sobota, 23 czerwca 2018

Henryk Waniek „Finis Silesiae"
































       Nie wiem, czy macie to samo co ja uczucie podczas lektury książek opowiadających o minionych czasach, kiedy ogarnia mnie tęsknota i żal za tym, co minęło, odeszło, nie wróci, pozostało szczątkowe i niewyraźne? To jest uczucie bardzo dziwne, a zarazem naturalne, gdyż gdybyśmy mieli więcej czasu zastanowić się nad tym, stwierdzilibyśmy wszechobecność odchodzenia, przemijania, zapadania w niepamięć. Każda sekunda jest błyskiem i agonią zarazem. Henryk Waniek w swej powieści wywołał we mnie takie właśnie myśli, takie emocje. Wszystko to spotęgowane jest u mnie jeszcze bardziej dlatego, że akcja książki rozgrywa się w miejscach doskonale mi znanych i bliskich mojemu sercu. Jednak czyż każdy czytelnik nie wyobrazi sobie podczas lektury "Finis Silesiae" swego regionu? Każde miejsce ma przecież swoją przeszłość, swą — że tak się wyrażę minioność.
       Akcja "Finis Silesiae" rozgrywa się pod koniec lat trzydziestych w Gleiwitz (Gliwice) oraz Beuthen (Bytom), dwóch śląskich miastach, w których mieszkają bohaterowie, on zakochany w niej dorobkujący fotograf oraz ona, jego muza. Oboje są Niemcami, oboje Ślązakami, oboje są młodzi i obojgu wydaje się, że ich czas trwa niewzruszenie, że ich młodość nigdy się nie skończy, że wszystko można przezwyciężyć, że tu i teraz w tej ziemi rosną ich korzenie. Równocześnie wchodzą w dorosłe życie, nie zawsze jednak są razem. "Finis Silesiae" to fantazja na temat ich miłości, równocześnie historia ich rozłąki, oddaleń i powrotów.
       Dlaczego fantazja? Waniek wpadł na pomysł napisania swej książki, kiedy wpadł mu w ręce wydany w 1942 roku album "Die schlesische Landschaft", na który składają się 163 fotografie Śląska wykonane w drugiej połowie lat 30-tych. Wańka zaintrygowały w tym wydawnictwie dwie rzeczy. Pierwsza, uderzająca i zastanawiająca, to brak jak na owe czasy na fotografiach w albumie propagandy; nie ma flag ze swastyką, ani mundurów, są krajobrazy, góry i lasy. Druga, bardziej tajemnicza, to przewijająca się na zdjęciach postać zagadkowej kobiety, zawsze z odwrócona od obiektywu twarzą. To musiało intrygować, zastanawiać, kusić do stworzenia literackiej opowieści o związku fotografa z jego enigmatyczną ukochaną. Waniek nie oparł się pokusie i napisał swą fantazję na temat miłości tych dwojga ludzi. Książka niby jest fikcją, lecz wiele w niej faktów.
       Granice. Ta kwestia pojawia się w powieści Wańka wielokrotnie i w różnym sensie. Paul i Brigitte mieszkają na granicy Niemiec i Polski, to granica dzieląca dwa państwa, dwa światy, ale też przebiegająca niewidocznymi barierami pomiędzy domami i ludzkimi sercami. Jest to podział ziemi śląskiej na dwa narodowe żywioły. Granica przebiega także pomiędzy pojmowaniem przez Paula fotografii a zapotrzebowaniem na taką o całkiem innym charakterze przez ówczesną prasę. Granicami podzielone są poglądy, pojmowanie świata, stosunek do ludzi, do władzy. Pomiędzy uczuciem Brigitte i uczuciem Paula także biegnie granica. Podzielone są przestrzenie i podzielone czasy. Czas powieści u Wańka lubi wyprzedzenia, wędrówki w przyszłość, podobnie jej autor lubi porównywać i eksponować różnice, kontrastować dawne z przyszłym, dawne z dawnym, teraz z teraz. Przez 60 lat wiele się zmieniło, jednak zdarza się i tak, że w tym czasie cos pozostało o dziwo bez zmian; i na to wrażliwość Wańka jest wyczulona.
       Piękno powieści Wańka nie polega jedynie na przedstawieniu historii uczucia Brigitte i Paula. Waniek swym piórem dokonuje próby uchwycenia minionego czasu w podobny sposób, jakiego użył protoplasta Paula, tworząc swój album z fotografiami Górnego i Dolnego Śląska. Czy chciał tym samym wykreować przeszłość, ukazać ją w pożądanym przez siebie świetle, podobnie jak fotografia Paula ignorując istnienie nazistowskich mundurów i reżymu Hitlera, kreowała Śląsk wolny od polityki? Nie wiem do końca. 
       Ujęcie tematu jest oryginalne, gdyż znam chyba tylko przykład Horsta Bienka, który opisywał w swych książkach przedwojenne Gliwice, utrwalał ich czas miniony, a tym samym własne dzieciństwo spędzone w tym mieście. Po wojnie jednakże obaj pisarze znaleźli się po dwóch różnych stronach granicy i to, co wolno było napisać po jej zachodniej stronie, na wschód od niej było, delikatnie mówiąc, niewskazane. Powieść Wańka wypełnia lukę w polskiej literaturze, opowiadając otwarcie o tym, że na Śląsku mieszkali Niemcy, którzy uważali ten region za swoje miejsce, za swą małą ojczyznę.
       "Finis Silesiae"... Koniec Śląska... Koniec pewnego okresu historycznego, zmiana, jak nadeszła wraz z zakończeniem wojny... Konieczność dziejowa, czy wielka ludzka tragedia, którą jest przymus opuszczenia swego domu na zawsze? Ani Śląsk, ani jego mieszkańcy nie byli potem już tacy sami. Zmiana władzy, przesunięcie granic, wiązały się ze zmianą mentalności, z innym gospodarowaniem, z — jak się to później okazało — degradacją tej ziemi, upadkiem przemysłu.. To wszystko można wyczuć w książce tylko podskórnie; głównym tematem jest obraz schyłku epoki, zmierzanie do kresu. Fotografia w książce stanowi symboliczną próbę przeciwstawienia się temu. Takim samym buntem jest miłość dwojga młodych ludzi, ich potrzeba wspólnego spędzania czasu, podejmowane podróże, rozmowy, trzymanie się za rękę, łączące ich sprawy, fascynacja przyrodą i urodą śląskiej ziemi od Gór Izerskich po Katowice.
       Wszystko, co odeszło, nigdy już nie wróci. Banalne, do szpiku kości, aczkolwiek prawdziwe stwierdzenie. Pozostają ślady, strzępy, urywki, fotografie. Odchodzą ludzie, którzy mogliby je opisać, snuć na ich kanwie opowieści. Całe szczęście, że mamy chociaż utrwalone sekundy minionych chwil. I piękne nostalgiczne opowieści o ludziach zamieszkujących kiedyś dawno, dawno temu kraje położone za siedmioma morzami, za siedmioma górami czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz