sobota, 2 września 2017

Markus Zusak "Złodziejka książek"

     Wielką sztuką jest napisać książkę o przerażających czasach, o straszliwym państwie w sposób, by nie przerazić, by nie wzbudzić strachu. Każdy z nas jest świadomy czym była II Wojna Światowa i jakie okropności się z nią wiążą. Markusowi Zusakowi udało się opowiedzieć historię z tamtych czasów i jednocześnie oczarować nią czytelnika, wcale nie udając, że czasy nie były wcielonym złem.
     Już narrator książki stanowi zaskoczenie, jest nią bowiem spersonifikowana Pan Śmierć. Tak właśnie; w książce jest ona rodzaju męskiego. Zbiera żniwa, zabiera w swe dłonie dusze, jest wszędzie i wszystko widzi, jednakże swej pracy nie wykonuje z lubością i z zapałem. Wykonuje ją bo musi. Jest zmęczona tym co robi, w czym przypomina Śmierć z filmu Fritza Langa z 1921 roku. Na swej drodze Śmierć spotyka dziewczynkę, której postanawia się przyglądać. Dzięki temu poznajemy losy Liesel Meminger.
     Zusak napisał piękną opowieść o ludzkiej solidarności. Jest to historia dzieciństwa, więc potrzebne są w niej relacje z rodzicami i rówieśnikami. Liesel mieszka u przybranych rodziców i przyjaźnie się w szkole z Rudy Steinerem. Relacje te są serdeczne i głęboko ludzkie, mimo najróżniejszych konfliktów. Panuję między nimi porozumienie, podskórna sympatia. W każdym razie stosunki między tymi bliskimi sobie osobami, a raczej relacje Liesel z wszystkimi ważnymi dla niej osobami maja charakter wręcz idylliczny. Dziewczynka w czasach wojennych i dyktatury narodowych socjalistów doznaje dobra. Ten kontrast pogłębia przepaść pomiędzy tym, co jest ludzkie a co nieludzkie. Podobnie jak treść książki Zusaka brzmi tytuł czeskiej tragikomedii "Musimy sobie pomagać" Jana Hřebejka z 2000 roku i nie dla tytułu tylko go przywołuję, gdyż sytuacja w książce przypomina sytuację w filmie. Tyle że do książki Zusaka bardziej niż słowo musimy pasowałoby chcemy, albo po prostu pomagamy sobie.
     Liesel spotyka na swej drodze oczywiście także i złych ludzi, jest to nieuniknione, jednak dziewczynka potrafi wymykać się złu, przechodzić z godnością ponad i obok niego. Dopiero przyjaźń z Maksem ukarze Liesel prawdziwe zło i zada cierpienie, nie będzie mogła bowiem znieść losu zgotowanego jej przyjacielowi. Nie zdoła się z tym pogodzić.
     W najgłębszych ciemnościach nawet najbledsze światło niesie z sobą nadzieję. Dla Liesel takim światłem jest przyjaźń i dobroć najbliższego otoczenia, ale równocześnie dziewczynka jest zafascynowana książkami i stara się je poznawać, czytać. Nie waha się przed kradzieżą. Kradzieży książki nie uznaje za zło. Swego czynu Liesel nawet nie rozważa w takich kategoriach; po prostu ona musi czytać i musi posiadać książki. Niektóre z nich czyta nawet kilkunastokrotnie. "Złodziejka książek" jest niewątpliwie peanem na temat czytania.
     Książka swoim tonem w wielu  miejscach przypomina "Małego księcia". Szczególnie przypowieść, której autorem jest Max, napisana jest w podobny sposób. Nic więc dziwnego, że Max swoimi tekstami potrafi tak urzec Liesel. Ta jest przecież łakoma na piękne opowiadania. I w tym aspekcie doskonale ja rozumieją wszyscy miłośnicy książek. Książki dają Liesel radość, dają jej wolność, są jej przyjaciółmi, które odgradzają dziewczynkę od okropieństw, prowadząc innymi drogami w lepsze światy. Liesel potrafi jednak oddzielić fikcję od rzeczywistości i kiedy trzeba, nie ucieka przed światem. To świadczy zarówno o jej odwadze, jak też o świadomości, która posiada.
     Można by długo jeszcze analizować sytuacje i powiązania w "Złodziejce książek", jednak wymagałoby to zdradzenia fabuły, czego chciałbym uniknąć. Zapewniam jednak, że możliwości jest wiele, Zusak napisał bowiem piękną, głęboką i - można chyba się pokusić o takie stwierdzenie - uniwersalną książkę, która wywołuje gamę uczuć i lawinę myśli. W której radość miesza się ze smutkiem, dobro ze złem, konieczność z wyborem i nienawiść z miłością. Każda zresztą nawet najlepsza książka kiedyś się kończy, podobnie jak każda recenzja. Kiedy kończyłem lekturę "Złodziejki książek" odczuwałem niedosyt i smutek, ponieważ nie chciałem jeszcze rozstawać się z książką oraz z jej bohaterką, a jednak musiałem to zrobić. Na całe szczęście lubię powracać do przeczytanych już książek, więc na myśl o powrocie do "Złodziejki książek" na mej twarzy pojawił się uśmiech. :)

     Na koniec dodam jeszcze tak przy okazji z nieco innej beczki, ze nie przepadam za okładkami, na których znajdują się kadry z filmu. Pierwsze wydanie "Złodziejki książek miało fantastyczna okładkę przedstawiająca dziewczynkę tańczącą ze śmiercią, co doskonale oddawało ducha powieści Zuzsaka i było fantastyczna alegorią. Danse macabre to motyw średniowieczny symbolizujący wszechobecność śmierci i lepszego chyba nie można znaleźć. Nowa okładka jest w sumie banalnie dosłowna i w trywialny sposób zdradza treść książki.
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz