poniedziałek, 28 lutego 2011

85. "Pocałunek Mary Pickford" (1927)










"Поцелуй Мэри Пикфорд", reż. Sergiej Komarow (ZSRR, 1927). Goga jest bileterem w kinie i podkochuje się w Daszy, która jednak daje mu do zrozumienia, że może się nim ewentualnie zainteresować wyłącznie wówczas, gdy stanie się sławny. Goga zaczyna pracę w kinie jako kaskader i dzięki szczęśliwym zbiegom okoliczności otrzymuje w policzek pocałunak od Mary Pickford, która w lecie 1927 roku wraz z Douglasem Fairbanksem odwiedziła Moskwę. Goga staje się obiektem pożądania fanek pani Pickford. "Sława" szybko zaczyna mu ciążyć. Tak w skrócie można opisać intrygę filmu Komarowa. Zaletą filmu jest jego apolityczność. Nie podobna znaleźć w nim nawet ideologii. Film skupia się wyłącznie na problemie radzenia sobie z nadmiarem popularności oraz na wątku miłosnym Gogi i Daszy. "Pocałunek Mary Pickford" możemy zaliczyć śmiało do filmów autotematycznych. Wpierw akcja rozgrywa się w budynku kina, w jego hollu oraz na sali, gdzie wyświetlany jest "Znak Zorro" z Fairbanksem w tytułowej roli. Następnie akcja rozgrywa się w studio filmowym (niezłe ujęcia kamery z góry). W intrygę filmowa zgrabnie wkomponowane zostały dokumentalne zdjęcia z wizyty Pickford i Fairbanksa w Moskwie (o co miała później pretensję obdarzona zmysłem do interesów Pickford). Na koniec warto dodać, że w filmie Komarowa wystąpił wyśmienity reżyser Abram Room (autor takich rewelacyjnych filmów jak "Miłość we troje", "Upiór, który nie powraca" czy "Silny młodzieniec"); nigdzie nie potrafiłem odszukać, w jaka rolę wcielił się Room, a chętnie bym się dowiedział. Przypuszczam, że gra on jednego ze statystów, którzy biegną w stronę kamery w scenie obwieszczenia przybycia uesańskich aktorów.

piątek, 25 lutego 2011

84. "Anna i wilki" (1973)








"Anna y los lobos", reż. Carlos Saura (Hiszpania, 1973). Film nawiązuje do „Braci Karamazow” Dostojewskiego, u Saury jednak wszystko jest inne, nienaturalne, aluzyjne, symboliczne – i przede wszystkim nie istnieje w nim, w przeciwieństwie do świata z powieści Dostojewskiego, pojęcie miłosierdzia. Podobnie jak u Dostojewskiego, na ekranie widzimy sportretowanych trzech braci dręczących siebie i otoczenie własnymi obsesjami; u Saury dotyczą one sfer seksualności, militaryzmu oraz religii. Na pozór wszystko zatem wydaje się zbliżone do rzeczywistości. Guwernantka Anna (Geraldine Chaplin) znajduje się w centrum zainteresowania każdego z braci. Każdy z nich usiłuje użyć jej do własnych celów, przeciągnąć na swoją stronę. Anna opiekuje się kolekcją mundurów José, którego gra José María Prada (charakterystyczna scena czyszczenia maski przeciwgazowej), igra z żądzami nadpobudliwego brata Juana (José Vivó) i paradoksalnie przecząc tym igraszkom (ponieważ ich nie zaprzestaje) stara wyrzec się dóbr doczesnych w „świątyni” brata-eremity Fernanda (Fernando Fernán Gómez), zamieszkującego skalną grotę nieopodal domostwa. Anna najbardziej zdaje się wierzyć w realność obsesji tego ostatniego. W świetnej scenie poprzedzonej monologiem argumentacyjnym Fernanda, kosmetyki Anny zostają strawione przez ogień. W tym akcie, oznaczającym oczyszczenie poprzez ogień i przywodzącym na myśl stos, Anna bierze dobrowolny i czynny udział. Oczy otwierają się dziewczynie dopiero wówczas, kiedy podczas snu Fernando, hiszpański „Alosza”, usiłuje obciąć jej włosy. W Annie budzi się po tym wydarzeniu zdrowy rozsądek. Niestety jest już stanowczo za późno.
Karykaturalne podejście reżysera do motywu trzech braci, którzy podobnie jak w powieści Dostojewskiego podążają w trzy przeciwne strony, bierze się stąd, że w filmie nie znajdziemy żadnej namiętności czy pasji, cech tak charakterystycznych dla bohaterów rosyjskiego pisarza. U Saury obcujemy raczej ze zniewoleniem ideologią. Saura jak zwykle rozlicza się z hiszpańskimi realiami państwa rządzonego przez generała Franco, czyni aluzje do wojny domowej, do dyktatury. Obok syntetyzującego spojrzenia na Hiszpanię, Saura w duszny, klaustrofobiczny sposób ukazuje sytuację jednostki zagrożonej, osaczonej, bezwolnej, owijanej według uznania wokół zachłannych palców, jednostki bezbronnej, choć na pozór niezależnej. Do samego końca Anna łudzi się, że kontroluje sytuację.
Państwo, naród, wojsko, religia i pożądanie to pojawiające się w dziele Saury czynniki, które ograniczają wolność jednostki. Reżyser zdaje się sugerować, że jeśli jednostka jest słaba i nie potrafi się bronić lub jest krótkowzroczna, może nawet całkowicie utracić swoją wolność. Problem ten dotyczy Hiszpanii lub jakiejkolwiek dyktatury, więc nosi znamiona uniwersalizmu. Anna wierzy, że jest wolna. Dziewczyna jest jednak zaledwie guwernantką i słabą kobietą otoczoną bezwzględnymi mężczyznami. To jej pracodawcy posiadają władzę. Korzystają z niej w sposób kapryśny, często arogancki. Anna, w której budzi się w końcu instynkt samozachowawczy zaczyna się bronić, lecz uwięziona na granicy trzech ścierających się wzajemnie sił, w nierównej walce z silniejszym przeciwnikiem skazana jest na nieuchronną porażkę. O tej porażce decyduje nie tylko sam stosunek sił. Dziewczyna przegrywa, ponieważ w chwili, gdy uświadamia sobie własną sytuację, zamiast przystosować się do niej, oswoić z warunkami, przeczekać, postąpić dyplomatycznie, Anna decyduje się dać wyraz swojej niezgodzie. W akcie rozpaczliwego buntu decyduje się odejść, co zostaje odebrane jako policzek wymierzony godności władzy. Anna zbyt długo żyła w konformizmie i nie pragnie już więcej układów. Ona zapragnęła prawdziwej wolności. Ta jednak jest iluzją, gdyż pazury żadnego drapieżnika nigdy nie wypuszczają swoich ofiar.

czwartek, 20 stycznia 2011

83. "This is Poland" (1941)








"This is Poland", reż. Eugeniusz Cękalski [Wielka Brytania 1941]. Obok czołowych przedstawicieli polskiej przedwojennej filmowej awangardy, czyli małżeństwa Franciszki i Stefana Themersonów, azyl w Wielkiej Brytanii znalazł inny jej reprezentant - Eugeniusz Cękalski. Na dwa lata przed "Calling mr. Smith" Themersonów, Cękalski tworzy w Anglii swój propagandowy film "This is Poland", w którym na zasadzie kontrastu przedstawia sielankę przedwojennego życia oraz napaść niemiecką, która to spokojne życie bezpowrotnie zburzyła.













Dziś po tylu latach ten film przekazuje nam bardzo ciekawą wiedzę na temat ówczesnej świadomości, bo oto film Cękalskiego składa się z wielu dziś powszechnie znanych nam materiałów o historycznej wartości, jak na przykład słynne ujęcie forsowania przez żołnierzy Wehrmachtu polskiej bariery granicznej czy zrywanie z fasady budynku polskiego godła i zrzucenie go na bruk. Otóż już w 1941 roku te, a także przedstawiające przedwojenną Polskę materiały znajdowały się w angielskich archiwach filmowych, bo trudno przypuszczać, że pan Eugeniusz wywiózł je wszystkie opuszczając Polskę. ZatemZachód musiał być na bieżąco z wydarzeniami, a jednak sojusznicy nam nie pomogli... Poza tym ciekawe co jeszcze zawierają zagraniczne archiwa? Odnalazł się już w Belgii "Mocny człowiek" Henryka Szaro z 1929 roku, w usa znajdują się filmy nakręcone w przedwojennej Polsce oraz w oblężonej warszawie przez Juliena Bryana. Może jeszcze będzie nam dane zobaczyć oryginalną wersję "Europy" Themersonów? Oby tak!

















piątek, 3 grudnia 2010

Złote lata kina szwedzkiego w TVP Kultura








Wczoraj kanał TVP Kultura zainaugurował niesamowity cykl filmów szwedzkich z epoki kina niemego. Trzeba zobaczyć, ponieważ jest to chyba w polskiej telewizji (całej) pierwszy od kilkudziesięciu chyba lat taki ewenement. W cyklu zobaczymy następujące filmy:

"Skarb rodu Arne", reż. Mauritz Stiller (1919)

"Furman śmierci", reż. Victor Sjöström (1921)

"Erotikon", reż Mauritz Stiller (1920)

„Gdy zmysły grają”reż. Mauritz Stiller (1924)

"Czarownice", reż. Benjamin Christensen (1922)


Tu nieco więcej informacji: Link zewnetrzny


poniedziałek, 8 listopada 2010

82. "Kręgosłup diabła" (2001)









"El espinazo del diablo", reż. Guillermo del Toro (Hiszpania/Meksyk, 2001). W czasie trwania hiszpańskiej wojny domowej, do położonego na odludziu sierocińca trafia dwunastoletni Carlos. Zaczyna prześladować go duch chłopca.
Być może wyjdę na heretyka, ale do pewnego momentu mnie ten film wydawał się lepszy od "Labiryntu fauna", zaś po seansie na pewno nie miałem wrażenie, że jest to film gorszy. Oczywiście mariaż del Toro ze światem niesamowitości i grozy spycha jego kino na margines kina rozrywkowego, jednak nie do końca i tym del Toro różni się od większości twórców klasycznych horrorów. "Kręgosłup diabła" jest filmem o zemście i o tym, że nie należy krzywdzić małych dzieci. Reżyser potrafi zaskoczyć, prowadząc akcję w sposób nieszablonowy. Zagrożenie, że wojna wedrze się w świat filmu jest stale obecne, jednak akcja potoczy się w zupełnie innym kierunku. Tu przyznaję wyższość "Labiryntowi fauna", w którym del Toro potrafił świat fantastyki sprowadzić do roli podrzędnej względem rzeczywistości, co czyni film wiarygodnym. "Kręgosłup diabła" jest jakby wprawką do późniejszego dzieła del Toro, jednak sama zemsta za skrzywdzenie dziecka w czasach, gdy krzywda dotykała w Hiszpanii setki tysięcy ludzi to zabieg co najmniej intrygujący i - stwierdzam - udany.

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

81. "The Doors - historia nieopowiedziana" (2009)















"When You're Strange", reż. Tom DiCillo (usa, 2009). Spieszę przestrzec przed tym pseudo-dokumentem prawdziwych fanów Doorsów! Nie mam pojęcia o co chodzi w polskim tytule, bo z filmu znałem absolutnie wszystkie fakty, ale o co chodziło reżyserowi, gdy kręcił film, tego nie rozumiem jeszcze bardziej. Film ma dwie zalety: świetny dźwięk ze zremasteryzowanych płyt (moja wydana jeszcze przez wytwórnię Electra dyskografia Doorsów nie brzmi tak dobrze) i sporo fragmentów z trudno dostępnych filmów Paula Ferrary "HWY: An American Pastoral" i "Feast of Friends". Cóż jednak z tego, skoro film opowiadając linearnie historię FAŁSZUJE jej elementarny składnik, którym jest oczywiście muzyka The Doors. Ta muzyka została wstrętnie i brutalnie POSZATKOWANA, co więcej obraz zazwyczaj nie jest zsynchronizowany z dźwiękiem: Morrison śpiewa piosenkę, podczas gdy obraz pokazuje go z nieruchomymi ustami. Poza tym obraz i dźwięk został totalnie WYMIESZANY i zostały zbezczeszczone takie kanoniczne filmy jak "The Doors: Dance on Fire" i "The Doors Live in Europe". Cierpi na tym RZETELNOŚĆ i PRAWDA, gdy przykładowo do obrazu z koncertu z Hollywood Bowl dokleja się muzykę z całkiem innej trasy, a nawet z innego okresu. Tak jest przez cały film. Wyszedł postmodernistyczny bełkot, który należy omijać szerokim łukiem, albo z którym trzeba zapoznać się dopiero po poznaniu rzetelniejszych filmów o zespole, na przykład "The Doors: The Soft Parade" Manzarka, "The Doors Are Open" czy wspomniane wyżej.

