środa, 29 maja 2019

Roger Zelazny „Aleja potępienia”





















15 minut temu skończyłem czytać drugi raz, pierwszy raz z historią Czarta Tannera, który wiezie niebezpieczną drogą lekarstwo z Los Angeles do Bostonu, był około 35 lat temu; miałem wówczas naście lat. Wtedy byłem zachwycony, teraz jestem lekko rozczarowany. Z tej książki mógłby powstać niewątpliwie film z gatunku kina akcji z tych o szybszym tempie (powstał w 1977 roku, jednak mocno różniący się od książki). W sumie trudno jest oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia z połączeniem kilku gatunków, niekonieczne literackich: science-fiction, książki postapokaliptycznej, thrillera, książki przygodowej z nawiązaniami filmowymi takim jak kino drogi, aluzje do modnych pod koniec lat 60-tych w USA filmów o gangach motocyklowych (kino klasy B) oraz głównym chyba nawiązaniem do filmu „Cena strachu” (reż. Henri-Georges Clouzot, Francja 1953). Dawniej zwróciłem uwagę wyłącznie na warstwę narracyjną książki, wartką, podlegająca nieustannym zmianom, bez chwili wytchnienia prowadząca czytelnika od wydarzenia do wydarzenia. Dziś czytam bardziej krytycznym okiem i dostrzegam sporo drobnych mankamentów. Dotyczą one przede wszystkim zachowania Tannera oraz innych bohaterów, ale i luk fabularnych. Pomiędzy trzema pojazdami nie ma wspólnoty, a przecież powinny mieć ten sam cel i współpracować. Nie wiadomo, czy pozostałe pojazdy też wiozły lekarstwo, czy miał je tylko Tanner. Kto był dowódcą i dlaczego skoro jemu powierzono misję, nie decydował o losie konwoju? Dlaczego w miastach nie było deszczu głazów? Po latach bardzo też irytowało mnie beznamiętne rozwalanie wrogów, ów minimalizm psychologiczny i maksymalizm drakońskich odruchów. Nie ma tu miejsca na uczucia, tym bardziej dziwi wątek, hmmm... miłosny. Aleją już po drugiej stronie rzeki jeżdżą sobie ciężarówki, ale tylko na Tannera uwzięły się wszystkie okoliczne gangi motocyklowe, z czego wynika jatka za jatką. Zastanawiałem się, czy można by książce przypisać jakieś drugie dno bądź przesłanie, ale, prawdę mówiąc, ja nie znalazłem dla siebie wiarygodnego, solidnego punktu zaczepienia. „Aleja” nie jest na pewno przestrogą przed zagładą nuklearną, strach przed nią wprawdzie odciska na książce piętno, ale bardziej jest punktem wyjścia dla historii, niż jej esencją. Najprędzej książka Zelazny'ego jest ponurą opowieścią o bezwzględnym, nieprzyjaznym, brutalnym i pełnym zagrożeń świecie, w którym należy liczyć wyłącznie na siebie i nawet odruchy niosące dobro mają charakter łamania żeber. Książkę czyta się szybko, jak już wspomniałem, jednak nie każdym może przypaść do gustu lapidarność stylu autora, uproszczone relacje międzyludzkie oraz spora dawka przemocy. Nie polecam, nie odradzam, czytać na własną odpowiedzialność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz