piątek, 22 marca 2019
Małgorzata Szejnert „Czarny ogród”
Po lekturze takiej książki
czuje się jednocześnie przesyt i niedosyt. To pierwsze powoduje natłok
informacji, drugie świadomość, że autorka i tak leciała po łebkach.
Zaczyna się od prehistorii rodu Giesche i ten fragment książki,
najodleglejszy w czasie, jest paradoksalnie opisany dosyć obszernie. Im
bliżej końca książki, w miarę następujących po sobie latach, autorka
wybiera pojedyncze zdarzenia i nie można oprzeć się wrażeniu
skrótowości. Chciałoby się więcej i więcej. Jednocześnie i tak
otrzymujemy wiele, bardzo wiele. Historia osiedli robotniczych Giszowiec
i Nikiszowiec (obecnie uznanych przez UNESCO za zabytki) wiąże się z
historią górnictwa, ale Szejnert wprawdzie sporo pisze o przemyśle,
zawsze jednak w perspektywie ludzkiej egzystencji. To jest piękne w tej
książce, że znalazły w niej miejsce koleje losów zarówno prominentów,
jak też osób anonimowych. Czasem drażnią pewne niekonsekwencje, drobne
błędy, jak na przykład podanie roku strajku w filmie Kazimierza Kutza
„Perła w koronie” na 1937 rok, podczas gdy miał on miejsce cztery lata
wcześniej. Lubię bardzo książki, które opowiadają o miejscach znanych mi
z autopsji. Szejnert często wspomina miasto mojego urodzenia i mojego
obecnego zamieszkania, sam Nikiszowiec znam, gdyż go zwiedzałem, leży
zresztą bardzo blisko i w każdej chwili mogę tam wpaść. We wspomnianej w książce willi katowickiego architekta Tadeusza Michejdy, stojącej przy ulicy Poniatowskiego, po wojnie mieszkała ciotka mojej macochy; spędziłem w niej Wigilię w 1989 roku i był to początek mojej fascynacji architekturą modernistyczną. Wracając do
książki, zachwyca również jej forma, gdyż jest bogata w archiwalne
fotografie, które w doskonały sposób uzupełniają tekst. W sumie mam
wrażenie, że historia rodu Giesche oraz losów wybudowanych przez niego
domków robotniczych rozszczepia się w książce na historię ludzi,
krwistych, prawdziwych, pełnych wahań w podejmowanych decyzjach,
niełatwe bowiem były relacje polsko-niemieckie na Śląsku, niejasne
podziały pomiędzy oboma żywiołami. Często w jednej rodzinie jeden brat
był za Niemcami, drugi za Polską. Nie ułatwiły tych relacji zmiany po II
Wojnie Światowej, gdyż rządy komunistów z jednej strony dewastowały
zabytki oraz krajobraz, z drugiej godziły w rdzeń śląskości, mieszając
tutejszą ludność z przyjezdnymi. Szejnert ukazuje to w nieco złagodzonej
formie, ktoś spoza Śląska może się nie zorientować. Podaje natomiast
przykłady ludzi przyjezdnych, którzy Nikiszowiec i Giszowiec uznali za
swoją nową małą ojczyznę i zasłużyli się dla niej społecznym działaniem.
Sama Szejnert zresztą napisała „Czarny ogród” z podobnego powodu; na
Śląsku znalazła się kiedyś przypadkowo i zakochała się w tym miejscu.
Książka jest owocem tej fascynacji, dosyć wnikliwym i mimo że jej
autorka nie do końca wyczuwa miejscowy klimat (ale kto go dziś tak
naprawdę wyczuwa, po tych wszystkich latach i zmianach?), to jednak
bezcennym i jedynym w swoim rodzaju.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz