środa, 23 września 2009

24. "Nibelungi. Część I: Śmierć Zygfryda" (1924)






"Die Nibelungen. Teil I: Siegfried", reż. Fritz Lang (Niemcy, 1924). Zygfryd stara się o rękę Krymhildy, musi pozyskać dla króla Günthera łaskę amazonki Brunhildy, która wraz z Hagenem Tronje - już jako królowa - intryguje przeciw Zygfrydowi.
Oparty na średniowiecznym germańskim eposie o Nibelungach film Fritza Langa, nakręcony z wielkim rozmachem, chociaż w wielu miejscach świadomie powściągliwy, a nawet surowy. W tym filmie nie ma psychologizmu, postaciami rządzą namiętności i fatum, przed którym nie ma ucieczki. Urodzony w Chorzowie operator kamery tworzy symetryczne, wysmakowane kadry. Środek ekranu jest bardzo często osią obrazu. Cały film powstał w studio połączonych właśnie dwójch wielkich wytwórni (Dekla-Bioscop i UFA). Tam też stworzono wszystkie imponujące dekoracje: smoka, lasy, katakumby, okręty, zamki, katedrę... A większosć wcale nie sprawia wrażenia sztucznosci. Z Langiem współpracuje także awangardowy artysta Walther Ruttmann, tworząc na potrzeby filmu animowany sen Krymhildy. Obok Disneyowskiej Alicji i Kota Feliksa, jest to chyba jeden z wcześniejszych przykładów na połączenie filmu fabularnego z animacjaą. Sporo jest w filmie Langa sztuczek technicznych, na przykład wspomniany wyżej smok Fafner, ożywanie posągów itd. Lang zastosował też w "Nibelungach" podział kolorystyczny: jasna i dobra jest Krymhilda, jasny jest także Zygfryd, natomiast złe postaci obnoszą się na szaro i czarno.

23. "Żywot Mateusza" (1967)














"Żywot Mateusza", reż. Witold Leszczyński (Polska, 1967). Oderwany od rzeczywistości Matis mieszka z siostra Olgą w domku nad jeziorem. Olga utrzymuje ich ze sprzedaży swetrów, które robi. Matis żyje swoim wewnetrznym życiem w zgodzie z otaczającą go przyrodą. Jest niemal dziecinny. Pewnego dnia pojawia się w domu rodzeństwa Jan...
Poetycki film Leszczyńskiego oparty na książce "Ptaki" Tarjeiego Vesaasa. Malarskie kadry przypominające Breughla i Vermeera, a także przywodzące na myśl skandynawskie kino sprzed wielu wielu lat, gdzie przyroda była często jednym z bohaterów. Prosta fabuła, pełna jednak symboliki, w której właśnie przyroda odgrywa pierwszoplanowa rolę. Akcja rozgrywa się gdzieś nad jeziorem otoczonym lasami, czyli wszędzie i nigdzie. Rewelacyjna rola Pieczki, który wcielił się w postać Matisa, kogoś na wzór przybłędy bożego albo wiecznego dziecka . Jest dobrotliwy, naiwny, niezaradny, na wszystko ma czas, nie posiada poczucia obowiązku, żyje od tak sobie. Czyta znaki, które przesyła mu przyroda (ptak kołujący nad domem, drzewo zwalone piorunem). Kontakt ze światem zewnętrznym ma ograniczony. Odrzutowiec lecący wysoko na niebie symbolizuje jego oddalenie od wrzeczywistości. W ten świat wkracza człowiek (Jan), który burzy spokój i beztroskę Mastisa. Przybył ścinać drzewa, z którymi zżył się Matis, i przybył odebrać mu siostrę. Świat Matisa zawala się. Nadwrażliwy człowiek w filmie Leszczyńskiego nie potrafi uciec przed zmianami i nie potrafi co gorsza im sprostać.
Atmosferę filmu buduje świetnie dobrana muzyka - Concerto grosso op. 6 nr 8 Corelliego; jeden fragment jest dramatyczny, drugi przejmująco melancholijny.
-----
SPOILER odnośnie zakończenia filmu:
Moim zdaniem nie ma mowy o przypadku. Matis zrobił to świadomie, to było widocze już wtedy, gdy wyrzucił marynarkę do wody zanim wsaidł do łodzi. Potem na środku jeziora przebił dno łodzi kamieniem. Nie wydaje mi się, żeby chciał zrobić na złość Oldze i Janowi, już prędzej uwieżyłbym w to, że topi się nie wierząc, że skończy się to śmiercią (wnioskuję tak z jego podejścia do rzeczywistości).

22. "Kobieta na Księżycu" (1929)












"Frau im Mond", reż. Fritz Lang (Niemcy, 1929). Profesor Manfeldt planuje wyprawę na Księżyc w celu zbadania swojej hipotezy, że zalegają tam ogromne pokłady złota. W zrealizowaniu projektu pomaga mu uesański przemysłowiec Turner, który jednak ma własny, inny niż naukowiec, cel wyprawy.
Ostatni niemy film Langa. Film stanowi połączenie gatunków, które Lang obierał dla swoich wcześniejszych filmów: przygoda, science-fiction i sensacja. Mamy też wątek melodramatyczny. Widać w filmie ogromną fascynację techniką, ale w "Kobiecie na Księżycu" nie jest ona groźna i demoniczna jak w "Metropolis", ponieważ służy człowiekowi, a nie zniewala go. Zdjęcia i kadry na wysokim poziomie. Razić może nieco nienaukowe odkrycie, że na Księżycu człowiek oddycha z ta samą swobodą jak na Ziemi, ale ja przymknąłbym na to oko, bo nie jest to aż tak istotne (chociaż uczepić się tego jak najbardziej można). W "Kobiecie na Księżycu" pojawia się podobno po raz pierwszy na ekranie odliczanie do startu rakiety od dziesięciu do zera. Konsultantem filmu był jeden z pionierów kosmonautyki Hermann Obert (autor rozprawy "Die Rakete zu den Planetaraumen" z 1923 roku). Filmowa rakieta została ochrzczona imieniem głównej bohaterki, Friede (gra ją Gerda Maurus, która debiutowała na ekranie rok wcześniej w innym filmie Langa "Szpiedzy"). Pierwsza część filmu pokazuje rodzenie się idei wyprawy oraz jej realizację; bohaterowie schodzą na dalszy plan, ustępując miejsca technice. Jednak gdy dochodzi do pocałunku pomiedzy Friedą i Wolfem, środek ciężkości w filmie zmienia się. Druga część to lot na Księżyc, pobyt na nim oraz perypetie, jakie tam czekają na załogę rakiety.

21. "Portier z hotelu Atlantic" (1924)






"Der letzte Mann", reż. Friedrich Wilhelm Murnau (Niemcy, 1924). Starzejący sie hotelowy portier posiada prestiż i jest bardzo dumny z wykonywanej pracy. Symbolem tego prestiżu jest jego uniform. Praca ta przynosi mu również poważanie pośród mieszkańców kamienicy, w której mieszka. Pewnego deszczowego dnia na skutek niepomyslnego zbiegu okoliczności podpada dyrektorowi hotelu; ten podważa zasadność wykonywanej przez portiera funkcji, jako powód podając jego zaawansowany wiek. Ze względu na dłyugoletnia prace w hotelu, portier nie zostaje zwolniony, a tylko przeniesiony do obsługi toalety... Mężczyzna nie moż4e się z tym pogodzić...
Moiom skromnym zdaniem jest to wspaniały, piękny i wzruszający film. Ten film jest nie tylko niemy - nie ma w nim prawie napisów... Obraz, obraz i jeszcze raz obraz. Historia degradacji zawodowej starszego człowieka została pokazana w sposób mistrzowski. Kamera nie stoi w miejscu, lubi się kręcić, wyskoczyć z okna, by przyjrzeć się z bliska trąbce grajka. Nie na darmo film zaliczany jest do nurtu kammerspielfilm. Poza tym światło i cień buduja atmosferę filmu Murnaua wcale nie gorzej niż w słynnym "Nosferetu - symfonia grozy". Ciekawostką jest, iż film Murnaua posiada coś w rodzaju alternatywnego zakończenia (zostało ono wymuszone na reżyserze przez wytwórnię UFA, która uznała, że "Der letzte Mann" jest zbyt pesymistycznyy i przygnębiający) które jednak - moim zdaniem - nie psuje całości.

20. "Ludzie za mgłą" (1938)












"Le quai des brumes", reż. Marcel Carné (Francja, 1938). Dezerter Jean znajduje schronienie w knajpce Panamy, gdzie poznaje Nelly. Terroryzuje ją Zabel, którego Nelly podejrzewa o zabójstwo swego kochanka, Maurice'a. Jedno ze szczytowych osiągnięć francuskiego realizmu poetyckiego. Świetna (i tragiczna) rola Jeana Gabina. Film przepełniony mrokiem, nocą i mgłą. Gęsta atmosfera zagubienia, samotności, melancholii, beznadziei. Film odzwierciedlał nastrój niepokoju przed wybuchem wojny. Bohaterami są zwykli ludzie traktowani jako symbole. Tematem - zagmatwane losy.