niedziela, 8 sierpnia 2010

80. "Kreacja" (1970)















"Performance", reż. Nicolas Roeg i Donald Cammell (Wielka Brytania, 1970). Arogancki i bezwzględny gangster Chas (James Fox) zabija przypadkowo znajomego swego szefa i musi uciekać z kraju. Tymczasowe schronienie znajduje u muzyka rockowego Turnera (Mick Jagger), który stracił popularność. Chas ma zamiar czmychnąć za ocean, a tymczasem oczekuje na paszport. Pomiędzy Chasem i Turnerem nawiązuje się, mimo początkowej niechęci Turnera, osobliwa relacja. Chasowi postanaiwa pomóc jedna z dwóch żyjących z nim dziewczyn, Pherber (Anita Pallenberg, która w czasie kręcenia filmu była dziewczyną gitarzysty Stonesów Kitha Richardsa); idąc za jej przykładem Turner także przyłącza się do pomocy. Pomiędzy trójkątem bohaterów wytwarza się podskórne napięcie. Chas ulega nastrojowi dekadencji panującej w domu Turnera.
Kto widział fantastyczny film Roega "Walkabout", ten wie, czego można spodziewać się po "Performance" od strony formalnej. Kamera Roega, który jest zarówno współreżyserem jak i operatorem, jest żywym złotem, brylantem. Montaż filmu i praca kamery, oto co od razu odróżnia film Roega i Cammella od wszystkich zwyczajnych filmów. Fabuła jest wątła i nietrudno przewidzieć zakończenie, nie o nią jednak wyłącznie chodzi. Jakąś tam historię opowiada przecież każdy przeciętny film. Roeg potrafił stworzyć niepowtarzalny i oryginalny nastrój, taki jakiego próżno szukać w większości produkcji. Można śmiało powiedzieć, że taśma filmowa została dotknięta ręką Roega, który tym dotknięciem przelał w nią oryginalność.
"Performance" pokazuje zetknięcie się dwóch różnych światów; dla reżyserów filmu ich przestrzeń stykania się jest najciekawsza. Chase traci u Turnera swoją arogancję, ale wiadomo, że nie zmieni swojego świata. Dla Pherber i Lucy (Michèle Breton), drugiej dziewczyny Turnera, przybycie Chase'a jest jak wdarcie się zewnętrznego świata, całkiem odmiennego od ich hermetycznej egzystencji. To jest właśnei geniusz reżyserski: ukazać świat hippisowskiej dekadencji, która w 1970 roku wciąż jeszcze ogarniała świat, jako zamkniętą, wewnętrzną, ciasną. Jest to być może przeczucie odwrotu, zmiany, nadejścia czegoś nowego i wyparcia starego.
Kłopoty z cenzurą filmu spowodowane były dosyć śmiałymi scenami przemocy i erotyzmu jak na obyczajowość panującą w ówczesnym kinie. Scena, w której pocisk przebija czaszkę, wędruje przez mózg i wylatuje do gabinetu szefa Chase'a musiała w 1970 roku zadziwiać (kamera wędrująca kablami telefonicznymi zadziwiała przecież jeszcze u Kieślowskiego, zdaje się, że to było na otwarcie "Czerwonego", ale pamięć może mnie zawodzić). Na koniec warto wspomnieć o muzyce: głównego kompozytora Jacka Nitzsche, która świetnie wpasowała się w obraz, kilku standardach bluesowych wykonanych przez Jaggera akompaniującego sobie na gitarze akustycznej oraz piosence "Memo From T", która wykonuje zespół The Rolling Stones, będący w tamtych czasach moim skromnym zdaniem w apogeum swoich twórczych mozliwości.

79. "Niezawodny sposób" (1965)












"Niezawodny sposób", reż. Andrzej Kondratiuk (Polska, 1963). Pan Kowalski (zagrany przez Henryka Klubę) przygotowuje się do snu, nakręca budzik, kładzie się do łóżka, gasi światło, a wszystko to z zamiaremporządnego wyspania się. Cóż, kiedy sen nie chce nadejść. Pan Kowalski nie przejmując się sięga po tytułowy niezawodny sposób - postanawia liczyć owieczki. Nieświadomy jest, że tylko pogorszy sytuację, bowiem z owieczkami pojawia się ich opiekun, natrętny i złośliwy baca (Michał Żołnierkiewicz). Film opowiada (a trwa zaledwie 10 minut z okładem) zmagania pana Kowalskiego z bacą. Z ekranu nie pada ani jedno słowo. Film stylizowany jest na nieme kino, utrzymany jest w konwencji groteski i sennego koszmaru. Można sobie chyba spokojnie pozwolić na asocjacje z niemieckim ekspresjonizmem, do których reżyser podchodzi pogodnie i na wesoło. Malowane dekoracje przywodzą na myśl scenografię "Gabinetu doktora Caligari", a mnie ostatnie ujęcie na pomieszczenie przypomina kadry "Szyn" Lupu Picka. Brak dialogów - co zresztą jest zrozumiałe w kontekście fabuły - wynagradza doskonała synchronizacja obrazu z zawsze wyśmienitą muzyką Krzysztofa Komedy.

sobota, 7 sierpnia 2010

78. "Monolog trębacza" (1965)













"Monolog trębacza"
(Polska, 1965) w reżyserii Andrzeja Kondratiuka z muzyką Krzysztofa Komedy.
Film trwa 21 minut. Stylem filmu jest groteska. Pewien urzędnik wędrujący prawdopodobnie do pracy postanawia kupić trąbkę. W sklepie muzycznym jest tylko jedna, ale stanowi dekorację wystawy nie na sprzedaż. Ekspedientka poleca jednak zakup trąbki u swojej siostry. Okazuje się, że siostra parcuje w kiosku "Ruchu" i dysponuje zabawkowymi instrumentami. Urzędnik nabywa trąbkę i zaczyna grać na niej na ulicach miasta. Coraz usilniej stara się zwrócić na siebie uwagę przechodniów, ale skutek jego poczynań jest mierny. W końcu w ulicznej szarpaninie z potrąconym przechodniem trąbka ulega zniszczeniu. Urzędnik przygląda się pzrechodzącej orkiestrze dętej. Na samym końcu filmu widzimy go ubranego w mundur i z błyszczącym hełmem na głowie, jak zamyka kolumnę dętej orkiestry grając na... puzonie. Orkiestra odchodzi w dal, a puzonista nadal nie jest zdecydowany, czy ma grać wspólnie z zespołem czy raczej solo, bo wciąż chce opuścić szeregi, po czym wraca i tak w koło Macieja.
Film traktuje o człowieku zagubionym pośród tłumów, który stara się z nich wyróżnić. Walczy między indywidualizmem a potrzeba społecznej akceptacji. Niektóre sceny sugerują, że nie za bardzo przystaje do nowoczesności i że czuje się w niej zagubiony.

niedziela, 6 czerwca 2010

77. "Wenus w futrze" (1969)










