to wgląd bezpośredni i należy go odczytywać pomiędzy wierszami listów, jest to jednak obraz drobiazgowy i szczególny jednocześnie. Z poszczególnych elementów zapisywanych przez lata list po liście tworzy się portret dwóch wielkich literatów, którzy obdarzyli się w niepamiętnych czasach przyjaźnią, a ta w różnej formie przechodząc wzloty i upadki przetrwała do końca, od "Uwielbiam Pana" do ostatnich życzeń urodzinowych, które Miłosz złożył Iwaszkiewiczowi na kilka dni przed jego śmiercią "Birthday greetins love". Pomiędzy tymi listami zawarta była cała historia, zmieściły się całe życie i cała poezja.
Po prostu Harry Hole
Bardzo lubię cykl z komisarzem Harrym Hole czyli z Harym "Samotna góra". To obok cyklu książek Raymonda Chandlera z Filipem Marlowe, jedyny kryminalny cykl, który przeczytałem w całości. Jo Nesbo zresztą według mnie inspirował się bohaterem Chandlera, tworząc postać Harry'ego Hole (czyta się podobno Hule). Ten cykl to historia człowieka uzależnionego, uwikłanego, posiadającego renomę, dzięki sukcesom w pracy, ale dalekiego od gwiazdorstwa,
Książki te bez ogródek szperają w mrokach ludzkiej natury i zdają się mówić, że siły mroku dominują nad siłami jasności. Zło czai się wszędzie, nawet w komisarzu Hole, który potrafi być bezwzględny, chociaż walczy z przestępcami, czyli stoi po stronie dobra. Nic więc nie jest czarne i białe, nic nie jest jasne i proste. Książki Jo Nesbo przypominają mi powieści... Dostojewskiego, w których jest wiele rozbudowanych wątków ubocznych, osnutych dokoła głównej opowieści; mają one za zadanie mylić czytelnika, ale też ubarwiają prozę Nesbo. Nie jest to prosty kryminał, w którym dokonano zbrodni, przybywa policjant i po śledztwie, krótszym czy dłuższym, przestępca zostaje złapany. U Nesbo jest więcej, są uboczne wydarzenia, które na pozór niewiele wnoszą, a potem okazują się bardzo istotne, albo stanowią osnowę kolejnej powieści cyklu. To przenikanie wątków jest piękne. Przypomina tkaninę stworzoną z połączenia i przenikania się wielu różnokolorowych nitek.tworzących skomplikowany wzór. W tym labiryncie można łatwo się zagubić, w każdym sensie tego słowa.
Zdaję sobie sprawę, że jest wielu czytelników, którym proza Jo Nesbo nie przypadłą do gustu, ale wiem, ze jest jeszcze więcej czytelników, którym do gustu nie przypadły książki Prousta, Musila albo Nabokova (nie myślę tu o "Lolicie"), co wcale nie umniejsza wartości ich dzieł. Z drugiej strony Nesbo ma wielu swoich wiernych zwolenników i nie musi martwić się, zenie jest czytany. Zresztą ja nie zauważyłem ogromnej przepaści pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami cyklu, pomiędzy nimi jest wielu, którzy czytają Jo Nesbo z większym bądź mniejszym entuzjazmem, podchodzą do niego bardziej lub mniej na zimno bądź gorąco. Ale to już o odbiorze.
Same książki są napisane kulturalnym językiem z dodatkiem pazurka, w wielu miejscach ożywiającego prozę. Na ogół Nesbo lubi rozwlekać i rozpisywać się, piętrzyć wątki, mieszać zdarzenia i osoby. W kryminale każdy zmylony trop jest solą książki. Nie można jednak odmówić, mimo tej pozornej powolności, dużej ilości wydarzeń. No i trup kładzie się gęsto. Miejscami książki Nesbo są dosyć brutalne. Pokazują w jak bezwzględnym świecie żyjemy. Warto tez wspomnieć o zamiłowaniu Nesbo do muzyki, co przekłada się na liczne wzmianki o płytach, wykonawcach i koncertach na kartach powieści.
Warto jeszcze wspomnieć o dwóch aspektach twórczości Nesbo. Pierwszym jest obraz rodziny, oraz wszystko co wiąże się z jej posiadaniem lub nie posiadaniem, w zależności od sytuacji, gdyż życie uczuciowe Hole jest dosyć burzliwe; wpływa na to zarówno charakter Hole'a jak tez i jego praca zawodowa, której nie potrafi odmawiać. Drugą rzeczą jest muzyczność tej prozy. Hole, jak wytrawny muzyk, którym zresztą przecież jest, potrafi w powieści stworzyć akordy o takiej sile wyrazu, ze aż dreszcze przechodzą. Przykładem jest to, jak Nesbo rozegrał śmierć Ellen Gjelten i jak później zareagował na nią Harry, To jeden z piękniejszych i smutniejszych fragmentów cyklu.
Na koniec dodam jeszcze, że Jo Nesbo poza cyklem o Harrym Hole napisał kilka innych świetnych kryminałów, z których moim faworytem jest przewrotny "Łowcy głów". Parafrazując tytuł piosenki Skaldów: kochajcie Harry'ego dziewczęta.
niedziela, 26 listopada 2017
149. "Jestem mordercą" [2016]

środa, 22 listopada 2017
Andrzej Bobkowski "Szkice piórkiem"
O książce Bobkowskiego usłyszałem już bardzo dawno temu; czytając prenumerowane Zeszyty Literackie znalazłem w nich wzmianki o niezwykłej, jedynej w swoim rodzaju książce opisującej podróż rowerem w okupowanej Francji. Już sam temat i kontekst wzbudził moje ogromne zaciekawienie. Dopiero niedawno zakupiłem wreszcie książkę i przeczytałem jednym tchem.
Andrzej Bobkowski, z wykształcenia ekonomista, latem 1939 roku wyemigrował do Francji, zamieszkał w Paryżu i tam zastał go wybuch wojny. W maju 1940 roku, kiedy Niemcy zbliżali się do Paryża, zaczął sporządzać notatki w dzienniku, które złożyły się na książkę opublikowaną dopiero w latach pięćdziesiątych przez paryski Instytut Literacki. Nie wiadomo przed czym Bobkowski uciekał z Polski, chociaż "Szkice piórkiem" mogą pośrednio odpowiedzieć na to pytanie. Szczególnie fragmenty porównujące przedwojenną Polskę z Francją mogą pomóc rozwikłać tę kwestię. Atmosfera ówczesnej Polski przytłaczała go, uwierały ograniczenia, nie czuł się wystarczająco wolny. Wolność była dla Bobkowskiego wartością nadrzędną i jest to wyczuwalne na każdej stronie francuskich zapisków z lat 1940-1944. Francja dawała mu więcej możliwości. Tu tez znalazł szczęście w okrutnych czasach.
Opis sławetnej podróży rowerem przez południową Francję aż do samego Paryża zajmuje pierwszą część "Szkiców"; jest to fragment najobszerniejszy tematycznie. I chyba najpiękniejszy. Najwięcej tu swobody, radości, czerpania przyjemności z każdej chwili. Bobkowski w swoim dzienniku wychwala nie tylko wolność pod każdą postacią, jest również zagorzałym piewcą przyjemności, radości życia, drobnostek stanowiących jego koloryt. W późniejszych partiach książki pisanych już "stacjonarnie" w okupowanym Paryżu Bobkowski te dwie wartości przeciwstawia systemom totalitarnym, a także układom społecznym uniemożliwiającym ludziom dokonywania swobodnych wyborów i czerpania z życia należytej radości. W trakcie podróży autor pięknie opisuje otoczenie, swe wrażenia i przemyślenia, spotkania z ludźmi, przejazd przez Alpy, rozbijanie namiotu, pochłaniane butelki wina, czar ciepłych wieczorów.
Nie znam drugiego tak idyllicznego obrazu życia pod okupacją. Na samym początku książki znajdziemy opisy paniki wywołanej przez zbliżanie się Niemców. Po ucieczce z Paryża Bobkowski opisuje nalot samolotów na wiejska drogę i dopiero pod sam koniec, gdy stolica Francji ma zostać wyzwolona strzelaniny uliczne. Pomiędzy tymi wydarzeniami nie odczuwa się faktu, że autor pisze swoje notatki w okupowanym kraju i że trwa wojna. Nie bezpośrednio, gdyż Bobkowski lubi analizować mapy i ruchy wojsk. jest to jednak teoria.
Ostatni strony książki opisują powstanie paryskie, z tym, że jest to takie dziwne strzelanie i dziwna walka, gdyż Bobkowski wieczorami i tak wychodzi spokojnie na spacery razem z żoną Basią. Są to fragmenty o tyle gorzkie i przejmujące, gdyż Bobkowski ma świadomość różnicy pomiędzy tymi paryskimi zrywami wyzwoleńczymi, a trwającym w tym samym czasie krwawym powstaniem w Warszawie. Jest w tym porównaniu sporo ironii, poczucia bezradności, solidarności z Warszawą i złości. Zakończenie książki jest takim samym literackim majstersztykiem, jak opisywana podróż rowerem. Odmienny ciężar gatunkowy nie jest w stanie zmienić tego faktu.
W dzienniku znajdziemy tez sporo opisów codziennego życia, wakacyjnych wyjazdów, problemów związanych z pracą Bobkowskiego, wrażeń z przeczytanych książek, obejrzanych filmów i teatralnych przedstawień. Sporo jest humoru, skupienia się soczewki na komizmie rzeczywistości, sporo też mniej lub bardziej dotkliwej ironii. Język i fraza są wspaniałe, potoczyste, klarowne, precyzyjne. ogromny jest zmysł obserwacji autora i niezwykła łatwość w przelewaniu myśli na papier. Nie bez przyczyny Bobkowski chciał przewrotnie nazwać swoje wspomnienia "Wojna i spokój", dowcipnie parafrazując tytuł znanego dzieła.
Mniej ciekawe są rozważa nią na temat wojny, polityki i kondycji Francji, analiza przyczyn jej upadku i postaw obywateli. Bobkowski stara się także przewidywać powojenną rzeczywistość, często dosyć trafnie. Bobkowski często i zdecydowanie wyraża w dzienniku swoją niechęć do Rosji, do wschodniej mentalności. Nie jest też zwolennikiem polskiej skłonności do bezkrytycznego patriotyzmu, do rzucania się szabelkami na czołgi. Kultywuje natomiast indywidualizm, który cenił bardzo wysoko. Powyższe fragmenty zdecydowały zapewne o tym, że w Polsce "Szkice piórkiem" ukazały się w całości w oficjalnym wydaniu dopiero w 2007 roku.
Nie wiem, w jakim stopniu Bobkowski poprawił tekst dziennika przed jego wydaniem w 1957 roku; mam wrażenie, że w kilku miejscach na pewno skorygował swoje wspomnienia. Tak czy inaczej "Szkice piórkiem" to książka niezwykłą, wciągająca, oryginalna, jedyna w swoim rodzaju. Niektórzy nazywają dziennik Andrzeja Bobkowskiego arcydziełem. Mówi się o nim, że jest jedną z najwybitniejszych polskich książek, które nie zostały do tej pory należycie docenione i czekają na swoje odkrycie, na popularność. Mam już to odkrycie za sobą i jestem zachwycony, teraz kolej na Was. Serdecznie zachęcam do przeczytania owych intrygujących zapisków z okupowanej Francji, do wejścia w głębinę tej lektury, w jej wielowymiarowość.