19. "The Crowd" (1928)














"The Crowd", reż. King Vidor [usa, 1928]. John Sims przybywa do Nowego Jorku w poszukiwaniu szczęścia, przepełniony wiara we własne siły i przekonany, że zostanie kimś wyjątkowym. Zaczyna biurową pracę i długo nie potrafi uwolnić się z jej monotonii. Poznaje dziewczynę, pobieraja się, ich życie staje się uwarunkowana społecznie igraszką...
Vidor nakręcił jeden z pierwszych filmów poświęconych alienacji człowieka pośród tłumu. Nie jest jednak w swoim zamierzeniu konsekwentny. Po zapierajacych dech w piersi scenach inspirowanych ewidentnie "Portierem z hotelu Atlantic" (strona wizualna, ruchoma kamera) i "Metropolis" (pracownicy biurowi jak kółko zębate w trybie wielkiej maszynerii), film się wycisza. Właściwie Vidor poprzestaje na wnikliwej obserwacji detali codziennego życia, wzlotów i upadków, radości i tragedii.W tej codzienności zatracają się ideały bohatera, John Sims niczego nie osiąga, a nawet z trudem udaje się mu utrzymać, to co już ma. Film pokazuje bez ogródek społeczny aspekt życia w wielkim bezdusznym mieście, w którym nie każdy jednak może zostać prezydentem czy Rockefellerem; mamy pokazaną bezpardonową walkę o pracę, pauperyzację, bezduszność. Sims nie jest jednak jedynie zagubiony w tłumie, jest też zagubiony wewnętrznie, słaby i omamiony uesańskim mitem sukcesu."Człowiek z tłumu" jest z pewnością dramatem, ale też w sporej mierze groteską i satyrą.

wtorek, 22 września 2009

18. "Golem" (1920)








"Golem" (Der Golem, wie er in die Welt kam), reż. Paul Wegener (Niemcy 1920). Cesarz Rudolf II postanawia zlikwidować praskie getto. Rabin Löw, pragnąc ocalić gminę żydowską, przywołuje czarami potężne moce (z pomoca kabały wzywa Astarota) i ożywia glinianego kolosa, Golema, wkąłdając mu pod Gwiazdę Dawida na piersi kartkę z magiczna formułą. Traci jednak nad nim kontrolę; Golem zamiast ratować getto, popada w niszczycielski szał...
Perełka niemieckiego kina. Wegener grał w 1913 roku główna rolę w "Studencie z Pragi", filmie uważanym za prekursorski dla niemieckiego ekspresjonizmmu, w 1914 roku - jako współreżyser z Gaalenem - nakręcił pierwszą wersję "Golema", ale widać, że temat mocno nurtował Wegenera, bo w 1920 roku sięgnął po niego po raz drugi. Z "Dziesiątej muzy" Iżykowskiego wiem, że oba filmy różnią się zakończeniem. Film można uznać za fantastyczny, pojawiają się w nim nieziemskie moce, ożywa gliniana figura, stosuje się magię. Zresztą Wegener (o czym świadczy Iżykowski) lubował się w fantastyce, baśniach, w nierealnych światach. Niesamowite są w filmie dekoracje stworzone w studio: kręte i wąskie uliczki, koślawe domy z ostro zakończonymi, spadzistymi dachami - po prostu majstersztyk scenografii (przeciwieństwo tej z "Gabinetu doktora Caligari"). Pośród tych uliczek z wielkim rozmachem autor pokazuje panikę tłumu. Historia Golema obrazuje, jak to nad czym pozornie panujemy, może wymknąć się nam z rąk i obrócić przeciwko nam. W filmie mamy też wątek miłosny, nieco poboczny i niezbyt potrzebny dla fabuły, ale takie prawidła rządziły, rządzą i będą rządzić kinem zawsze - romans musi być
Golem jest chyba jednym z pierwszych pokazanych na ekranie monstrum, siejąc, gdziekolwiek się pojawi, grozę i przerażenie. Samym wyglądem nie budzi może strachu, ale przeraża siłą, bezwzględnością, automatyzmem w dążeniu do celu, odhumanizowaniem. Tym ciekawsze jest zakończenie filmu, którego nie zdradzę. Napiszę tylko, że wersja z 1913 roku zakończyła się upadkiem Golema z wysokiej wieży.

Golem i Mirjam (Paul Wegener i Lyda Salmonova):








Ekspresjonistyczne dekoracje:









Pierwszym filmem, w którym światło i cień padając na bryły i ekspresywna architekturę wywoływały wrażenie głebi, a zalety zmiennego oświetlenia i form nabierających symbolicznego znaczenia przewyższyły oststecznie malarskie wartości kaligaryzmu, była druga wersja "Golema".

Lionel Richard: Encyklopedia ekspresjonizmu, Warszawa 1996, s. 280.
--------------
Niedawno zrobiłem sobie wieczór z Caligarim i z golemem. No i w filmie Wegenera tknął mnie jeszcze silniej niż zawsze pewien kontrast. Mianowicie z dekretem o opuszczeniu getta (a wiadomo, jak wielkim nieszczęściem jest wygnanie) do rabiego udaje się lekkoduch, fircyk z bardzo długim piórem przypiętym do kapelusza i z kwiatem na wysokiej łodydze, którym sobie bez ustanku beztrosko macha. Jego swawolne ruchy i beztroskie zachowanie jaskrawie kontrastują z niedolą, którą przynosi Żydom w postaci zwiniętego w rulon i opieczętowanego pieczęcią cesarza dekretu.

I jeszcze jedno spostrzeżenie: w "Golemie" mamy w cesarskim pałacu podczas Święta Róż pokaz magii rabiego Löwa. Wyczarowuje on na ścianie obraz migrujących Żydów oraz Ahaswerusa. Jest to pięknie skomponowany pochód szeregu małych ludzi wędrujących w trzech poziomych harmonijnie pofałdowanych liniach. Pomyślałem sobie, że przecież jest to oczywisty film w filmie! Wizja rabina jest przecież rodzajem iluzji, podobnym do iluzji z taśmy filmowej.

17. "Wampir" (1931)












"Wampir" (Vampyr), reż. Carl Theodor Dreyer (Francja/Niemcy, 1931). Allan Grey bada kult diabła oraz przypadki wampiryzmu. Poszukuje śladów w trakcie swej wedrówki. Trafia do wioski Courtempierre, w której postanawia się zatrzymać. W nocy do jego pokoju wchodzi tajemniczy stary człowiek i pozostawia mu zapieczętowana paczkę, którą Allan ma otworzyć po jego śmierci. Następnego dnia Allan trafia do posiadłości, w której starzec umiera... W paczce znajduje się książka "Dziwne opowieści o wampirach". Allan zaczyna domyslać się, na co jest chora córka lorda, Léone, i postanawia ją uratować...
Nietypowy film w twórczości Dreyera oparty na prozie Sheridana le Fanu. Jest to jego pierwszy dźwiękowy film, a w dodatku nakręcony na zamówienie bogatego entuzjasty kina, barona Nicolasa de Gunzburga, który pod pseudonimem Juliana Westa zagrał główna rolę. Oprócz Sybille Schmitz, w filmie nie występują zawodowi aktorzy. Film jest oniryczną, nie zawsze spójną wizją walki dobra ze złem. W "Wampirze" dominuje kolor biały, co jednak nie przeszkadza w osiągnięciu niepokojącej atmosfery. Scena wędrówki pustym młynem należy chyba do jednej z najwcześniejszych w historii kina scen przedstawiających bohatera znajdującego się w obliczu nieznanego zagrożenia, gdy przemierza zapuszczony i opuszczony budynek na odludziu. Mamy tu też zbliżenie przekręcającej się gałki i wolno otwierające się drzwi. Wszystko to jest dziś eksploatowane w horrorach i należy do klasycznych chwytów. Atmosferę w "Wampirze" nakręca także spowolnienie ruchu aktorów. Klimat i atmosfera (a także zdjęcia i montaż) należą do największych atutów filmu, bo sama treść jest raczej banalna. Niemniej ja czerpię ogromną radość z samego oglądania filmu od strony wizualnej, tak jak bym przypatrywał się któremuś obrazowi Breughla, z napawania się kompozycją poszczególnych kadrów - i tego film Dreyera dostarcza mi pełnymi garściami, wzbogacając to o fantastyczny klimat.

