środa, 23 września 2009

20. "Ludzie za mgłą" (1938)












"Le quai des brumes", reż. Marcel Carné (Francja, 1938). Dezerter Jean znajduje schronienie w knajpce Panamy, gdzie poznaje Nelly. Terroryzuje ją Zabel, którego Nelly podejrzewa o zabójstwo swego kochanka, Maurice'a. Jedno ze szczytowych osiągnięć francuskiego realizmu poetyckiego. Świetna (i tragiczna) rola Jeana Gabina. Film przepełniony mrokiem, nocą i mgłą. Gęsta atmosfera zagubienia, samotności, melancholii, beznadziei. Film odzwierciedlał nastrój niepokoju przed wybuchem wojny. Bohaterami są zwykli ludzie traktowani jako symbole. Tematem - zagmatwane losy.

19. "The Crowd" (1928)














"The Crowd", reż. King Vidor [usa, 1928]. John Sims przybywa do Nowego Jorku w poszukiwaniu szczęścia, przepełniony wiara we własne siły i przekonany, że zostanie kimś wyjątkowym. Zaczyna biurową pracę i długo nie potrafi uwolnić się z jej monotonii. Poznaje dziewczynę, pobieraja się, ich życie staje się uwarunkowana społecznie igraszką...
Vidor nakręcił jeden z pierwszych filmów poświęconych alienacji człowieka pośród tłumu. Nie jest jednak w swoim zamierzeniu konsekwentny. Po zapierajacych dech w piersi scenach inspirowanych ewidentnie "Portierem z hotelu Atlantic" (strona wizualna, ruchoma kamera) i "Metropolis" (pracownicy biurowi jak kółko zębate w trybie wielkiej maszynerii), film się wycisza. Właściwie Vidor poprzestaje na wnikliwej obserwacji detali codziennego życia, wzlotów i upadków, radości i tragedii.W tej codzienności zatracają się ideały bohatera, John Sims niczego nie osiąga, a nawet z trudem udaje się mu utrzymać, to co już ma. Film pokazuje bez ogródek społeczny aspekt życia w wielkim bezdusznym mieście, w którym nie każdy jednak może zostać prezydentem czy Rockefellerem; mamy pokazaną bezpardonową walkę o pracę, pauperyzację, bezduszność. Sims nie jest jednak jedynie zagubiony w tłumie, jest też zagubiony wewnętrznie, słaby i omamiony uesańskim mitem sukcesu."Człowiek z tłumu" jest z pewnością dramatem, ale też w sporej mierze groteską i satyrą.

wtorek, 22 września 2009

18. "Golem" (1920)








"Golem" (Der Golem, wie er in die Welt kam), reż. Paul Wegener (Niemcy 1920). Cesarz Rudolf II postanawia zlikwidować praskie getto. Rabin Löw, pragnąc ocalić gminę żydowską, przywołuje czarami potężne moce (z pomoca kabały wzywa Astarota) i ożywia glinianego kolosa, Golema, wkąłdając mu pod Gwiazdę Dawida na piersi kartkę z magiczna formułą. Traci jednak nad nim kontrolę; Golem zamiast ratować getto, popada w niszczycielski szał...
Perełka niemieckiego kina. Wegener grał w 1913 roku główna rolę w "Studencie z Pragi", filmie uważanym za prekursorski dla niemieckiego ekspresjonizmmu, w 1914 roku - jako współreżyser z Gaalenem - nakręcił pierwszą wersję "Golema", ale widać, że temat mocno nurtował Wegenera, bo w 1920 roku sięgnął po niego po raz drugi. Z "Dziesiątej muzy" Iżykowskiego wiem, że oba filmy różnią się zakończeniem. Film można uznać za fantastyczny, pojawiają się w nim nieziemskie moce, ożywa gliniana figura, stosuje się magię. Zresztą Wegener (o czym świadczy Iżykowski) lubował się w fantastyce, baśniach, w nierealnych światach. Niesamowite są w filmie dekoracje stworzone w studio: kręte i wąskie uliczki, koślawe domy z ostro zakończonymi, spadzistymi dachami - po prostu majstersztyk scenografii (przeciwieństwo tej z "Gabinetu doktora Caligari"). Pośród tych uliczek z wielkim rozmachem autor pokazuje panikę tłumu. Historia Golema obrazuje, jak to nad czym pozornie panujemy, może wymknąć się nam z rąk i obrócić przeciwko nam. W filmie mamy też wątek miłosny, nieco poboczny i niezbyt potrzebny dla fabuły, ale takie prawidła rządziły, rządzą i będą rządzić kinem zawsze - romans musi być
Golem jest chyba jednym z pierwszych pokazanych na ekranie monstrum, siejąc, gdziekolwiek się pojawi, grozę i przerażenie. Samym wyglądem nie budzi może strachu, ale przeraża siłą, bezwzględnością, automatyzmem w dążeniu do celu, odhumanizowaniem. Tym ciekawsze jest zakończenie filmu, którego nie zdradzę. Napiszę tylko, że wersja z 1913 roku zakończyła się upadkiem Golema z wysokiej wieży.

Golem i Mirjam (Paul Wegener i Lyda Salmonova):








Ekspresjonistyczne dekoracje:









Pierwszym filmem, w którym światło i cień padając na bryły i ekspresywna architekturę wywoływały wrażenie głebi, a zalety zmiennego oświetlenia i form nabierających symbolicznego znaczenia przewyższyły oststecznie malarskie wartości kaligaryzmu, była druga wersja "Golema".

Lionel Richard: Encyklopedia ekspresjonizmu, Warszawa 1996, s. 280.
--------------
Niedawno zrobiłem sobie wieczór z Caligarim i z golemem. No i w filmie Wegenera tknął mnie jeszcze silniej niż zawsze pewien kontrast. Mianowicie z dekretem o opuszczeniu getta (a wiadomo, jak wielkim nieszczęściem jest wygnanie) do rabiego udaje się lekkoduch, fircyk z bardzo długim piórem przypiętym do kapelusza i z kwiatem na wysokiej łodydze, którym sobie bez ustanku beztrosko macha. Jego swawolne ruchy i beztroskie zachowanie jaskrawie kontrastują z niedolą, którą przynosi Żydom w postaci zwiniętego w rulon i opieczętowanego pieczęcią cesarza dekretu.

I jeszcze jedno spostrzeżenie: w "Golemie" mamy w cesarskim pałacu podczas Święta Róż pokaz magii rabiego Löwa. Wyczarowuje on na ścianie obraz migrujących Żydów oraz Ahaswerusa. Jest to pięknie skomponowany pochód szeregu małych ludzi wędrujących w trzech poziomych harmonijnie pofałdowanych liniach. Pomyślałem sobie, że przecież jest to oczywisty film w filmie! Wizja rabina jest przecież rodzajem iluzji, podobnym do iluzji z taśmy filmowej.

17. "Wampir" (1931)












"Wampir" (Vampyr), reż. Carl Theodor Dreyer (Francja/Niemcy, 1931). Allan Grey bada kult diabła oraz przypadki wampiryzmu. Poszukuje śladów w trakcie swej wedrówki. Trafia do wioski Courtempierre, w której postanawia się zatrzymać. W nocy do jego pokoju wchodzi tajemniczy stary człowiek i pozostawia mu zapieczętowana paczkę, którą Allan ma otworzyć po jego śmierci. Następnego dnia Allan trafia do posiadłości, w której starzec umiera... W paczce znajduje się książka "Dziwne opowieści o wampirach". Allan zaczyna domyslać się, na co jest chora córka lorda, Léone, i postanawia ją uratować...
Nietypowy film w twórczości Dreyera oparty na prozie Sheridana le Fanu. Jest to jego pierwszy dźwiękowy film, a w dodatku nakręcony na zamówienie bogatego entuzjasty kina, barona Nicolasa de Gunzburga, który pod pseudonimem Juliana Westa zagrał główna rolę. Oprócz Sybille Schmitz, w filmie nie występują zawodowi aktorzy. Film jest oniryczną, nie zawsze spójną wizją walki dobra ze złem. W "Wampirze" dominuje kolor biały, co jednak nie przeszkadza w osiągnięciu niepokojącej atmosfery. Scena wędrówki pustym młynem należy chyba do jednej z najwcześniejszych w historii kina scen przedstawiających bohatera znajdującego się w obliczu nieznanego zagrożenia, gdy przemierza zapuszczony i opuszczony budynek na odludziu. Mamy tu też zbliżenie przekręcającej się gałki i wolno otwierające się drzwi. Wszystko to jest dziś eksploatowane w horrorach i należy do klasycznych chwytów. Atmosferę w "Wampirze" nakręca także spowolnienie ruchu aktorów. Klimat i atmosfera (a także zdjęcia i montaż) należą do największych atutów filmu, bo sama treść jest raczej banalna. Niemniej ja czerpię ogromną radość z samego oglądania filmu od strony wizualnej, tak jak bym przypatrywał się któremuś obrazowi Breughla, z napawania się kompozycją poszczególnych kadrów - i tego film Dreyera dostarcza mi pełnymi garściami, wzbogacając to o fantastyczny klimat.

Dwa single Steel Mill

16. "Światła wielkiego miasta" (1931)









"Światła wielkiego miasta" (City Lights), reż. Charles Chaplin (usa, 1931). W wyniku pomyłki niewidoma kwiaciarka bierze włóczęgę za milionera. Ten oddaje jej swój ostatni grosz za kwiat do butonierki. Inny zbieg oikoliczności sprawia, że Charlie odwodzi od samobójczej śmierci milionera, który w stanie zawiania jest zapewnia włóczędze swą dozgonną wdzięczność i przyjaźń, jednak gdy jest trzeźwy nie poznaje trampa. Jednak jako że lubi sobie wypić i preferuje zabawę, stany jego wciąż się zmieniaja... Charlie podkochuje się w kwiaciarce. Postanawia pomóc dziewczynie w opłaceniu zaległego czynszu i pozyskać pieniądze na operację oczu.
Gdy pojawił się w filmie dźwięk, Chaplin miał poważne wątpliwości odnośnie swojej przyszłości, uważał bowiem, że jego postać nie powinna mówić, pantomima jest bowiem jej największym atutem. Postanowił jednak zaryzykować, gdyż wyszedł z założenia, iż dla wielu ludzi nieme kino miało jescze znaczenie. Powstał film udany i kasowy. Chaplin mógł sobie spokojnie przez kilka nastepnych lat podróżować po Europie i Azji.
Dla mnie najlepszą sceną w "Światłach wielkiego miasta" jest bokserska walka. Prawdziwym mistrzostwem jest to, jak przeciwnik Charliego uczy się jego uników i w miarę upływu czasu zaczyna je przewidywać i uprzedzać. Otwierająca film scena na pomniku też przednia. Jedzenie spaghetti także super, ale "zabawa" z brakującym krzesłem już jakby z innej epoki (chociaż kto wie, czy to nie jest nawiązanie do czasów beztroskiej burleski). Jednak "Światła..." to nie jest stricte komedia; sporo w filmie sentymentalizmu i jak to u Chaplina bywa, jego humor potrafi być bardzo gorzki. Wątek niewidomej kwiaciarki, biedy, zaległości w czynszu, wyższości gazeciarzy nad trampem, pracy przy zbieraniu śmieci z ulicy - to nie jest raczej komiczne. I chociaż Chaplin potrafi wywołać komiczną sytuację z wszystkiego, to pozostaje jednak wrażenie drugiego dna.
Wizualnie film jest perfekcyjny. Kamera raczej nie szaleje, ale jest starannie ustawiana i patrzy na akcje pod wieloma kątami. W scenie w klubie jest chyba najbardziej ruchoma: zaczyna się od pokazania z bliska orkiesttry, po czym kamera zaczyna cofać się przez gęsto zbity roztańczony tłum.
Końcówa scena filmu, w której widząca już kwiaciarka rozpoznaje swego dobroczyńcę poprzez dotyk dłoni, należy dla mnie do jednej z najbardziej wzruszających scen w kinie.

15. "Lalka z milionami" (1928)





"Lalka z milionami" (Kukla s millionami), reż. Sergiej Komarow, ZSRR 1928. Komedia sytuacyjna oparta na czasem śmiesznych, czasem mniej śmiesznych gagach. W Paryżu umiera starsza pani. W testamencie decyduje, że cały majątek należy do zamieszkałej w Moskwie wnuczki Marii Iwanownej, w której posiadaniu są także warte miliony akcje ukryte w lalce. Dwóch fircyków Pierre i Paul wyruszaja do Moskwy, by odnaleźć Marię i oświadczyć się jej. Za nimi rusza kochanka Pierra, Blanche. Film sympatyczny i jesli jakiś wróg ludu dostaje tu w nos, to jest nim bioracy łapówki ksiądz. Satyra na pazerność, nieprzebieranie w srodkach, pyszałkowatość. Najbardziej absurdalna scena jest ta, gdy Paul przybywa na dworzec w Moskwie i od razu widzi kiosk z lalkami - po kolei rozpruwa każdą z nich, jak gdyby Maria Iwanowna na dworcu kolejowym trzymała swoja lalkę. Paryżanie mówią też i doskonale rozumieją po rosyjsku. Niezła jest akcja podkradania w parku piastujacym dzieci nianiom lalek, gdy podczas rozpakowywania w domu "łupów" okazuje się, że Paul podkradł przy okazji nieświadomie niemowlaka. W sumie fajne nieco trącące lamusem (ale to niekoniecznie jest wadą) kino.

14. "Miłość we troje" (1927)

"Miłość we troje" (Tretya meshchanskaya), reż. Abram Room, ZSRR 1927. Kolia żyje sobie spokojnie z Marią w suterenie na ul. Mieszczańskiej 3 (stąd oryginalny tytuł; angielski brzmi "Bed and Sofa"); jest pogodnym, wesołym inzynierem, który własnie renowuje teatr Bolszoj w Moskwie (świetne ujęcia z dachu!), a Maria zajmuje się ich małym gospodarstwem i leniwym kocurem. Pewnego dnia Kolia spotyka przybyłego do Moskwy kolegę z wojska, Wołodię (film zaczyna się wysmienicie zsynchronizowanymi scenami pobudki w domu Marii i Kolii oraz podrózy pociagiem do Moskwy Wołodii). Kolia proponuje Wołodii nocleg u siebie, jednak nastepnego dnia otrzymuje delegację i zmuszony jest zostawić go na kilka dni w domu ze swoja żoną. Kolia ufa Wołodii, ten jednak nadużywa zaufania swego kolegi i uwodzi mu żonę. Powstaje osobliwy trójkąt... Film Rooma jest niesamowity. Nie ma w nim cienia propagandy sowieckiej. Reżyser skupia się całkowice na powikłanej sytuacji osobistej bohaterów, umiejetnie zmienia układy i zmienia role, prowadząc widza aż do finału, który chyba jednak zaskakuje.

13. "Ekstaza" (1933)

"Ekstaza", reż. Gustav Machatý (Czechosłowacja/Austria, 1933). To drugi znaczący film tego czaskiego reżysera, który miał już za sobą współpracę z Griffithem i von Stroheimem. "Ekstase" jest już filmem dźwiękowym, ale wyraźnie widać, że reżyser lepiej czuł się w gatunku kina niemego, ponieważ bohaterowie mówią w filmie dopiero gdy naprawde muszą coś powiedzieć. Dialogi sa oszczedne, ale to bardzo pozytywnie wpłynęło na forme filmu. Znów mamy długie ujęcia przyrody, nieby nieważnych zjawisk. Film zaczyna się od ponad 10-ciominutowej sekwencji nocy poślubnej. Mąż nie staje na wyskości zadania. Następnie mamy ujęcie dancingu w jakimś kurorcie wypoczynkowym, które jest właściwie teledyskiem, ilustracją do piosenki... Następnie pokazana jest migawkowo wizyta u adwokata w sprawie rozwodu i rozgoryczoona żona wraca do ojca na wieś. Historia prosta, banalna, wzięta z codzienności, a jednak pokazana po mistrzowsku. Środek film to nowatorska scena kąpieli Hedy Lamarr, jedna z pierwszych odważnych nagich scen w historii kina, ale to jeszcze nie wszystko, ponieważ koń Hedy się płoszy i biedna kobieta goni go polami, wzgórzami, stokami w stroju Ewy. Nie ma w tym nic wulgarnego czy trywialnego. ratuje ją z opresji robotnik zatrudniony przy budowie mostu. Oboje leżą na wzgórzu, posród kwiatów i traw - czysta poezja. Taki właśnie jest Machatý - pokazuje brutalny realizm życia, mieszając go z metaforami i z poezją. Nie ma wątpliwości, że jest to film artystyczny.

12. "Erotikon" (1929)

"Erotikon", reż. Gustav Machatý (Czechosłowacja, 1929). Jest to podobno jeden z pierwszych czeskich filmów, który zyskał międzynarodowy rozgłos. Wyraźnie widać, że reżyser inspirował się niemieckim kammerspielfilm, a na pewno "Portierem z hotelu Atlantic" Murnaua. "Erotikon" jest dla mnie w warstwie wizualnej majstersztykiem. Kamera tworzy niesamowity nastrój, lubuje się w pokazywaniu szczegółów, na przykład kropli wody spływającej po szybie w bardzo dużym zblizeniu, albo mosiężnej pałeczki uderzającej o dzwonek telefonu. To wszystko nadaje w sumie porstej historii dziwewczyny, która zapłonęła uczuciem do niewłasciwego mężczyzny, innego wymiaru. Powstał dramat z wieloma symbolicznymi czy też metaforycznymi wstawkami wizualnymi - kameralny, piękny, smutny, dramatyczny i oczywiście nieco naiwny dla patrzących na filmy przez pryzmat współczesności, jednak absolutnie nie rażący, drażniący czy irytujący. Film Machatý'ego posiada dwa fantastyczne fragmenty. Pierwszym z nich jest erotyczna scena podzielona na dwa fragmenty: niespokojne i pełne nepięcia oczekiwanie dziewczyny w łóżku na rozwój wypadków i następujące potem zbliżenie. Oba pokazane niezwykle sensualistycznie i na pewno jak na tamte lata bardzo śmiałe. Drugim jest gra w szachy - moment dramatyczny, pełę napięcia - ale to trzeba obejrzeć, bo nie ma potrzeby zdradzać rozwój wypadków, a do przedstawienia wiedza, co się zdarzyło, jest niezbedna (film można zobaczyć bez problemu na youtube). Mnie film Gustava Machatý'ego zachwycił, oszołomił i zdumiał. bardzo, bardzo dobre kino.

11. "Hilde Warren und der Tod" (1917)

"Hilde Warren i śmierć" (Hilde Warren und der Tod), reż. Joe May, Niemcy 1917. Film według scenariusza Fritza Langa i z jego epizodycznym udziałem (ale konia z rzędem dla tego, kto mi go wskaże). O rękę Hilde Warren, wziętą aktorkę (gra ja Mia May, żona reżysera), ubiega się właściciel teatru Hans von Wengraf, ta jednak oddaje ją przestępcy Hectorowi. Hektor wkrótce po napadzie na bank zostaje ujęty, ale Hilde jest w ciąży. Nieustępliwie odrzuca jednak zaloty Hansa. Hilde nawiedza przeraźliwie wychudzona Śmierć (gra ja Georg John, a nie Fritz Lang, jak twierdzi filmweb), kusząc aktorkę, by z nią poszła. Syn Hildy rośnie i wkrótce wkracza na przestępczą drogę jak jego ojciec. Hilda zabija swego syna i w więziennej celli przyjmuje kolejną propozycję Śmierci. No cóż, nawet ja, fan niemego kina i miłośnik twórczości Langa (a i "Asfalt" Maya cenię wysoko) nie moge napisać zbyt wiele dobrego o tym filmie. Temat niby dobry i myślę, że Lang, gdyby wziął go na warsztat 5 lat później, wycisnąłby z niego znacznie więcej. A tak mamy statyczny i spokojnie snujący się obraz, w którym nawet aresztowanie Hectora i zabójstwo syna niczym się nie wyróżnia. Jedynie widmo Śmierci jest niesamowita.