PS. Ze zdjęć zamieszczonych na stronie internetowej poświęconej Andrzejowi Bobkowskiemu widać, że pisarz nie porzucił roweru i po zrealizowaniu swego marzenia, to jest wyjazdu daleko od skompromitowanej kultury europejskiej, aż do Gwatemali, gdzie osiadł, nadal podróżował z pomocą dwóch kółek. Budował także modele samolotów i pisał. Pozostawił po sobie spory dorobek, między innymi dalszy ciąg notatek oraz bogatą epistolografię. Jest wiec co planować do dalszej lektury. :)
Andrzej Bobkowski, z wykształcenia ekonomista, latem 1939 roku wyemigrował do Francji, zamieszkał w Paryżu i tam zastał go wybuch wojny. W maju 1940 roku, kiedy Niemcy zbliżali się do Paryża, zaczął sporządzać notatki w dzienniku, które złożyły się na książkę opublikowaną dopiero w latach pięćdziesiątych przez paryski Instytut Literacki. Nie wiadomo przed czym Bobkowski uciekał z Polski, chociaż "Szkice piórkiem" mogą pośrednio odpowiedzieć na to pytanie. Szczególnie fragmenty porównujące przedwojenną Polskę z Francją mogą pomóc rozwikłać tę kwestię. Atmosfera ówczesnej Polski przytłaczała go, uwierały ograniczenia, nie czuł się wystarczająco wolny. Wolność była dla Bobkowskiego wartością nadrzędną i jest to wyczuwalne na każdej stronie francuskich zapisków z lat 1940-1944. Francja dawała mu więcej możliwości. Tu tez znalazł szczęście w okrutnych czasach.
Opis sławetnej podróży rowerem przez południową Francję aż do samego Paryża zajmuje pierwszą część "Szkiców"; jest to fragment najobszerniejszy tematycznie. I chyba najpiękniejszy. Najwięcej tu swobody, radości, czerpania przyjemności z każdej chwili. Bobkowski w swoim dzienniku wychwala nie tylko wolność pod każdą postacią, jest również zagorzałym piewcą przyjemności, radości życia, drobnostek stanowiących jego koloryt. W późniejszych partiach książki pisanych już "stacjonarnie" w okupowanym Paryżu Bobkowski te dwie wartości przeciwstawia systemom totalitarnym, a także układom społecznym uniemożliwiającym ludziom dokonywania swobodnych wyborów i czerpania z życia należytej radości. W trakcie podróży autor pięknie opisuje otoczenie, swe wrażenia i przemyślenia, spotkania z ludźmi, przejazd przez Alpy, rozbijanie namiotu, pochłaniane butelki wina, czar ciepłych wieczorów.
Nie znam drugiego tak idyllicznego obrazu życia pod okupacją. Na samym początku książki znajdziemy opisy paniki wywołanej przez zbliżanie się Niemców. Po ucieczce z Paryża Bobkowski opisuje nalot samolotów na wiejska drogę i dopiero pod sam koniec, gdy stolica Francji ma zostać wyzwolona strzelaniny uliczne. Pomiędzy tymi wydarzeniami nie odczuwa się faktu, że autor pisze swoje notatki w okupowanym kraju i że trwa wojna. Nie bezpośrednio, gdyż Bobkowski lubi analizować mapy i ruchy wojsk. jest to jednak teoria.
Ostatni strony książki opisują powstanie paryskie, z tym, że jest to takie dziwne strzelanie i dziwna walka, gdyż Bobkowski wieczorami i tak wychodzi spokojnie na spacery razem z żoną Basią. Są to fragmenty o tyle gorzkie i przejmujące, gdyż Bobkowski ma świadomość różnicy pomiędzy tymi paryskimi zrywami wyzwoleńczymi, a trwającym w tym samym czasie krwawym powstaniem w Warszawie. Jest w tym porównaniu sporo ironii, poczucia bezradności, solidarności z Warszawą i złości. Zakończenie książki jest takim samym literackim majstersztykiem, jak opisywana podróż rowerem. Odmienny ciężar gatunkowy nie jest w stanie zmienić tego faktu.