"Venus in Furs" albo "Paroxismus", reż. Jess Franco (Wielka Brytania/Włochy/NRD, 1969). W Stambule mieszka borykajacy się z kryzysem twórczym jazzowy trębacz Jimmy (James Darren). Pewnego dnia dostrzega ciało wyrzucone przez fale na brzeg. Przypomina sobie, że znał zmarłą dziewczynę (Maria Rohm). Rozpoczyna się retrospekcja w głowie Jimmiego. Tak, grał wraz z zespołem na prywatnej imprezie u Ahmeda Kortohavi'ego (Klaus Kinski); tam dziwewczyna została zabita w trakcie orgii. Jimmy opuszcza Turcję i udaje się do Rio, gdzie trwa właśnie karnawał. Odradza się tam jako muzyk u boku - zawodowo i prywatnie - piosenkarki Rity (Barbara McNair), która prosi go o wsparcie. Na jednej z imprez pojawia się dziewczyna, której ciało odnalazł na plaży w Stambule...
Ten film to dla mnie arcydzieło pod względem muzycznym. Chyba nie bez przyczyny jest zatytułowany tak samo jak piosenka The Velvet Underground. Gra się w nim sporo, zaś muzykę skomponowali i wykonuja dwaj członkowie brytyjskiej kapeli progresywnej Manfred Mann Chapter III (w tym samym roku ukazał się ich genialny album "Manfred Mann Chapter III Volume One"). Jednak film Jessa Franco nie jest filmem muzycznym, a raczej jest nie tylko muzyczny. Jaki jest jeszcze? Jest horrorem, filmem surrealistycznym, psychodelicznym, miejscami artystycznym, erotycznym i na dotatek znalazło się w nim miejsce na pościg samochodowy. Dialogów w filmie niewiele. Muzyki ogrom. Erotyzm w porównaniu z "Visitor Q" umiarkowany. Artystyczne wizyjne sekwencje przywodza na myśl "Upadek domu Usherów" Epsteina (zwolniona fotografia) i "Easy Rider" z sekwencji z cmentarza w Nowym Orleanie (zdjęcia negatywowe, deformowane, falujący obraz niczym spojrzenie przez wodę, stosowanie barwnych filtrów). Fragment rozgrywający się w czerwonym pokoju śmiało można uznać za inspirację dla niejakiego Davida Lyncha. Za samą fabułę nie wystwiałbym filmowi zbyt wysokiej oceny, dopioero połązcenie wszystkich wspomnianych elementów tworzy intrygującą, niepokojącą całość, uwieńczoną zaskakującym zakończeniem.
Ów slogan reklamowy z plakatu: [i]"Venus in Furs" is a masterpiece of supernatural sex[/i] jest przykładem reklamy całkowicie pozbawionej w rzeczywistosci filmowej. Umieszczam go jako ciekawostkę bądź kuriozum. Innym zdumiewającym faktem jest to, iż w produkcji tego amoralnego, gorszącego i bezideowego filmu maczał palce marksistowski kapitał nieistniejącego juz obecnei państwa Niemiecka Republika Demokraytczna.  Trudne do uwierzenia, jadnak tak podają źródła. No i w filmie występuje niejaki Nikolaus Nakszynski z Sopotu. ;)

Piosenka Rity:

76. "Żelary" (2003)










"Želary", reż. Ondřej Trojan (Austria/Czechy/Słowacja, 2003). Trwa II Wojna Światowa. Pielęgniarka Eliska romansuje z lekarzem. Oboje są w ruchu oporu. Pewnego razu Elise ratuje życie Jozie, któremu oddaje swoja krew. Gdy kochanek Eliski wpada w ręce Niemców, ruch oporu postanawia ratować dziewczynę. Joza odwdziecza się Elisce, która zmienia swoją tożsamość i od tej pory nosi imię Hana, zabierając ją do swojej zagubionej gdzieś w górach wioski Żelary.
Bardzo dobry romans z mocno narysowanym tłem historycznym, które w finale filmu przestaje być tlem i które romans przemienia w dramat. Film jest przede wszystkim opowieścią o miłości, ale mówi tez o przyjaźni, o życzliwości, pomocy, odtrąceniu. Obok głównego wątku rodzącego się uczucia i przeobrażenia Hany, mamy historię dzieci, których tragedią nie jest wojna, ale brak akceptacji. "Żelary" zaczynają się średniej wielkości miescie, następnie akcja przenosi się do małego miasteczka, potem do zapomianej przez świat ogarniety wojną tytułowej wioski, by w finale skupić się na ruinach gospodrstwa gdzieś poza wioską. Jest to więc stale zawężająca się linia. Żelary zdają się być doskonałym schronieniem dla Hany, są jej ultima thule, zapomnianym, zagubionym, oddalonym od świata miejscem, w którym wojenna burza pojawia się jedynie w formie odległego echa. Środkowa część filmu posiada charakter obyczajowy. Poznajemy małą społeczność, relacje łączące należących do niej ludzi. Problematyka staje się także czysto ludzka: miłość, zazdrość, pożądanie. Paradoksalnie dopiero gdy końzcy się wojna, zaczynają się dramatyczne wydarzenia. Do wioski wkraczają wyzwoliciele, Krasnaja Armija... Więcej nie zdradzę.