Dwa single Steel Mill

16. "Światła wielkiego miasta" (1931)









"Światła wielkiego miasta" (City Lights), reż. Charles Chaplin (usa, 1931). W wyniku pomyłki niewidoma kwiaciarka bierze włóczęgę za milionera. Ten oddaje jej swój ostatni grosz za kwiat do butonierki. Inny zbieg oikoliczności sprawia, że Charlie odwodzi od samobójczej śmierci milionera, który w stanie zawiania jest zapewnia włóczędze swą dozgonną wdzięczność i przyjaźń, jednak gdy jest trzeźwy nie poznaje trampa. Jednak jako że lubi sobie wypić i preferuje zabawę, stany jego wciąż się zmieniaja... Charlie podkochuje się w kwiaciarce. Postanawia pomóc dziewczynie w opłaceniu zaległego czynszu i pozyskać pieniądze na operację oczu.
Gdy pojawił się w filmie dźwięk, Chaplin miał poważne wątpliwości odnośnie swojej przyszłości, uważał bowiem, że jego postać nie powinna mówić, pantomima jest bowiem jej największym atutem. Postanowił jednak zaryzykować, gdyż wyszedł z założenia, iż dla wielu ludzi nieme kino miało jescze znaczenie. Powstał film udany i kasowy. Chaplin mógł sobie spokojnie przez kilka nastepnych lat podróżować po Europie i Azji.
Dla mnie najlepszą sceną w "Światłach wielkiego miasta" jest bokserska walka. Prawdziwym mistrzostwem jest to, jak przeciwnik Charliego uczy się jego uników i w miarę upływu czasu zaczyna je przewidywać i uprzedzać. Otwierająca film scena na pomniku też przednia. Jedzenie spaghetti także super, ale "zabawa" z brakującym krzesłem już jakby z innej epoki (chociaż kto wie, czy to nie jest nawiązanie do czasów beztroskiej burleski). Jednak "Światła..." to nie jest stricte komedia; sporo w filmie sentymentalizmu i jak to u Chaplina bywa, jego humor potrafi być bardzo gorzki. Wątek niewidomej kwiaciarki, biedy, zaległości w czynszu, wyższości gazeciarzy nad trampem, pracy przy zbieraniu śmieci z ulicy - to nie jest raczej komiczne. I chociaż Chaplin potrafi wywołać komiczną sytuację z wszystkiego, to pozostaje jednak wrażenie drugiego dna.
Wizualnie film jest perfekcyjny. Kamera raczej nie szaleje, ale jest starannie ustawiana i patrzy na akcje pod wieloma kątami. W scenie w klubie jest chyba najbardziej ruchoma: zaczyna się od pokazania z bliska orkiesttry, po czym kamera zaczyna cofać się przez gęsto zbity roztańczony tłum.
Końcówa scena filmu, w której widząca już kwiaciarka rozpoznaje swego dobroczyńcę poprzez dotyk dłoni, należy dla mnie do jednej z najbardziej wzruszających scen w kinie.

15. "Lalka z milionami" (1928)





"Lalka z milionami" (Kukla s millionami), reż. Sergiej Komarow, ZSRR 1928. Komedia sytuacyjna oparta na czasem śmiesznych, czasem mniej śmiesznych gagach. W Paryżu umiera starsza pani. W testamencie decyduje, że cały majątek należy do zamieszkałej w Moskwie wnuczki Marii Iwanownej, w której posiadaniu są także warte miliony akcje ukryte w lalce. Dwóch fircyków Pierre i Paul wyruszaja do Moskwy, by odnaleźć Marię i oświadczyć się jej. Za nimi rusza kochanka Pierra, Blanche. Film sympatyczny i jesli jakiś wróg ludu dostaje tu w nos, to jest nim bioracy łapówki ksiądz. Satyra na pazerność, nieprzebieranie w srodkach, pyszałkowatość. Najbardziej absurdalna scena jest ta, gdy Paul przybywa na dworzec w Moskwie i od razu widzi kiosk z lalkami - po kolei rozpruwa każdą z nich, jak gdyby Maria Iwanowna na dworcu kolejowym trzymała swoja lalkę. Paryżanie mówią też i doskonale rozumieją po rosyjsku. Niezła jest akcja podkradania w parku piastujacym dzieci nianiom lalek, gdy podczas rozpakowywania w domu "łupów" okazuje się, że Paul podkradł przy okazji nieświadomie niemowlaka. W sumie fajne nieco trącące lamusem (ale to niekoniecznie jest wadą) kino.