sobota, 6 października 2012

* * *

Ziemia
planeta
kopulacji
planeta
oddechów
planeta słów
i milczenia

ziemia
planeta spojrzeń
i ślepców
planeta
zniszczenia
planeta
zbrojna
planeta
brzemienna
w śmierć



środa, 11 kwietnia 2012

91. "Celine i Julie odpływają" (1974)


"Celine i Julie odpływają" (Céline et Julie vont en bateau), reż. Jacques Rivette (Francja 1974). Oniryczny ponad trzygodzinny film o przyjaźni dwóch młodych kobiet, które połaczyła magia i tajemnica pewnego domostwa. Miejscami surrealistyczny obraz Rivette'a ciężko jest sklasyfikować. Na kilkadziesiąt lat przed postmodernistycznym bełkotem, Rivette bawi się konwencjami, na przykład w scenie kradzieży ksiąg z biblioteki mamy odwołanie do "Les Vampires" Louisa Feuillade'a, a ścislej się wyrażając do obcisłego stroju Stacii Napierkowskiej:


Dziewczyny parodiują bohaterkę "Wampirów" na wesoło, uciekaja bowiem w charakterystycznych ubraniach  na wrotkach i cały czas chichoczą. W innym ujęciu Celina przybiera postawę herr Maxa Schrecka ze słynnego filmu Murnaua o zakochanym wampirze. Mamy tez aluzję do "Kabaretu" Baba Fosse'a, "Jules i Jim" Truffauta. I tak dalej.



Film ma luźną budowę; przenikaja się w nim dwa światy: rzeczywistosć Celiny i Julii oraz swiat tajemniczego domu, który zostaje odkrywany stopniowo poprzez ssanie landrynek przywołujacych wizje. Nie wiem na ile na formę i treść filmu wpłynął klimat wczesnych lat 70-tych, ale sądzę że jego wpływ jest wyraźnie odczuwalny. Bohaterkami filmu są przede wszytskim kobiety, mężczyzn tu jak na lekarstwo. Kino wysokiej marki, lecz nie dla każdego (jak magiczny teatr w "Wilku stepowym ;) ).

                                         Julia i Celina jedzą landrynki

Koniec


Ścięte drzewo, ścięta głowa - koniec wszystkiego.

czwartek, 23 lutego 2012

90. "Safona" (1921)

"Sappho", reż. Dimitri Buchowetzki (Niemcy, 1921). Film można w skrócie określić tytułem innego filmu; mam na mysli "Fatalne zauroczenie". Heroina Sappho (Pola Negri) uwodzi kolejnych mężczyzn. Inżynier Georg de la Croix (Alfred Abel, który rok później znów zagra rolę szaleńca opętanego wydumaną miłością w "Fantomie" Murnaua) traci uczucie Sappho na rzecz swego szefa i popada w obłęd. Odwiedza go w szpitalu jego brat Richard (Johannes Riemann), który również wkrótce zostaje opętany urokuiem Sappho. Dziewczyna postanawia porzucić przeszłość i zosatć z Richardem, ten jednak dowiaduje się o przyczyne obłędu George'a i zrywa z Sappho. Namiętności w filmie Buchowetzky'ego są silne, niemal bezwarunkowo kierują poczynaniami bohaterów. Dość powiedzieć, że George ucieka dla Sappho ze szpitala, a Richard porzuca narzeczoną tuż przed ślubem, co doprowadzi wszystykich do tragicznego - jak można się było łatwo domyślić - finału, który rozegra się ironicznie na tle eksplozji karnawałowej radości. Piękna jest fotografia tego filmu. Szczególnie geometryczne ujęcię podejmowania z tacy kieliszków przez siedzących w kole mężczyzn sfotografowane z góry, co daje efekt ruchu od środka na zewnątrz na zasadzie rozchodzących się promieni (tak później fotografowane były koliste układy rewii w filmach muzycznych z lat trzydziestych), pozostaje w pamięci na długo. Alfred Abel z brodą jako szaleniec, to też widok ciekawy. Pola Negri zagrała wyraziście i miejscami ekspresyjnie. Film nie ukazuje jednak współczesnemu widzowi odpowiedzi na pytanie, co takiego posiada  w sobie Sappho, że tak mocno zawraca i miesza mężczyznom w w głowach. Ot zwykła ładna dziewczyna, z wyglądu żaden wamp, żeden demon.Widocznie 90 lat temu heroina nie musiała być wulgarną, przerysowaną kobietą z pół-odsłoniętym gigantycznym biustem i wyobraźnia ludzka nie była jeszcze aż tak zaśmiecona i przejęta przez stereotypy jak dziś. Bo przecież coś w sobie Pola Negri mieć musiała, skoro potrafiła zawrócić w głowie nawet samemu Chaplinow, prawda? ;)

poniedziałek, 24 października 2011

[*]

Najsmutniejsza z możliwych wiadomości... Beznadziejnie, bo dowiedziałem się o tym dopiero wczoraj, ponad 2 tygodnie po fakcie... Beznadziejnie, powtarzam, bo nawet gdybym wiedział, nie mógłbym temu zapobiec. Bert Jansch nie żyje. Będę zawsze tęsknił za twoim ciepłym śpiewnym głosem i fantastycznymi dźwiękami twojej gitary. Teraz grasz z aniołami, ty, który powiedziałeś o sobie, że gdybyś nie został muzykiem, chciałbyś być ogrodnikiem, a przecież całe swoje życie uprawiałeś cudowne ogrody Muzyki... Podróżniku przez nieprzebrane krainy uporządkowanych dźwięków, poprzez przestrzenie mierzone kilometrami, granicami miast, ludzkimi twarzami, rzekami, limitem horyzontu i przez atmosferyczne przestrzenie Brytyjskiego Królestwa Folku, poprzez czas, który nieubłaganie zmierza do wiekuistości, do bezczasowości, do zniesienia granic i poprzez czas, poprzez dni, które znaczyłeś jako milowe kamienie; to były dni, w których ukazywały się materialne płyt z twoją niematerialną Muzyką. Dziękuję za to wszystko, co pozostawiłeś. Stałeś się teraz równy Wielkim Nauczycielom Ludzkości, których krąg czekał na twe przyjście, który zgotował ci powitalna owację i którego niezliczone szeregi powiększyłeś, mnie pogrążając w rozpaczy. Zakończyłeś bezpowrotnie swoją służbę w Rosemary Lane... Wiem, że nie spoczniesz na wieki, bo właśnie stanąłeś twarzą w twarz z wiecznością Muzyki i oddasz się teraz temu, co kochałeś najbardziej, co robiłeś najlepiej, do czego zostałeś stworzony i w czym doskonale się zrealizowałeś.

Tęsknię... Płaczę... Wish you were here...

Dwie piąte zespołu Pentangle; nagranie pochodzi z filmu "Acoustic Routes" poświęconego Bertowi Janschowi oraz jego przyjaciołom z brytyjskiej sceny folkowej końca lat sześćdziesiątych.

>