𝓣𝓻𝓪𝔀𝓪 𝓷𝓪𝓭 𝓦𝓲𝓵𝓲ą
Rosła cicha, milcząca, wytrwała
Porastała zbocze opadające ku rzece
W słoneczne letnie dni roje ludzkich
Insektów spijały na niej miód ciepła
I kąpały się w rzece, zbiegając ku niej ze śmiechem
I z wesołymi okrzykami
Dźganiem broniła się przed rojnym naporem
To była próba powstrzymywania nieuchronnego
Lecz gdyby stworzyć mapy
Wgniecione plamy zniknęłyby w morzu
Ponieważ była silna i waleczna
Kiedy zmieniano granice, ona pozostała obojętna
Jak kamienie na trakcie, jak piasek
Po latach jeden z kąpiących się
Krzyczących amatorów miodu
Opisał tamten czas, ten błysk
Zatęsknił do rodzinnych stron
Do krainy Nigdzie
Wszystko sfałszował, pamiętał rzekę
Radość, topografię własnych ruchów
Obecności trawy nie zauważył
Nie zwracamy uwagi na to co wieczne
Zaślepiła go tęsknota i trucizna nostalgii
Ta sama trawa, to samo zbocze
Ta sama rzeka pod tym samymi gwiazdami
I być może kiedyś znowu ktoś opisze
Swą sekundę w tym miejscu jaśniejącą
Niepowtarzalną za kilkadziesiąt nowych lat
Daleko, daleko...
[28.XI.2023 r.]
wtorek, 28 listopada 2023
czwartek, 16 listopada 2023
O książce "Nie nasz papież"
Satanistyczne brednie. Komunizm rzeczywiście to była taka błahostka i dotyczyła tak niewielu ludzi, że trzeba było walczyć z seksualnym pociągiem księży (bo każdy ksiądz się z tym obnosi i żaden nie może ukryć przed wzrokiem papieża, hahahahaha), bo znamy kilkanaście nazwisk takich księży, a komunizm to wcale nikomu nie szkodził, ubeków i esbeków było widocznie mniej niż pedofilii, Popiełuszko zamordowany, kurde, przecież pedofilia gorsza od morderstwa, a Pyjas? A Wujek? A Wybrzeże 1970? A Poznań 1956???? No, komunizm dobro, a ludzka słabość na potęgę występująca poza kościołem to zło (ale pedofilia poza kościołem jakoś nie jest piętnowana, dziwne, hmmmmm, bardzo dziwne). Taaa, nie rozumiał funkcjonowania reszty świata. Ja też nie rozumiem palenia ludzi przez USA napalmem w Wietnamie i torturowania ludzi przez USA w Guantanamo. Reszta świata! Hahahha, czyli połowy, bo tyle było wtedy komunizmu na świece (dzięki USA, które oddało na pastwę tortur, biedy i śmierci pól Europy w Jałcie). Jasne, papież miał wyłapywać muszy po kątach, podczas gdy lwy pożerały ludzi! Tylko kretyni zapomnieli co to był komunizm! A może papież miał się rozszczepić? Tylko debile, którzy nie przeżyli papieskich pielgrzymek niosących milionom ludzi w komuszej Polsce nadziei mogą bredzić, że nie rozumiał. Jeden cel, jakim była Polska, taaaa, bo komunizm był jedynie w Polsce, cóż za demagogia. I ruskie łagry były lepsze od kilku pedofili. Międzynarodowa perspektywa, hahahaha, jakoś nie pamiętam w latach 80-tych zarzutów stawianych papieżowi przez Wlekłego, a chyba komuchom byłyby wtedy na rękę????????????? Nie było jednak wtedy takich zarzutów i brednie Wlekłego to współczesny satanistyczny wymysł, przynależny do czasów, kiedy wszelkie wartości ponadczasowe od osobistej kultury po idee humanizmu są dziś profanowane przez cyników, ironistów, chamów i nihilistów. Zaślepiony... A może zmuszony do wyboru, bo istnieją priorytety? Wlekły qurwa cieszy się z wolności słowa i z demokracji, ale podgryza łydki tym, którzy wspierali drogę do wolności i do jej uzyskania się przyczynili. A może mieli zagłębić się w wydarzenia w Koziej Wólce, bo proboszcz obłapił ministranta (oczywiście to zło, ale chyba w innej skali?????), podczas gdy milicja biła ludzi gumowymi pałkami (mądrale, którzy nigdy nie dostali taką pałą teraz robią z siebie przemądrzałych palantów - widać bicie ludzi nie jest ani złem, ani poniżeniem - i znowu bicie ludzi przez zomo dla mędrka Wlekłego jest bagatelne, bo on po latach i bez własnych doświadczeń tako rzecze jak Zaratustra swoje brednie, które nie przestają do tamtych czasów, hahahahahaha. Cały świat był wtedy zaślepiony, dopiero Wlekły po 40 latach go oświecił!!!!!!!!!!! No, geniusz! Niewygodne pytania, qurwa, a ludzie w komunizmie mieli kupować dalej jedyny asortyment na półkach, ocet, i stać w niebotycznych kolejkach za kawą, które były zajmowane dzień wcześniej. Chyba kompletnie poperdoliło Wlekłego. I wszystkich mu podobnym. Autor pseudo historycznej pracy, która deformuje realia opisywanego czasu. czyli czysta demagogia. To chyba nie twój papież, nie mów za innych, a szczególnie za tych, którzy doświadczyli tamten czas!
piątek, 10 marca 2023
Susan Sontag „Zestaw do śmierci”
Post nr 600
środa, 4 stycznia 2023
Adam Mickiewicz ,,Konrad Wallenrod"
Nowy rok rozpocząłem od lektury romantycznego klasyka. Co mnie o tego skłoniło? Od dawna przymierzam się do powtórki z „Pana Tadeusza”, więc to chyba był przymiarka do przymiarki. „Konrad Wallenrod” to była lektura z czasów mojej podstawówki i przyznać muszę, że po upływie czterdziestu kilku lat w miarę czytania większość istotnych elementów akcji, jeśli nie powstawała z popiołów mej pamięci, to na pewno sprawiało silne wrażenie déjà vu. Wychodzi na to, że zostałem porządnie przemaglowany z lektury, tak solidnie, że dziś następujące po sobie wersy poematu ożywiały we mnie kolejne opisywane przez Mickiewicza zdarzenia i po skończeniu lektury nie miałem wrażenia poznania, tylko odświeżenia. Powstaje teraz pytanie, czy całość nie jest szyta zbyt grubymi nićmi? W balladzie „Alpuhara” pokazany jest model zdradliwej zemsty na wrogu, ale czy aby postawa Wallenroda jest tak samo czysta i nie pociąga za sobą niewinnych ofiar, jak samopoświecenie Almanzora, bohatera ballady? Chyba prowadzenie wojny z Litwinami, nawet jeśli to wojna prowadzona na zgubę Zakonu Krzyżackiego, pociąga za sobą więcej niewinnych ofiar? Pytanie, czy w Mickiewiczowskich czasach ktoś o tym myślał? Skoro jednak literaturoznawstwo polega na wciąż ponownych analizach tekstów, na nowym ich odczytywaniu, moje pytanie nie jest wcale bezzasadne. Problem polega tylko w rozwiązaniu kwestii, czy tekst napisany w konkretnych realiach można dziś odczytywać w kontekście wszystkiego, co współczesne? Trudny to temat i każdy z Was niech sam odpowie na to pytanie. Na pewno nikt nie posiądzie definitywnej racji. A już na pewno nie w prosty, złożony z kilku zdań, sposób. Co myślą o tym moi szanowni czytelnicy?
---------------------------------------------
Na zdjęciu moje wydanie z 1956 roku.
środa, 7 grudnia 2022
Sinclair Lewis ,,Ulica Główna"
Wydana w 1920 roku historia Karoliny Milford, która z miasta przenosi się z mężem na uesańską prowincję. Małe miasteczko wydaje się jej brzydkie, a ona pełna jest idei i energii, by zmieniać świat. Pragnie wpływać na otoczenie. Szybko jednak zostaje skonfrontowana z miejscową koterią. Książka jest ciekawym studium kobiecej psychiki wystawionej na kolejne próby, na zmaganie się z prowincjonalnymi matronami, nieokrzesanymi farmerami i biznesmenami, z całą tą pospolitością, jak pojmuje Karolina swe otoczenie, z fałszywą pobożnością bądź z nadmierną dewocją. Karolinie przychodzi żyć w miasteczku, w którym każdy śledzi jej ruch jako nowicjuszki w małomiasteczkowym środowisku i w którym wszyscy wiedzą o sobie wszystko, a każdy ruch jest na tysiąc sposobów obgadany w stu różnych miejscach, od salonu golibrody począwszy po miejscowy elitarny klub. Przeczytałem w sześć dni ponad 700 stron z wypiekami na twarzy. Klasyka to jednak jest potęga. Książka stylistycznie nawiązuje do klasycznej XIX wiecznej powieści i przepełniona jest uroczym jowialnym Dickensowskim humorem, jednak nie sprawia anachronicznego wrażenia, gdyż jest skąpa w opisy przyrody, Lewis skupia się na portrecie psychologicznym głównej bohaterki, jego narrator wie o niej wszystko, a opisuje to językiem czytelnym, wartkim i tylko sporadycznie używa się w powieści nazbyt wyszukanych zwrotów. Polecam bardzo to moje odkrycie.
niedziela, 20 listopada 2022
Sándor Márai „Żar”
Zaskakująca książka napisana właściwie w formie monologu. Opowieść o miłości i przyjaźni. Márai stosuje w niej chwyt retrospektywy, a raczej wspomnienia. Oto po czterdziestu jeden latach od ostatniego spotkania dwóch ponad siedemdziesięcioletnich starców zasiada do wspólnej kolacji, aby wyjaśnić sobie przeszłość. Bo Ż𝑎𝑟 to także książka o pamięci oraz o niemożliwości ustalenia obiektywnej prawdy. Obaj znają wydarzenia, czytelnik poznaje je dopiero z gawędy narratora, a potem z monologu generała. Márai umiejętnie, budując napięcie, odsłania czytelnikowi fakty znane obu bohaterom, kluczowe zdarzenia podając w odpowiednich momencie akcji, zaskakując tym czytelnika. Trudno zresztą w przypadku Ż𝑎𝑟𝑢 mówić o akcji, gdyż jak już wspomniałem, większość zdarzeń zawarta jest w opowieści generała, którą przywołuje przeszłość. Dlatego książka pozbawiona jest właściwie dialogów. Na marginesie gawędy generała pojawia się wiele ciekawych refleksji, przemyśleń, obserwacji, co tworzy w tej niewielkich rozmiarów książce drugą warstwę, filozoficzną lub raczej refleksyjną. Ż𝑎𝑟 napisany jest pięknym literackim językiem, to kolejny istotny walor tej książki. Márai w swoich 𝐷𝑧𝑖𝑒𝑛𝑛𝑛𝑖𝑘𝑎𝑐ℎ niejednokrotnie narzeka na literaturę niskich lotów pisaną niedbałym, nieliterackim językiem, sam dając dowód, że sztuka, w tym przypadku sztuka literacka, oprócz treści potrzebuje także adekwatnej formy i języka na wysokim poziomie. Kto czytał 𝐷𝑧𝑖𝑒𝑛𝑛𝑛𝑖𝑘𝑖, ten wie, że Márai jest mistrzem nie tylko intelektu, ale i mistrzem tworzenia nastroju z pomocą wyrazów. Ż𝑎𝑟 jest tego dobitnym przykładem. Nie ma w tej książce właściwie nostalgii, gdyż generał jest od lat pogodzony z przeszłością, są za to namacalne popioły czasu, które strawiły jego wiarę w miłość i przyjaźń, czyniąc z niego starzejący się manekin. Czy jednak do końca? Na to pytanie każdy czytelnik musi odpowiedzieć sobie sam. Gdyby wszystko było już dla generała jasne, wytłumaczone i skończone, czy potrzebowałby wtedy spotkania z dawnym przyjacielem? Czytajcie i rozkoszujcie się pisarskim kunsztem tej opowieści o zranionej ludzkiej psychice, której doznany przed laty zawód zmienił całkowicie życie.
piątek, 18 listopada 2022
Georges Perec / Oulipo ,,Podróże zimowe"
W 1979 roku Perec napisał 13-stronnicowe opowiadanie o odkryciu przed II Wojna Światową tomiku wierszy autorstwa nikomu nie znanego poety zatytułowany 𝘗𝘰𝘥𝘳óż 𝘻𝘪𝘮𝘰𝘸𝘢, w którym znalazły się cytaty wszystkich wybitnych poetów francuskich. Problem polegał na tym, że tomik Hugo Verniera datuje się na 1850 rok, czyli na długo wcześniej od swoich następców. Okazuje się, że poezja francuska jest plagiatem książeczki Verniera. Do opowiadania Pereka twórcy związani z grupą Oulipo dopisali 21 kolejnych tekstów. 𝘗𝘰𝘥𝘳óż𝘦 𝘻𝘪𝘮𝘰𝘸𝘦 stanowią swoistą powieść zbiorową, w której kolejna cześć koreluje z poprzednią, a wiedza na temat Hugo Verniera i jego tajemniczego zbioru wierszy rozrasta się i kieruje w wiele zaskakujących stron. Książka jest osobliwa nie tylko poprzez swoją formę, ale dzięki swoistej grze, która zmusza czytelnika do oddzielenia tego co jest prawdą, a co zmyśleniem.
poniedziałek, 17 października 2022
Artur Nowak i Stanisław Obirek ,,Babilon. Kryminalna historia Kościoła"
Dawno już nie miałem styczności z tak tendencyjną książką. Oczywiście poruszane w niej problemy należy nagłośniać, piętnować, rozwiązywać, ale... No właśnie, autorzy traktują te problemy jako kościelną normę, powszechną i zakorzenioną od zarania. Od dna po szczyt hierarchii. Jednostronność i jad aż biją w oczy. Piętnują wykorzystywanie seksualne sióstr zakonnych, ale ani razu nie pada tu zarzut łamania ślubów czystości. Nie, według nich duchowny ma prawo pożądać, ale nie ma prawa realizować pożądania. To samo z homoseksualizmem; homoseksualny ksiądz może być dobrym księdzem, byle nie praktykował homoseksualizmu. Czyli problem ma się rozwiązać sam. W jednym rozdziale autorzy przywołują psychologów, którzy głoszą, że homoseksualista nie znaczy pedofil, po czym w tym samym rozdziale sypią garściami przykłady na homoseksualnych księży uwikłanych w pedofilię. Sami sobie wiec przeczą. Ale czego się nie zrobi, żeby komuś dowalić? Sam podtytuł świadczy o pokrętności autorów, którzy we wstępie zaznaczAają, że krytyka Kościoła nie jest ich intencją, pragną bowiem odnowy i zmian, jednak insynuują sprawy podchodzące pod prokuratora, zamiast więc pisać książkę, powinni zebrać dowody i udać się do powyższej instytucji z udokumentowanymi oskarżeniami. Ale autorzy są na tyle sprytni, że podsuwając problemy, zakładają, że w rozwiązaniu ich wyręczy ich ktoś inny. Kto? Tego nie wskazują. Napisali o kilku publicznie znanych już faktach i robota skończona, ręce umyte, czas - jak zapowiadają - na następną publikację atakującą Jana Pawła II. Na koniec zostałem zniesmaczony porównaniem Kaczyńskiego i Rydzyka do Putina i jego cerkiewnego akolity. No rzeczywiście, pazerny Rydzyk to to samo co usprawiedliwiająca wojnę i morderstwa na Ukrainie głowa rosyjskiego prawosławia. Odnośnie porównania Kaczyńskiego do Putina, to po prostu dla logicznie myślących, w Rosji takie porównanie w książce nie miałoby prawa się ukazać. Książka ta pokazuje, że umiejętność czytania z wyłapywaniem kontekstów jest nieodzowna. Nie można brać wszystkiego na wiarę, co zostało wydrukowane. O ileż bardziej byłaby ta książka lepsza, gdyby autorzy chociaż bardziej wyważyli oskarżenia względem stanu faktycznego (niesienie przez Kościół - autorzy piszą tę nazwę własną tendencyjnie małą literą - nadziei, pociechy duchowej, wiary w sensowność życia, działalności charytatywnej nie są tu nawet wzmiankowane), nie stosowali ironicznych wypowiedzi i spróbowali wskazać metody naprawcze. Tego jednak nie należy oczekiwać od zajętych zjadliwą krytyką fanatyków. Powstała więc publikacja na poziomie szkalującego agitatorskiego pisemka i chociaż intencje autorów są niby szczytne, jednak trudno znaleźć w tekście jakichkolwiek próby zrozumienia, a od tego chyba zaczyna się analiza problemu. Coś się zdarzyło, zakonnice zostały wykorzystane seksualnie (nie broniły się? wpierw rozkładały nogi, a dopiero potem krzyczały, po fakcie? Księżą chmara gościli w żeńskich zakonach w celach prokreacyjnych?) i zdarzyło się głownie w USA (wszystkie podane przypadki pochodzą z tego kraju), ale co tam, na całym świecie we wszystkich zakonach trwa rozpasana rozpusta, czytelnik nie dowie się jednak, jaka jest jej przyczyna. Czy panujące warunki? Czy nadpobudliwość księży ślubujących czystość? Czy bierność siostrzyczek? Czy może przyczyną jest celibat? Trudno szukać w książce takich rozważań. Dwóch wielkich reporterów zaprawionych w literaturze antyklerykalnej i nie wpadło na pomysł zanalizowania przyczyn. Książka przypomina więc toporne walenie pięścią po twarzy. A masz! A masz! Żeby coś piętnować, trzeba też zanalizować przyczyny i sugerować rozwiązania. A tak na usta ciśnie się przysłowie: ,,Psy szczekają, karawana jedzie dalej".