W dzienniku znajdziemy tez sporo opisów codziennego życia, wakacyjnych wyjazdów, problemów związanych z pracą Bobkowskiego, wrażeń z przeczytanych książek, obejrzanych filmów i teatralnych przedstawień. Sporo jest humoru, skupienia się soczewki na komizmie rzeczywistości, sporo też mniej lub bardziej dotkliwej ironii. Język i fraza są wspaniałe, potoczyste, klarowne, precyzyjne. ogromny jest zmysł obserwacji autora i niezwykła łatwość w przelewaniu myśli na papier. Nie bez przyczyny Bobkowski chciał przewrotnie nazwać swoje wspomnienia "Wojna i spokój", dowcipnie parafrazując tytuł znanego dzieła.
Mniej ciekawe są rozważa nią na temat wojny, polityki i kondycji Francji, analiza przyczyn jej upadku i postaw obywateli. Bobkowski stara się także przewidywać powojenną rzeczywistość, często dosyć trafnie. Bobkowski często i zdecydowanie wyraża w dzienniku swoją niechęć do Rosji, do wschodniej mentalności. Nie jest też zwolennikiem polskiej skłonności do bezkrytycznego patriotyzmu, do rzucania się szabelkami na czołgi. Kultywuje natomiast indywidualizm, który cenił bardzo wysoko. Powyższe fragmenty zdecydowały zapewne o tym, że w Polsce "Szkice piórkiem" ukazały się w całości w oficjalnym wydaniu dopiero w 2007 roku.
Nie wiem, w jakim stopniu Bobkowski poprawił tekst dziennika przed jego wydaniem w 1957 roku; mam wrażenie, że w kilku miejscach na pewno skorygował swoje wspomnienia. Tak czy inaczej "Szkice piórkiem" to książka niezwykłą, wciągająca, oryginalna, jedyna w swoim rodzaju. Niektórzy nazywają dziennik Andrzeja Bobkowskiego arcydziełem. Mówi się o nim, że jest jedną z najwybitniejszych polskich książek, które nie zostały do tej pory należycie docenione i czekają na swoje odkrycie, na popularność. Mam już to odkrycie za sobą i jestem zachwycony, teraz kolej na Was. Serdecznie zachęcam do przeczytania owych intrygujących zapisków z okupowanej Francji, do wejścia w głębinę tej lektury, w jej wielowymiarowość.
PS. Ze zdjęć zamieszczonych na stronie internetowej poświęconej Andrzejowi Bobkowskiemu widać, że pisarz nie porzucił roweru i po zrealizowaniu swego marzenia, to jest wyjazdu daleko od skompromitowanej kultury europejskiej, aż do Gwatemali, gdzie osiadł, nadal podróżował z pomocą dwóch kółek. Budował także modele samolotów i pisał. Pozostawił po sobie spory dorobek, między innymi dalszy ciąg notatek oraz bogatą epistolografię. Jest wiec co planować do dalszej lektury. :)
niedziela, 12 listopada 2017
Anna Kamińska "Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci. Historia Wandy Rutkiewicz"
Biografia napisana przez Annę Kamińską zaczyna się jak rasowy kryminał. Morderstwem. Budzi to w czytelniku w pewnym sensie konsternację. Jakże to? Przecież miała być opowieść o najlepszej polskiej alpinistce, a tu nagle, niespodziewanie... Spokojnie, spokojnie, wszystko jest na swoim miejscu. "Wanda" jest oczywiście biografią Wandy Rutkiewicz, to książka o alpinizmie, o pasji, o ambicji, ale jest to równocześnie książka o ryzyku, o balansowaniu na granicy życia i śmierci. Śmierć, która czai się i posiada różne oblicza. Czytelnik nie od razu orientuje się, ze na samym początku biografia dotyka kwestii nadrzędnej w życiu każdego alpinisty, ale autorka od samego początku oswaja czytelnika z ostatecznością.
Kamińska napisała książkę rzetelną i przystępną. Być może alpiniści nie znajdą w niej niczego, o czym wcześniej by nie wiedzieli, ale i przeznaczeniem biografii było przedstawienie sylwetki Rutkiewicz szerszemu gronu odbiorców. To na pewno autorce się udało. "Wanda" nie nudzi w ani jednym momencie. Dla niektórych czytelników mankamentem może być częste wyprzedzanie wydarzeń. Takie wybieganie w przyszłość ma jednak swój urok. W końcu opowieść dotyczy spraw już dokonanych. Mnie to osobiście nie przeszkadzało.
Książka Kamińskiej zawiera oczywiście najważniejsze informacje z życia Wandy Rutkiewicz, ale najważniejszy jest chyba portret charakterologiczny zilustrowany mnóstwem przykładów zachowania i postaw Rutkiewicz. Szalona ambicja to jedna z najbardziej charakterystycznych cech Rutkiewicz, dalej upór, podporządkowanie sobie ludzi, umiejętność wpływania na nich z pomocą różnych środków, z których uśmiech i czar działały najskuteczniej. Wanda Rutkiewicz była osoba towarzyską, jednak nie pozwalała się do siebie zbliżać na zbyt mała odległość. Pośród jej priorytetów własne cele zawsze stały o stopień wyżej od kontaktów z ludźmi; przyjaźniła się z każdym dopóki, dopóty nie kolidowało to z jej planami. Nie była więc osobą łatwa we współżyciu. Tylko zanim zapadnie wyrok, warto się zastanowić, ile osiągnięć ludzkości nie ujrzałoby światła dziennego, gdyby wynalazcy nie byli odporni na zewnętrzne naciski? Sądzę, że zadałem czysto retoryczne pytanie.
"Wanda" jest opowieścią o wspinaniu się w górę, zarówno dosłownie jak też i metaforycznie. Z każdą strona rosną góry, które zdobywa Rutkiewicz, rośnie prestiż, sława, ranga w środowisku górołazów, alpinistów, wreszcie himalaistów. Biografia pokazuje, w jak trudnych warunkach rodził się sukces, jak ciężko było o pieniądze potrzebne na wyprawy, o fachowy sprzęt. Na wyprawy w Himalaje początkowo ekipa jechała samochodem pożyczonym przez FSO przez pół świata. ileż trzeba było mieć samozaparcia i hartu ducha, by to wszystko przezwyciężyć i wygrać! Osiągnąć niebywały sukces.
Mocna stroną "Wandy" są zawarte w biografii liczne wspomnienia znajomych, przyjaciół, które niezwykle wzbogacają portret Wandy Rutkiewicz jako człowieka, kobietę, szefa wyprawy, żonę, przyjaciółkę, członka rodziny. Czytelnik otrzymał do reki dobrze napisaną biografię ciekawej postaci, historię, jak w tytule sugeruje sama autorka. Jest to historia życia,w której główną role odgrywa śmierć, zawsze przyczajona wysoko w górach na śmiałków, którzy odważyli się je zdobywać, siejąca swoje bogate żniwa. Wanda Rutkiewicz nigdy nie wróciła ze swojej ostatniej wyprawy. Tak, ostatniej, definitywnej. Na zawsze zagubiona gdzieś w bezkresnej bieli, w nieznanym miejscu na niebotycznej wysokości, nigdy już nie powróciła, zaginął po niej ślad. Pozostały po Wandzie jej sukcesy i trwa jej legenda. Pozostała opowieść. Zachęcam do przeczytania tej fascynującej historii, która opowiada o niezwykłej kobiecie oraz o jej pasji.
Subskrybuj:
Posty (Atom)