środa, 1 czerwca 2022
Halina Korolec-Bujakowska ,,Mój chłopiec, motor i ja. Z Druskiennik do Szanghaju 1934-1936"
W czasach, gdy podróże nawet we własnym kraju nie były powszechne i wygodne, świeżo poślubiona młoda para udaje się motorem w podróż poślubną z Druskiennik do Szanghaju. Książka Bujakowskiej to notatki autorki z tej podróży, czynione na licznych bezdrożach Azji. Bezdroża to oczywiście figura retoryczna, jakieś drogi być musiały, skoro para śmiałków odbyła podróż; bezdroża mają wskazywać na stan tych dróg, często przypominających swe przeciwieństwo. Stan dróg jest naturalnie jednym z motywów przewodnich zapisków Haliny Korolec-Bujakowskiej, jednak autorka, która nie doczekała wydania swoich wrażeń z podróży (te zostały opublikowane dopiero po siedemdziesięciu latach), skupia się na wielu innych aspektach podróży. Jej lekki, czasem emocjonalny, czasem sucho reporterski, czasem dowcipny język opisuje najczęściej w praktyczny sposób najróżniejsze aspekty podróży. Zaczyna od wymienienia ekwipunku, szczegółowo opisuje problemy z motorem, który jest istotnym elementem podróży, stara się zawsze charakteryzować nowy kraj pod względem tego, jak wpływa na podróż. Dowiedzieć się możemy, jaka była w Berlinie anno domini 1934 roku reakcja na chorągiewkę Polskiego Związku Motorowego, jaki stosunek mieli tureccy celnicy w kwestii wwozu broni na teren ich kraju, który odcinek trasy był najbardziej niebezpieczny ze względu na zagrożenie napadem, jak zachowywała się chińska policja itd. Podróżnicy z jednej strony zachwycali się dziewiczymi terenami, z drugiej strony wypatrywali jak zbawienia cywilizacji, kiedy pojawiały się problemy z motorem. Stanisław Bujakowski był zdania, że wszelkie reperacje najlepiej dokonać samemu, a z warsztatów korzystać w ostateczności. Książkę kończą dwa dodatki. Pierwszym jest poradnik Bujakowskiego dla jego ewentualnych naśladowców, drugim dowcipny opis rasy z perspektywy motoru. Bezcenne jest także posłowie, które opowiada co zdarzyło się po dotarciu do celu, zawiera wzmiankę o powrocie oraz opisuje dalsze losy bohaterów książki. Piękna pasjonująca podróż i lektura.
poniedziałek, 2 maja 2022
„Placówka" z1945 roku
piątek, 11 marca 2022
Pentti Haanpää „Wędrujące buciory”
Książki o ludzkich losach są zawsze ciekawe; w przypadku „Wędrujących buciorów” z dzisiejszej perspektywy przeczytać możemy o świecie i ludziach, których już chyba nie ma, ponieważ postęp cywilizacyjny wszystko zmienił. Natura ludzka jednak pozostaje ta sama, tylko musi się zawsze mierzyć z nowymi rzeczywistościami. Dlatego w „Wędrujących buciorach” podczas lektury można zadawać sobie pytanie, jak dziś postąpiłby człowiek w podobnych do zawartych w opowiadaniach sytuacjach. W każdym razie zawsze dobrze jest współczuć ludziom i starać się ich zrozumieć, a do tego opisywana książka doskonale się nadaje.